Mam fobię, związaną z przebywaniem w piwnicach, jaskiniach oraz zamkniętych pomieszczeniach.
Już mieszkając w leśniczówce, miałam problem z pójściem do piwnicy. Pomieszczenia w niej były niskie, ciasne, słabo oświetlone (wiadomo- oszczędzanie prądu), widać było tylko tyle, by wiedzieć, jak iść, lub coś w pomieszczeniu zrobić. Kąty mroczne, dla mnie przerażające. Zanim zapaliłam światło w kolejnej piwnicy, musiałam powstrzymywać się od wrzasku- wydawało mi się, że coś z niej wyskoczy, pożre mnie w całości, choć wtedy stanowiłam jedynie przekąskę. No chyba, że to coś lubiło młode kości. I to paraliżujące odczucie, że zaraz sufit zwali mi się na głowę, a ściany mnie zacisną.
Mając takie doświadczenia, na samą myśl o zwiedzaniu jakiejkolwiek jaskini, robiło mi się słabo i czułam wielki wewnętrzny opór- żadną siłą mnie do niej nie wciśniecie. A jednak…
Pierwszą, trudno powiedzieć tak o niej, „jaskinię”, zaliczyłam w Wieliczce. Dla mnie to wszystko jedno czy kopalnia, czy jaskinia- sufit i tak może zawalić mi się tonami ziemi i skał na głowę. Brrrrr. Nie było wyjścia, kiedy uczyłam w szkle podstawowej, każda klasa miała w planie dwie wycieczki w roku szkolnym. No i akurat każda MUSIAŁA zwiedzać kopalnię soli w Wieliczce. Powiedz tu dzieciakom, że za Chiny Ludowe nie dasz się na dół wcisnąć, no powiedz. W Wieliczce byłam 3 razy, za każdym razem schodziłam- zjeżdżałam na dół z szalejącym sercem i skupiając się głównie na uczniach, hamowałam własne lęki. Nie można było przecież im pokazać, że nauczycielka panicznie boi się jaskiń. Musiałam też uspokajać dzieciaki, bo wśród nich były i takie, które miały podobne fobie.
Pierwsza wycieczka do Wieliczki- chyba rok 1991. Wszystkie zdjęcia są niewyraźne, bo je sfotografowałam z papierowych zdjęć.
Patrzę na moje "adekwatnie" dobrane do takiej wycieczki buciki😟😂, a Młoda jeszcze taka mała. jestem opiekunem dodatkowym, bez swojej klasy.
Tu następna- rok 1994- z moją V klasą.
Z klasą zwiedziliśmy równie Jaskinię Łokietka- taka bździągwa jaskinka, ale też mi dała popalić. W dodatku moje własne dziecię (nauczycielskie dzieci z reguły jeździły z rodzicami na wycieczki klasowe- moja córa prawie na wszystkie moje i wszystkie swoje), gadając do koleżanki, nie zauważyło występu w górnej skale i z całej siły grzmotnęło się w głowę. I może właśnie ratowanie własnego dziecka tak odwróciło moją uwagę od ciasnoty jaskini, że cała impreza w niej przebiegła dla mnie mało boleśnie.
- Wiesz tu jest taka fajna jaskinia, byliśmy tu z klasą.
- Matko, babo, przecież wiesz, że ja do żadnej dziury pod ziemię nie zejdę, ani żadnej innej- bronię się i cierpnę, że, znając moją córę, jednak tę jaskinię będę musiała zaliczyć.
- Ale ona nie jest taka wielka i szybko nią przejdziemy. Wiesz ona jest tu niedaleko, tylko tą ścieżką pod górę 10 minut i już jesteśmy- upiera się przy swoim i macha ręką do tyłu- Tam była tabliczka ze strzałką ku jaskini.
- No nie wiem, wolę jednak sobie iść po równym, nawet nie musimy dojść do schroniska- fajnie mi się szło, słoneczko grzało, widoki przecudne, po co mi się pchać w skały. Jednak widzę jej zawiedzioną minę, a w oczach ogromną chęć zwiedzenia jaskini.
- No dobra, idziemy- poddaję się- Ale musimy zdążyć wrócić do autobusu.
Poszłyśmy za strzałką na tabliczce, jednak nie przeczytałam czasu przejścia. Idziemy pod górę stromą ścieżką w wysokim lesie, po skałach, a co dziura czy ciemniejsze miejsce powyżej, to Młoda mówi do mnie uspokajająco
- Popatrz, to już na pewno tu.
Po czym plama okazuje się rumowiskiem głazów, kępą krzaczorów czy faktycznie dziurą skale, ale nie wejściem do jaskini.
Ja do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, że jednak do tej jaskini dotarłyśmy (po prawie godzinnej wspinaczce stromym chodniczkiem). Na pewno to była jakaś boczna trasa, bo główna trasa do jaskini wiedzie zupełnie inną doliną.
Jednak życie dziwnie się plecie- moje zarzekania się były takie, jak u żaby, która mówiła, że już do wody nie wskoczy… nigdy… NEVER… a potem chlup do stawu i tyle ją było widać.
Zatem jeszcze dwa razy byłam w jaskiniach. To były Jaskinie Demanowskie na Słowacji, ale o tym innym razem.
P.S. Mam niewiele zdjęć z tych wycieczek. To były lata 90., nie miałam własnego
aparatu, a nie zawsze udało mi się od kogoś pożyczyć. Aparaty były jeszcze na
klisze. Mam dużo rolek z filmami, nie wiem jednak, czy są one jeszcze do
wykorzystania. Sporą część zdjęć, z wycieczek, musiałam wyrzucić, bo były do
niczego. Poza tym, zajęta byłam
pilnowaniem dzieciaków- na wycieczkach jest często tak, że pochylisz się, by
zawiązać sznurówkę, a w tym czasie już jest bójka, albo inne skręcenie nogi. To
były dzieci z podstawówki, a takim to naprawdę różne głupoty do głowy strzelają
w najmniej spodziewanym momencie. Długo opowiadać- można mieć do nich zaufanie
zamiast a i tak zawsze się coś wykoci. Dlatego zamiast robić zdjęcia, uważałam na
bezpieczeństwo uczniów. Ze sztolni i
jaskiń zdjęcia nie wyszły. Mam za to zdjęcia z nieistniejącej już w Stroniu
Śląskim huty szkła (to następna dziedzina sztuki, którą chciałabym opanować,
ale…. No właśnie). To ta sama wycieczka- Jaskinia Niedźwiedzia jest w Kletnie
niedaleko huty.
moda lat 90-tych,ha ha
OdpowiedzUsuńTo znaczy? Buciki w kopalni? W zasadzie, to wcale one tak nie pasowały. Nie pasowały do całej wycieczki, ale potem zmieniłam je na adidasy- Pieniny.
UsuńA i sandały na skarpetki:))):):):)
to też, ale te bluzy i dresy, kolorystyka i chyba głownie z kreszu szyte
UsuńJa sobie kresz chwaliłam- lekki, w miarę chroniący, wygodny. Jednak kurtkę dla córy uszyłam z zupełnie innych materiałów i była na podszewce. Dół był chyba z popeliny , a karczek też jakiegoś podobnego materiału. Miałam zapasy resztek, które kupowałam w sklepie z resztkami. Całkiem fajne kawałki się trafiały.
Usuńjeśli ktoś wtedy umiał szyć, to wyglądał całkiem ładnie,i wzbudzał zainteresowanie, rzeczy dostepne w sklepach nie zachwycały, tak to pamiętam
OdpowiedzUsuńNie tylko nieciekawe, ale często nie trafiałam w rozmiar. Miałam kroje z Burd, które kupowałam w antykwariacie, a szyć nauczyłam się niejako po drodze- dużo pomogła mi mama, która kapitalnie szyła. Ona miała talent po swojej mamie, utrzymującej, podczas wojny i po niej, rodzinę z szycia
UsuńByłam w iluś tam jaskiniach i też nie pałam do nich miłością, choć nie cierpię tak ja Ty. Dwie podobały mi się bardzo. Jedna w Czechach, druga na Maderze. Tę pierwszą pokonywaliśmy łodzią, ponieważ przepływa przez nią rzeka.
OdpowiedzUsuńWięcej pretensji mam do tego, że aby wejść do jaskini (logiczne, że to w dół), trzeba najpierw wspiąć się na jakąś parszywą górę. Kompletny bezsens. Tylko na Maderze było inaczej. Po bożemu :-)
Niedaleko Brna jest formacja skał i pod nią jaskinia, chyba Jaskinia Wiedźmy się nazywa, jakoś tak. Tam też płynie się łodziami. Wybieraliśmy się, jednak jakoś zwlekam... zwlekam :):):)
UsuńAle przynajmniej nazwa ładna :-)
UsuńNo nie, sprawdziłam- tam jest Przepaść Macochy, i jaskinia Punkwy. Wszystko w Morawskim Krasie.
UsuńAle klimat dawnych lat!
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam mniej fobii i nawet w dzieciństwie zaliczyłam Jaskinię Raj tudzież groty w Ojcowie, gdzie zresztą zgubiliśmy się całą rodziną, bo babcia się zatrzymała na chwilę i wycieczka odeszła. Dopiero w autokarze ktoś zauważył, że nie ma państwa z dzieckiem i przewodnik po nas wrócił:)))
Ale juz na Kubie odpuściłam jaskinie w Cienfuegos, żywa bym nie wyszła.
Nie byłam w jaskini Raj i raczej nie będę:):)Ale jaskinie z samego założenia, że to stare i pod ziemia, są bardzo interesujące. jak już weszłam do tej na Słowacji, to przestałam myśleć o tym, że mi się zwali na łepetynę, a gapiłam się jak głupia na stalagmity i stalaktyty- niesamowite.
UsuńW Ojcowie tylko Łokietka, a i tak niewiele pamiętam z powodu zaliczenia skały przez młodą- to wyglądało dosyć poważnie- z pełnym impetem w wystający kant skalny trzasnęła. No i weź tu, pilnuj całej grupy, kiedy twoje dziecko "bryka":).
Trochę jaskiń w życiu tez zaliczyłam, gdy nie myślę o tonach kamieni nad głową to jest nieźle. Najpiękniejsze jaskinie zwiedzaliśmy na Morawach.
OdpowiedzUsuńWieliczka bardzo nam się podobała, ale nie czułam presji, bardziej działają na mnie wąskie ciemne korytarze i to straszliwe zimno...
Ja w ogóle mam opory wejść do jaskini, a potem momentami mnie paraliżuje ze strachu, że się zawali. No widzisz, a mnie Wieliczka w ogóle się nie podobała. faktycznie w tych jaskiniach jest zimno, tragicznie zimno było w Lodowej w Demanowskich.
UsuńNa szczęście nie mam tej fobii. Inaczej nie mogłabym eksplorować swoich ulubionych jaskiń, kopalni i opuszczonych miejsc.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się patrzy na stare zdjęcia. Moja młodość w kreszowym dresie - obowiązkowym na każdej wycieczce. :D
Wieliczkę słabo pamiętam, byłam za młoda. A teraz z mężem chcieliśmy zwiedzić, bo on nie był, ale cena jest zaporowa. Za wartość biletu, zwiedziliśmy dwie kopalnie w Zabrzu.
UsuńKresz był bardzo wygodny no i dobrze się go prało, szybko był suchy. W sam raz na wypady w teren.
UsuńNie lubię jaskiń, a Wieliczka mi się nie podobała. Do kopalni nie zjadę, mam w głowie wypadki górników. Tutaj każdy dzień, kiedy górnik wróci do domu jest świętem.
Do jaskini tej idzie się Doliną ku Dziurze i jest to dolina pomiędzy Doliną Strążyską a Doliną Białego. To mała Dolinka, zaledwie 1,5 km do przejścia. Nie przepadam za grotami, jaskiniami, kopalniami i innymi takimi rzeczami. Nigdy mnie nie intrygowały jaskinie.
OdpowiedzUsuńWieliczkę niestety zaliczyłam kilka razy - raz ze szkolną wycieczką, a potem był to jeden z punktów co można zaprezentować gościom zagranicznym. I choć przez wiele lat łaziłam sporo po Tatrach (mąż się wspinał i szalenie chciał ze mnie zrobić taterniczkę, ale się nie dałam) to starannie omijałam wszelakie jaskinie. Serdeczności;)
Gdybyśmy chciały od razu zaliczyć tę jaskinię, to poszłybyśmy Doliną ku Dziurze. To był dodatkowa atrakcja, którą wymogła córa, dlatego szłyśmy inną trasą.
UsuńOprócz klaustrofobii mam lęk wysokości, czyli łażenie po turniach, groniach i szczytach mnie w ogóle nie rajcuje. Mam problem z wyjazdem wyciągiem, a co dopiero stanąć na grani w Tatrach.
Jakaś równowaga istnieje w moich fobiach- ani w górę, ani w dół:):)
Ciekawe, jak odebrałabyś wycieczkę do MRU ( Międzyrzecki Rejon Umocniony )? :-)
OdpowiedzUsuńMoże córka powinna Cię namówić?
Przeczytałam sobie o MRU- może jest to interesujący obiekt, ale nie dla mnie. Do Twierdzy Kłodzkiej nie weszłam. Ja się fatalnie czuję w takich obiektach. Mam wrażenie, że do zaliczenia Dziury, córa namówiła mnie, bo to było urozmaicenie- jak nie po turniach, to przynajmniej do jaskini matkę namówić.
UsuńII wojna zawsze mnie interesowała jako pola bitew, taktyka bitew, ale bez przesady- wolę teorię niż zwiedzanie szańców i linii umocnień.
Nie mam raczej żadnych fobii😊choć pewnie nie skoczyłbym ze spadochronem np.bo bym się zwyczajnie bała.Najpiekniejsze jaskinie widziałam na Słowacji,mają ich trochę - Demianowskie zachwycaja.u nas Jaskinia Raj tez,bardzo.
OdpowiedzUsuńZdjęcie jakby z czasów szkolnych mojej córki -;)
Pewnie mamy córki w przybliżonym wieku:) Byłam w obu Jaskiniach Demianowskich, została jeszcze jedna do zwiedzenia. Jaskinia Swobody imponująca, Jaskinia Lodowa zupełnie inna, ale też zachwyciła mnie.
UsuńDla mnie w jaskiniach nie ma nic ciekawego i miłego, te stalaktyty i stalagmity ( któreś wiszące a któreś stojące), nacieki i zimno, ciemno i straszno, kapie i siąpi też czasem, chodzenie w kucki lub prawie na czworakach - ale byłam kilka razy by sprawdzić, że się nie myliłam.
OdpowiedzUsuńMiałam i mam mieszane odczucia- z jednej strony to, o czy piszesz, te przeszkody, a z drugiej jednak jest w nich pięknie. Nie we wszystkich, ale w słowackich bardzo mi się podobało.
Usuń