środa, 31 października 2018

O Chopinie nieco inaczej

 Mija rocznica śmierci Fryderyka Chopina. Tym razem o Chopinie trochę inaczej.
Na początek najpiękniejszy, według mnie, Nokturn.





„Alain Kohler, szwajcarski fizyk, zajmujący się badaniem biografii Fryderyka Chopina, razem z dziennikarzem Radio France Internationale, Gilles'em Bencimonem, odkrył reprodukcję fotograficzną nieznanego dageroptypu polskiego kompozytora - czytamy na stronie Instytutu Polskiego w Paryżu. Obraz prawdopodobnie wykonano w pracowni Louis-Auguste'a Bissona około 1847. Jest to trzeci znany portret kompozytora.
To nie pierwsze odkrycie Kohlera - przypomina Instytut. Dwa lata temu znalazł on fortepian, na którym Chopin grał w okresie od 1844 do 1845, gdy mieszkał w Paryżu przy Square d'Orleans.”



Fortepiany Chopina
„Przeciętny Polak prędzej przypomni sobie wiersz Norwida „Fortepian Chopina”, niż dowie się czegoś o innych oryginalnych instrumentach, na których grał, ćwiczył i komponował genialny twórca mazurków. Historia opisana w wierszu jest jednak prawdziwa. Fortepian Chopina kilkanaście lat po śmierci artysty został rzeczywiście wyrzucony na ulicę z mieszkania siostry pianisty, Izabeli Barcińskiej. Pałac Zamoyskich w Warszawie, w którym zamieszkiwała, został w 1863 r. podpalony przez żołnierzy rosyjskich po nieudanym zamachu na generała-gubernatora Warszawy, hrabiego Berga, w czasie powstania styczniowego. Prawdopodobnie instrument został wtedy zniszczony, ale na szczęście nie tylko na nim Chopin grał.

Najstarszy chronologicznie jest ten w Domu Urodzenia Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli. To tzw. żyrafa, instrument o oryginalnym kształcie, który ma płytę i pudło rezonansowe ustawione pionowo.”
Jeden z fortepianów Chopina znajduje się w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. „On również w swym obecnym stanie nie nadaje się do użytku. To pleyel z 1847 r., na którym kompozytor grywał w czasie pobytu w Szkocji. Pochodzi z francuskiej kolekcji.

W Muzeum Muzyki w Paryżu jest jeszcze jeden pleyel należący do Chopina, ale do elity instrumentów chopinowskich należą również te fortepiany, których nasz geniusz okazjonalnie dotykał. Jeden z nich przechowywany jest w Valdemossie na Majorce.”


Ostatni fortepian Chopina firmy Ignace Pleyel (nr 14810), lata 40-te XIX w., Muzeum Fryderyka Chopina, TiFC. M/87.
Chopin grał i tworzył na tym instrumencie w latach 1848-49. Prawdopodobnie o nim Norwid pisał w Czarnych kwiatach - „mieszkania [w Chaillot] główną częścią był salon wielki o dwóch oknach, gdzie nieśmiertelny fortepian jego stał, ale fortepian bynajmniej wykwintny - do szafy lub komody podobny, świetnie ozdobiony jak fortepiany modne - ale owszem, trójkątny, długi, na nogach trzech, zdaje mi się, już mało kto w ozdobnym używa mieszkaniu". 
 Po śmierci kompozytora instrument kupiła od C. Pleyela Jane W. Stirling i w czerwcu 1850 wysłała drogą morską do Warszawy. Własność Ludwiki Jędrzejewiczowej, a potem jej córki, Ludwiki Ciechomskiej. Po jej śmierci przechowywany przez jej brata, Antoniego Jędrzejewicza i sprzedany Muzeum Narodowemu przez Marię Ciechomską, wnuczkę Jędrzejewiczowej. Podczas II wojny przechowywany w zamku Fischhorn pod Salzburgiem, powrócił do Warszawy w 1946. Eksponowany przez pewien czas w Żelazowej Woli. W 1967 Muzeum Narodowe przekazało instrument w darze Towarzystwu im. Fryderyka Chopina.
Obiekt eksponowany w sali: Salon paryski



„Instrument zrekonstruowany został przez najlepszego obecnie budowniczego fortepianów historycznych na świecie – Amerykanina Paula McNulty (widoczny jest na zdjęciu). Wydarzenie miało za zadanie uczcić 188. rocznicę koncertu, który odbył się 17 marca 1830 r. w Teatrze Narodowym przy stołecznym placu Krasińskich. Wówczas na instrumencie firmy Buchholtz Chopin wykonał po raz pierwszy swój koncert fortepianowy f-moll.”

Henryk Siemiradzki: Fryderyk Chopin w salonie księcia Radziwiłła w 1829 roku


Wiele wskazuje, że tak popularne wykorzystanie płaczącej wierzby w ikonografii chopinowskiej zawdzięczamy Witoldowi Pruszkowskiemu, który w roku 1888 namalował obraz Diabeł zakochany w starej wierzbie, znany również pod tytułem Nokturn Chopina op. 37 nr 2. 

Wierzba stanowi nie tylko element rodzimego krajobrazu, jest również wieloznacznym symbolem smutku, tęsknoty i żałoby lub – w lub – w innym kontekście – odrodzenia, mocy i mądrości[4]. Na olejnym płótnie z 1929 roku Bolesława Biegasa właśnie z wierzby Chopin czerpie swe natchnienie
http://ikonografiachopina.pl/malarstwo-rysunek-grafika/ikonografia-po-roku-1849.html

Pewnie tym obrazem sugerował się autor pomnika Chopina w Łazienkach Królewskich w Warszawie.

Autorem pomnika jest wybitny malarz, rzeźbiarz i muzyk przełomu XIX i XX w. Wacław Szymanowski. Jego projekt wygrał w 1908 r. konkurs na monument, który miał powstać w setną rocznicę urodzin Chopina, przypadającą w 1910 r. Choć car Mikołaj II, ulegając prośbom primadonny Adelajdy Bolskiej, zgodził się na wystawienie pomnika, stanął on dopiero w 1926 r., kilka lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

"Jest to jeden z najbardziej znanych polskich pomników,stąd jako jeden z pierwszych został zniszczony w 1940 roku przez hitlerowców.

Pomnik wysadzono w powietrze i dokończono zniszczenia tnąc palnikami.Podobnie starano zniszczyć wszelkie kopie i odlewy pomnika.Wiernie zrekonstruowany w 1958 roku i ustawiony na starym miejscu.Na cokole umieszczono napis "Posąg Fryderyka Chopina zburzony i zagrabiony przez Niemców w dniu 31 maja 1940 roku odbuduje Naród.17-X-1946"

 30. października 1849 roku w Paryżu, po uroczystościach żałobnych w kościele św. Magdaleny, na cmentarzu Pere Lachaise odbył się pogrzeb Fryderyka Chopina; jego serce zostało umieszczone w kościele św. Krzyża w Warszawie.
 Na zdjęciu grób Chopina na paryskim cmentarzu Père Lachaise.






 Zdjęcia, portrety - Internet

poniedziałek, 29 października 2018

Ah te dynie.


 

Pochodzenie nazwy

"Nazwa Halloween jest najprawdopodobniej skróconym All Hallows' E’en, czyli wcześniejszym „All Hallows' Eve” – wigilia Wszystkich Świętych[7]
Dokładna geneza Halloween nie jest znana. Może nią być rzymskie święto na cześć bóstwa owoców i nasion (Pomony) albo celtyckie święto na powitanie zimy[2].
Według tej drugiej teorii Halloween wywodzi się z obchodzonego w Europie północnej święta z okazji końca jesieni a początku zimy, znanego na terenach irlandzkich jako Samhain („koniec lata”), walijskich jako Nos Galan Gaeaf („wieczór zimowy”), anglosaskich jako Blodmonath („krwawy miesiąc”), nordyckich jako „zimowe noce”[3]. Z jednej strony był to czas radowania się minionymi zbiorami oraz powrotem bliskich do domów, z drugiej strony pojawiało się widmo zimy – czasu zmagań z głodem, chłodem i niedostatkiem światła słonecznego – w północnej Europie to zimą i wczesną wiosną umierało najwięcej ludzi[3]. W powszechnej świadomości Halloween kojarzone jest ze świętem zmarłych – w rzeczywistości, zarówno poganie jak i wcześni chrześcijanie upamiętniali zmarłych wiosną – między marcem a majem[3]

Druidzi (kapłani celtyccy) wierzyli, iż w dzień Samhain zacierała się granica między zaświatami a światem ludzi żyjących, zaś duchom, zarówno złym, jak i dobrym, łatwiej było się przedostać do świata żywych[4]. Wierzono, że bóg śmierci Samhain sprowadzał wtedy na ziemię dusze osób zmarłych w minionym roku, aby odpokutowały swoje występki[4]. Ważnym elementem obchodów Samhain było palenie ognisk, które miały przyciągnąć duchy dobre a odegnać duchy złe[4]. Paleniska te były również wyrazem czci i wsparcia dla boga słońca i światła Luga, nad którym w tym czasie Samhain zaczynał zdobywać przewagę[4]. Próbowano przebłagać Samhaina składając mu ofiary – także z ludzi[4]

Sądzi się, iż właśnie z potrzeby odstraszania złych duchów wywodzi się zwyczaj przebierania się w ów dzień w dziwaczne stroje i zakładania masek. Symbolem święta Halloween były noszone przez druidów czarne stroje oraz duże rzepy, ponacinane na podobieństwo demonów.
Po 835 roku pod wpływem chrześcijaństwa zwyczaj zaczął zanikać, gdy uroczystość Wszystkich Świętych została przeniesiona z maja na 1 listopada. W 998 roku zaś, św. Odylon, francuski benedyktyn i przełożony opactwa w Cluny, ustanowił 2 listopada Dniem Zadusznym. W XIV wieku wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych zostało wprowadzone do liturgii rzymskiej i upowszechnione w całym Kościele[5].
Za sprawą protestantyzmu, tj. reformacji w Anglii, która zniosła zarówno doktrynę czyśćca i kult świętych, oba święta (Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny) zniknęły z większości terenów brytyjskich a samo Halloween przetrwało tam jedynie w formie luźnych skojarzeń[3]. 31 października kościoły protestanckie obchodzą Święto Reformacji.
Tymczasem w Irlandii przetrwały zarówno święto katolickie jak i pierwotne święto sezonowe[3]. Irlandzcy imigranci sprowadzili tradycję do Ameryki Północnej w latach 40 XIX wieku[6].
31 października 1920 roku w mieście Anoka w stanie Minnesota odbyła się pierwsza w Stanach Zjednoczonych parada z okazji Halloween. Uczestnikami parady byli mieszkańcy, przebrani w kolorowe stroje popularnych postaci. W kolejnych latach pochód organizowano corocznie 31 października. W roku 1937 Anokę ogłoszono światową stolicą Halloween.
W drugiej połowie XX wieku święto trafiło do zachodniej Europy, a po upadku żelaznej kurtyny pod koniec XX wieku to święto trafiło do środkowej i wschodniej Europy.
Halloween zwyczaj związany z maskaradą, obchodzony w wielu krajach w wieczór 31 października. Odniesienia do Halloween są często widoczne w kulturze popularnej, głównie amerykańskiej.
Halloween najhuczniej jest obchodzony w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Mimo że dzień nie jest świętem urzędowym, cieszy się po święcie Bożego Narodzenia największą popularnością[1]. Święto Halloween w Polsce pojawiło się w latach 90.
Głównym symbolem święta jest wydrążona i podświetlona od środka dynia z wyszczerbionymi zębami. Inne popularne motywy to duchy, demony, zombie, wampiry, czarownice, trupie czaszki, nietoperze, czarne koty itp.”

Zdjęcia z Internetu
Tyle Wikipedia, a co u nas? Zastanawiam się nad dwiema rzeczami.
Po pierwsze- komu przeszkadza tak naprawdę Halloween, które jest obchodzone z radością, które jest zabawą? Czy rzeczywiście to jest taki wielki grzech, kiedy ludzie wieszają sobie podświetlone dynie, robią „upiorne” dekoracje i przebierają się w straszydła? Przecież Halloween jest 31 października i w niczym nie zagraża w obchodom Wszystkich Świętych. No chyba, że… solą w oku jest pomieszanie obyczaju pogańskiego z obyczajem chrześcijańskim. Widzę tu ogromną niekonsekwencję Kościoła chrześcijańskiego- podczas obchodzenia świąt chrześcijańskich łatwo zauważyć, w ich obrzędach, elementy pogaństwa. Wielu księży, by ciemny lud nie obchodził świąt pogańskich, bierze udział właśnie w tych świętach, naginając porządek chrześcijański do porządku pogańskiego. I tak, na przykład, w Brennej, ksiądz katolicki, w dzień św. Jana, idzie z wiernym ludem pokropić wianki, które spuszczane są do Brynicy. Innym przykładem są Zielone Światki- święto ze wszech miar pogańskie, ale zawłaszczone przez Kościół chrześcijański- tu w ogóle nie ma żadnego zachowania umiaru, w przejęciu wszystkich elementów pogaństwa. Można tak wymieniać. Zatem, dlaczego Halloween jest tak potępiane. Jak się dobrze wczytać w historię Halloween, to można dostrzec te same elementy wiary pogańskiej, jak i późniejszej chrześcijańskiej- przyciąganie dobrych duchów, odganianie złych (tu nasuwają mi się chrześcijańskie egzorcyzmy). Czy pogańskie stawianie, na grobach zmarłych, miseczek z jadłem, jest gorsze od kładzenia na chrześcijańskich grobach wieńców, bo palenie zniczy jest niczym innym, jak kontynuacją palenia ognisk w Halloween. A może chodzi o to, że w dniu, kiedy obchodzi się  Halloween, świętuje również Kościół Szatana? No, sorry, ale jak wierzy się w Boga chrześcijańskiego, to wierzy się również w Szatana. Jeżeli ludzie świętują Boże Narodzenie, to dlaczego wyznawcy Szatana nie mogą mieć swojego święta? Że Szatan to zło? Ano, zanim zacznie się bezkrytycznie tak Szatana definiować, trzeba sobie przyswoić wiedzę o Szatanie, ale nie tę, którą kreuje Kościół chrześcijański, ale i inną, gdzie Szatan to niekoniecznie samo zło. Jednak nie chcę wnikać w meandry wiary, bo nie chodzi mi o przekonywanie kogokolwiek do obchodzenia Halloween. Zastanawia mnie tylko, o czym wyżej napisałam, dlaczego tak zajadle zwalcza się coś, co tak naprawdę nikomu nie szkodzi. Nikt chyba nie zaprzeczy, że osoby, dzieci, które przebierają się, robią dekoracje halloweenowe, bawią się, idą w korowodzie straszydeł, stracą od tego chrześcijańską wiarę. Po radosnym święcie, po zabawie, w następny dzień, idą na cmentarz i w smutku, żałości wspominają zmarłych tak, jak nakazuje im chrześcijański obyczaj. I jeszcze jedna rzecz- są osoby, które krytykują Halloween, jako obce święto, przeniesione na grunt Polski, gdzie są inne tradycje. W takim razie interesuje mnie, czy te osoby obchodzą Walentynki. Być może „obce święta” traktują wybiórczo, według swojej wygody, a nie przekonań.

Po drugie- znalazłam na fejsie takie perełki.

Najpierw mnie zatkało, potem odczułam lekki niesmak, a potem zastanowiłam się nad tolerancją ludzką i obnoszeniem się ze swoimi przekonaniami.
To, że ktoś krytykuje i nie chce obchodzić Halloween, to jego sprawa, ale to, że ktoś publicznie deklaruje, iż jest chrześcijaninem i dlatego nie obchodzi Halloween, to już wychodzi poza osobiste sfery. Mnie się od razu nasunęło porównanie z deklaracjami homoseksualistów. Chodzi mi o tolerancję. Gdyby ktoś zawiesił na fejsie deklarację, że jest homoseksualistą i kocha tęczę, to chyba sobie wyobrażamy, co działoby się pod wpisem. I jestem pewna, że zdeklarowani chrześcijanie nie zostawiliby na tej osobie suchej nitki. Przyznam, że pod deklaracją chrześcijanina chciałam zrobić wpis, iż nikogo to nie obchodzi i że wpis w świeckim kraju jest nie na miejscu, tak samo jak nie na miejscu, według mnie, byłby wpis geja. Po prostu takich rzeczy się nie deklaruje publicznie na fejsie, najwyżej w dyskusji w realu. gdzie można sprawę spokojnie obgadać. Myślałam, że taki wpis, to jednorazowy incydent, ale potem pojawił się następny. 

Ludzie z ochotą podchwycili TRYND. Odczuwam, patrząc na takie wpisy, coś niefajnego, jakiś nacisk, jakieś przymuszanie do zdeklarowania się, jakąś wyższość osoby wklejającej takie teksty, nad innymi. I co najważniejsze, nie wierzę takiej osobie- czuję, że to na pokaz. Prawdziwy chrześcijanin nie obnosi się ze swoją wiarą. Mam niesmak.

 P.S. Nie obchodzę Halloween, nie mam nic przeciwko obchodzeniu, nie ulegam także "terrorowi" (wkurza mnie ten "przymus" strojenia grobów, świecenia lampeczek niejako na pokaz w ten "jeden jedyny dzień") ganiania na cmentarz we Wszystkich Świętych i w Zaduszki. Porządki na grobach robię na bieżąco i jak czuję potrzebę tam być, to idę.

poniedziałek, 22 października 2018

Na gorąco...


I po wyborach. Z wściekłości wyszorowałam łazienkę i zastanawiam się, czy nie zabrać się do okien. Najpierw- nasza gmina, według wyników badań, dotyczących gospodarności, wykorzystania środków unijnych, innowacyjności itp., przeprowadzonych w całym kraju, przez „Rzeczpospolitą”, zajęła ostatnie miejsce w powiecie cieszyńskim. Wynika z tego, że dotychczasowa burmistrz gospodaruje w gminie tak sobie. No, ale- mistrzyni w robieniu sobie „piaru”- mundurek straży pożarnej, strój cieszyński, w orszaku Trzech Króli w pierwszym rzędzie (startowała kiedyś z listy SLD), wszędzie patronat honorowy, chociaż kasa za nim nie szła ( ludzie pracowali w czynie społecznym, a splendor na nią spadał) i przecinanie, przecinane, przecinanie wstęg, zdjątka wszędzie oraz ze wszystkimi, uśmiech Zalewskiej… brrrrrrr…. I co… nico, ludek spolegliwy, dla którego wszelkie „nowe’ jest beeee, wybrał tą miałką burmistrzynię ponownie. Przez ostatnie lata narzekali, psioczyli, domagali się, a jak przyszły wybory to…. wybrali, bo już znane, oswojone, po co komu lepsze, nowocześniejsze… a już szczytem wszystkiego jest wybranie na radnego (ma za sobą trzy kadencje i trzy kadencje picia), który od lat jest alkoholikiem, a za pijaństwo wyleciał z rady klubu sportowego. Ludzie to widzą. Widzą, ale głosują na miernotę. Akurat te wybory nie dotyczyły „walki” pomiędzy PiS, a opozycją- to takie lokalne komitety, które chciały coś zmienić. Niestety, klika- piszę to z całą odpowiedzialnością za słowo- pozostała. I znów potwierdziły się moje spostrzeżenia, dotyczące społeczności cieszyńskiej tzw. Cieszynioków- w większości gmin na stanowiska wójtów wybrano te same osoby, co były i niekoniecznie wiąże się to z ich dobrym zarządzaniem gminami- nihil novi, bo trzeba by się było wysilić na jakieś przemyślenia, może działania, przyzwyczajać się do innego a tak- stare bezpieczne, wiemy, z czym to się je, „swój chłop”, „swoja baba”. Nieważne, że od roku w gminie prawie nic się nie działo, że pracownia za duże pieniądze jakoś jest taka „skarlała’ i tych pieniędzy w niej nie widać, że siłownia, oddana z wielkim hukiem i paradą, to dwa urządzenia przy samym płocie, w terenie mocno nasłonecznionym, a lamp, które miały być montowane na wiosnę, dalej nie ma…że dopiero ostra interwencja rodziców zmusiły burmistrzynię do działania w sprawie dowozu uczniów z gminy do Cieszyna, że mało sieci kanalizacyjnej wybudowano, drogi są tragiczne nadal, nie ma chodników, a  modernizacja oczyszczalni ścieków okazała się niezbędnym niewielkim remontem. Jednak ludzie widzą tylko pozłotę  na wierzchu, a nie chcą dostrzec świńskiej skórki pod spodem.
Strasznie niedobrze żyje się w takiej społeczności, co to: „ja ja dzioucho, taki to już je i co poradzisz…”

poniedziałek, 8 października 2018

Taka sobie mała mysz


Na tarasie pojawiały się już różne ogrodowe zwierzaki- rudasy, ptaki, gadzinki, a teraz odwiedziła nas mała mysz. Jest to mysz polna, którą od innych myszy odróżnia wyraźny, ciemny pasek na jej grzbiecie.


Mysz, jak to mysz
Tak mogłoby się wydawać, ale nie do końca można tak powiedzieć. Myszarka polna (Apodemus agrarius), bo pod taką nazwą funkcjonuje oficjalnie, jest zupełnie różna od znanej nam wszystkim postaci myszy. Szara z czarnymi oczami, które błagają o coś. Taki obraz przez lata był nam przedstawiany w różnego rodzaju przekazach, świadomych bądź podświadomych. Na dodatek z reguły stanowi synonim biedy, a także skromności. Rzeczywistość jednak ma się nijak do tego, co przed chwilą napisałem. Zacznijmy od wyglądu. Myszarka polna jest jasnobrązowa z czarnym paskiem na grzbiecie. Oczy czarne i ciało okrągłe z cienkim ogonem niczym sznurek, do którego przymocowano grubą kulkę. Uszy okrągłe, całkiem małe względem reszty ciała. W odróżnieniu od swoich kuzynek, np. myszarki zaroślowej czy myszarki leśnej ma krótszy ogon. Spód ciała od gardła po brzuch o jaśniejszym kolorze – biały bądź szary w zależności gdzie mysz występuje. Osobniki młodociane mają bardziej szare ubarwienie futra, a samice są nieco mniejsze od samców. Waga zwierzęcia może dochodzić do ok. 40 gramów w szczytowych momentach, czyli późnym latem i wczesną jesienią kiedy ssak gromadzi energię do przeżycia zimy. W ciągu jednego tylko sezonu może się wahać między 11 a 40 gramami. A jak duża jest nasza bohaterka? Dorosłe osobniki dorastają do aż 12,5 cm i dużą część z tego stanowi ogon, ten mierzy od 5 do nawet 9 cm. Zatem wnioskując z powyższego myszarka polna polna to naprawdę małe zwierzę. Żyje, jak sama nazwa wskazuje, pośród pól, ale to nie jedyny biotop jaki zamieszkuje. Można ją spotkać także wszędzie tam, gdzie jest mokro, czyli łąki, bagna, mokradła oraz inne tego rodzaju obszary są jej domem. Żywi się roślinaminasionami, korzeniami, a także owadami, głównie larwami, bo te są tłuste i bogate w tłuszcze niezbędne do przeżycia, zwłaszcza tak małego organizmu. Wiedzie dzienny tryb życia, a większość dnia spędza na poszukiwaniu pokarmu. Skład diety zmienia się wraz ze zmianą pory roku, a co za tym idzie, mysz zjada to, co w danym sezonie jest najłatwiej dlań dostępne. W końcu na zdobycie danego pokarmu lepsza okazja może się nie przytrafić.”
 

Teraz czekam, kiedy na taras wdrapie się jeż



środa, 3 października 2018

Cud natury- pereł lśnienie...


Pierwsza seria zdjęć z babiego, zroszonego lata, przeszła jak burza przez blogi, to teraz ja mogę pokazać swoje zdobycze:)







"Pajęczyna tkana zamgleniami
bystrzynami sprawnie przewiązana
wierzchołkami wzniesień ozdobiona
kroplogłosem w brzasku rozedrgana. (...)"*



"Cud natury - pereł lśnienie,
podszept światła, odprysk tylko
wyłowiona nuta nieba
z tęczy barwnej cienką żyłką.

 

To jak czystość spojrzeń dziecka,
lustro wody o poranku,
w którym tkwi potęga ognia
wraz z mądrością tkwiącą w ziarnku.


A to pulsujące drżenie,
przepych bezszelestnych nici,
daje odczuć piękno świata
tak, by dzień udany chwycić."
**

 "Zaświeciła na trawach rosa;
blask ogromny na ziemię się przelał;
pierzchły chmury i zniżyły się niebiosa
jak srebrny, przydymiony kandelabr."
***



Autorzy wierszy
* Adam Sosna (2006) 
 https://poezja.org/utwor/52799-paj%C4%99czyna/

** Maryla, http://wiersze.kobieta.pl/wiersze/rosa-na-pajeczynie-355654

*** K. I. Gałczyński,http://www.zlote-mysli.blue-world.pl/wiersz/konstanty-ildefons-galczynski/zaswiecila-na-trawach-rosa/sort,title,ASC/

wtorek, 2 października 2018

A tak w ogóle to....




Kto może kierownikowi kina zabronić wyświetlić taki, czy inny film? Czytam, że w kolejnym mieście,  w kinach, nie będzie można zobaczyć filmu „Kler”. Uważam, że niedopuszczanie do projekcji jest kompletnym idiotyzmem, bo kino straci- nie będzie opłaty za bilety, a ludzie i tak w ostateczności obejrzą film w Internecie. Dziwię się też mieszkańcom tych miast, bo należałoby „wymusić” na decydentach projekcje. W końcu to jest film dla ludzi, mieszkańcy z podatków utrzymują i kina, i decydentów. Zastanawiam się, kiedy do ludzi dotrze, że to oni mają władzę nad „władzą”, to oni są naprawdę tymi, od których zależy wszystko to, co dzieje się w danej miejscowości. Idą wybory, może „lud” się ocknie.
XXX
Piękny to czas przed wyborami samorządowymi. Walka na obiecanki zacięta. Komentarze „przeciwników” wycinane. Hejt na całego. Od miesiąca czytam, oglądam- dowiaduję się takich rzeczy, które, być może, nigdy nie wyszłyby na światło dzienne. Tu, w powiecie, gminie, wsi. Obecna burmistrz wpuszcza fotki z odbierania jakichś nagród, dyplomów- świetnie, ale nijak to się nie przekłada na realne problemy w gminie. Jej pierwsza kadencja była w miarę dobra- sporo zrobiła. Druga kadencja- burmistrz wygrała, bo nie miała kontrkandydata-  opierała się głównie na pracy mieszkańców gminy „pod patronatem burmistrza”. Jej rola najczęściej ograniczała się do przecinania wstęg, kwiecistej mowy i uśmiechu a’la Zalewska. Jej inwestycje takie trochę nieprzemyślane (np. siłownia pod chmurką, ale żadnego zabezpieczenia przed prażącym słońcem w lecie), rozbabrane, niedokończone, byle powiedzieć, że to i to zrobiła. Poza tym, w pierwszej kadencji startowała z listy SLD, teraz nie ma uroczystości kościelnej, na której zabrakłoby burmistrz, nie ma uroczystości świeckiej, by nie był tam i produkował się ksiądz, o przepraszam, co najmniej dwaj księża- proboszcz i pastor. Taka sobie pchła szachrajka, co to mizdrzy się do chłopów bez zachowania powagi urzędu. Z jej etyką też jest coś nie w porządku. Jako szef dyrektorów szkół, dopuściła, by jeden z nich, po burzliwym romansie ze swoją nauczycielką (romans odbywał się również na terenie szkoły), zwolnił ją dyscyplinarnie, kiedy sprawa się wydała, wykorzystał tym samym stanowisko służbowe, sam nie poniósł żadnych konsekwencji.  Jak tak, to ja mam w nosie babę, która w ten sposób zarządza gminą.

XXX
Pada deszcz, spokojne, bez szału. Potrzebny był, bo ostatnie dni bardzo ciepłe i słoneczne, a ziemia potrzebuje przed zimą dużo wody. Szpaki nadal wyczekują momentu splądrowania bluszczu. Gołębie nie czekają, obżerają z owoców jarząby. Nie widzę już na niebie jaskółek, czyżby odleciały? Gołąb wędrowny jeszcze jest w ogrodzie. Wieczorem odezwała się płomykówka- straszny wrzask, taki jakby zwierzęcia, które coś atakuje. Dla pewności puściłam sobie głos płomykówki na YT, Dokładnie to samo. No to odwiedzają nas już trzy gatunki sów- puszczyk (pójdźka), płomykówka i uszatka ze swoim pohukiwaniem.
 Trochę fotek.
Szpacza horda szykuje się do ataku- pierwsza połówka
druga połówka
Na jesień przylatuje do ogrodu sporo srok. Przez całe lato pojawiają się sporadyczne, a we wrześniu okupują ogrodowe drzewa sporym stadkiem. To jest ulubiona ptasia latarnia- taki przystanek w drodze z pól do ogrodu.

Zbyt późno zorientowałam się, że na lampie siedzi tym razem sroka. Zdążyłam jej zrobić dwie fotki. Na tej drugiej ma genialną sylwetkę- przypomina mi ona biegacza w trakcie startu lub baletnicę.
Usiadła na wysokiej sośnie. Tylko to zdjęcie było w miarę udane.
 
A tak w ogóle to: „…nuda, panie, nuda…”