Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 21 kwietnia 2024

O… ja cierpię dolę- moje polskie jaskinie (1).

 Mam fobię, związaną z przebywaniem w piwnicach, jaskiniach oraz zamkniętych pomieszczeniach.

Już mieszkając w leśniczówce, miałam problem z pójściem do piwnicy. Pomieszczenia w niej były niskie, ciasne, słabo oświetlone (wiadomo- oszczędzanie prądu), widać było tylko tyle, by wiedzieć, jak iść, lub coś w pomieszczeniu zrobić. Kąty mroczne, dla mnie przerażające. Zanim zapaliłam światło w kolejnej piwnicy, musiałam powstrzymywać się od wrzasku- wydawało mi się, że coś z niej wyskoczy, pożre mnie w całości, choć wtedy stanowiłam jedynie przekąskę. No chyba, że to coś lubiło młode kości. I to paraliżujące odczucie, że zaraz sufit zwali mi się na głowę, a ściany mnie zacisną.

Mając takie doświadczenia, na samą myśl o zwiedzaniu jakiejkolwiek jaskini, robiło mi się słabo i czułam wielki wewnętrzny opór- żadną siłą mnie do niej nie wciśniecie. A jednak…

Pierwszą, trudno powiedzieć tak o niej, „jaskinię”, zaliczyłam w Wieliczce. Dla mnie to wszystko jedno czy kopalnia, czy jaskinia- sufit i tak może zawalić mi się tonami ziemi i skał na głowę. Brrrrr. Nie było wyjścia, kiedy uczyłam w szkle podstawowej, każda klasa miała w planie dwie wycieczki w roku szkolnym. No i akurat każda MUSIAŁA zwiedzać kopalnię soli w Wieliczce. Powiedz tu dzieciakom, że za Chiny Ludowe nie dasz się na dół wcisnąć, no powiedz. W Wieliczce byłam 3 razy, za każdym razem schodziłam- zjeżdżałam na dół z szalejącym sercem i skupiając się głównie na uczniach, hamowałam własne lęki. Nie można było przecież im pokazać, że nauczycielka panicznie boi się jaskiń. Musiałam też uspokajać dzieciaki, bo wśród nich były i takie, które miały podobne fobie. 

Pierwsza wycieczka do Wieliczki- chyba rok 1991. Wszystkie zdjęcia są niewyraźne, bo je sfotografowałam z papierowych zdjęć.

Patrzę na moje "adekwatnie" dobrane do takiej wycieczki buciki😟😂, a Młoda jeszcze taka mała. jestem opiekunem dodatkowym, bez swojej klasy.

Tu następna- rok 1994- z moją V klasą.
 

Na sobie mam kurtkę Młodej- nawiasem, sama ją uszyłam ( wtedy dużo rzeczy sama szyłam dla siebie u dzieci). A Młoda, gorąca dziewczyna, jako jedyna w krótkim rękawku😄😄😄

Z klasą zwiedziliśmy równie Jaskinię Łokietka- taka bździągwa jaskinka, ale też mi dała popalić. W dodatku moje własne dziecię (nauczycielskie dzieci z reguły jeździły z rodzicami na wycieczki klasowe- moja córa prawie na wszystkie moje i wszystkie swoje), gadając do koleżanki, nie zauważyło występu w górnej skale i z całej siły grzmotnęło się w głowę. I może właśnie ratowanie własnego dziecka tak odwróciło moją uwagę od ciasnoty jaskini, że cała impreza w niej przebiegła dla mnie mało boleśnie.

 Zaliczyliśmy również Jaskinię Niedźwiedzią w Sudetach. Powiedzmy ładna była, jednak moja chęć ucieczki z niej, przeważała nad jej urodą. Ważne, że dzieciaki były zadowolone. W Polsce zwiedziłam jeszcze dwa takie miejsca, w których ze strachu cała drętwiałam. Jedno to jaskinia w Dolinie Strążyskiej (?), w Tatrach. Moje już mocno podrośnięte dziecię, które podróżowało ze mną we wszystkie możliwe miejsca wycieczkowe, organizowane przez szkołę, koniecznie musiało dodawać sobie i mnie wrażeń. Idziemy sobie we dwójkę Doliną Strążyską (wycieczka grona pedagogicznego- ludzie porozłazili się wokół Zakopanego według własnych upodobań) i ona zaczyna do mnie zagajać

- Wiesz tu jest taka fajna jaskinia, byliśmy tu z klasą.

- Matko, babo, przecież wiesz, że ja do żadnej dziury pod ziemię nie zejdę, ani żadnej innej- bronię się i cierpnę, że, znając moją córę, jednak tę jaskinię będę musiała zaliczyć.

- Ale ona nie jest taka wielka i szybko nią przejdziemy. Wiesz ona jest tu niedaleko, tylko tą ścieżką pod górę 10 minut i już jesteśmy- upiera się przy swoim i macha ręką do tyłu- Tam była tabliczka ze strzałką ku jaskini.

- No nie wiem, wolę jednak sobie iść  po równym, nawet nie musimy dojść do schroniska- fajnie mi się szło, słoneczko grzało, widoki przecudne, po co mi się pchać w skały. Jednak widzę jej zawiedzioną minę, a w oczach ogromną chęć zwiedzenia jaskini.

- No dobra, idziemy- poddaję się- Ale musimy zdążyć wrócić do autobusu.

Poszłyśmy za strzałką na tabliczce, jednak nie przeczytałam czasu przejścia. Idziemy pod górę stromą ścieżką w wysokim lesie, po skałach, a co dziura czy ciemniejsze miejsce powyżej, to Młoda mówi do mnie uspokajająco

-  Popatrz, to już na pewno tu.

Po czym plama okazuje się rumowiskiem głazów, kępą krzaczorów czy faktycznie dziurą skale, ale nie wejściem do jaskini.

Ja do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, że jednak do tej jaskini dotarłyśmy (po prawie godzinnej wspinaczce stromym chodniczkiem). Na pewno to była jakaś boczna trasa, bo główna trasa do jaskini wiedzie zupełnie inną doliną.

 No i czytam w Internecie, że to jaskinia „Dziura” i tam trzeba mieć latarkę, samemu się zwiedza, a ja pamiętam, że był tam przewodnik, a może podpięłyśmy się pod jakąś wycieczkę z przewodnikiem, ktoś oświetlił nam drogę, nie pamiętam? W każdym razie przeszłyśmy ją bez dodatkowych przygód. Jaskinię przeżyłam, a Młoda miała dodatkową radochę. Patrząc na film, kręcony w tej jaskini, jestem pewna, że tam byłam. Zwłaszcza wyjście zapamiętałam.

 Sztolnia Czarnego Pstrąga w Tarnowskich Górach- to był dla mnie horror. Nie dość, że chodnik kopalniany z nisko zwieszonym sufitem i tak wąski, że jak wyciągnęłam ręce w bok, to dotykałam ścian, to jeszcze woda miejscami głęboka oraz zaliczanie trasy na wąskich łodziach. Ponieważ było nas trochę, to w trasę popłynęły dwie, albo trzy łodzie- nie pamiętam. Dzieciaki też chyba mocno przeżywały, bo momentami było cicho jak makiem zasiał, a przewodnik nie miał problemów z uciszaniem ich, by opowiadać historię kopalni. Moja wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach- dół  metr/metry czarnej, lodowatej wody, góra nisko i kilkadziesiąt metrów skał nad głową, miejscami trzeba było, siedząc w łodzi, pochylać, by nie złapać guza. I pamiętać, by łodzią nie chybotać oraz by trzymać ręce przy sobie- takie ostrzeżenie dostaliśmy na początku trasy. Jedyne chybotanie było dziełem przewodnika, który przesuwał łódkę po wodzie, odpychając się rękami od ścian. To chyba była najgorsza wycieczka klasowa w mojej nauczycielskiej karierze. Z trudem wytrzymałam do wyjścia na powierzchnię. Całe szczęście, że dzieciaki były tak podekscytowane, iż nie zauważyły mojej trupiej bladości na twarzy. A skąd o niej wiem? Koleżanka, co chwilę pytała, jak się czuję i czy wytrzymam. Pod ziemią siedzieliśmy około dwóch godzin, a po wyjściu na powierzchnię przysięgłam sobie, że nigdy więcej żadnej kopalni, żadnej jaskini, żadnych katakumb (w korytarze Twierdzy Kłodzkiej odmówiłam wejścia i zostałam pilnować uczniów, którzy też nie mieli na nie ochoty).

Jednak życie dziwnie się plecie- moje zarzekania się były takie, jak u żaby, która mówiła, że już do wody nie wskoczy… nigdy… NEVER… a potem chlup do stawu i tyle ją było widać.

Zatem jeszcze dwa razy byłam w jaskiniach. To były Jaskinie Demanowskie na  Słowacji, ale o tym innym razem.

 


P.S. Mam niewiele zdjęć z tych wycieczek. To były lata 90., nie miałam własnego aparatu, a nie zawsze udało mi się od kogoś pożyczyć. Aparaty były jeszcze na klisze. Mam dużo rolek z filmami, nie wiem jednak, czy są one jeszcze do wykorzystania. Sporą część zdjęć, z wycieczek, musiałam wyrzucić, bo były do niczego. Poza tym,  zajęta byłam pilnowaniem dzieciaków- na wycieczkach jest często tak, że pochylisz się, by zawiązać sznurówkę, a w tym czasie już jest bójka, albo inne skręcenie nogi. To były dzieci z podstawówki, a takim to naprawdę różne głupoty do głowy strzelają w najmniej spodziewanym momencie. Długo opowiadać- można mieć do nich zaufanie zamiast a i tak zawsze się coś wykoci.  Dlatego zamiast robić zdjęcia, uważałam na bezpieczeństwo uczniów.  Ze sztolni i jaskiń zdjęcia nie wyszły. Mam za to zdjęcia z nieistniejącej już w Stroniu Śląskim huty szkła (to następna dziedzina sztuki, którą chciałabym opanować, ale…. No właśnie). To ta sama wycieczka- Jaskinia Niedźwiedzia jest w Kletnie niedaleko huty.


 

25 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. To znaczy? Buciki w kopalni? W zasadzie, to wcale one tak nie pasowały. Nie pasowały do całej wycieczki, ale potem zmieniłam je na adidasy- Pieniny.
      A i sandały na skarpetki:))):):):)

      Usuń
    2. to też, ale te bluzy i dresy, kolorystyka i chyba głownie z kreszu szyte

      Usuń
    3. Ja sobie kresz chwaliłam- lekki, w miarę chroniący, wygodny. Jednak kurtkę dla córy uszyłam z zupełnie innych materiałów i była na podszewce. Dół był chyba z popeliny , a karczek też jakiegoś podobnego materiału. Miałam zapasy resztek, które kupowałam w sklepie z resztkami. Całkiem fajne kawałki się trafiały.

      Usuń
  2. jeśli ktoś wtedy umiał szyć, to wyglądał całkiem ładnie,i wzbudzał zainteresowanie, rzeczy dostepne w sklepach nie zachwycały, tak to pamiętam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko nieciekawe, ale często nie trafiałam w rozmiar. Miałam kroje z Burd, które kupowałam w antykwariacie, a szyć nauczyłam się niejako po drodze- dużo pomogła mi mama, która kapitalnie szyła. Ona miała talent po swojej mamie, utrzymującej, podczas wojny i po niej, rodzinę z szycia

      Usuń
  3. Byłam w iluś tam jaskiniach i też nie pałam do nich miłością, choć nie cierpię tak ja Ty. Dwie podobały mi się bardzo. Jedna w Czechach, druga na Maderze. Tę pierwszą pokonywaliśmy łodzią, ponieważ przepływa przez nią rzeka.
    Więcej pretensji mam do tego, że aby wejść do jaskini (logiczne, że to w dół), trzeba najpierw wspiąć się na jakąś parszywą górę. Kompletny bezsens. Tylko na Maderze było inaczej. Po bożemu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedaleko Brna jest formacja skał i pod nią jaskinia, chyba Jaskinia Wiedźmy się nazywa, jakoś tak. Tam też płynie się łodziami. Wybieraliśmy się, jednak jakoś zwlekam... zwlekam :):):)

      Usuń
    2. Ale przynajmniej nazwa ładna :-)

      Usuń
    3. No nie, sprawdziłam- tam jest Przepaść Macochy, i jaskinia Punkwy. Wszystko w Morawskim Krasie.

      Usuń
  4. Ale klimat dawnych lat!
    Kiedyś miałam mniej fobii i nawet w dzieciństwie zaliczyłam Jaskinię Raj tudzież groty w Ojcowie, gdzie zresztą zgubiliśmy się całą rodziną, bo babcia się zatrzymała na chwilę i wycieczka odeszła. Dopiero w autokarze ktoś zauważył, że nie ma państwa z dzieckiem i przewodnik po nas wrócił:)))
    Ale juz na Kubie odpuściłam jaskinie w Cienfuegos, żywa bym nie wyszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłam w jaskini Raj i raczej nie będę:):)Ale jaskinie z samego założenia, że to stare i pod ziemia, są bardzo interesujące. jak już weszłam do tej na Słowacji, to przestałam myśleć o tym, że mi się zwali na łepetynę, a gapiłam się jak głupia na stalagmity i stalaktyty- niesamowite.
      W Ojcowie tylko Łokietka, a i tak niewiele pamiętam z powodu zaliczenia skały przez młodą- to wyglądało dosyć poważnie- z pełnym impetem w wystający kant skalny trzasnęła. No i weź tu, pilnuj całej grupy, kiedy twoje dziecko "bryka":).

      Usuń
  5. Trochę jaskiń w życiu tez zaliczyłam, gdy nie myślę o tonach kamieni nad głową to jest nieźle. Najpiękniejsze jaskinie zwiedzaliśmy na Morawach.
    Wieliczka bardzo nam się podobała, ale nie czułam presji, bardziej działają na mnie wąskie ciemne korytarze i to straszliwe zimno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle mam opory wejść do jaskini, a potem momentami mnie paraliżuje ze strachu, że się zawali. No widzisz, a mnie Wieliczka w ogóle się nie podobała. faktycznie w tych jaskiniach jest zimno, tragicznie zimno było w Lodowej w Demanowskich.

      Usuń
  6. Na szczęście nie mam tej fobii. Inaczej nie mogłabym eksplorować swoich ulubionych jaskiń, kopalni i opuszczonych miejsc.
    Przyjemnie się patrzy na stare zdjęcia. Moja młodość w kreszowym dresie - obowiązkowym na każdej wycieczce. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieliczkę słabo pamiętam, byłam za młoda. A teraz z mężem chcieliśmy zwiedzić, bo on nie był, ale cena jest zaporowa. Za wartość biletu, zwiedziliśmy dwie kopalnie w Zabrzu.

      Usuń
    2. Kresz był bardzo wygodny no i dobrze się go prało, szybko był suchy. W sam raz na wypady w teren.
      Nie lubię jaskiń, a Wieliczka mi się nie podobała. Do kopalni nie zjadę, mam w głowie wypadki górników. Tutaj każdy dzień, kiedy górnik wróci do domu jest świętem.

      Usuń
  7. Do jaskini tej idzie się Doliną ku Dziurze i jest to dolina pomiędzy Doliną Strążyską a Doliną Białego. To mała Dolinka, zaledwie 1,5 km do przejścia. Nie przepadam za grotami, jaskiniami, kopalniami i innymi takimi rzeczami. Nigdy mnie nie intrygowały jaskinie.
    Wieliczkę niestety zaliczyłam kilka razy - raz ze szkolną wycieczką, a potem był to jeden z punktów co można zaprezentować gościom zagranicznym. I choć przez wiele lat łaziłam sporo po Tatrach (mąż się wspinał i szalenie chciał ze mnie zrobić taterniczkę, ale się nie dałam) to starannie omijałam wszelakie jaskinie. Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyśmy chciały od razu zaliczyć tę jaskinię, to poszłybyśmy Doliną ku Dziurze. To był dodatkowa atrakcja, którą wymogła córa, dlatego szłyśmy inną trasą.
      Oprócz klaustrofobii mam lęk wysokości, czyli łażenie po turniach, groniach i szczytach mnie w ogóle nie rajcuje. Mam problem z wyjazdem wyciągiem, a co dopiero stanąć na grani w Tatrach.
      Jakaś równowaga istnieje w moich fobiach- ani w górę, ani w dół:):)

      Usuń
  8. Ciekawe, jak odebrałabyś wycieczkę do MRU ( Międzyrzecki Rejon Umocniony )? :-)
    Może córka powinna Cię namówić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam sobie o MRU- może jest to interesujący obiekt, ale nie dla mnie. Do Twierdzy Kłodzkiej nie weszłam. Ja się fatalnie czuję w takich obiektach. Mam wrażenie, że do zaliczenia Dziury, córa namówiła mnie, bo to było urozmaicenie- jak nie po turniach, to przynajmniej do jaskini matkę namówić.
      II wojna zawsze mnie interesowała jako pola bitew, taktyka bitew, ale bez przesady- wolę teorię niż zwiedzanie szańców i linii umocnień.

      Usuń
  9. Nie mam raczej żadnych fobii😊choć pewnie nie skoczyłbym ze spadochronem np.bo bym się zwyczajnie bała.Najpiekniejsze jaskinie widziałam na Słowacji,mają ich trochę - Demianowskie zachwycaja.u nas Jaskinia Raj tez,bardzo.
    Zdjęcie jakby z czasów szkolnych mojej córki -;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie mamy córki w przybliżonym wieku:) Byłam w obu Jaskiniach Demianowskich, została jeszcze jedna do zwiedzenia. Jaskinia Swobody imponująca, Jaskinia Lodowa zupełnie inna, ale też zachwyciła mnie.

      Usuń
  10. Dla mnie w jaskiniach nie ma nic ciekawego i miłego, te stalaktyty i stalagmity ( któreś wiszące a któreś stojące), nacieki i zimno, ciemno i straszno, kapie i siąpi też czasem, chodzenie w kucki lub prawie na czworakach - ale byłam kilka razy by sprawdzić, że się nie myliłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam i mam mieszane odczucia- z jednej strony to, o czy piszesz, te przeszkody, a z drugiej jednak jest w nich pięknie. Nie we wszystkich, ale w słowackich bardzo mi się podobało.

      Usuń