Co oznacza wołanie samicy puszczyka? W starych
wierzeniach ludowych zapowiada czyjąś śmierć. Tak, jestem przesądna. Zwłaszcza,
że gdzieś z miesiąc przed śmiercią ojca, pójdźka wydzierała się w naszym lasku
przez parę dni. Może zbieg okoliczności, a może nie? Niedziela, późny wieczór,
siedzimy sobie przed kompami, cisza. I nagle… ten ”krzyk”. Tu blisko domu, w
połowie ogrodu. Wychodzę przed dom. Ciepła, wręcz parna noc. Patrzę w stronę
lasku, nad koronami drzew dosyć często rozjaśnia się niebo od błyskawic. Całe.
W oddali słychać grzmoty. Nad Cieszynem przetacza się burza. Ale u nas cicho,
nawet droga „milczy”. No i w tej zupełnej ciszy głos. Długi, przeraźliwy, raz po
raz wołający. Chyba ptaszysko siedzi na
morwie. Beza cała zjeżona. A ja nasłuchuję. Czekam, kiedy sowa odleci.
Urzeka mnie ta atmosfera. Jest coś w niej magicznego, niesamowicie
magnetycznego. Ale sowa nie ma zamiaru nas przestać nas niepokoić. Odzywa się
znowu. Głośno, donośnie. Przed dom wychodzi podenerwowany Jaskół. Nie znosi tego
głosu. Próbuje przepłoszyć pójdźkę klaskaniem. Klaszcze raz, potem drugi…. Na
chwilę jest cicho, a potem długie przenikające do głębi:
„Kuwiiiiiiiiiiijjjjjj”… i jeszcze raz: „Kuwiiiiiiiiiiijj….i jeszcze… teraz
Jaskół klaszcze parę chwilo nieprzerwanie. Potem czekamy. Długo stoimy przed
domem. Cisza.
Ostatnia letnia pełnia w tym roku. Księżycowe perygeum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz