W nawiązaniu do zawetowania Ustawy o uznaniu języka śląskiego za język regionalny przez pożalsięboże prezydenta Dudę .
Dla tych, co to ciągle twierdzą, że język śląski nie jest autonomicznym językiem regionalnym i dla tych, dla których pan Miodek jest autorytetem w kwestii języka polskiego. Tak, w kwestii języka polskiego, ale nie śląskiego (za jaki chciałby i tu uchodzić)- dla mnie ten językowy autorytet przestał istnieć- zbyt wiele ma kompromitujących go, jako naukowca, wpadek metodologicznych i merytorycznych.
I jak zawsze, przytaczając jakiś artykuł, piszę- to jest moje zdanie, zgadzam się z autorem tej polemiki prowadzonej z panem Miodkiem, ale każdy ma prawo mieć odmienne, od naszego, na ten temat. Jednak najpierw trzeba przeczytać dokładnie cały artykuł i spróbować zrozumieć, dlaczego pan Miodek myli się.
G"Grzegorz Kulik: Archanioł nigdzie nie przyfurgoł, czyli jak bardzo prof. Miodek mylił się w sprawie języka śląskiego
W ostatnich tygodniach często cytowany i przedrukowywany jest wywiad, którego Jan Miodek udzielił Teresie Semik w „Dzienniku Zachodnim” w 2011 roku. Ponieważ tekst ten po trzynastu latach nadal działa na szkodę Ślązaków, postanowiłem go omówić, żeby wykazać zupełną nieprawdziwość tez w nim zawartych oraz fakt, że prof. Jan Miodek jest osobą niekompetentną do wypowiadania się na temat języka śląskiego.
Zdaję sobie sprawę z tego, że prof. Miodek w późniejszych latach zrobił pół kroku wstecz ze swoimi twierdzeniami, ale nigdy wprost nie odżegnał się od tego wywiadu, dlatego nadal jest brany na sztandary przez adwersarzy języka śląskiego jako regionalnego i nadal jest za swoje słowa odpowiedzialny.
Dwa razy dwa jest pięć
Prof. Miodek mówi: „Oczekiwanie ode mnie, że ja powiem: »Tak, śląszczyzna nadaje się do kodyfikacji w piśmie« jest takim samym zadaniem, jakie by postawiono matematykowi żądając udowodnienia, że czasem dwa razy dwa jest pięć”.
Popełnia on tutaj kardynalny błąd albo świadomie manipuluje. Matematyka jest nauką ścisłą, dającą dokładne i zawsze identyczne odpowiedzi. Dwa razy dwa równało się cztery pięć tysięcy lat temu dokładnie tak samo jak dziś. Jednak pięć tysięcy lat temu nikt nie słyszał o języku polskim, który jest obiektem pracy oraz źródłem fascynacji i autorytetu Miodka. Dlaczego więc dziś można być badaczem polskiego, a kiedyś nie? Bo grupa ludzi się umówiła, że jest język polski, po czym stworzyła jego odmianę standardową, by następnie prof. Miodek mógł się nad nią rozwodzić. Wystarczyłoby się jednak cofnąć o tysiąc lat i Miodek ze swoją wiedzą i opiniami byłby nikim. To dlatego, że językoznawstwo nie jest nauką ścisłą i zależnie od kontekstu może dawać różne odpowiedzi. Stawianie go obok matematyki jest skrajnie nieuczciwe.
Prof. Miodek mówi: „Cała ta dyskusja o śląskim języku w piśmie jest żenująca i dlatego starałem się zachować neutralność. Kiedy jednak słyszę, że na Śląsku atakuje się ludzi uważających inaczej, to trudno jest zachować spokój”.
Kogo się atakuje? Kogo się atakowało w 2011 roku? Doskonale pamiętam, jak w tamtych czasach odsądzano kodyfikatorów od czci i wiary. Nazywano ich separatystami, folksdojczami, zdrajcami, renegatami albo kazano się wynosić za Odrę. Zresztą w 2024 wystarczy otworzyć media społecznościowe, żeby przeczytać te same rzeczy. Więc kto tu kogo atakuje? Być może Miodek jest przyzwyczajony do tego, że wszyscy wokół niego się z nim zgadzają, dlatego nie radzi sobie sobie po prostu z próbami dyskusji i odbiera je jako ataki. Przykro mi, ale to nie jest nasz problem. A mówienie, że „dyskusja o śląskim języku w piśmie jest żenująca” dobitnie świadczy o tym, że profesor posługuje się nacjonalistycznymi dogmatami i nie przyjmuje, że każdy kod można zapisać. Śląski nie jest wyjątkiem.
Polska nauka przeczy Miodkowi
Prof. Miodek mówi: „Jedna z tych zatroskanych osób mówi do mnie: »No przecież my zawsze rzykali po polsku. Teroz momy nie rzykać po polsku?«. To pokazuje, że myślący Ślązak miał zawsze oficjalną odmianę swojej mowy regionalnej i tą oficjalną odmianą była polszczyzna ogólna. Tak było przez wieki i tak jest dziś”.
Po pierwsze, prof. Miodek podaje argument anegdotyczny, że jakaś jedna osoba do niego zadzwoniła. Nie zrobił badań, nie zorientował się w temacie, tylko usłyszał coś od jednej osoby, która – notabene – nie za bardzo sobie radzi z mówieniem po śląsku, skoro mówi „przecież”, zamiast „przecã”. Druga sprawa: Ślązacy przez wieki swoją mowę nazywali „po polsku”. Nawet moja ōma po trzydziestu latach w Hesji rzuciła jednego dnia: „Jŏ już tyla lŏt w Niymcach miyszkōm, a jŏ durch dobrze po polsku gŏdōm”. To też jest argument anegdotyczny, ale zapraszam do rozmowy z tysiącami starych Ślązaków, którzy moje słowa potwierdzą. Osoba przywołana przez Miodka prawdopodobnie nie rozumiała, o co chodzi. Toć, dycki my rzykali po polsku. Po naszymu polsku. Niżej to udowodnię.
Prof. Miodek w powyższej wypowiedzi twierdzi też, że Ślązak miał zawsze oficjalną odmianę swojej mowy regionalnej i tą oficjalną odmianą była polszczyzna ogólna. Jak to się ma do tego, co pisała prof. Alina Kowalska, absolutnie czołowa badaczka oficjalnych dokumentów Górnego Śląska z minionych wieków, która w artykule „Sytuacja językowa na Górnym Śląsku w okresie habsburskim” pisze „Wprowadzając w XVI w. do pism urzędowych język polski, posłużono się jego regionalną odmianą śląską”? Jak to się ma do tego, co pisał Stanisław Rospond w pracy „Protokolarz miasta Woźnik”, gdzie czytamy: „Po »nieliterackiej« pisowni protokołów należy oczekiwać »nieliterackiej« wymowy, tzn. odzwierciedlającej lokalne naleciałości fonetyczne […]”?
Zatem badania polskich właśnie naukowców wskazują, że Ślązak nie miał „zawsze” polszczyzny ogólnej jako oficjalnej odmiany swojej mowy. Kowalska pisze okrężnie o „regionalnej odmianie śląskiej”. Rospond nazywa lokalną wymowę „naleciałością”, choć przecież lokalna wymowa jest oryginalna, wyuczona w domu. Ci ludzie raczej po prostu pisali po śląsku z polskimi naleciałościami; czasem większymi, czasem mniejszymi. Więc nie, panie profesorze Miodek, Ślązacy nie mieli „zawsze” polszczyzny ogólnej jako oficjalnej odmiany swojej mowy i nie „było tak przez wieki”.
Ślązaków w stronę polskiego języka ogólnego pchnęli Niemcy w XIX wieku. Stało się tak, ponieważ Niemcy twierdzili, że Ślązacy nie mówią po polsku, tylko posługują się językiem zepsutym i bezwartościowym, mieszanką polsko-niemiecko-czesko-morawską, dla której nie ma ratunku i Ślązacy muszą się nauczyć cywilizowanego języka, czyli niemieckiego. W niemieckiej terminologii XIX wieku język śląski nazywano „Wasserpolnisch” i było to określenie nacechowane ekstremalnie negatywnie. Reakcją Ślązaków na takie traktowanie ich języka była teza, którą sprowadzała się do stwierdzenia: „Wasserpolski to tak samo dobry język jak każdy inny polski”.
Śląski gburowaty, nieudolny, ubogi...
Ksiądz Michał Przywara, badacz języka śląskiego z przełomu XIX i XX w., pisał w „Narzeczach śląskich”: „Niemcy twierdzą, z największą pewnością siebie, że język śląski jest gburowaty, gruby, nieudolny, ubogi, tak że do wysłowienia jakiej lepszej myśli musi się zapożyczyć u Czechów, Niemców i Bóg wie kogo. Te wszystkie ujemne przymioty się skupia w wyrazie »wasserpolnisch«. Wasserpolnisch jest przypuszczeniem, twierdzeniem i matematycznym dowodem, jest to pewnik, na który ministrowie w Berlinie i politycy w kneipach przysięgać gotowi. A czemu? Bo tak powiadają, więc tak jest, nie tylko tak jest, ale tak być powinno, musi tak być, aby Ślązacy wzgardą i nienawiścią do swego języka się przejęli”.
Pisał w 1894 roku Karol Myśliwiec w broszurze „O bogactwie i piękności polskiego języka Ślązaków”: „Przecież przywykliśmy do tego, że przeciwnicy nasi, albo zresztą ludzie, powierzchownie ślązkie stósunki znający, mówią o wielkim u nas braku wyrazów, a więc o ubóstwie i niedoborze języka z jednej, i o gburowatości i nieudolności jego z drugiej strony”. A dalej: „Mnie […] będzie chodziło o to dowieść, że język nasz, który już niektórzy ludzie za wcale nie polski okrzyczećby chcieli, jest tak samo czystopolskim i ma tak samo swoje zalety, jak język Wielkopolan, Krakowian lub Warszawian i że jako taki możemy go słusznie nazwać pięknym i bogatym”.
Podobne twierdzenia można znaleźć w numerze 124/1896 „Nowin Raciborskich” w artykule „Nie ma mowy wasserpolskiej!”:
„[...] dr. G. umyślnie czy nieumyślnie przedstawia rzecz tak, jakby jedynie w języku polskim i to też tylko na Górnym Szląsku zachodziła różnica między tak zwanym językiem pisanym, uczonym w szkołach, a językiem ludowym. [...] Taka różnica zachodzi nie tylko u Polaków, ale w ogóle u każdego narodu, także u Niemców. Ani Niemiec z Dolnego Szląska lub z Pomorza, ani Brandenburczyk, Meklenburczyk lub Westfalczyk nie mówią takim językiem, jaki w szkole wykładają, lecz językiem ludowym, którego człowiek nieoczytany z ledwością zrozumie, a jednak ich język jest także niemieckim. Prawda, że język polski na Górnym Szląsku zawiera w niektórych okolicach wiele wyrazów niemieckich, ale czy język niemiecki w okolicach, gdzie się Niemcy stykają z inną narodowością, n. p. w Alzacyi i Lotaryngii, jest wolny od przymieszek zaczerpniętych z języka, którym ów sąsiedni lud włada? Ktoby chciał być sprawiedliwym, musiałby powiedzieć wedle tych samych zasad, że język, którym Niemcy mówią w Alzacyi i Lotaryngii, jest »wasserdeutsch«, — a jednak żaden Niemiec tego nie powie”.
Zatem Ślązacy dopiero w drugiej połowie XIX wieku, w obliczu ataków germanizatorów, zwrócili się ku polskiemu językowi standardowemu, wychodząc z założenia, że skoro Niemcy mają inny język pisany, a inny mówiony, podobnie będzie w polskich realiach.
Archanioł przyfurgoł do frelki Maryjki?
Prof. Miodek mówi: „Można w żartach przetłumaczyć nawet Biblię i powiedzieć: »Archanioł Gabryjel przyfurgoł do frelki Maryjki i Jej pedzioł, co bydzie miała karlusa, kierymu nado imie Jezus...«. Można przy tym rechotać ze śmiechu, jak rechoczą moi koledzy z Warszawy, Wrocławia czy Poznania, kiedy im takie śląskie zdania wygłaszam”.
Haha, no jak śmiesznie, gdy się odpowiednio ustylizuje język. „Archanioł Gabriel przyfrunął do panienki Marysi i Jej powiedział, że będzie miała młokosa, któremu nada imię Jezus”. Jakże niepoważnie brzmi ten polski język, prawda? Zupełnie się nie nadaje do tłumaczenia Biblii.
Na pytanie: „Modlitwa »Ojcze nasz...« nigdy nie była zamieniana na wersję gwarową?” Miodek odpowiada: „Nigdy. Pierwszy druk polski z modlitwami »Ojcze nasz...«, »Zdrowaś Mario...«, »Wierzę w Boga...« powstał na Śląsku pod koniec XV wieku. A teraz po śląsku będziemy mówić »Łojcze nas...«? Śląscy biskupi, wielu księży mówią mi, że nie wyobrażają sobie kazania po śląsku ani mszy po śląsku, bo ona nigdy po śląsku odprawiana nie była".
Po pierwsze w tym druku nie ma „Ojcze nasz”, tylko „Otcze nasz”, nie ma „Zdrowaś Mario”, tylko „Zdrawa Maria” i nie ma „Wierzę w Boga”, tylko „Wiarze w Boga”. Zwracam na to uwagę, ponieważ polskość tego druku jest tylko umowna. Nie są to teksty w literackim języku polskim. Typowe myślenie w Polsce polega na tym, że gdy się powie „polski druk z XV wieku”, to ludzie to odbierają, jakby to był druk we współczesnym polskim języku literackim. Stare druki są tylko i aż podobne do dzisiejszego polskiego i ich polskość zależy od przyjętych kryteriów. Tak samo prawdziwe byłoby stwierdzenie, że są to stare teksty w języku śląskim.
Nigdy w kościele nie mówiono po śląsku?
Prof. Miodek pyta też, czy teraz będziemy mówić „Łojcze nasz”. Gdyby zajrzał na stronę 129 pierwszego tomu słownika „Der Wortschatz der Polnischen Mundart von Sankt Annaberg”, to znalazłby tam całość „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario” zapisane alfabetem fonetycznym (nie potrafię go tutaj przytoczyć, ale można samodzielnie zweryfikować) i oto czytamy „Łojcze nasz”. Coś takiego!
Odstąpię tu od kolejności i najpierw zajmę się twierdzeniem, że msza nigdy po śląsku nie była odprawiana. Po pierwsze należy pamiętać, że do 7 marca 1965 roku liturgia była odprawiana po łacinie i zmienił to Sobór Watykański II. Profesor Miodek miał wtedy 19 lat, więc dla niego polskość mszy też nie jest wieczna. Założę się, że jeszcze 6 marca 1965 roku mszy po polsku też sobie nie wyobrażał.
Do 1965 roku podczas mszy w języku lokalnym było kazanie, czytanie ewangelii, modlitwy i śpiew wiernych. Miodek – znowu anegdotycznie – twierdzi, że „wielu” księży mu mówi, że „nie wyobrażają sobie kazania po śląsku”. To bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę to, że w numerze 25/1891 „Nowin Raciborskich” czytamy: „Dziecko nauczy się w domu rodzicielskim zepsutego lub zaniedbanego dyalektu górnoszlązkiego. W szkole i często w kazaniach słyszy tę samą mowę zepsutą”. Wspomniany wcześniej artykuł „Nie ma mowy wasserpolskiej!” tej samej gazety wskazuje do tego: „Nie pojmujemy przeto wcale a wcale, jak może człowiek rozsądny powiedzieć, aby wykładanie prawd religii w języku górnoszląskiem miało być obniżaniem i bezczeszczaniem wiary. Na takie zdanie może się zdobyć tylko ślepa zaciekłość przeciwko językowi polskiemu. Wszakże wieki całe opowiadano u nas w tym języku wzniosłe prawdy wiary w kościele i w szkole, a czy u nas wiara się obniżyła lub zbezczeszczoną została? Przeciwnie!”.
Dziesięć lat przed udzielonym przez Miodka wywiadem ukazało się opracowanie prof. Jadwigi Wronicz pod tytułem „Kazania cieszyńskie z XVIII wieku ks. Henryka Brauna”. Są to kipiące najwyższej klasy retoryką i krasomówstwem kazania po śląsku. Prof. Miodek i przywoływani przez niego księża mogą sobie do nich zajrzeć, żeby mieć wgląd do tego, jak wyglądał język kazań na Śląsku w dawnych czasach. Może wtedy będą mogli sobie wyobrazić kazanie po śląsku.
Platon był z Ostrołęki
Na pytanie: „Nie można w gwarze śląskiej wypowiedzieć abstrakcyjnych, filozoficznych treści?” Miodek odpowiada: „Nie można, bo brzmi to groteskowo. Może być językowo ciekawe i niegroteskowe coś, co prymarnie zostało w tym języku wytworzone. Kiedy ks. prof. Józef Tischner pisze o Platonie po góralsku, odbieram to pierońsko sztucznie. Mówię po śląsku »pierońsko sztuczne«, przy całym szacunku dla Tischnera”.
Groteskowość jest kategorią naukową, czy może raczej osobistym odczuciem kogoś, kto ewidentnie jest uprzedzony wobec języka śląskiego? Warto poza tym zwrócić uwagę, że Miodek mówi, że coś musi być „prymarnie” w danym języku wytworzone, po czym podaje przykład Platona. Platon pisał po polsku? Może był z Ostrołęki? A Cyceron na pewno wychowywał się w ziemiańskiej rodzinie ze Szczaworyża. Rozumiem, że dzieła obu były „prymarnie wytworzone” w języku polskim, skoro po polsku nie brzmią Miodkowi groteskowo.
Prof. Miodek mówi: „Jeśli powiem po śląsku »ewidyntny«, »permanyntny« zamiast ewidentny i permanentny, to będzie groteska. Schodzimy na tak żenujący poziom tych dyskusji, że zaczynam się wstydzić”.
A dlaczego niby miałaby to być groteska? Czy słowa „ewidentny” i „permanentny” są jakimiś rdzennie polskimi słowami, czy może raczej internacjonalizmami zapożyczonymi z łacińskich „evidens” i „permanens”, obecnymi właściwie w każdym języku europejskim? Dlaczego według Miodka śląski jest jakiś wyjątkowy i w nim te zapożyczenia miałyby nie funkcjonować? Jeżeli mu nie przeszkadzają w innych językach, a w śląskim tak, to znaczy, że jest zwyczajnie uprzedzony.
Naiwność połączona z fanatyzmem
Prof. Miodek mówi: „[…] nikt tej kodyfikacji nie wykona. Te dążenia są naiwnością połączoną z fanatyzmem. Myślę, że znajdą się językoznawcy gotowi na wszystko. Ja umywam ręce. Jak Piłat. I wątpię w kompetencje historyczno-językowe tych gotowych na wszystko”.
I znowu opinie wynikające z uprzedzeń. Każdy inny język można skodyfikować, tylko śląskiego nie. Bo śląski to specjalny kod, który nie ma prawa istnieć na papierze, nie ma prawa być tworzywem literackim, najlepiej żeby w ogóle nie był używany poza jakimiś cepeliowymi konkursami gwary.
Wątpi on też w kompetencje historyczno-językowe kodyfikatorów. Wyżej wykazałem za pomocą tekstów polskich naukowców i polskich aktywistów, że tak naprawdę to Jan Miodek jest niekompetentny w tych sprawach. Po jakiej stronie jest więc ten fanatyzm?
Prof. Miodek mówi: „Powtórzę za Henrykiem Borkiem, Ślązakiem z Jędryska, dziś części Kalet, który 40 lat temu napisał – a ja to potwierdzam – nie ma ani jednej cechy dialektu śląskiego, która by go różniła od innych dialektów, w aspekcie historyczno-językowym. Wszystko to, co jest na Śląsku, jest gdzie indziej.[…] Proszę nie przesadzać z jakąś niewyobrażalną odrębnością śląszczyzny. W gruncie rzeczy nie ma ani jednej cechy gramatycznej tylko śląskiej. Ani jednej. One są wspólne dla wszystkich dialektów”.
A ja mogę powtórzyć za prof. Alfredem Zarębą, autorem m.in. „Atlasu językowego Śląska”, który w pracy „Śląskie teksty gwarowe” pisał: „[...] istotą odrębności dialektów śląskich jest określony zespół cech wymawianiowych, w takim układzie typowy dla Śląska i poza nim nie spotykany”.
Naprawdę nie potrafię zrozumieć mentalności stojącej za tego typu argumentacją. Każdą cechę języka śląskiego bierze się oddzielnie i twierdzi albo że gdzieś tam pod Tłuszczem jest taka sama cecha, albo że pięćset lat temu po polsku też tak mówiono. Co z tego? Czy samolot jest samochodem, bo też ma kółka? Liczy się całość, a nie pojedyncze cechy. To twierdzenie, że śląski to tak naprawdę archaiczny polski też nie wytrzymuje zderzenia z logiką. Czy to znaczy, że polski to archaiczny czeski, bo w polskim zachowały się samogłoski nosowe „ą” i „ę”, które w czeskim zanikły? Bądźmy poważni. Porównuje się obecny stan dwóch języków, a nie wybiera sobie á la carte, byle tylko pod nacjonalistyczną tezę pasowało.
Kodyfikacja krzywdą dla gwar
Miodek mówi: „Jest konflikt między rozsądkiem a jego brakiem, między znajomością historii dialektu śląskiego i nieznajomością tej historii”.
Dokładnie tak, tylko że te brak rozsądku i nieznajomość historii nie są po stronie ludzi krytykowanych przez Miodka.
Miodek mówi: „Kapitałem dialektu śląskiego jest jego mozaikowość. Na ten dialekt śląski składa się kilkadziesiąt gwar. Próba kodyfikacji będzie zawsze z krzywdą dla którejś z tych gwar. Nie dajmy się zwariować”.
Nie. Język standardowy przynosi szkodę tylko w polskiej rzeczywistości, to znaczy takiej, w której wszyscy mają mówić jak książka. My chcemy stworzyć dla Ślązaków środowisko nauki inkluzywne, w którym mowa każdego regionu ma stać na pierwszym miejscu, a materiały pisane mają tylko pomagać.
Miodek mówi: „Znam domy śląskie od pradziejów, w których się gwarą w ogóle nie mówi”.
No i? Pewnie się nie mówi, bo polska edukacja tę „gwarę” wytępiła.
Miodek mówi: „Konkurs Marii Pańczyk »Po naszymu, czyli po śląsku« to jest skansen”.
Zgadza się.
Miodek mówi: „Gwara zanika”.
A zanika przez kogo? Przez ludzi, którzy chcą ten język ratować tak, jak potrafią, czy może przez uprzedzonych profesorów, którzy wypowiadają się poza swoimi kompetencjami, a w rozwoju tylko tego konkretnego języka widzą groteskę?
Miodek mówi: „Zmuszą teraz ludzi, żeby się uczyli gwary? Gdzie? Tu mieszka dziś więcej nie-Ślązaków niż Ślązaków”.
W 2011 roku od sześciu lat funkcjonował język regionalny kaszubski i dzieci chodziły na lekcje dobrowolnie. Ale Miodek tego nie wiedział i opowiadał o jakimś zmuszaniu, choć wystarczyło się zorientować w temacie.
Jaki wariant śląskiego byłby literacki?
Miodek mówi: „Czy mam powiedzieć: »widzam tam krowam«, »widzym tym krowym«, a może »widza ta krowa«? Z jakiej racji ma być »widza ta krowa«? Bo ja jestem z Tarnowskich Gór i tak mówię? Opolanin powie: ja chcę, żeby było »widzam tam krowam«, a ktoś z Cieszyna: »widzym tym krowym«. Który wariant wybiorą zwolennicy kodyfikacji?”.
We frazie „czy mam powiedzieć” wyraźnie widać niewolnicze przywiązanie Miodka do polskich ram myślowych. Język standardowy jako język, którym wszyscy mają mówić, funkcjonuje tylko w polskiej rzeczywistości. W żadnym normalnym kraju się nie produkuje użytkowników języka standardowego jako mówionego. Nawet polski język standardowy nazywa się „literacki”. Nie „mówiony”, nie „ustny”, nie „głosowy”. Literacki, czyli służący do pisania. Polacy w którymś punkcie swojej historii o tym zapomnieli i zarżnęli przez to swoje dialekty. My swoich zarżnąć nie pozwolimy. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
W 2011 od dwóch lat funkcjonował alfabet ślabikŏrzowy, który zapisuje podaną w przykładzie frazę jako „widzã tã krowã”. Zależnie od tego, jakim wariantem się dana osoba posługuje, przeczyta ona to po swojemu. Specjalnym przypadkiem jest wariant cieszyński, który ma swoją ponadtrzystuletnią tradycję piśmienniczą, a od 150 lat jest zapisywany właściwie bez zmian. Głupio byłoby przyjść do Cieszynioków z ledwo co opracowanym alfabetem i namawiać ich do przejścia na niego. Dlatego – podobnie jak w wielu innych językach – przyjmujemy, że język śląski ma dwa standardy: cieszyński i opolsko-katowicki. W ten sposób Cieszyniocy mogą korzystać z ram, które daje status języka regionalnego, ale tak, jak chcą. A nam nic do tego.
Miodek mówi: „Od wieków dla wielu pokoleń Ślązaków punktem odniesienia była polszczyzna ogólna. Ona integrowała, a w tej chwili ma dzielić?”
Tak, polszczyzna ogólna była takim punktem odniesienia, że artykuł „Nasz język polski” w „Gazecie Górnoszląskiej” nr 31/1880, wydawanej przez wszechpolskich agitatorów z Wielkopolski, zaczyna się słowami: „Z początkiem wydawnictwa naszego, wielu z Górnoszlązaków narzekało na to, iż pisma naszego dobrze nie rozumieją […]”.
Gdy Miodek brzmi jak Ślązak
Prof. Miodek mówi: „Mogę mówić o pewnych błędach powojennej Polski popełnionych na tym terenie. Mogę mówić, że nie można na siłę wymuszać od kogoś deklaracji polskości”.
Wreszcie się zgadzamy, choć „pewne błędy” to eufemizm na miarę Anglika, który pożar swojego domu nazwałby nie najlepszą sytuacją. Poza tym nacjonalistyczne i centralistyczne podejście władz, oczekujące od Ślązaków, że będą z nich Polacy jak z fabryki, nie zaczęło się po 1945 roku, ale już w 1922. Bezmyślność i arogancja wobec Śląska i Ślązaków nie są komunistyczne, ale po prostu polskie. Wojciech Korfanty prawie ćwierć wieku walczył o Polskę na Śląsku, potem tej Polsce wystarczyło pięć lat, żeby z Korfantego-endeka zrobić Korfantego-zaciekłego śląskiego regionalistę, a kolejne dwanaście, żeby go życia pozbawić.
Miodek mówi: „Jeśli ktoś chce powiedzieć: jestem Polak Ślązak albo Ślązak Polak, proszę bardzo. Chce powiedzieć: jestem Ślązak i nic więcej, proszę bardzo. Chce powiedzieć: jestem Ślązak Niemiec albo Niemiec Ślązak, proszę bardzo”.
Tutaj nareszcie Jan Miodek brzmi jak prawdziwy Ślązak.
Żeby kodyfikować, trzeba się znać
Prof. Miodek mówi: „Natomiast proszę ode mnie nie wymagać udowodnienia, że może śląszczyzna jest odrębnym językiem. Proszę ode mnie nie żądać jej kodyfikacji, bo to jest nonsens”.
To prawda. Nie można żądać od prof. Miodka kodyfikacji języka śląskiego, ponieważ żeby kodyfikować język, trzeba być w nim wszechstronnie zorientowanym. Prof. Miodek jest kompetentny jako preskryptywista języka polskiego, ale na języku śląskim się nie zna. Nie udowodni też, że śląszczyzna jest odrębnym językiem, ponieważ wyuczył się językoznawstwa w czasach najgorszego polskiego nacjonalizmu, gdy nauka i dogmaty propagandy wzajemnie się przenikały.
A wyrwanie się z dogmatów jest zawsze trudne, bo wiąże się przyznaniem przed samym sobą, że się było w błędzie."
Dziękuję za przybliżenie problemu, nie wiedziałam, że prof. Miodek wypowiadał się na ten temat i w ten sposób. Czy przyzna się do błędu? Sadząc po dawnej wypowiedzi, pewnie nie. A może nawet był doradcą prezydenta?
OdpowiedzUsuńProf. Miodek był kiedyś dla mnie autorytetem, który zna się na poprawnej polszczyźnie. Potem zaczął gwiazdorzyć, miał swój program "Ojczyzna Polszczyzna"- jeszcze wtedy słuchałam go z zainteresowaniem. Ale... ojczyzna, to nie tylko Polszczyzna, a on zdaje się o tym zapomniał. Prowadił w miesięczniku "Śląsk" stałą rubrykę "Ślaska ojczyzna polszczyzna". A potem te felietony wydał w postaci książki "O śląskiej ojczyźnie polszczyźnie w "Śląsku". nie mam zielonego pojęcia, dlaczego w tytule wyraz "Śląsku" zawarł w cudzysłowie i to był taki pierwszy zgrzyt w jej odbiorze ( mam tę książkę). Dla mnie ta książka stanowi swoisty słowniczek gwary śląskiej z jej różnymi odmianami, ale nie które wywody/ dowody- podawanie źródeł wyrazu- Miodka są dziwne. Nie będę się tutaj rozwodzić nad gwarą śląską (jestem Ślązaczką- znam różne odmiany gwary śląskiej), ale niech prof. Miodek pozostanie raczej przy tej polszczyźnie- języku oficjalnym państwa, który nazywa się Polska, a Śląsk niech raczej zostawi fachowcom od stricte gwary śląskiej. No i najważniejsze- gwara śląska to nie jest mowa polska, to nie jest mowa niemiecka, czy czeska- to jest gwara śląska, niezrozumiała często dla Polaków z reszty kraju. To jest tak samo jak Ślązak to nie Niemiec, Ślązak to nie Polak ( ma obywatelstwo polskie)- Ślązak to jest Ślązak.
UsuńOczywiście w pośpiechu babol- "niektóre" razem- mea culpa.
UsuńMiodek był dla mnie niegdyś rodzajem bożyszcza, ale faktem jest, że od jakiegoś czasu też odbieram go gorzej. Nie wpływa to jednak na fakt, że bardzo mi wszystko jedno z powodu gwary czy tam języka śląskiego. Nie lubię tego brzmienia, jest jakiś taki... chamski, prostacki, nie wiem, jak to nazwać. Stąd moja obojętnośc wobec problemu.
OdpowiedzUsuńNa czym ta chamskość ma polegać? Owszem, brzmi twardo, ale prostacko? To jest gwara, a gwara brzmi tak a nie inaczej, bo zawiera takie a nie inne słowa. Oczywiście na tle języka polskiego takiego ślicznego wymuskanego apetycznego, ta gwara brzmi bardzo inaczej, ale kto tak pięknym poprawnym językiem polskim dzisiaj mówi? To ja już wolę chamską gwarę śląską, ale poprawną niż kaleczony język polski.
UsuńDla mnie temat nie jest obojętny, bo tu nie tylko o uznanie gwary chodzi, ale o całą śląskość, którą się nam Ślązakom odbiera odkąd nastała tu Polska. I jak napisałam w komentarzu do Rade- Ślązak to Ślązak- jedni chcieli mieć obywatelstwo niemieckie, drudzy polskie, ale zawsze czuli się Ślązakami ( z wybranym obywatelstwem).
Nie wiem, jak to inaczej określić. Np. gwara poznańska śmieszy mnie do rozpuku, małopolska nie przeszkadza, z podhalańską się nie stykam (ale raczej denerwuje). Zatem niby gwara to gwara, a jednak nie są ani podobne (odkryłam Amerykę, co?), ani ich odbiór nie jest jednakowy.
UsuńCholera, chyba posłałam komentarz w kosmos.
UsuńChodziło z grubsza o to, że gwary nie są takie same, nie brzmią tak samo, więc i stosunek do nich może być różny. Śląskiej nie znoszę, podhalańska mnie denerwuje, małopolska jest mi obojętna, a poznańska śmieszy do rozpuku. I tak dalej.
No i łatwiej mi zrozumieć, że nie znosisz jakiejś gwary niż to, ze jest ona chamska:):):):)
UsuńZresztą mnie nie chodzi, by lubić jakąś gwarę, czy nawet nią się zachwycać, "bo ja tak mam", chodzi mi o uznanie tej gwary za język regionalny.
A gwara śląska jest rubaszna, szorstka, twarda i nie musi się wszystkim podobać:)
Śmieszna dyskusja jak dla mnie, bo dotyczy określeń stosowanych wobec abstrakcyjnego pojęcia. Ludzie decydują i ustalają co jest językiem a co nie. Bralczyk też był a nawet chyba jest zdania, że śląski nie jest językiem a odmianą polszczyzny. Stwierdził też, że definicje też ewoluują i jego zdaniem z biegiem czasu śląski stanie się językiem. Ślazacy podchodzą do kwestii emocjonalnie, więc raczej też nie są obiektywnym autorytetem w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że podchodzą do tego emocjonalnie, bo dotyczy to ich języka. A kto ma być autorytetem w kwestii języka śląskiego jak nie Ślązacy, którzy tm językiem gadają? Polacy z reszty Polski? No przecież widzisz, jak nawet profesorowie podchodzą do tej kwestii, a oni powinni być najbardziej obiektywni- niestety nie są, bo polskość ich zaćmiła.
Usuń"Ludzie decydują i ustalają co jest językiem a co nie" piszesz, no to Ślązacy zadecydowali, ale wyszło jak zawsze- zawsze to znaczy, że reszta Polski nigdy Ślązaków nie rozumiała, bardzo często sekowała i to teraz znalazło wyraz.
I jeżeli myślisz, że Ślązacy są przewrażliwieni, to poczytaj jak na ziemie Śląska "weszła Polska' i zaczęło szerzyć tutaj polskość.
Znaczy tak - Miodka i Bralczyka zaćmiewa "polskość", ale Ślązacy wiedzą lepiej bo gadają po swojemu? Coś w tym toku rozumowania jednak nie trybi - o ile zdanie profesorów faktycznie może być nacechowane jakimiś poglądami i uprzedzeniami to nie jest tak, że chorujący najlepiej wie na co choruje.
UsuńI kwestia szerzenia polskości na śląsku niewiele ma jednak wspólnego jednak z tym jak tam się mówi i mówiło. Co najwyżej pomaga zrozumieć, dlaczego niektórzy Ślązacy (dane GUSu mówią że z 585,7 tys. 231,8 podało jako pierwszą narodowość śląską. Z tego ok 460 mówi po śląsku, reszta go nie zna) nie chcą, by ich uważano za Polaków, a ich języka za polski. To przewrażliwienie widać też było jak śląski zespół OBERSCHLESIEN nagrał piosenkę o ORP Orzeł, ale o tym kiedyś Ci opowiadałem.
Generalnie mnie wszystko jedno, czy ktoś uzna waszą śląską gadkę za język, czy nie, bo temat mnie nie dotyczy. Niedawno, jak jakiś typ mi wmawiał że "to potwierdzone przez badaczy", to mu jednak powiedziałem, że tak nie bardzo. Zaczął mi perorować, że śląski nie może być odmianą polskiego, bo jego zdaniem więcej ma wspólnego z językiem czeskim. Aż się zapytałem, czy wobec tego, chce mi udowodnić, że śląski jest odmianą czeskiego... Reakcji możesz się domyśleć.
Tak naprawdę, to język śląski jest mieszanką niemieckiego, czeskiego, morawskiego i staro polskiego- archaicznego ( to moja nazwa)- jest to wynik wpływu państw, pod których panowaniem te ziemie były. A kto ma wiedzieć lepiej o swojej mowie jak nie Ślązacy? Tu nie ma choroby, porównanie Twoje jest nietrafne.
Usuń"W zeszłotygodniowej polemice z opiniami prof. Jana Miodka przedstawiłem tezę, że Ślązacy – czy raczej śląskie elity – tradycyjnie swoją mowę nazywali przez wieki „po polsku”. Uważam, że ta terminologia jest źródłem największego nieporozumienia w dziejach Górnego Śląska. Na czym miałoby ono polegać? Ślązacy, gdy używali pojęć „język polski” albo „po polsku”, mieli na myśli swoją wersję tego, co uważali za język polski. Zupełnie inaczej te terminy rozumieli Polacy. Dla Polaków język polski jest tylko jeden, więc interpretowali śląską walkę o „język polski” jako aspirację do przejścia na polski język literacki. Niedawno w katowickim wydaniu „Gazety Wyborczej” Dariusz Kortko przywołał taką migawkę ze swojego życia:
– Łapa! – krzyczała do Zygmunta nauczycielka. – Naucz się wreszcie mówić po polsku – wyjaśniała, za co go bije.
Zygmunt zachowywał zimną krew, ale na przerwach się żalił: – Jo niy wiym, co łona ode mnie chce. Przeca jo godom po polsku – mówił."
I dalej jest tu
https://www.slazag.pl/grzegorz-kulik-czy-istnieje-jezyk-slaski-jezyk-regionalny
uważam, że wynik spisu z 2020 roku- liczba podających się za Ślązaków dzisiaj inaczej wyglądałby. Wtedy mi nie przyszło na myśl, że będę "opcją niemiecką", a Ślązacy podawani będą jako wykorzystujący wojnę hybrydową i działający na niekorzyść Polski- to jest ohydne. W następnym spisie nie będę miała oporów by podać się jako Ślązaczka.
Ja uważam, że warto dyskutować i przedstawiać argumenty - nie trzeba się z nimi zgadzać. Nie chodzi o to, że język porównuję do choroby, miałem na myśli, że głębie problemu najlepiej jednak jest w stanie przeanalizować ktoś bezstronny. Jakby nie patrzeć Ślązacy nie są bezstronni.
UsuńBudowa języka rządzi się pewnymi prawami - bierze się pod uwagę składnię, budowę słów, podobieństwa itd. Jednym słowem - przeprowadza się analizę. Nie jestem językoznawcą, śląskiego nie znam - tyle co usłyszę, więc ja osobiście nie wiem czy to język, czy nie język.
Ale o Twoim tekście mogę podyskutować - bo jest ciekawy i musiał kosztować sporo pracy.
Przy podważaniu Miodka odniosłaś się do wspomnianego druku Ojcze Nasz..., pomimo, że w tamtym okresie język polski pisany był w fazie kodyfikacji - i miał w niej pozostać jeszcze przez długie lata, nie zgodzę się ze zdaniem, że "polskość tego druku jest tylko umowna". Z tego choćby względu, że jesteśmy w stanie dziś te teksty zrozumieć i odczytać. Co więcej, teksty z XV i XVI są bardziej zrozumiałe niż późniejsze, nasycone makaronizmami.
No i ciekaw jestem tego zestawienia z Zarębą, jeden powiedział że Śląski nie ma unikalnych cech, drugi powiedział że ma - nie rozumiem o jakie cechy dokładnie im chodziło i czy mówili o tym samym.
Opcji niemieckiej, czy jakichś ruchów antypolskich na śląsku nie biorę tu pod uwagę, jeżeli coś takiego jest, to pewnie jakiś margines. Z drugiej strony wyodrębnianie języka i narodowości to często pierwsze stadium dążenia do autonomii.
Możliwe, choć spis z 2020 obrazował tendencję spadkową.
To nie ja odniosłam się do "Ojcze nasz' a w tekście autor o tym mówi. Cała sprawa z językiem opiera się na głębszym kontekście całej śląskości i trudno mi tu teraz o tym pisać. Tego nie da się, każde z osobna, omawiać, bo język śląski jest nierozerwalnie związany z samym pojęciem śląskości, tej śląskości co to nie jest ani polska, ani niemiecka jest po protu "śląska'. No i to mi najtrudniej wytłumaczyć w komentarzach, a kto nie jest Ślązakiem nie potrafi tego zrozumieć. i nie chodzi mi o wywyższanie się, czy wmawianie komuś braku umiejętności rozumowania. Sprawa śląskości jest bardzo trudna do pojęcia i sami Ślązacy nie zawsze potrafią powiedzieć o co tak naprawdę w tym chodzi. Tak jak Cieszyniacy tłumaczą swój patriotyzm regionalnym jednym zwrotem "My som tu stela", tak Ślązacy mówią po protu " Jestem Ślązakiem z podtekstem ani Polakiem, ani Niemcem. Nie ma tu opcji niemieckiej w rozumieniu jesteśmy Niemcami- to jest wredna sugestia tego na kaczych łapach, a on ma awersję do Niemiec i jak może to wszystkich obraża zarzucając im niemieckość. Ale Ślązacy są na tym punkcie uczuleni i tego mu nie przebacza tak, jak nie przebaczą Dudzie ostatniego weta. Odkąd nastała tu Polska wiecznie się Ślązakom te niemieckość wmawia i wymawia, no jak długo można. przy czym sugeruje się te niemieckość najgorszego gatunku- Niemiec wróg Polski.
UsuńO autonomię Śląska Ślązacy walczą od dawna- właśnie dlatego, że są Ślązakami ( ani Polakami, ani Niemcami) i ja im się nie dziwię. No jak długo można znosić to kopanie ze strony Polski, to rabowanie, to lekceważenie, obrażanie... I taka ciekawostka na koniec- podejście Polaków do Ślązaków- za chwilę zjedzie śląska stonka nad morze, przyniesie tamtejszym niemałą forsę, ale na zawsze zostanie śląską ( te hanysy) stonką, którą się traktuje pogardliwe. Popatrz, co napisała Frau- śląski to język chamski...czuję tę pogardę...choćby nie wiem jak nie chciała jej wyrazić, to to właśnie zrobiła.
Z całym szacunkiem - ale takie cechy mają Kaszubi, Warmiacy, a nawet Mazowszanie - co zauważył już Oskar Kolberg. To że językowe natężenie ich na Śląsku jest większe - z racji historycznego przepizgania tej krainy poprzez różne państwa, nie czyni ze śląskości jakiejś enklawy, zamieszkałej przez ludzi wyjątkowych na tle całej reszty Polski, których nikt nie rozumie. Miałem okazję rozmawiać z panią, która zamieszkała z mężem w leśniczówce pod Kampinosem - miała problem nie tylko natury językowej a i obyczajowej. Ja sam miałem problem z wyrazami typu "siemielucha" choć ci ludzie mieszkają 15 km. ode mnie. Mam niejasne podejrzenie, że znalazłbym tego wyrazu nigdzie indziej.
UsuńAkurat w Polsce pod tym względem znaczenie miał cały wiek XIX.
W kwestii autonomii też się nie wypowiem, bo musiałbym zaraz odnieść się do ich tez odnośnie swej niby odrębnej narodowości, a średnio widzę ten temat - jako objaw kompleksów po prostu - dla Niemca mowa była brudna, a Ślązacy nie byli Niemcami, dla Polaka jest śmieszna, a mieszkaniec Śląska podejrzany, bo w ogóle to nie wiadomo co to za stwory te "Ślunzaki". Zresztą cały ten akapit o stonkach i rabowaniu świadczy, że tak to postrzegasz bo wyrosłaś w tej narracji.
No i skarżycie się na kopanie, ale może jednak warto zauważyć, że ciężko jest przełknąć słowa pewnego pisarza polskiego, który pisze po polsku, zarabia polskie pieniądze a nie śląskie, po czym obraża się nie na Sąd Najwyższy, który mu zrobił przykrość, ale najwyraźniej na cały kraj, waląc "pierdol się Polsko". Przypominam to sobie za każdym razem jak mam w końcu chęć coś jego przeczytać i mi ta chęć przechodzi.
O dzięki- wyrosłam w różnych narracjach, a Ty się przeleć po blogach oraz różnych stronach internetowych ( np przeczytaj artykuły w Ślązagu (https://www.slazag.pl/) i poczytaj sobie jak się o Ślązakach Polacy wyrażają:):):) Zresztą co to za "narracja", jak to czysta prawda:).
UsuńDobra, nie będę dalej się wymądrzać- proponuję przeczytać kilka pozycji, dotyczących Śląska, śląskości itp. Wiem, że nie zechcesz, ale jednak podam kilka tytułów.
Z. Rokita: "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku",
M. Fibic: "Zrozumieć Śląsk",
D. Zalega: "Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska".
Już te trzy pozycje dużo tłumaczą. Należy, zwłaszcza, przeczytać rozdziały, które mówią o nastaniu wolnej Polski w 1918 roku ( sprawa Powstań śląskich) oraz o nastaniu wolnej Polski w 1945 roku (jak potraktowano Ślązaków na Śląsku- tu na tych ziemiach). Jeżeli nie nazwać wynaradawianiem Ślązaków po tych dwóch datach, to jak to nazwać? Czasem, ach nie, coraz częściej mam ochotę powiedzieć jak ten pisarz "Pie.... się Polsko", już tu dosyć namieszałaś.
A mówić o śląskich kompleksach w obliczu tego, jak Ślązaków traktuje reszta Polski to jest po prostu nadużycie.
Przeczytałam na szybko, po pracy, więc się na razie nie wypowiem, bo tekst wymaga namysłu i analizy:)
OdpowiedzUsuńNo i na razie nici z pisania, mam takie zapalenie spojówek, że ten komentarz pisze mój syn pod dyktando.
UsuńPrzykro mi, lecz oczy, niech odpoczywają, jeżeli Cię to jeszcze będzie interesować, to przeczytasz w innym czasie. Pozdiękowania dla syna za komentarz:):):)
UsuńTeraz nie mam czasu na całość lektury, ale przeczytam sobie w pociągu. Nigdy Miodka nie lubiłam. Nie mam żadnych połączeń że Śląskiem ale bardzo szanuję i wstyd mi, że takiego mamy prezydenta.
OdpowiedzUsuńNie jestem w temacie, ale argumentacja artykułu wydaje mi się wyważona, rzetelna, rozsądna i podbudowana faktami.
OdpowiedzUsuńArtykułu Miodka nigdy nie czytałam.
A to, że Duda nie podpisał, uważam za kolejny dowód na jego niekompetencję. Naprawdę trudno go szanować. Ale cóż, został wybrany przez ludzi, którym odpowiada. Ten wybór wiele mówi o Polakach.
Obszar Śląska jest spory, większy od regionu Kaszuby, fakt, że liczba osób mówiących po śląsku jest mniejsza do całej liczby osób zamieszkującej Śląsk, ale to nie znaczy, że tego języka nie ma i nie zasługuje on na uznanie go za język regionalny. Tym bardziej, że cały Śląsk jest charakterystycznym regionem, mocno odstającym od reszty Polski. Myślę, że dopóki ludzie z innych regionów nie poznają i zrozumieją czym tak naprawdę jest Śląsk, to nie ma szans na uznanie języka śląskiego za regionalny.
Usuńczy to moja osobista sprawa? Moja rodzina po kądzieli jest mocno w Śląsku osadzona. W jej domach mówiło się gwarą. Chodziłam do szkoły, w której te wszystkie klajdy, szczewiki, sznuptuchy, kabzy, blajsztyfty, szmaterloki itp, furgały kole uszu. W mojej rodzinie po mieczu, mówiono czystą gwarą cieszyńską- też Śląsk
Urodziłam się na Śląsku, czuję się Ślązaczką, tego nie da się wymazać i kazać czuć się "czystą Polką". To jest jakaś moja tożsamość, dziedzictwo.
A teraz, po tych wszystkich obrażaniach Ślązaków, zarzucaniu im opcji niemieckiej, wyśmiewania ich mowy, mam wrażenie, że przestaję szanować Polskę- coraz częściej mam ochotę zupełnie się od niej odciąć.
Mnie wzrusza język śląski i góralski zresztą też. Są takie konkretne ale czułe. I co komu przeszkadza, że Ślązacy go bronią i kochają? Powinni decydować mieszkańcy a nie naukowcy i politycy.
OdpowiedzUsuńO właśnie, góralski to mój ulubiony do słuchania, ale jak kto posłucha Ślązaka mówiącego czystą gwarą, to też wyczuje tę poezję językową. Jeszcze inaczej mówią Cieszyniacy, to też fajnie się słucha. No i dlaczego zarzucać tym wszystkim, mówiącym gwarą, że są przeciwni językowi polskiemu. I to tylko dlatego, że chronią swoją gwarę przez zapomnieniem? Od zawsze w ich domach tak się mówiło, to ich historia, czy można ot tak historię wrzucić do kosza, bo się tam w Polsce komuś to nie podoba?
UsuńŚląsk to Śląsk. Ślązacy to ani niemce ani polaki, to Ślązacy. Niezależnie czy sie to komu podoba czy nie. Gdyby nie Śląsk, to II RP byłaby jeszcze biedniejsza niż była. Śląsk ratował gospodarczo IIRP. Mało tego, osobiście uważam, że Śląsk ma prawo do autonomii i w pełni popieram separatystyczne dążenia Śląska, każdego. A język śląski bardzo mi sie podoba, tak jak góralski i kaszubski. Pozdrawiam ślązaczkę.
OdpowiedzUsuńNo i dzięki, bo to jest sedno całej śląskości. A jeżeli chodzi o języki, to nie rozumiem skąd u wielu ludzi wręcz uprzedzenia do poszczególnych gwar. Przecież to jest bogactwo naszej kultury, różnorodność już nie mówiąc o fajnym brzemieniu tych gwar- często poezja dla ucha.
UsuńNie jestem Ślązaczką,choć mieszkam na Śląsku.Wrosłam w to miejsce,bardzo mi tu dobrze.Ślązacy stanowią mniejszość nie tylko w Polsce,ale i w wojewodztwie śląskim.Mniejszości i ich prawa trzeba wspierac...(wiadomo- nie wszystkie;))
OdpowiedzUsuńStereotypy,różne mity na temat Śląska i Ślązakow kraża od dawna i wciaz, tak jak za Prlu-mają się bardzo dobrze.Najwięcej bzdur opowiadaja ci,ktorzy tu nigdy nie byli,nie znaja ludzi,ani historii tego regionu. Tak - Ślązacy mają prawo czuć się odrębnym bytem - czy to się komus podoba czy nie.
Niy je prosto nauczyc sie ślonski godki,ale ponoc idzie:))
Nie do końca jest tak z tą mniejszością Ślązaków na Śląsku- zdeklarowało, że jest się Ślązakiem mniej, ale to było 3 lata temu, ja sama nie zdeklarowałam, a teraz widzę, że jednak trzeba było, bo czuję się Ślązaczką, jestem Ślązaczką. Myślę, że rośnie tutaj poczucie tożsamości śląskiej. Po tylu latach "uczciwej pracy" rządów polskich, by umniejszyć wszystko to, co śląskie, w końcu do nas dotarło, że jest to "przemoc narodowa"( moja nazwa) i chyba czas przestać na to przyzwalać. Zresztą od powstania "wolnej' Polski, ludzie z dawnej "kongresówki" uzurpują sobie ustawiać poszczególne regiony według ich wizji polskości- Tak było z Kaszubami, z Łemkami i Bojkami, z Warmiakami i Mazurami, tak jest ze Ślązakami. I nie, nie wierzę, by w jakikolwiek sposób chcieli tym regionom pomóc utrzymać ich "regionalność"
Usuń