środa, 31 lipca 2019

Moje liliowce



Kończy się kwitnienie liliowców. Są one moimi ulubionymi kwiatami. Liliowce to kwiaty jednego dnia, rozkwitają rano, wieczorem zwijają się w trąbkę, potem po kilku dniach suche trąbki odpadają. Na szczęście na jednej łodydze jest, co najmniej, kilka pąków, przez co  liliowce sprawiają wrażenie długo kwitnących kęp. Gatunków liliowców jest sporo. U nas w ogrodzie naliczyłam ich około 20. Niektóre mają prawie 17 lat, inne są całkiem nowe. W tym roku kupiłam trzy różne i niestety tylko jeden okazał się tym, który chciałam. Jeden w ogóle się nie przyjął, drugi okazał się "oszustwem" gatunkowym, bo miał być czerwony pełny, a jest czerwony pusty i w dodatku taki już mam. Trzeci zakwitnie dopiero w przyszłym roku, ale sadzonka jest mocna i fajnie się przyjęła. Nie mam pamięci do nazw gatunków, jednak poszperałam w Internecie i spróbuję moje określić. Trudność sprawiło mi przekłamanie kolorystyczne. Często na zdjęciach jest np. kolor czerwony a w oryginale jest ceglasty lub purpurowy. Z żółciami jest podobnie. Poza tym, czasem jeden gatunek od drugiegoo różni się tylko np. karbowaniem na płatkach lub kształtem kwiatu. A reszta u obu jest jednakowa, dlatego trudno jest czasem odróżnić gatunki od siebie.  Spróbowałam i oto moje liliowce.
Te żółte z czerwonym środkiem i mocno karbowanymi płatkami, to moje ulubione. mają kwiaty wielkości małego spodka, ale bardzo mięsiste i intensywnie kolorowe. Kwiaty są okrągłe, a płatki tej samej wielkości. Kwitną obficie, tworząc przepiękny bukiet. Zaczynają kwitnąć na początku lipca i kwitną przez cały miesiąc.
 "El Desperado"- połowa kwiatów już przekwitła.
 Następny, piękny liliowiec, który równie długo kwitnie i tworzy zwartą kępę to "Brilant Circle" albo "Siloam Dream Baby"- tu miałam kłopot z przyporządkowaniem mojego liliowca do nazwy gatunku. Tak oba są bardzo podobne do siebie.
Niewysoki, o mocno kontrastowych kolorach to "Sabine Baur"

Wysoki, bardzo wcześnie rozpoczynający kwitnienie, żółty pełny "Double River Wye". Kwitnie od czerwca do września. W tej chwili powtarza kwitnienie. Ścięłam wszystkie przekwitłe łodygi, i zaczynają wyrastać nowe z kwiatostanami

Mocno karminowy, z ciemną obwódką wokół żółtego środka "Always Afternoon". Ma również karbowane płatki, które dodatkowo zdobią dwie linie, idące przez ich środek. Po prostu piękny.
Wysoki, prawie na 130 centymetrów, czerwony o ogromnych kwiatach oraz żółtych zdobieniach na płatkach "Jan Paweł". Żółty środek tworzy ładny kontrast do ciemnej czerwieni płatków. W dodatku ten kolor sprawia, że kwiat wygląda jakby był stworzony z aksamitu.
A ten rozmnaża się jak króliki, co mnie bardzo cieszy, bo jego odrostami wypełniam luki w ogrodzie.
Śliczny, pomarańczowy, o wielkich kwiatach "Fulva Kwanso". W zasadzie to teraz, kiedy inne liliowce przekwitają, on rozpoczyna pełne kwitnienie i będzie kwitł do września. Niesamowicie dekoracyjne kwiaty z tą kontrastową pomarańczową "gwiazdą" w środku. Postanowiłam sobie taki liliowiec ufilcować. Właśnie z taką rozetą i "poskręcanymi" malowniczo płatkami.
Następny, bardzo łatwy do rozsadzania liliowiec, to "Sammy Russel". Bardzo wysoki oraz bardzo obficie kwitnący. Ładne są te jasne linie, podkreślające i delikatność płatków.
A ten prześliczny, kremowy o karbowanych płatkach "Vntage Foprest Ruffles", jest trudny do "ruszenia". Tworzy bardzo dużą, zwartą kępę i bez uszkodzenia jej nie rozdzielisz, czego nawet nie próbuję. Każdego roku tworzy ogromny bukiet i jedynym moim zmartwieniem jest, że aby go oczyścić z przekwitłych kwiatów, muszę poświecić mu co najmniej  15 minut.
Bardzo dekoracyjny, dwukolorowy "Frans Hals".
Obok "Fransa" rośnie liliowiec "Bonanza". Wysoki i bardzo dekoracyjny, ale łodygi nie tworzą zwartej kępy. Lubi się "pokładać" na ziemi i czasem podpieram go metalową podpórką.
Mocno różowy z żółtym środkiem to liliowiec "Catherine Woodbury". Niewysoki, mający duże kwiaty z jasnym paskiem, przecinającym płatki. Równie, jak inne, mocno dekoracyjna odmiana.
Ciemnożółty z białym paskiem przez środek płatka i lekko karbowany na końcach płatków, to "Mary Todd". Ten liliowiec i "Catherine Woodbury", mają tej samej wielkości kwiaty, są bardzo do siebie podobne, a różnią się tylko kolorem. Rosną obok siebie, zajmując spory kawał rabaty. Oba liliowce zaczynają kwitnąć pod koniec czerwca. Teraz  kończą kwitnienie.
Ten liliowiec ma bardzo delikatne, o wąskich płatkach, ciemnoczerwone z pomarańczowym środkiem kwiaty. Jest to "Crimson Pirate". Nie kwitnie obficie, ale stanowi bardzo ładny akcent na tle zieleni.

 Niski, mocno kwitnący liliowiec,  nazywa się "Longfield's Butterfly". Ma delikatne kwiaty w trzech kolorach.  Dorasta do 40 centymetrów i nadaje się do obsadzania obrzeży rabat. Powoli przekwita.
Ostatni nabytek- liliowiec "Blizzard Bay". Miał być śnieżnobiały, tak przynajmniej go opisano. Jest biały, przechodzący w delikatny krem. Ma piękne karbowane jasnozielone brzegi płatków.  Zakwitł pierwszy raz w tym roku-  jestem nim zachwycona. Będzie dosyć wysoki i zapowiada się, że wyrośnie spora kępa.
A to jest bardzo interesujący liliowiec. Ma mięsiste kwiaty, średniej wielkości  
z charakterystycznymi, mocno karbowanymi, trzema płatkami w środku.  Ładnie też się nazywa: "Lavender Tu Tu". To jeden z pierwszych liliowców, które kupiłam 17 lat temu. Kosztował mnie prawie 50 zeta. Pamiętam, że dostałam wtedy nagrodę (jakąś obligatoryjną w oświacie) i za całą kupiłam sobie kilka liliowców. Normalnie wariatka, bo forsy ciągle mi brakowało, ale wtedy zaszalałam na ogrodowo i do dziś mam uciechę z tego szaleństwa. Cena tych liliowców była adekwatna do jakości roślin.
A ten liliowiec zakwita już pod koniec maja i kwitnie do połowy czerwca. Jest wysoki, ma kwiaty intensywnie żółte o wąskich płatkach. Jest podobny do liliowca cytrynowego, ale nie pachnie jak tamten. Jest bardzo ekspansywny i tworzy ogromne kępy. To stary gatunek, a u nas w ogrodzie rożnie już prawie 30 lat. Nie znalazłam jego nazwy


Mam wrażenie, że któreś liliowce, rosnące w naszym ogrodzie,  pominęłam. Zdjęcia robiłam w różnym okresie ich kwitnienia i, być może, pominęłam te najwcześniej kwitnące. Na pewno pominęłam jeszcze jedne niskie, kremowo- żółte i jakieś wysokie ciemnoceglaste, które dawno przekwitły.  Przyznam, że sama już się w tym gubię, niemniej planuję jeszcze parę dokupić. Tym razem skuszę się na odmiany pełne, bo mam ich mało. No i może na liliowca cytrynowego, który ponoć bardzo pachnie.




środa, 24 lipca 2019

Trawnik kontra łączka przydomowa


Ostatnio czytam treści, dotyczące trawników przydomowych i ich utrzymania. Wielu ludzi mówi, że nie koszą trawników, bo to przecież nieekologiczne! Jak można kosić naturalną trawę skoro w niej jest  mnóstwo kwiatów, z których korzystają pszczoły? No jak można z trawnika robić przydomowy dywanik? Taki wymuskany, wypracowany, trawniczek jest passe. Sporo ludzi woli naturalne „łąki” przed domem.  Ja koszę trawniki z premedytacją na wysokość trawy, mniej więcej, 10 centymetrów. Koszę te piękne kwiatuszki koniczynki, kilkanaście innych chwastów łąkowych i robię kilkanaście takich  koszeń w sezonie. A po przeczytaniu treści o przydomowych łąkach, czuję się jak ekologiczny zbrodniarz.
  Jednak krytykując koszenie trawników, a gloryfikując przydomowe łączki, przemilcza się kilka istotnych rzeczy, dotyczących  uprawy łączek.  Ja rozumiem, że jak jest siedlisko i przed domem jest kawałek „wybiegu na trawie”, który to wybieg gospodarze koszą właśnie na taki wymuskany trawniczek, ale dalej jest teren, który można potraktować, jak naturalną łąkę, to nie koszenie tego terenu ma jakiś sens. Ale… ale tylko nie koszenie do pewnego momentu ma ten sens.
I tu trzeba przyjrzeć się ogólnie łąkomkwietnym tzw. dzikim, a które są na topie.
 Łąka naturalna zarasta roślinami, które same się wysiewają co roku. Jest to naturalny ekosystem. Na wiosnę na łące ukazują się różne rośliny, ale przeważają te, które nazywamy chwastami i które potrafią błyskawicznie zając duży obszar. 


Te piękne maki, chabry, margaretki, jaskry, to chwasty pospolite. Czy ktoś z was wie jak rozrasta się koniczyna, jakie rozłogi tworzy i jak trudno ją usunąć z trawnika? Albo jak odporny na eksmisję z ogrodu jest żółciutki jaskier. Na łąkach rosną też osty, głowienki i inne bardzo ekspansywne rośliny. 

A trawy łąkowe? To nie są te trawy, które kupujemy, by wsiać w trawnik przydomowy. To są trawy łąkowe, przystosowane do warunków łąkowych i po pewnym czasie, kiedy przekwitną, stają się suszem z twardymi badylskami. Łąki kosi się dla pozyskania siana, ale również dlatego, by te chwasty nie rozprzestrzeniły się na pola, by w następnym roku wyrosła "miękka" łąka do skoszenia . Jak łąki nie kosimy, szybko staje się ona ugorem. 
  Łąka w porę nie skoszona zamienia się w mierzwę suchelców i potem żadna domowa kosiarka, a nawet kosa tego nie zetnie. No i teraz wyobraźmy sobie taką łąkę przed tarasem. Najpierw, by było ona prześliczna- apetyczna, pełna kwiatków łąkowych, trzeba te kwiaty w trawnik wsiać (teraz są gotowe zestawy nasion łąkowych). Kwiaty, mają to do siebie, że przekwitają i zaczynają sypać nasionami, a i pod ziemią robią swoje ekspansje. Nawet się nie obejrzymy, kiedy maczki, bławatki, osty i inne „kwiatuszki”, opanują nasz ogród kwiatowy oraz warzywnik. W lipcu jest po ptokach, kwiaty na przydomowej łączce trawnikowej przekwitły i zaczynają usychać. Robi się suchelcowa łączka. Co teraz- iść i sekatorem wycinać te suchelce, czy…skosić? A czy trawsko na wpół suche kosiarka zechce skosić? Otóż nie, kosiarki mają swoje możliwości i przeznaczone są do koszenia tych skrytykowanych trawników. Cóż, żeby nie plątać się w zmierzwionej, półsuchej trawie na naszej naturalnej, pięknej (rzekomo) łączce, musimy złapać za kosę spalinową lub  najzwyklejszą kosę ręczną.
 Jakie są jeszcze minusy przydomowej naturalnej łąki? Ano jest ona zagrożeniem dla alergików. Nie koszone trawy kwitną i pylą jak cholera, i mamy taki prywatny trujący teren obok domu. Na naturalnej łące szybciej zadamawiają się krety oraz nornice, bo przecież nic im nad głowami nie huczy, kosiarka nie pracuje, teren nie jest równany. Kiedyś ładny trawnik, po roku,  zamienia się w pofałdowany, zachwaszczony teren. 

Nie piszę tego ot tak sobie. Ja taką przydomową łączkę, z pięknymi kwiatami- chwastami, „przerobiłam” kilkanaście lat temu. Bardzo mi się kwiatowe łąki podobały i postanowiłam sobie taką zafundować. Wystarczył jeden sezon takiej praktyki, i aby otrzymać z powrotem trawnik, walczyłam z terenem (chwastami, kretami, nornicami,  ślimakami oraz nierównościami) dwa sezony. 
Każdy ma prawo do swojej wizji ogrodu, trawnika, kwiatów, alejek, architektury ogrodowej, ale jak się coś krytykuje, to należy chyba uczciwie podejść do problemu i ukazać wszystkie plusy oraz minusy danej sprawy, a nie potępiać w czambuł ludzi, którzy mają pięknie wykoszone trawniki przed domami. Nie wierzę, że osoby, które krytykują koszenie trawników, wychodzą z tarasu wprost w wysoką trawę łąkową i nawet, jak mają chodniczki wśród traw, to widzą, co się dzieje z „łąką” obok tych chodniczków. Czy nie należało o tym napisać? A jeżeli mają sposób na utrzymanie takiej pięknej, wymarzonej łączki, przez cały sezon, to może się nim podzielą, bo przyznam, że mnie się taka łączka też bardzo podoba.



Żródło zdjęcia łączonego i przy okazji adres do firmy, która zakłada kwietne łąki w ogrodach https://www.green-design-blog.com.pl/laka-kwietna-ogrodzie/
Źródło pozostałych zdjęć- Internet