Jest przed południem. Za oknem przelatują ulewa za
ulewą. Nagle robi się czarno. Stoję przy stole i studiuję swoje wypociny– rozdział,
do II tomu serii, który napisałam 2 lata temu, a nawiedzony dr hab.- redaktor- zarządził
na cito poprawę, ewentualne dopisanie jeszcze jakiś treści- ha!ha!ha!
Poprawiam od piątku, a tu końca nie widać. Stoję przy tym stole i
wściekła kombinuję, co by tu jeszcze…. Dwa lata minęły i nagle na zaraz natychmiast, już. Podnoszę głowę, patrzę
przez okno na strugi deszczu. Nagle ogromny błysk i straszny grzmot. Taki suchy
trzask. Zdrętwiałam. Nic, dosłownie nic nie zapowiadało burzy. Komputer
włączony…może trzeba zamknąć? Czekam na następne błyskawice… cisza. Jeden,
jedyny piorun gdzieś blisko strzelił i dalej już nic nie było.
Po południu wyszłam do ogrodu „przewietrzyć” Bezkę.
Na niebie ogromne czarne chmury, a między nimi przebłyskuje błękitne niebo.
Aparat do ręki, może fajne zdjęcia wyjdą. Najpierw przymierzyłam się do
sfotografowania korony akacji, której delikatne, zielone listki niesamowicie
wyglądały na tle błękitu. Jednak kontrast był zbyt duży. Zatem odwróciłam się
i…..zobaczyłam na trawie to.
Kora… kora z brzozy. Skąd się tu wzięła?
Popatrzyłam na pień najbliższej- zamurowało mnie.
Pomyślałam, że to ten piorun strzelił w brzozę, ale
dotychczas nie widziałam takich skutków uderzenia pioruna w drzewo. Zazwyczaj
drzewo się łamie lub na całej długości jego pnia leci „szrama”. Wydawało mi się
również, że piorun pali korę i powinna ona być zwęglona. A tu świeżutko,
czyściutko, żadnego osmolenia. Może jednak nie piorun? Tylko w takim razie co?
Obeszłam brzozę i zobaczyłam, że z drugiej strony
też jest kora wyrwana z pnia. Żadne zwierzę czegoś takiego nie zrobi. Sama
popękała przy szybkim przyroście pnia? Niemożliwe. To stara brzoza. Więc jednak
piorun.
A potem, jeszcze wyżej, zobaczyłam to.
No rozpacz…taka piękna, dorodna brzoza i tak
zdewastowana.
W ranach widać wyraźnie pęknięcia. Nie wiemy, czy
są one głębokie, czy tylko powierzchowne.
Rany po oderwanej korze są spore i jest ich dosyć
dużo. W sumie poważna powierzchnia została naruszona. Zastanawiamy się, czy
drzewo to przeżyje, czy potrafi takie rany zabliźnić. Jedyna pociecha, że są one
w miarę suche i nie kapie z nich sok.
Na trawie, wśród krzewów i trawy, zostało pełno kawałków
kory. Z żalu nie chciało mi się od razu ich sprzątnąć.
Tylko Bezka była zadowolona. Ona uwielbia bawić się
kawałkami kory, a tu tyle szczęścia naraz na trawie leżało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz