Bez gorsetu, w podwiązkach z koniakiem na korcie. Tenisistka ery jazzu.
Suzanne Lenglen
Na korcie Lenglen wspomagała się koniakiem. W drugim secie, po zgarnięciu pierwszego, prowadziła 6:5 i 40-15, czyli od prestiżowego triumfu dzielił ją punkt, jedna jedyna wygrana akcja. Po uderzeniu rywalki usłyszała okrzyk "aut". Ulga. Koniec. Zwycięstwo. Kibice zaczęli opuszczać miejsca. Niespodziewanie sędzia kazał wznowić grę. Okazało się, że okrzyk padł z trybun. Gema zdobyła Willis, Lenglen musiała rzucić do walki wszystkie siły, by uciec przed upokorzeniem. Uciekła, z trudem pokonała rywalkę 6:3, 8:6. Gazety pisały, że była wyczerpana. I rozbita, bo zdawała sobie sprawę, że Willis już niedługo zajmie jej miejsce. Miała rację, następna dekada należała do Amerykanki, która imprez wielkoszlemowych zgarnęła aż 19. Królowa opuściła lożę, bardziej rozczarowana niż obrażona Wimbledon po raz ostatni odwiedziła w tym samym 1926 roku. Doprowadziła do skandalu rozmiarów niebywałych. Na jej mecz w deblu znowu pofatygowała się królowa Maria. Francuzka odmówiła wyjścia na kort, wściekła na organizatorów za to, że ci w ostatniej chwili zmienili terminarz. W książce "The Diva of Tennis" włoski dziennikarz Gianni Clerici zacytował Jeana Borotrę, jednego z "czterech muszkieterów" - obok René "Krokodyla" Lacoste'a, Henriego Cocheta i Jacques'a "Toto" Brugnona. "Pobiegłem do szatni, gdzie przebierało się kilka zawodniczek. Jedna z nich, chyba Diddie Vlasto, rzuciła mi ręcznik, żebym zasłonił sobie oczy i zaprowadziła mnie do szatni przeznaczonej dla mistrzyń. Próbowałem przekonać Suzanne, by wyszła na kort, ale to nie miało sensu. Z trudem rozumiałem, co mówi wśród szlochania". Królowa opuściła lożę, według Borotry, bardziej rozczarowana niż obrażona. Z singla, w którym broniła tytułu, Lenglen zrezygnowała. Wróciła do domu. Tenisowe władze doprowadziła do furii, Brytyjczycy oskarżyli ją o obrazę monarchii. Francuska federacja, dla której przez lata była żyłą złota, zabroniły jej występów w swoich klubach, a Nice Tennis Club poproszono, by pozbawił ją członkostwa, czego - pamiętając jej zasługi - nie zrobiono. Najlepszym lekarstwem na depresję okazała się propozycja złożona przez Amerykanów - 50 tysięcy dolarów, by rzuciła amatorstwo, jako pierwsza tenisistka przeszła na zawodowstwo i ruszyła za ocean.
Krótko zajmowała się tym, co pasjonowało ją poza sportem - modą. Pozowała dla magazynu "Vogue", w domu mody sprzedawała sportową odzież. To ona - któż by inny - wymyśliła dla kobiet spodnie z nogawkami powyżej kolana, nazwane później szortami. W roku 1933 - przy finansowej pomocy swojego kochanka Jeana Tilliera - otworzyła w Paryżu szkołę tenisa, która już po trzech latach uznana została za centrum treningowe krajowej federacji. Ze zdrowiem było coraz gorzej. Dokuczał jej ból zatok przynosowych, ledwo odratowano ją po zapaleniu wyrostka robaczkowego. W czerwcu 1938 zdiagnozowano u Lenglen białaczkę. Dramat rozwijał się w tempie ekspresowym. Przerażająco ekspresowym. Trzy tygodnie później straciła wzrok. Zmarła 4 lipca, we śnie, niedługo po transfuzji krwi. Miała 39 lat.
Źródło:
https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/bez-gorsetu-w-podwiazkach-z-koniakiem-na-korcie-tenisistka-ery-jazzu,235,4055
Zdjęcia z artykułu i z Internetu