czwartek, 21 kwietnia 2022

Wielkanoc 2022- wycieczka nad zalew w Żermanicach

Nie było świąt jako takich, był czas wolny i wycieczka. Gdzie? Ano na tereny naszych braci Czechów. Niedaleko, bo tylko do Ostrawy, a Ostrawa leży około 30 kilometrów na zachód od domu. Jaskół „wypatrzył” w Necie, że w centrum miasta, nad rzeczką Łucyną, jest zamek z XIII wieku, a raczej jego pozostałości. Lubię takie wycieczki, lubię poznawać stare zamki, pałace- ich historię, historię regionu, w którym zostały zbudowane.

Potem mieliśmy pojechać nad zaporę w Żermanicach i jeszcze na Żwirkowisko, bo dawno tam nie byłam (8 lat temu), a chciałam zobaczyć, czy coś się zmieniło- może więcej zadbano o małą architekturę, dosadzono krzewów itp., co podobno było w planach.

Naszą wycieczkę opiszę trochę nietypowo, ponieważ najpierw napiszę o zaporze, potem Żwirowisku, a dopiero na końcu o zwiedzaniu zamku w Ostrawie. Dlaczego? Ano muszę sobie to ostatnie poukładać sensownie, bo czuję się mocno zawiedziona tym, co na miejscu zobaczyłam, a mimo wszystko, uważam, że warto było tam pojechać i zobaczyć ten „zamek”.

Czyli zaczynam od środka, od pokazania jeziora w Żermanicach. Jest to sztuczny zbiornik, jeden z kilku, wybudowanych przez praktycznych Czechów, w kraju morawsko- śląskim. Dwa są  w bliskich, czeskich Beskidach, dwa poniżej gór- w Żermanicach i 10 kilometrów dalej, w Cierlicku. Ten w Żermanicach wybudowany jest na rzeczce Łucynie, ten w Cierlicku utworzono na rzeczce Stonawce. I tak sobie myślę, że w Polsce, zamiast budować ogromne zbiorniki na dużych rzekach, powinno się, biorąc przykład z Czechów, budować więcej mniejszych na większej liczbie mniejszych rzeczek górskich. Jest to pewniejsze zabezpieczenie dostępu do wody pitnej i pewniejsza ochrona przed powodziami.

Z Ostrawy, w kierunku zbiornika w Żermanicach, początkowo jechaliśmy dosyć wygodnymi drogami, ale Jaskół lubi poznawać  nowe trasy i nagle z porządnej drogi skręcił w wąską, wiodącą między domami. Ta wąska droga pięła się coraz bardziej w górę,

 

a zakrętów przybywało.


 Przybywało też niesamowitych widoków, 


jednak nie zrobiłam wiele zdjęć, bo byłam zielona ze strachu- raczej nie miałam melodii do cykania. Zaliczyliśmy grzbiet pagóra i jazda na łeb, na szyję, ciągle wąską drogą, pełną zakrętów, na dół. 

Tu zrobiłam zdjęcie, ale moja wyobraźnia zadziałała- zaraz strzelą nam hamulce i zaliczymy łączkę, a potem strumyk na wprost.
 
To już droga nad sam zalew. Zakręty- z prawej strony, czyli mojej, paskudnie stromy stok. Nieodłączny mój towarzysz w górskich wyprawach lęk wysokości, szeptał mi do ucha- zaraz się stoczymy w dół, zaraz będzie wywrotka, Jaskół nie wyrobi zakrętu i zaraz tam się na dnie znajdziesz. TFU!

I żeby nie było, Jaskół to świetny kierowca, nie boję się z nim jeździć, bo razem pokonaliśmy już różne trasy (nie takie zakręty, stromizny i dziury), ale ten lęk jest silniejszy od racjonalnego podejścia mimo usilnej z nim mojej walki.

Hmmmmmmm……Nie była to długa jazda, niemniej na parkingu wysiadłam na dosyć miękkich nogach. Powinnam być już przyzwyczajona do takich dróg, bo w Czechach, jeżeli nie jedzie się drogami szybkiego ruchu lub normalnymi szerokimi drogami między większymi miejscowościami, to reszta dróg jest właśnie taka- wąskie, kręte i ciągle w dół, w górę, w dół, w górę. 


 To jest droga do Cierlicka (między wsiami), którą jechaliśmy na skróty. Owszem, nożna było szeroką pojechać, ale na około i musielibyśmy wracać prawie pod Ostrawę. No i mimo strachu na tych wąskich zakrętach i "spadach" w dół, to naprawdę wolę jechać takimi drogami. A teraz jeszcze, kiedy kwitną tarniny, forsycje, kiedy zaczyna się delikatnie zielenić, to widoki na pola, lasy i przydrożne drzewa, są niesamowite. Nie zobaczyłabym takich cudowności, jadąc głównymi drogami.

Czechy to pagórkowaty kraj, a krajobraz mają jedynie zmienny w dwóch postaciach- większe pagóry, mniejsze pagóry i tak na zmianę. O nizinach zapomnij. Czasem zdarzają się ciut szersze kotliny między tymi pagórami. Ale trzeba przyznać, że jak już się wjedzie na takie wzgórze i spojrzy na czeskie Beskidy, to ich widok dech zapiera.

To widok na zalew żermanicki z drogi do Cierlicka,


O zbiorniku żermanickim można przeczytać:

„Zbiornik, który powstał po zbudowaniu zapory, ma 2,48 km² powierzchni, a w najgłębszych miejscach aż 28 metrów głębokości. Całkowita pojemność zalewu to 25 300 000 m³. Zaporę wybudowano na Łucynie, zalewając przy tym Szobiszowice Dolne i Górne, by zapewnić wodę dla ostrawskiego przemysłu.

Przy jej budowie powstał, uznany w 1992 roku za pomnik przyrody, kamieniołom. Czerpano z niego surowiec, który wykorzystywano do przygotowywania betonu na budowę zapory (zużyto go 116 600 m³). W odkrywce dostrzec można także cieszynit.

A ponieważ w Łucynie wody było zbyt mało, w 1959 roku przekopano kanał zasilający zbiornik z rzeki Morawki.

Długą na 314 m koroną zapory prowadzi droga. Po obu jej stronach są wygodne chodniki. A na przyczółkach ustawiono ławki. Na koronie zapory jest zlokalizowany obiekt o ciekawej architekturze – maszynownia mechanizmu wyciągowego służąca do regulacji poziomu wody w zaporze.”

Wokół zalewu trawiaste plaże zachęcają do pikniku. Obecnie zbiornik wykorzystywany jest do rekreacji – pływania, sportów wodnych i wędkowania. Żyje w nim wiele gatunków ryb, takich jak karp, leszcz, szczupak, sandacz, lin, węgorz, okoń, a w górnej jego części nawet pstrąg.

Z korony zapory roztacza się widok na Beskidy z dominującą nad nimi Łysą Górą.”

https://zwrot.cz/2021/03/spacery-ze-zwrotem-zapora-w-zermanicach/

 Widok na łysą Górę.


Tak wygląda zbiornik z lotu ptaka (zdjęcie z Netu)


 Droga przez zaporę

Widok na maszynownię zapory. Nie ma jednak ławeczek i w ogóle jest siermiężnie- po prostu droga koroną zapory i tyle.

Było niedzielne południe. Na parkingu dwa samochody, ludzi  na szosie parę. Cicho, tylko przejeżdżające samochody, od czasu do czasu, szumiały oponami na bruku. Widok na góry zachwycający, widok na zalew cudny,


a na wodzie mewy, kaczki i perkozy. 

 Mewa śmieszka.


Jaskół nakręcił film z perkozami. To samo chciałam zrobić, jednak nie potrafiłam złapać ostrości, dlatego w tle filmu  słychać moje marudzenie.


Ptaków na wodzie było niewiele. Prawdopodobnie mają inne miejsca na żerowanie i gniazdowanie. W ogóle zbiornik robi wrażenie dzikiego, pustego. Myślę, że o tej porze tylko, bo latem kręci się tu sporo turystów, również Polacy lubią tutaj przyjeżdżać.

A to zapora z drugiej strony. 


Tutaj to już na serio traciłam oddech z przerażenia, ale powiedzmy, że dzielnie walczyłam z moimi lękami. Nakręciłam film, jednak film Jaskóła jest lepszy i ten wkleiłam

Pozostałość po siedlisku- stary sad. Ogromnie malowniczy widok, zwłaszcza z takiej wysokości.

Stojąc tak na górze, mając za plecami ogrom wody, myślałam o  ludziach, którzy mieszkają w domach na dole. I chyba każdy, kto stoi na górze zapory choć przez chwilę wyobraża sobie sytuację, kiedy tama puszcza i zwały wody walą się na te domy. Aż mi się zimno zrobiło na myśl o takiej katastrofie.

Widok na wieżę kościoła wśród leciutkiej zieleni. Takie klimaty lubię łapać w obiektyw.


Pełen emocjonalny reset, oddech, spokój, wyciszenie. Jak dobrze, że są jeszcze takie miejsca, prawie bezludne nawet w niedzielę w Czechach. U nas, kiedy jedziemy nad Zalew Goczałkowicki, w dzikie zdawało by się miejsce, zawsze kilkoro ludzi, kilku rowerzystów się znajdzie. A im bliżej lata, tym ludzi tam więcej.

Nacieszyliśmy się ciszą, spokojem, nakręciliśmy filmy, nasycili oczy widokami i pojechaliśmy na Żwirkowisko. A droga była tak samo paskudnie kręta, wąska i góra-dół, jak ta, którą przyjechaliśmy. 15 minut emocji jak na Roller Coasterze.


PS.

W naszej wsi utworzono punkt zbiórki darów dla uciekinierów ukraińskich. Działa w każdy wtorek, w określonych godzinach popołudniowych.  Przed Świętami zawiozłam tam kolejną partię rzeczy (o pierwszej pisałam TU). Okazało się, że w naszej wsi mieszkają Ukrainki z dziećmi. O ich potrzebach dowiedziałam się trochę więcej i już mniej więcej wiem, co należy dostarczać, ale nadal nie mam zielonego pojęcia, jakie to kobiety, jakie rozmiary np. ubrań potrzebują itp. (zamówiłam  w ciemno, w Internecie trochę ubrań dla nich).  Ponieważ brakowało proszków do prania, pojechałam do sklepu i do tego, co daliśmy (bo przecież z Jaskółem to organizujemy) dodałam dwa duże proszki do prania i parę damskich dezodorantów. 


Cieszę się, że mogę pomagać, cieszę się, że mogę Wam pokazać, jak pomagamy i w nosie mam, że ktoś nazwie tę pomoc z naszej strony hipokryzją (jak te zidiociałe na starość babskie pudła, które nic innego nie potrafią tylko tworzyć bulwersujące, nijak nie przystające do rzeczywistości, teorie i wozić się po ludziach dobrej woli).

Miłego dnia

 

 

 

18 komentarzy:

  1. Mam dylemat, bo uzywasz dwoch nazw zamiennie: Zermanice i Zermanowice. Czy to ten sam obiekt, czy dwa rozne? Fantastyczna wycieczka, uwielbiam, aleee... mam to samo, co Ty, nie cierpie gorek, serpentyn, zakretow i podobnych atrakcji.
    U nas wycieczki sie skonczyly ze wzgledu na mame, nie mozna jej na tak dlugo zostawiac samej w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są Żermanice i tylko Żermanice. Już poprawiam, dzięki. Dla tych widoków i wspólnych wypadów gotowa jestem "przecierpieć" swoje lęki. Jaskół to wspaniały towarzysz do włóczenia się. Żałuję tylko, że ja już nie mogę na motocyklu z nim jeździć. To było jeszcze fajniejsze. No i coraz częściej robimy wycieczki typu francuskiego- widoki z samochodu i jazda samochodem głównie, mniej dłuższego łażenia. Kolana nie puszczają.

      Usuń
  2. Piękne okolice i w sumie blisko, nie byłam, a fajnie byłoby tam pojechać.
    Oby tama przetrwała!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę niedaleko stąd jest dużo miejsc do zwiedzania, a widoki są niesamowite.

      Usuń
  3. No to fajna wycieczka była. Przypomniałaś mi, jak kiedyś jechaliśmy z mężem i małą wówczas córcią samochodem z Piwnicznej do Nachodu. To była zima, śnieg dookoła, szosa mało odśnieżona i myślałam, że dostanę świra ze strachu, bo cały czas byliśmy sami na drodze, w dwóch miejscach leżały odłogiem dwa wywrócone samochody, więc się bałam, że my też zaliczymy wywrotkę. Innym razem, chyba rok później jechaliśmy na Szczeliniec i też miałam przed oczami mroczki z nerwów. Podobnie było gdy przedzieraliśmy się kiedyś na Zieleniec koleinami zrobionymi przez ratrak lub inny podobnego stylu pojazd. Co bardziej zabawne - nerwy mi mijały gdy sama siedziałam za kółkiem, bo byłam zbyt zajęta prowadzeniem by mi wyobraźnia gdzieś wędrowała na bezdroża. Mam wrażenie, że zawsze pasażer bardziej przeżywa.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samochodem to już mam pietra, a ja jeszcze parę lat temu na motocyklu, za Jaskółem, zaliczałam takie górskie trasy. Wyłączałam mózgownicę o tylko patrzyłam na widoki. Ale sztywna i tak byłam. Jednak najgorszą trasę przeżyłam, kiedy jechałam z klasą na wycieczkę do Stronia, by zobaczyć hutę szkła. No i stamtąd mieliśmy jechać do Kudowy. Kierowca postanowił jechać skrótem przez wsie, wpakował się w drogę, z której nie było powrotu, bo taki Neoplan nigdzie by nie zawrócił. Nie wziął też pod uwagę, że było po powodzi i Jechaliśmy dosłownie nad urwistym brzegiem rzeczki, a w niej spienione, bure wysokie wody płynęły. Jeszcze nigdy dzieciaki tak cicho nie siedziały, jak wtedy. A ja płakałam w duszy i modliłam się, by nie utknęliśmy w jakiejś dzikiej głuszy. Z kierownicą też nie widzę tych "przepaści"

      Usuń
  4. Piękna, klimatyczna wycieczka, lubię takie nietypowe Święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeważnie w święta, przynajmniej w jeden dzień, robimy wypad.

      Usuń
  5. Fajna pora roku na takie wycieczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę za zimno, wiał nieprzyjemny wiatr, ale faktycznie, nie padało, a to już dużo:)

      Usuń
  6. piękna wycieczka, lubię takie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a jakby jeszcze na motocyklu to już w ogóle szał.

      Usuń
    2. następnym razem, gdy będzie ciepło ))
      ach i jeszcze dodam w kwestii starych pudeł ))) które każdy gest pomocy uważają za teatr i szlachetność, aż zęby bolą...a swoje popiardywanki za bohaterstwo ))) że to choroba, one są chore z nienawiści. i z tej nienawiści dostają pierdolca i ataków hipokryzji.

      Usuń
  7. Przepiękna wycieczka, wspaniałe widoki! Też bym tak chciała😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkasz przecież dosyć blisko granicy, a nad zalew jest około 20 kilometrów po czeskiej stronie. Bliżej jest zlew w Cierlicku.

      Usuń
    2. Zalew w Cierlicku- zalew w końcu powstał od zlewać, to i może zlew by pasowało?

      Usuń