wtorek, 9 kwietnia 2024

Jak to jedziesz "w świat" i nie wiesz, gdzie wylądujesz.

W niedzielę zaliczyliśmy pierwszy upał (+27 w słońcu, na niebie ani jednej chmurki) i kolejną wyprawę samochodową z Bezą.

Postanowiliśmy pojechać do Czech w, zdaniem Jaskóła, urocze miejsce. On wybrał, on rozpoznał i on mnie i Bezę tam zawiózł.

Wybrał docelowo piękne miejsce, ale okazało się, że nie ma tam możliwości spacerowania z psem. No i co było zrobić dalej w takim pięknym dniu? Nie chciało nam się wracać do domu, dlatego kombinowaliśmy, w które miejsce jeszcze pojechać. 

Jechaliśmy "Gdzieś", a dojechaliśmy "Tam", kompletnie jak w czeskim (nomen omen) filmie

Padło na pałac w Petrovicach- takim rzutem na taśmę, bo wiedzieliśmy, że jest tam jakiś hotel, a z kolei nie wiedzieliśmy, czy można wejść na teren z psem.

Pałac w Petrovicach leży trochę na uboczu, ale to jest właśnie jego atutem. Ludzi prawie wcale, samochodów na parkingu kilka. Rowerzystów trochę i to wszystko. Cisza, spokój, ptaki śpiewają.

 Przyznam, że o tym pałacu kompletnie nic nie wiedziałam, żadnej historii, żadnych ciekawostek, nie miałam pojęcia, jak on wygląda. 

Dopiero w domu szukałam w Necie o nim informacji. A szkoda, bo pewnie dokładniej obeszlibyśmy park, więcej zobaczyli, zrobiłabym więcej zdjęć. No i moje podejście było by inne, a tak to weszłam na teren parku na zasadzie  "a co mi tam, zobaczę kolejny pałac". A tam, w tym pałacu ponoć wiele się dzieje, właściciele zrobili z niego ni tylko hotel, ale prężne miejsce kulturalne, doceniają i zapraszają wielu artystów, pisarzy itp.

 


„Miejscowość Petrowice leżąca koło Karwiny – znalazła się w granicach Czechosłowacji w 1920 roku jako Petrovice. W latach 1938-1939 w granicach Polski (Zaolzie). W czasie kampanii wrześniowej zajęta przez wojska niemieckie i włączony do III Rzeszy. Wieś została wyzwolona przez Armię Czerwoną w 1945 roku i ponownie wróciła w granice Czechosłowacji. W 1952 połączono ją z Marklowicami Dolnymi, Pierstną i Zawadą i przemianowano na Piotrowice koło Karwiny.

Petrowicki Zamek w 1796 roku kupił członek starego śląskiego rodu rycerz Wojciech Gussnar z Komornej, od hrabiego Jana Larischa. W środku angielskiego eleganckiego parku wybudował gustowny dwuskrzydłowy zamek w stylu empire. W 1879 roku Gussnarowie sprzedali go z powrotem hrabiom Larischom a w ciągu czterech lat zamek stał się siedzibą Jerzego i Marie Louise Larisch -Mönich, których los na trwałe został zapisany w dziejach Monarchii Austriackiej. 

 


Baronowa Marie Louise z Wallersee była ulubiona siostrzenicą cesarzowej Elżbiety – zwanej Sissi. To ona przedstawiła Marię na wiedeńskim dworze i wkrótce poślubiła hrabiego Jerzego Larisch- Mönicha – bratanka hrabiego Jana Larischa, właściciela majątku w Karwinie. 

 

Maria Luiza Larisch- Monich.

Młoda para obrała za swoją siedzibę właśnie Zamek w Piersnej. Wtedy opisywany był on przez Marie jako “ Miły i przytulny zameczek przypominający pudełko z biżuterią .“ Młoda para mieszkała na Zameczku zaledwie cztery lata. Marie Luisa utrzymywała podczas małżeństwa stały kontakt ze swoim kuzynem arcyksięciem Rudolfem Habsburgiem – następcą tronu. Dopiero w styczniu 1889 roku, kiedy wraz ze swoją kochanką popełnił on samobójstwo w tajemniczych okolicznościach w zamku Mayerling koło Wiednia, została ujawniona jej rola swatki, jaką w całej tragedii miała. Następnie była wydalona z dworu wiedeńskiego a w 1896 roku rozwiodła się z Jerzym i udała do Bawarii. W 1893 roku zamek przeszedł na własność hrabiów Larischów z pobliskiej Karwiny. Podczas podziału gruntów w 1927 roku, a po rekonstrukcji znajdowała się na pierwszym piętrze czeska szkoła podstawowa. 


 

Podczas II wojny światowej zamek był wykorzystywany jako obóz internowania dla Polaków ze Śląska, i jako magazyn amunicji. W 1947 roku nabyli zamek Stepan i Marta Wnuk a po ich śmierci stał się własnością Narodowego Komitetu w Karwinie. Od 1985 roku był własnością spółdzielni Jedność w Czeskim Cieszynie, która prowadziła tutaj restaurację i hotel. W roku 1999 budynek zamku został zwrócony spadkobiercom prawnym. 

 

Zdjęcie z Internetu

W październiku 2012 roku ten piękny zamek wraz z parkiem kupiła firma TRESTLES s.a., został wyremontowany i odnowiony. Dziś zameczek służy jako hotel i restauracja oferuje możliwość korzystania z sal zamkowych i organizacji różnego rodzaju imprez. Jest to obiekt warty zwiedzenia, położony w pobliżu większego miasta czeskiego Karwiny, oraz blisko granicy z Polską położony trochę na peryferiach, widoczny po zjechaniu z głównej drogi prowadzącej do Karwiny a w drugim kierunku do Ostrawy.”

 Pałac jak pałac, trochę mnie rozczarował, ogromna bryła w stylu empire bez spektakularnych ozdób, w sumie nieciekawa.

Za to park, założony na pagórkach, przecinanych jarami, śliczny. Widać, że właściciele dbają o to, by otoczenie pałacu było interesujące.W Parku SPA, wkomponowane w stok, położone nad stawem, rzeźby różnych autorów. 

Kto wykonała te rzeźby, nie wiem, bo nie podchodziliśmy do nich.

Natomiast tę rzeźbę wykonała  Aleksandra Koláčkova. 

Dzieł Alexandry Koláčkovej nie można znaleźć w galeriach i muzeach. 
Ich cel jest inny: ożywić i odświeżyć przestrzeń, w której na co dzień się poruszamy
 i w której możemy spotkać się z dziełami sztuki, bez konieczności szukania wystaw 
instytucjonalnych. Podobnie jak w przyrodzie, nic w sztuce nie rośnie samo, lecz potrzebuje 
własnych zasobów, aby mieć z czego czerpać i później samodzielnie się rozwijać. 
Alexandra Koláčková stopniowo osiągnęła monumentalny wyraz. Po dziesięciu latach pracy
 w pracowni ceramicznej jej pierwsze zlecenie zewnętrzne na architekturę wskazało dalsze
 możliwości rozwoju i tej szansy nie przepuściła.
Prace Alexandry Koláčkovej noszą wyraźnie rozpoznawalny podpis autora: przeważnie okrągłe
 kształty, kontrastujące, jaskrawo nasycone kolory i niezwykłe wymiary. 
Alexandra Koláčková charakteryzuje się niezłomną wolą i uporem. Kiedy trzydzieści lat temu
 zaczęła zajmować się ceramiką, z pewnością nie miała pojęcia, że ​​pewnego dnia jej rzeźby
 zostaną zaprezentowane obok dzieł znanych czeskich artystów. Ale najważniejsze jest to, 
że zainteresowanie jej twórczością jest duże, a jej prace znajdują odzew nie tylko wśród
 klientów, ale przede wszystkim wśród osób, które się z nimi spotykają. Praktycznie nie sposób
 pominąć twórczości tego rzeźbiarza.
„Jej realizacje dla przestrzeni publicznej posiadają specyficznie czytelną sygnaturę autorską
 (mocne kolory, proste i zaokrąglone kształty, poczucie pewnej dozy zabawy), co objawia się
 w kolorowych, wielkoformatowych rzeźbach z betonu i ceramiki”.
 Jeszcze dwie jej rzeźby- zdjęcia z internetu.


 
I to było zaskoczenie- w parku pałacowym, w maleńkiej 
miejscowości Petrovice, tuż przy granicy z Polską, znajduje się rzeźba 
znanej czeskiej artystki.
 Ale tam na miejscu nie wiedziałam, kim byli artyści- wykonawcy 
parkowych rzeźb. 
Na tabliczkach znajdowały się tylko nazwisko i rok wykonania. 
O Blance Matragi, autorce innych, niesamowitych rzeźb, napiszę
w następnym poście, bo warto tej niezwykłej osobie poświęcić więcej 
uwagi. 
No więc 😄😄😄, chodziliśmy sobie wolniutkim krokiem, w samo południe, 
po pałacowym parku i podziwialiśmy jego zagospodarowanie.
Park bardzo wypielęgnowany. Trawniki równiutkie i co fajne, brak tabliczek 
"Nie deptać trawy". Zresztą na zielonych łączkach stały leżaki i zachęcały
 do skorzystania. Wszędzie jakieś altanki, grillowiska, ławeczki, 
miejsca tajemne. A w dolinie klimatyczny staw.
I teraz coś dla Frau oraz wszystkich, którzy chcą ukoić skołatane wyborami
nerwy.

 



 Widok takich pięknych, spokojnie pływających ryb, szum maleńkiego 
wodospadu, śpiew ptaków, zrobiły swoje. Całe tygodniowe zmęczenie 
spłynęło ze mnie. Ten spacer po wiosennym, rozsłonecznionym parku
niesamowicie naładował mi akumulatory.
I razem z Jaskółem doszliśmy do wniosku, że nasza Beza to najchętniej 
uprawia tzw. "francuskie zwiedzanie" czyli na siedzeniu samochodu
 i oglądaniu świata przez jego okna. 
 https://cs-m-wikipedia-org.translate.goog/wiki/Alexandra_Kol%C3%A1%C4%8Dkov%
C3%A1?_x_tr_sl=cs&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=sc


https://tuitam.info/2018/05/13/zameczek-petrovice/

 

13 komentarzy:

  1. Prawdziwy relaks w pięknym otoczeniu.
    Ciekawe historie związane z tym zameczkiem, mi się podoba:-)
    Odrestaurowany cudnie, ale dobrze że i o parku pomyślano, bo różnie z tym bywa.
    Rzeźby w parkach czy ogrodach to taka galeria pod chmurka, zawsze jakiś ciekawy element.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te rzeźby mają duża wartość, a w pałacu organizują wiele imprez kulturalnych.
      Świetne miejsce na wypad niedzielny. Widać, ze park jest rozwojowy, a nie wszystko obeszliśmy.

      Usuń
  2. Ten gekon jest cudny, boski, niesamowity! Gdybym umiała rzeźbić.....😀
    Pałacyk prosta bryła, faktycznie, ale ja takie lubię.
    Nie lubię natomiast lata na wiosnę 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To połączenie betonu ze szkłem, no i te kolory. Poza tym to rzeźby użytkowe, w tych "dłoniach' siada się jak w fotelu, na gekonie też można usiąść, a kot w parku, w Petrovicach, służy dzieciakom do łażenia po nim.
      Nie musisz od razu rzeźbić:):):):) Są inne sposoby na tworzenie:) Ja wiem, że np. mój haft, to dla innych "takie sobie haftowanie", ale dla niektórych jednak nie tylko "takie sobie":):):)

      Usuń
    2. No przepraszam, ale taki drobniutki hafcik, jaki wykonujesz, to sztuka skomplikowana:)

      Usuń
    3. Na temat haftów i rękodzieła napisałam kiedyś posta albo na tym blogu, albo na tym drugim. Na tym drugim jest post o wycenie rękodzieła. W Polsce jest dziwne, przynajmniej dla mnie, podejście do rękodzieła. W zasadzie to rękodzieło jest niedoceniane. Baby wolą kupować chińskie "rękodzieło", byleby było taki gryfne, fajniutkie, równiutkie, jak od sztancy. i ono jest od sztancy, bo wykonane maszynowo.
      I w Polsce dominuje haft krzyżykowy, a najlepiej jak są to ogromne "dzieła' z Janem Pawłem II albo inne o tematyce religijnej. Na drugim miejscu są "karteczki"- co drugi blog z rękodziełem to scrabing, potem idą druty, szydełko, frywolitki, następnie biżuteria, ale ta fajna, taka jak w sklepach, wymuskana, bez szaleństwa, potem jest decoupage, malarstwo i na szarym końcu haft płaski oraz filcowanie. Nie na szarym końcu jest ceramika, wypalanie oraz tkactwo (pewnie warsztat drogi: piec, warsztat tkacki itp. Niszowe z kolei rzeźbiarstwo w drewnie i kamieniu- mówię o rękodziele.
      A w poszczególnych dziedzinach przekrój "dzieł"- od kiczowatych po całkiem całkiem. Wystarczy przelecieć się po jarmarkach oraz zobaczyć w sklepach internetowych, co się w Polsce oferuje w tym temacie.

      Usuń
    4. Miało być -napisałam post :):):)

      Usuń
    5. Lubię kupować rękodzieło, szczególnie.ceramiczne zwierzęta i biżuterię, są to rzeczy drogie, ale rozumiem skąd cena.
      Żałuję bardzo, że nie umiem szyć, mam pomysły, ale wykonanie ich jest niemożliwe :)

      Usuń
    6. A ja próbuję różnych rzeczy oprócz ceramiki, bo nie mam pieca. Tkam na małym krośnie, haftuje, szyję, robię biżuterię, ale taką typu boho, filcuję, robię na drutach, szydełku (frywolitek nie ruszam, nie widzę się w nich):):):). Nie mam zamiaru robić scrabingu ani decoupage. Od samego patrzenia na innych blogach czuję przesyt. Oczywiście wszystko jest w powijakach, bo nie mam dużych możliwości warsztatowych- materiały do rękodzieła są cholernie drogie i trzeba ich mieć dużo różnorodnych. Ale próbuję, eksperymentuję i często wkurzam się, bo wychodzi, jak wychodzi...

      Usuń
    7. Nie cel, ale droga dają satysfakcję😊
      Mnie, niestety, coraz bardziej psuje się wzrok, ale szydelko i druty nie wymagają tzw. ślepienia i daję radę. Tylko swetrow nie mam kiedy nosić, bo gorąco mi nieustannie. Może na starość:)

      Usuń
    8. Druty odłożyłam, nudzą mnie. Poza tym długo trwa, zanim coś wydziergam. No i nie noszę swetrów:):):):) ani szalików- najczęściej "kominy" motocyklowe, takie mięciutkie z jakiegoś elastycznego materiału.
      Szydełko kiedyś namiętnie' uprawiałam', teraz odpadło a na blogach to takie szydełkowe osłonki na jajeczka, aniołki, laleczki itp. Brrrrrr....Koronki to ja lubię, ale takie w starym stylu. Na meblach mam 4 malutkie i to wsio. Mam koniakowskie- na stół i bieżnik, ale nie chce mi się ich po praniu naciągać. U mnie w ogóle prosto, skromnie, bez natłoku bzdetów i "szmatek".

      Usuń
  3. Petrovice u Karvinu znam właściwie tylko z okien pociągu do Budapesztu lub Wiednia, ale nie do końca, bo pierwszy raz był dość szczególny... wysadzono mnie tam na stacji plus jeszcze parę osób, bo coś się celnikom nie zgadzało we znaczkach we wkładkach paszportowych... wśród nich była... po prostu była, czy imiona mają znaczenie w chwili gdy iskrzy?... tylko gdzie to zrobić tak bardziej dyskretnie?... dworcowy kibel odpadał jako mało romatyczny, ale znaleźliśmy w końcu jakąś dogodną miejscówkę nieopodal... i to w sumie tyle w temacie, może tyle mi wyjaśniłaś, że mi się zawsze wydawało, iż jest to w/na Słowacji, po prostu nie wnikałem w to za bardzo...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to niespotykane są wspomnienia :):):) Gdzie Petrovice, gdzie Słowacja. W zasadzie wszystkie pociągi do Budapesztu z Warszawy kiedyś leciały przez Petrovice:):):).
      Kiedy jeździłam do Warszawy, to właśnie takimi pociągami: Wiedeń-Warszawa, Budapeszt- Warszawa. Jeden z nich nazywał się "Polonia', a inny chyba "Chopin".
      Wyjeżdżałam z Zebrzydowic- ostatnia polska stacja przed granicą. Tak, celnicy jeździli z Petrovic i do Petrovic, ale najczęściej jednak wysadzali ludzi w Zebrzydowicach.
      I... teraz stacja jest wyremontowana- może znalazłaby się w niej ciekawa miejscówka?

      Usuń