środa, 31 sierpnia 2022

Ooooooooo, ja cierpię dolę, czyli "schowaj te "cycory"- o slut-shamingu oraz bodyshamingu.

 

 Przeczytałam artykuł i poczułam się dziwnie. Po chwili dotarło do mnie- przecież przez całe życie doznawałam tego, o czym mówią autorki, tylko, że nie miało to w mojej świadomości oraz w ogólnym obiegu takich nazw. Wtedy mówiło się, że to "końskie zaloty", "tani podryw", "chamskie zachowanie". Tak się wtedy wychowywało dziewczynki- reżym w stosunku do siebie oraz chłopców- luz w stosunku do płci odmiennej. I krążyło w świadomości społecznej, że faceci "tak mają", a ty kobieto "po prostu przetrzymaj to". 

Oczywiście, że te zjawiska dotyczyły również chłopców/mężczyzn, ale jestem pewna, że w  dużo mniejszym stopniu.

"Spoliczkowałam mężczyznę w autobusie, gdy skomentował mój biust"

Termin slut-shaming pojawił się w języku w roku 2018. Właśnie wtedy doszło do włamania na zamknięte grupy kobiece na Facebooku. Tajemniczy ambasador patriarchatu zrobił screeny i upublicznił rozmowy kobiet o ich miesiączce, życiu seksualnym, fantazjach, a także związkach.

Właśnie ta próba zawstydzenia kobiet ich seksualnością zainspirowała autorki książki "Dziwki, zdziry, szmaty" do zdefiniowania zjawiska. Kamila Raczyńska-Chomyn, Paulina Klepacz i Aleksandra Nowak stworzyły w książce przestrzeń do opowieści kobiet i dziewczynek, które od lat mierzą się ze slut-shamingiem. Ostatnio sama doświadczyłam tego zjawiska, a ta książka dodała mi mnóstwo energii oraz solidarności do przekucia mojego doświadczenia w coś bardziej konstruktywnego niż łzy i spięcia psychosomatyczne szyi.

Slut-shaming, co to takiego?

Slut-shaming, jak wyjaśniają autorki książki, to termin relatywnie nowy, dlatego nie ma jeszcze polskiego odpowiednika. Nie doczekał się także wielu badań i publikacji w literaturze polskiej. Należy jednak podkreślić, że nie jest to zjawisko nowe, gdyż istnieje w naszej kulturze od wieków.

To zjawisko polega na zawstydzaniu, najczęściej kobiet, ze względu na ich seksualność i może przybierać najróżniejsze formy. Często kobietom, które z różnych powodów nie wpisują się w sztywny zestaw wymogów dla swojej płci, przypina się metkę "dz***i". To negatywne odwołanie się do naszej seksualności ma najczęściej na celu upokorzenie nas i zdyscyplinowanie, aby zamknąć nam usta. Czasem slut-shaming może być brutalny, a co za tym idzie, bardzo łatwy do zidentyfikowania lub może być nam zaadaptowany za pomocą "dobrej rady".

Schowaj te "cycory"

Wracałam z koleżanką autobusem do domu. Była po zabiegu okulistycznym, więc widząc spory tłum w autobusie, szybko położyłam torebkę obok mnie, kiedy poszła kupić bilet. Kiedy jedna pasażerka chciała usiąść na tym miejscu, przeprosiłam ją i powiedziałam, że niestety tutaj siedzi moja koleżanka, tylko w tym momencie kupuje bilet. To nie spodobało się innemu pasażerowi, mężczyźnie, który ignorując moje słowa, usiadł na tym miejscu, informując mnie, że to nie jest pociąg, żebym sobie zajmowała miejsca. A poza tym, jeśli jestem taka młoda, to mogę sobie wziąć taksówkę lub jeździć samochodem.

Biorąc pod uwagę brak związku przyczynowo – skutkowego między jego zarzutami, odpowiedziałam mu, że on również wygląda młodo i że to on ma jakiś problem, więc może sam powinien pomyśleć o wybraniu innego środka transportu. W tym momencie mężczyzna zaatakował mnie zdaniem: "A weź lepiej schowaj te cycory".

Zszokowana, w pierwszym odruchu spoliczkowałam go i zwymyślałam od szowinistów. Pasażer, który chciał mnie upokorzyć tym, że w letni, gorący dzień miałam na sobie sukienkę z dekoltem, był zaskoczony moją reakcją. Szybko wyszedł z autobusu. Wtedy zaczęłam histerycznie płakać i wyjaśniać zdezorientowanej koleżance, która nie widziała, opisanej sytuacji, co się właściwie stało. Mimo że nie od razu połączyłam jego zachowanie ze znajomym mi terminem slut-shamingu, szybko sobie uświadomiłam, że to właśnie mnie spotkało.


 

Body shaming i slut-shaming to przemoc

Nie potrafię wyjaśnić tego, co poczułam, kiedy tak intymna część mojego ciała została przywołana przez obcego mi mężczyznę, podczas rozmowy w autobusie. Dodatkowo mój biust został nazwany przez niego "cycorami" – co od razu sugeruje bardzo negatywny wydźwięk. Mój rozmówca był na mnie zły, bo było dość gorąco i chciał usiąść na miejscu, które zajęłam dla koleżanki. Być może nie spodobało mu się moje zachowanie. Jednak ani przez moment nie próbował rozmawiać ze mną rzeczowo. Kiedy nie udało mu się mnie zawstydzić moim wiekiem: "taka młoda, a chce siedzieć", to spróbował zamknąć mi usta, zawstydzając mnie moim wyglądem.

Niestety bardzo źle trafił, bo jako aktorka, która od 15. roku życia współpracowała z różnymi teatrami, wielokrotnie byłam narażona na róże formy przemocy psychicznej, seksualnej, a bodyshamingu i slut-shamingu doświadczyłam już w gimnazjum. Dzięki przepracowaniu tych doświadczeń na terapii, wielu cennym książkom i podcastom polskich oraz zagranicznych feministek i edukatorek seksualnych, potrafiłam zareagować z poziomu złości i niezgody na przemoc. Niestety wciąż jestem w mniejszości, a moje zachowanie nie bez powodu zaskoczyło agresora. Myślę, że większość moich koleżanek by zamilkła i chciała jak najszybciej odejść od niemiłego pasażera. Kobiety rzadko pozwalają sobie na wyrażanie złości, nawet jeśli silna reakcja jest uzasadniona. "Grzeczne dziewczynki" mogą się rozpłakać, ale nie mogą nawrzeszczeć, czy uderzyć agresora – to przecie nieładnie.

Okładka wspomnianej książki
 

Zawstydzanie kobiet, każda to zna

Zjawisko jest powszechne. Razem z moimi przyjaciółkami pamiętamy dokładnie zawstydzania z powodu wyglądu w szkole oraz pogwizdywania budowlańców, gdy latem ubrałyśmy sukienki lub krótkie spodenki.

Wiele historii zgromadzonych jest w książce. Oto dwie z nich:

Nauczyciele w ogóle nie reagowali na nasze skargi, że chłopcy wchodzą do damskiej przebieralni i nas podglądają. Z czasem przestałyśmy do nich chodzić z prośbą o pomoc, bo czułyśmy, że to nie ma sensu. Kiedy zauważyłam, że w okresie dojrzewania moje ciało się zmieniło, kolejne klepnięcia w tyłek oraz teksty o "skromnym" ubiorze, "cnotach niewieścich", sprawiły, że przestałam czuć się komfortowo ze swoim ciałem i chciałam je ukryć. W okresie dojrzewania przestałam patrzeć w lustro, a kiedy dostałam pierwszą miesiączkę, byłam wściekła i powiedziałam swoim zszokowanym rodzicom, że to wszystko ich wina i że chciałabym być chłopcem.

Niektórym moim koleżankom podobały się "końskie zaloty", ale to była raczej mniejszość. Szybko zrozumiałam, że jeśli nie podoba mi się to, co robią, to muszę ich sama zmusić, żeby przestali, gdyż dorośli najwyraźniej to akceptują. Nie dziwię się trzynastoletniej mnie, że tak mocno się buntowałam przeciwko regułom panującym w szkole. Dopiero teraz zaczęto mówić głośno o podwójnych standardach, którym muszą się podporządkować dziewczynki w szkole tj. "skromny strój" – jeśli masz długie nogi lub większy biust to nie możesz nosić krótkich spodenek oraz topów, gdyż "prowokujesz" chłopców itp.

Autorki książki opisują też takie zdarzenia:

Dziewczyna dzwoni pod numer 11611 i zadaje konsultantce pytanie: "Co jest ze mną nie tak, że nie umiem być wdzięczna?". Po krótkiej rozmowie okazuje się, że dziewczynka została nazwana "niewdzięczną" przez pedagożkę szkolną, gdy zgłosiła, że nie podobają jej się zaczepki kolegi z klasy. Ich zachowanie miało wyraźny podtekst seksualny. Było to łapanie za pasek od stanika, ocieranie się, cmokanie, a nawet przyciskanie dziewczynki całym ciałem do ściany i obłapianie. Dziewczynka powiedziała, że po rozmowie ze szkolną pedagog ma poczucie winy i jest skołowana.

Dziewczynka wróciła po wakacjach do szkoły. Jej ciało bardzo się zmieniło: powiększyły się piersi, w ogóle urosła i wydoroślała. Nauczycielka zdecydowała, że szorty, które uchodziły jej jako dziewczynce przed wakacjami, teraz są powodem do wstydu. Nauczycielka postanowiła powiedzieć nastolatce, jak ocenia jej strój. Zaprosiła ją pod tablicę, tak aby mogła pokazać, jak niestosownie wysoko, według niej, zaczynają się spodenki nad kolanami nastolatki… Przed całą milczącą klasą. W międzyczasie (już dyskretniej) dodała, że nic dziwnego, że chłopcy się za nią oglądają. Teraz tak już będzie, skoro od wakacji wyraźnie urosły jej piersi.

Slut-shaming w Polsce

Takich opowieści jest wiele. Co gorsza, nie tylko mężczyźni są odpowiedzialni za zawstydzanie kobiet. Nierzadko robimy to sobie nawzajem, na przykład oceniając kobietę ubraną w sposób, który nam się nie podoba, lub nazywając "puszczalską" koleżankę, która ma bardziej liberalne podejście do swojej seksualności niż my.

Bodyshaming oraz slut-shaming niestety mają się w Polsce bardzo dobrze, ale ten problem nie dotyczy tylko naszego kraju. Świadczy o tym choćby akcja #sitlikeagirl, zapoczątkowana przez ukraińskie internautki, po fali krytyki, jaka spłynęła na Pierwszą Damę Ołenę Zełenską, która na okładce amerykańskiego "Vogue'a" usiadła w wygodnym rozkroku. Podobnie jak autorki wspomnianej wyżej książki chciałabym, aby żadnej z nas nie dało się zawstydzić naszą seksualnością. Musimy pokazać agresorom, że nazywanie nas "puszczalskimi", "cnotkami" oraz innymi etykietkami, nie zamknie nam już więcej ust i nie pozbawi kontroli nad naszym ciałem oraz prawem do decydowania o swojej seksualności."

Źródło: Miasto Kobiet

https://www.onet.pl/styl-zycia/miasto-kobiet/spoliczkowalam-mezczyzne-w-autobusie-gdy-skomentowal-moj-biust/l6hsly4,30bc1058

 


Inne artykuły mówiące o tych zjawiskach.

https://kobieta.wp.pl/cyber-slut-shaming-czyli-jak-zniszczyc-mloda-kobiete-6337510521017985a

https://www.glamour.pl/artykul/body-shaming-w-najgorszej-postaci-ten-post-stal-sie-viralem-i-doskonale-pokazuje-ze-ponizanie-innych-z-powodu-wygladu-nigdy-nie-bylo-i-nie-bedzie-ok-190303083535

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,163229,25996154,zawstydzanie-nasze-codzienne.html?disableRedirects=true

Wśród  bardzo wielu dotyczących kobiet, znalazłam zaledwie jeden , który opisuje to zjawisko, dotyczące mężczyzn.

https://kobieta.wp.pl/meski-body-shaming-slipy-przejda-tylko-u-greckich-bogow-6544045988727360a

 


 Ten mem rozśmieszył mnie chociaż jest raczej "nie na temat", ale z drugiej strony....

 

Wszystkie memy z Internetu

 

30 komentarzy:

  1. I tak się dużo zmienia na lepsze. To, co ja pamiętam z mojej młodości to dopiero było bagno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było- też pamiętam rożne takie sytuacje i wcale mi nie było przyjemnie.

      Usuń
  2. Dzisiaj zamiescilam na fb fotke pisma, ktore dostala jedna z mieszkanek domu wielorodzinnego:
    "Do sasiadki spod 12. Nasz blok to nie jest agencja towarzyska!!!!! Kazda z nas ubiera sie skromnie i pani tez powinna. Tu mieszkaja dzieci!!!!! Nosi pani krotkie sukienki i duze dekolty. Pani nie ma meza, ale my mamy. Nie chcemy, zeby sie za pania ogladali. Jak to o pani swiadczy?
    Sasiadki"
    No wlasnie, czy to o niej zle swiadczy? O piszacych? O ich mezach, ktorzy ogladaja sie za atrakcyjna kobieta w mini i z duzym dekoltem? Kto powinien sie wstydzic?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja pindolę, gdzie ona mieszka, jakaś arabia powiatowa, stany południowe, czy inna masakra... choć od dawna nic nie powinno mnie dziwić, to taki liścik jednak mnie szokuje, bo od lat intuicyjnie omijam tego typu patologie, więc jak trafi się coś takiego, to robi wrażenie...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. Wierzę, że tak się dzieje. Straszne babiszony, same niepewne siebie i swoich mężów.

      Usuń
  3. i ja mogę napisać podobnie do Rybeńki...bagno to jednak zbyt kulturalne określenie. No TRADYCJA moja droga. Poczytaj te moherowe zjeby podobno kobiety, co wypisują o Strajku Kobiet, o ty, ze nie wolno kląć, walczyć o swoje ciało i prawa, że trzeby być grzeczną/uległą/pokorną i dawać się klapać po dupie księdzu biskupowi oraz obrażać słownie i znosić upokorzenia oraz cięgi od własnego męża. Te głupie krowy, tak wychowują swoje córki...synów, wnuczki. To się nigdy nie skończy w katolickim kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skończy się, ale nieprędko, bo taka natura jest, ze musi swoje "powiedzieć", a tacy mają takie charaktery. moja siostra jest niewierzącą, a mogłabyś posłucha jak mnie "dołowała" właśnie w taki sposób. Wyśmiewała moją figurę, biust, włosy na każdym kroku, a matka... no cóż, matka jej przyzwalała, zamiast porządnie to uciąć. Zresztą samo sobie też pozwała na podobne jazdy w stosunku do nas obu.

      Usuń
  4. Jako dojrzewająca nastolatka byłam bardziej rozwinięta, niż koleżanki i o dziwo opisane zachowania spotkały mnie ze strony rówieśniczek, może z zazdrości? Z drugiej strony modna stawała się sylwetka Twiggy, chudej i bez atrybutów, więc każda chciała być jak ta modelka.
    Takie piętnowanie wynosimy z domu, z tradycji, mentalności, jak i wszystkie głupie i okrutne zwyczaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżanki mi docinały, ale ja to miałam w nosie. Jak patrzę teraz na lata podstawówki, to "stałam z boku", bo- niewierząca, matka nauczycielka, mieszkająca z dala od wsi i koleżanek, mająca parę zajęć dodatkowych, czego one nie miały, dobrze ucząca się- wystarczająco dużo powodów, by się po mnie wozić. Jednak do mnie nie docierało, co tam gadają- na przerwach albo z moimi dwoma przyjaciółmi gadaliśmy o samochodach, co mnie wtedy fascynowało, albo książkę czytałam. Ale w domu i na ulicy takie zjawiska mnie dotykały i to w miarę często.

      Usuń
  5. No nie wiem. Od dziecka byłam "wygadana", poza tym podstawówka, do której chodziłam to była pod egidą TPD (Towarzystwo Przyjaciół Dzieci) i nikt nas nie uczył w niej manier rodem z czasów "Pani Dulskiej". Na religii, która wówczas była na terenie kościoła też nikt nam nie wciskał ciemnoty o skromności itp., natomiast nacisk był na pilną naukę, posłuszeństwo wobec rodziców, dostrzeganie potrzeb i krzywdy innych. Ale i tak na religię chadzałam tylko 11 roku życia. Do liceum to chodziłam żeńskiego, na początku, ale potem się przeniosłam do "normalnego". I jakoś nigdy osobiście nie miałam problemu ze slut-shamingiem. Za mąż wyszłam w wieku 21 lat, przeżyłam z jednym facetem te drobne 55 lat i naprawdę nigdy nie byłam wzorem "skromnisi" ani pod względem ubioru ani też poglądów. Po prostu może dlatego, że nigdy nie ukrywałam swoich poglądów i dobrze wiedziałam ile jestem warta. Nawet moja babcia, która przeżyła dwie wojny światowe i która mnie wychowywała nie wciskała mi ciemnoty, że mam być skromna itp.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam chowana na zrozumienie drugiego człowieka, dlatego raczej nie stosowałam takiej przemocy, natomiast tak, odczuwałam ja w stosunku do siebie.

      Usuń
  6. Jako dobrze odżywione dziecko w okularach przez cały okres podstawówki byłam" klasowym grubasem w brylach". Wyrobiłam w sobie nadmierną umiejetnosc śmiania z samej siebie, żeby przeżyć, ale problem z niską samooceną fizyczności mam do dzisiaj mimo wielu terapii. Nikt sie do mnie w chamski sposob nie zalecał, ale jako córka pieknej mamy wielokrotnie slyszlam komentarze jej kolezanek jak to się nie udalam. A i w rodzinie królowała rada: ucz sie Kasiu, duzo czytaj, bo na urode to nikogo nie złapiesz. Przeszłam pozniej okres obsesyjnego dbania o urodę, anoreksji. Do dzisiaj nie urazi mnie, gdy ktoś powie, żem głupia, bo ja wiem, że głupia nie jestem. Każda negatywna ocena wyglądu jest dla mnie źródłem płaczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie płakałam, że bardzo przeżywałam te docinki i odbierałam jako wielką niesprawiedliwość- co ja mogłam za to, że tak, a nie inaczej wyglądałam? Byłam drobną, niską blondynką i nie miałam powodu do narzekania na swój wygląd, ale ludzie sprawili, że źle się czułam w swojej skórze. A to za chuda, a to nogi jak patyki, a to biust jak dwa guziki, a to włosy myszate, albo spięte nie tak...

      Usuń
  7. I, na szczęście, duo sie zmienia w przestrzeni publicznej, nawet jak się to wielu osobom nie podoba lub śmieszy. Mnie cieszą reklamy z modelkami plus size, z bielactwem, cieszy, ze mobbing i sexual harrasement sa nazywane po imieniu. I że kolejne pokolenia kobiet mogą w pełni być sobą- nawet, jeśli jeszcze nie w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też cieszy, że przestano się z różnymi "niedoskonałościami" ukrywać. Ale to ludzie światli, otwarci na drugiego człowieka, potrafią spokojnie przyjąć inność, ciągle sporo ludzi z ograniczonym intelektem czytaj- nie umiejących zrozumieć, że ludzie są różni- wyśmiewa się i piętnuje takie osoby.

      Usuń
  8. Ktora z nas tego nie przerabiala? Teraz sie o tym mowi, ale drzewiej? Chlopcy po prostu tacy byli i juz. Pamietam kolege - dorastal i go hormony nosily. Podchodzil do dziewczyn i pokazywal , ze odkreca przy jej biuscie kurek i cos zlewa. Innymi slowy przyszedl do mleczarni po mleko. To bylo okropne. Czulysmy sie fatalnie czego wynikiem bylo spuszczenie mu raz w kacie manta. Poszedl na skarge do nauczycielki. No a tam akcja sie rozwinela. Wychowawczyni go nie pochwalila, a nam dziewczynom powiedziala tylko na otarcie lez, ze on jest jeszcze zielony. Troche go obsmiala. Ogolnie jak to miedzy dzieciakami. A coz ci nauczyciele mogli dawniej z tym zrobic? Nic. Sami nie byli zbytnio uswiadamiani w sprawie. Same to nasze nauczycielki przechodzily jako nastolatki i ... w mysl zasady : "takie jest zycie", godzily sie na dany proceder.
    Dziwi mnie jednak ta pani pedagog z artykulu. Przeciez pedagodzy sa szoleni w pierwszej kolejnosci, wiec nie pojmuje skad u niej taka odzywka do dziewczynki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak się zastanawiam, skąd chłopak w wieku podstawówki, czyli bardziej jeszcze dziecko, niż małolat ma czerpać wzorce jak się zachować w stosunku do koleżanek w klasie... w domu go tego nie uczą, co najwyżej może on liczyć na jakieś super ogólnikowe wskazówki... więc eksperymentuje: za warkocz pociągnie, robala za bluzkę w wrzuci, z hacelka pod sukienkę strzeli, za cipę złapie i takie tam inne... a potem obserwuje reakcję, czy dziewczyna piśnie radośnie, czy go zwyzywa lub natłucze piórnikiem... dopiero w siódmej, czy ósmej klasie ma okazję to zbilansować, zaczyna się myślenie o "chodzeniu" z taką i jakie zachowania mogą temu sprzyjać, a jakie nie...
      ja bynajmniej nie chcę zwalać winy na ofiary, ale od ich reakcji też sporo zależy, jak on to zbilansuje... tu w ogóle trudno jest mówić o jakiejś winie, a tym bardziej czyja to konkretnie wina... ten temat jest szalenie trudno kontrolować pedagogicznie i sami nauczyciele często nie wiedzą, co robić z wieloma zachowaniami, reagują co najwyżej na te, które uznają za ewidentnie chamskie...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. A dlaczego dziewczynki mają ponosić skutki tej chłopięcej niewiedzy? Pociągnąć za warkocz to jest niewinne? Ponoć to niewinne chłopięce piskusy, ale czy dziewczynkom przyszłoby do głowy pociągnąć chłopaka za ucho? No nie, bo to nie wypada, bo ona musi być skromna, bo.... W domach przyzwalają świętym męskim krowom na takie zachowania. To jest odwieczna domowa "tradycja' wychowywanie męskiego społecznego dzikusa.
      I jeszce jak dziewczyna stłucze takiego chamusia piórnikiem to robi się afera na całą szkołę . i nieważne jest to, ze on ja przedtem sprowokował ciągnąc za włosy. Na to jest przyzwolenie i oczekiwanie właśnie takiej reakcji- ma pisnąć radośnie, bo co takiego strasznego jej zrobił. A że naruszył cielesną intymność, to już nikomu do głowy nie wpadnie.

      Nie ma rady- szkoła i dom powinny reagować na takie zachowania ostro, a niestety, tak nie jest. Nauczyciele wiedzą, co robić w takich sytuacjach, bo nie zdobyli wykształcenia za buraki. Wiedzą, ale też są wygodni i po prostu "nie chcą robić afery". Tym bardziej, ze teraz to od razu kuratorium się włącza.
      I nawet jak wiedzą, to ich wpojone stereotypy reagują szybciej, niż pomyślą, że nie tędy droga. A wielu z nich po prostu nie ma empatii.

      Usuń
    3. I jeszcze jedno- winny zawsze jest sprawca. nie ma co usprawiedliwiać chłopaków i mężczyzn, kiedy się źle zachowują. Z reguły jest to celowe, złe zachowanie. Nawet to ciągnięcie za warkocz. Jak zbroił niech ponosi on konsekwencje. Naprawdę nie jest wychowawcze rozmywanie winy.

      Usuń
    4. zaszło nieporozumienie:
      nie pisałem o winnych wykonania konkretnego czynu, bo to jest poza dyskusją...
      chodziło o winnych istnienia samego zjawiska, aczkolwiek być może trafniejsze byłoby słowo "odpowiedzialni", lub jeszcze mądrzej "współprzyczyniający się" :)

      Usuń
    5. tak przy okazji, trochę odbiegając od tematu, to w czasach istnienia gimnazjów sporo się pisało/mówiono o agresji i przemocy wśród uczniów, obserwacje były takie, że częściej i ostrzej tego dokonywały dziewczyny wobec chłopaków i innych dziewczyn, niż chłopacy wobec dziewczyn, a także w swoim gronie...

      Usuń
  9. Jaskółka! Ale jesteś odważna! Ja bym się jednak bała dać dziadu w twarz, bo obawiałabym się, że mi odda. Chociaż, z drugiej strony, nie było tam czasu na zastanawianie się. Zadziałałaś. Jakże skutecznie. Podoba mi się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha, to nie ja, to bohaterka reportażu, ale...opowiem coś, co pasuje do Twojego komentarza. Wiesz zdziwiłam się, bo ja chyba tej historii nie opisałam tutaj, chociaż z drugiej strony gdzieś to napisałam- chyba w jakimś komentarzu.
      Było tak. 8 klasa szkoły podstawowej, ja w tej szkole nowa, dostałam się do klasy tzw, zrzutów z całego miasta- powtarzających nieraz i rok po roku (16lat niektórzy mieli), dzieci z rodzin patologicznych, zaniedbane itp. Było nas 42 uczniów. To był początek roku, nie wiedziałam z kim mam do czynienia, co to za dzieciaki. Początek przerwy, nauczyciel wyszedł z klasy, ja stoję na takim podwyższeniu ( katedra) i rozmawiam z jakąś dziewczyną. Mam na sobie krótką spódniczkę (nieprzesadnie, do połowy uda), gołe nogi i skarpetki- góra to bluza mundurek. Nagle czuję, jak po nodze jedzie w górę wskaźnik. Odwracam się i widzę paskudnie rozrechotaną, bezczelną gębę jakiegoś ryżego osobnika, a reszta chłopaków wtóruje mu głośnym wulgarnym śmiechem. Reszta klasy zamarła. Powtarzam- nie znałam jeszcze tych chłopaków. Niewiele myśląc, strzeliłam w ten rozrechotany ryjek z całej siły, aż go odrzuciło, a wskaźnik wyleciał mu z ręki. Zrobiło się cicho i w tym momencie weszła do klasy nauczycielka dyżurna, wyrzuciła nas na korytarz. Chyba uratowała mi życie, a co najmniej zapobiegła ciężkim obrażeniom, bo zaraz za drzwiami koleżanki poinformowały mnie, że zadarłam z największym młodocianym zbójem w tym mieście. Wszyscy się go boją i schodzą mu z drogi- jemu i jego bandzie. Najpierw nie zrozumiałam, a potem na lekcję do klasy, weszłam razem z nauczycielem. Nie masz pojęcia jakiego miałam pietra, ale....nic się nie wydarzyło ani po lekcjach, ani później. Młody uznał mój strzał- chyba mu w jakiś sposób zaimponowało to, bo od tamtej pory miałam cichą ochronę w postaci jego bandy. Ale co się pobałam, to się pobałam i nie wiem, czy gdybym znała go wtedy, nie wybrałabym bardziej pokojowej obrony, bo na pewno nie zaśmiałabym się wdzięcznie i nie zaszczebiotała z radości, że osiłek się mną zainteresował. Zresztą zawsze byłam nietykalska i reagowałam na zasadzie "Nie życzę sobie i mówię to poważnie".

      Usuń
    2. A wydawało mi się, że czytam ze zrozumieniem...
      Mnie tam szykanowali raczej ze względu na mikry wzrost oraz niewłaściwe pochodzenie. Ciekawe, kto ma dobre wspomnienia z podstawówki?

      Usuń
  10. Zauważyłam,że nic tak nie pielęgnuje głupoty jak tzw.TRADYCJA ..w różnych dziedzinach życia.

    OdpowiedzUsuń
  11. pochodzę z "hipisowskiego" tripu, w którym "free love" jest pojmowane właściwie, jako nie tworzenie problemu z seksu i w którym panuje wolność dysponowania sobą, w tym także wyglądem... kompletnie nie pojmuję kolesi, którzy z jednej strony chcą tego seksu na cito, co jest jak najbardziej naturalne, a jednocześnie traktują z pogardą kobietę, z którą tego seksu doświadczą, czy chcą doświadczyć, to jest dla mnie jakiś oxymoron, którego nawet zenem nie da rady ogarnąć...
    rzecz jasna wiem, co to jest chamski, "koszarowy" dowcip, sam też go czasem stosuję, ale jego celem są właśnie wszelkie pizduszonki, który ten dowcip biorą na poważnie...
    jak najbardziej, stanowczo i zdecydowanie popieram różne obyczajowe prowokacje, aby pewne zachowania, czy też styl bycia, na przykład ubioru stał się czymś normalnym, a nie przedmiotem wstydu... zawsze mnie bawią, a jednocześnie żenują takie tabloidalne określenia w stylu "cycki na wierzchu" w stosunku do całkiem normalnego ciucha i nawet nie próbuję się zastanawiać, jakie problemy musi mieć ze sobą taki ciućmok, który w swoim świecie równoległym te cycki widzi i go to gorszy...
    długo by o tym gadać/pisać, a że czasu i miejsca mało, to tylko metaforycznie zbriefuję: jebać konserwatywnych buraków!...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mężczyźni mają jednak zakodowany genetycznie i społecznie maczyzm, a wielu z nich odreagowuje swoje kompleksy w stosunku do kobiet. Czego absolutnie nie popieram. Ja nie rozumiem takiej przemocy wobec kobiet, ze strony kobiet. Same jej doświadczają, jest im źle, ale wożą się po innych kobietach. To również odreagowywanie swoich bóli z powodu jakichś niedoskonałości.
      Pozwolisz, że powtórzę za Tobą: " jebać konserwatywnych buraków!.."

      Usuń
    2. paradoks polega na tym, że tacy kolesie, jak wspomniałem, działają przeciwko sobie... całe mnóstwo kobiet, takich zdrowych psychicznie, o normalnym poziomie libido, też chce seksu na cito, ale wiele blokuje lęk, że gdy już do tego dojdzie, to zostaną uznane za szmaty... i takim sposobem tworzy się dziwna, wręcz patologiczna sytuacja, pełna kompletnie zbędnego, wręcz szkodliwego napięcia, bo wszyscy się frustrują, a frustracja nieraz rodzi przemoc... powody tej sytuacji wydają się być bardziej kulturowe, niż genetyczne i jest to samobójcza kultura, na szczęście kulturę można zmienić, tylko jakoś woli większości do tego brakuje, bo większość to niekreatywne androidy, które tylko powielają stare, kulawe wzorce...

      Usuń
    3. Stare kulawe wzorce mają się ciągle dobrze. Smutne, że walka z nimi idzie powoli i opornie.

      Usuń