wtorek, 27 czerwca 2017

Na wyciągnięcie reki, czyli o zaradnych kosach


Nie da rady. Albo się nie chce, albo nie ma czasu. W związku z tym, trzeba posty zrobić na zasadzie wszystkiego po trochę. Mam mnóstwo zdjęć z poprzednich miesięcy, mam filmiki. Zdjęcia kwiatów i innej zieleniny wrzucę na blog chyba jesienią i zimą, kiedy na dworze smutno i szaro. natomiast wrzucenie jednego krótkiego filmiku na YT i jego obróbka, trawa kilka godzin. Zrobię to, kiedy będę miała czas na to wszystko. A teraz ogród, remonty, sklep itp.
Była burza, a nawet dwie w odstępie trzech godzin. Obie podobnie się zapowiedziały chmurami szelfowymi. Były one ogromne, ciemne i posępne. Czuło się grozę w powietrzu. A burze? Takie sobie. Trochę wichury, trochę ulewy, wszystkiego pół godziny. Pikuś w porównaniu z tym, co dzieło się w Polsce.
W maju odkryłam gniazdo obok drzwi na wschodni taras. 
W takim miejscu to tylko  ptak ryzykant robi gniazdo. Znajduje się ono półtora metra na posadzką, 30 cm od wnęki i uwite jest na dosyć słabo przytwierdzonych do ściany pędach bluszczu. Dopóki na bluszczu nie było liści, gniazdo stało puste. Mamy zwyczaj, wiosenną oraz letnią porą, spędzać całe dnie na tym tarasie. Jemy tam śniadania, obiady, ja siedzę i haftuję, czytamy. To taki letni pokój. Taki bardzie prywatny, bo na balustradzie suszymy ręczniki i dywaniki łazienkowe, a to raczej nie jest widok dla postronnych. Dla gości przeznaczony jest taras południowy, bardziej zacieniony i większy.
Pod koniec maja siedzę sobie na tarasie i haftuję, nagle słyszę szelest liści bluszczu, gwałtownie poruszonych i spomiędzy nich, tam, gdzie jest gniazdo, wyskakuje kos. Najpierw myśleliśmy, że nasza obecność spłoszy ptaki. Nic podobnego. Po kilku dniach kosica twardo zaczęła wysiadywać jajka. Dwa metry od naszych głów. Mimowolnie zostaliśmy wciągnięci w proces kosiego lęgu. No cóż, trzeba było się przystosować. Póki siedziała cichutko, używaliśmy tarasu normalnie, ale na zasadzie ”chodzenia na paluszkach”.
 Potem, chyba w niedziele, tydzień temu, wykluły się pisklaki.  
Stare kosy zaczęły je karmić. Nie macie pojęcia jaka to dla nich uciążliwa praca. Dopiero teraz nabrałam szacunku do ptaków. Karmienie zaczyna się o 6tej rano i kończy o około 19tej. Mniej więcej co 15 minut kosica z szumem wpada do gniazda, rozlega się tam niesamowity pisk i wrzask. Kosica zapycha młodym dzioby żarciem, wypada  z liści i udaje się „na łowy”. Wrzask ucicha do następnego karmienia. Każde pisklę kosa dziennie musi zeżreć około 4 gramów. W gnieździe siedzą trzy żarłoki. Tak nam się wydaje. Nie robiłam więcej zdjęć i nie kręciłam filmiku, bo boję się spłoszyć stare. Wprawdzie można bawić się w dokarmienie porzuconych piskląt, jednak łatwiej jest zrezygnować ze zdjęć niż  brać udział w „ptasiej tragedii”.
Korzystanie z tarasu ograniczyliśmy do minimum i tylko w tych momentach, kiedy młode siedzą cicho, a stare są w poszukiwaniu żarcia. Kiedy zdarza się trafić na karmienie, obie wstrzymujemy oddech- ja przechodząc, ona pilnując młodych. Beza grzeje się na tarasie bez przeszkód. Śmiejemy się, że pilnuje młodych pisklaków, kiedy starzy są na łowach. Jednak jestem już tym cyrkiem zmęczona. Taras nie pozamiatany, młode pędy bluszczu zwieszają się nad głowami, Męczy mnie ten wrzask młodych oraz obawa, że za następnym razem, kiedy stara wpadnie z takim impetem, gniazdo z całą zawartością spadnie- będzie katastrofa. Podobno kosy karmią pisklaki przez 15 dni, potem młode są autowane z gniazda i dokarmiane na ziemi. Odliczam z niecierpliwością te dni- wychodzi mi, że w niedzielę powinien się cały biznes zakończyć i młode opuszczą gniazdo. Pojawi się następny strach, czy sobie poradzą i czy ich coś nie zeżre. No cóż to jednak jest natura i ja nic nie poradzę. Na razie zapewniamy im maksymalny spokój.
 I na koniec zdjęcia innych zwierzaków.

 Beza w postawie "O co znowu chodzi?"



wtorek, 20 czerwca 2017

A'propos dobranocek

czyli powtórka z rozrywki na haju
i nie dobranocka, też na haju:)

A jednak można
 
A w ogóle to "gorąc" taki , że i bez zioła, tudzież kokainy i innych podobnych, pływam, jak na haju.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

To może spróbować

tego "teatru rąk? Wklejam rysunki, które instruują, jak układać dłonie, by uzyskać pożądany cień. Są one różnej jakości, ale chyba sobie każdy poradzi.
Źródło rysunków- Pinterest.





 





The End:)

piątek, 16 czerwca 2017

Ręce.

Bywają piękne, wypielęgnowane, bywają spracowane, pokaleczone, niedomyte... młode, stare, ładne, brzydkie...różne. Ręce, jakże często  często niedocenione, a przecież mogą wiele... bardzo wiele.
Dziś w grze cieni.



sobota, 3 czerwca 2017

Na Zielone Świątki tatarak w kątki.




Zielone Świątki wywodzą się z czasów pogańskich. Były świętem związanym ze zmianami zachodzącymi w naturze- zakończeniem zimy, nadejściem wiosny i z wiosennymi porządkami. Niektóre źródła podają, że święto to jest dniem  pożegnania wiosny i powitaniem lata. 


Z Zielonymi Świątkami wiążą się liczne wierzenia i obyczaje. W ten dzień gospodynie nie wypędzały bydła na pastwiska  przed wschodem słońca, wierząc, że dzięki temu krowy będą dawały więcej mleka, a paszy nie zabraknie aż do jesieni. Zielone Świątki były świętem rolników i pasterzy. 



Od wieków w ten dzień, przyozdabiano domy gałązkami lipy, buka, brzozy i modrzewia. Przystrajano tak odrzwia, okna, ściany. Bukiety gałęzi wieszano na płotach, studniach, bramach i furtkach. Wierzono, że młoda zieleń oraz gałązki przyniosą domowi dostatek, powodzenie, pobudzą wzrost roślinności, a także zapobiegną urokom oraz czarom.
W niektórych regionach kraju, w kątach izb, stawiano snopy z tataraku lub rozścielano liście tataraku na podłogach. Wierzono, że tatarak odstrasza pchły, komary, szkodniki, a nawet złe czary.
Zwyczaj majenia domów przetrwał, wbrew zakazowi Kościoła, do dziś.

„Na polskim i słowackim Spiszu, a częściowo także na Orawie, znany był zwyczaj stawiania i ogrywania mai. W Zielone Święta, nocą z soboty na niedzielę (czasem także z ostatniego kwietnia na 1 maja), młodzież męska ustawiała przed domami dziewcząt maje, moje, mojki. Były to wierzchołki drzewek lub pęki gałęzi umocowane na szczycie wysokiego drąga, ubrane barwnymi wstążkami. Maje stawiano też często koło kościoła lub po środku wsi. W pierwszy dzień Zielonych Świąt kawalerowie wędrowali od domu do domu z muzyką, a przy postawionych majach tańczyli z dziewczętami. Wieczorem przy głównym maju we wsi odbywała się zabawa taneczna. W niektórych wsiach jeszcze do połowy XX wieku zachował się też zwyczaj umieszczania przy domu panny o nienajlepszej reputacji słomianego wiechcia zamiast zielonego drzewka. Taki rodowód ma najprawdopodobniej przysłowie: Na Zielone Świota wstydzom sie dziwconta – echo potęgi sankcji społecznej, zjawiska prawie zupełnie już nieznanego współczesnym anonimowym zbiorowościom.”


Wraz z nastanie chrześcijaństwa na ziemiach słowiańskich, zawłaszczono dzień pogańskich Zielonych Świątek i zamieniono go na kościelne święto Zesłania Ducha Świętego.
„Obchodzone jest 50 dni po Wielkanocy Zesłania Ducha Świętego zamyka wielkanocny cykl świąteczny. Uznane jest za jedno z najstarszych i największych świat w kościelnym kalendarzu liturgicznym, które początkowo łączone z Wielkanocą. Później, od IV w. zaczęto je obchodzić jako odrębne święto, w niedzielę i poniedziałek, siedem tygodni, pięćdziesiąt dni po Wielkanocy, pomiędzy 10 maja i 13 czerwca, a więc w pełni wiosny i bujnego rozkwitu roślin.”

„W niektórych regionach, we wtorek po nabożeństwie wyruszała procesja, która obchodziła granice pól. Zatrzymywano się przy mijanych przydrożnych kapliczkach przystrojonych z tej okazji gałęziami i kwiatami, prosząc Stwórcę o dobre urodzaje i zachowanie od klęsk żywiołowych. Od 1931 roku Zielone Święta stały się w Polsce świętem ruchu ludowego szczególnie “pielęgnowanym“ po II wojnie światowej, w czasach komunizmu, jako świecka uroczystość mająca zastąpić obchody kościelne”

Charakterystyczną rośliną Zielonych Świątek jest balsamiczny tatarak, powszechnie używany od XVI w., gdyż wcześniej ta pospolita roślina, zarastająca bujnie brzegi stawów i strumieni, nie była znana.
 
Tatarak przywędrował z Azji. Przywieźli go do Pragi z Konstantynopola posłowie cesarscy przy tureckim dworze, skąd rozpowszechnił się po całej Europie Środkowej. Równie dobrze mógł przybyć do Polski z najazdami tatarskimi. Jednakże już w starożytności stosowany był do okadzania sprzętów i pomieszczeń. Dotąd Indianie Ameryki Północnej, gdy są zmęczeni, stosują proszek lub wywar z tataraku. Ludowe nazwy tej rośliny to: tatarczuk, tatarskie ziele, ajer, bluszcz, kalmus, łobzie, szuwar. Liście tataraku były używane jako podkładka do wypieku chleba, a jego kłącza - do pielęgnacji włosów. 


Bywa on także stosowany do wyrobu suchej konfitury z tataraku i kalmusówki bądź wykwintnych likierów, a także dodawany do mięs. Niestety, tego rodzaju tatarakowe tajniki kulinarne, pozostają raczej tajemnicą naszych prababek.                          




Przysłowia ludowe związane z Zielonymi Świątkami:
Zielone Świątki – tatarak w kątki
Jeżeli w Świątki deszcz pada,
wielką biedę zapowiada.
Deszcz w Zielone Świątki,
będą wielkie sprzątki.
Mokre Zielone Świątki
dają tłuste Boże Narodzenie.
Około Zielonych Świątek
to najlepszy wziątek.
Wtedy ludzie przyszłość zgadną,
gdy Zielone Świątki w grudniu przypadną.
Na Zielone Świątki dobre i otrąbki


Źródła