Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Oj "dzieje się, dzieje"...

Ostatnie wydarzenia związane z kryzysem parlamentarnym unaoczniły, jak łatwo plotka potrafi zawładnąć umysłami Polaków i to po obu stronach politycznego sporu. Jak dajemy się ponosić emocjom i jak szybko można zgubić zdrowy rozsądek.

Trudno w to uwierzyć, ale poza "klasycznymi" wręcz interpretacjami, że oto mamy do czynienia w Polsce ze „scenariuszem, który jest pisany w Moskwie”, a protesty opozycji są „elementem wojny hybrydowej Putina”, pojawiły się jeszcze bardziej absurdalne wyjaśnienia kryzysu, którego jesteśmy świadkami. Spiskowym teoriom dało się ponieść wielu polityków i dziennikarzy. Poniżej przedstawiamy najpopularniejsze i najbardziej "odjechane" z nich. Oto świat polskiej polityki rodem z "Monty Pythona".

1) "Prowokator udawał rannego"

Zaraz po piątkowych starciach pod Sejmem, media związane z prawicą – na dowód spisku opozycji – pokazywały mężczyznę, który „kładzie się na ziemi i udaje rannego”. W jakim celu? Oczywiście, zgodnie z narracją publicystów bliskich PiS-owi – chciał pokazać "rzekomy" tragizm sytuacji, podgrzać polityczne emocje, a widzów przekonać, że policja użyła gazu łzawiącego. Wszystko to okazało się nieprawdą. Wydało się, że tajemniczy "prowokator", to w rzeczywistości Wojciech Diduszko, były pracownik TVP Kultura, a prywatnie mąż dziennikarki „Krytyki Politycznej”, Agaty Diduszko-Zyglewskiej. Ale – jak się tłumaczy – wcale nie udawał rannego. Na FB wyjaśnił, że „siadanie lub kładzenie się na ulicy, to klasyczne narzędzia pokojowego protestu”. Wielka "prowokacja" okazała się być zwykłym humbugiem. Co nie znaczy, że takie dramatyzowanie jest w porządku.
Wojciech Diduszko na facebooku oświadcza:
Oświadczam, że nie udawałem w nocy z 16 na 17 grudnia 2016 podczas demonstracji pod Sejmem ani zmarłego ani rannego. Manipulacja rozpowszechniona przez TVP.INFO i inne prawicowe media służy tylko jednemu: odwróceniu uwagi publicznej od sedna sprawy to znaczy od faktu, że Prawo i Sprawiedliwość postanowiło podczas ostatniego tegorocznego posiedzenia Sejmu dokonać i przypieczętować kolejne zmiany w prawie, które niszczą polską demokrację. Te zmiany to: ograniczenie obecności mediów w Sejmie oraz ograniczenie prawa do zgromadzeń. Jest też trzeci powód trwających protestów – to forsowana wbrew woli nauczycieli, rodziców i ekspertów zajmujących się oświatą tzw. reforma edukacji. Sejmowa opozycja oraz dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce protestują przeciwko tym działaniom. Media prawicowe próbują za wszelką cenę przeinaczyć sens tych protestów: protestujących uparcie nazywają „Ubekami oderwanymi od koryta”, a pokojową demonstrację, która jest podstawowym prawem obywatelskim, „haniebnym i skandalicznym wydarzeniem” (to słowa z orędzia premier Szydło). Główny program informacyjny TVP1 „Wiadomości” przekroczył wczoraj po raz kolejny granice przyzwoitości i po raz kolejny dał wyraz mistrzostwu, jakie osiągnął jako tuba propagandowa PiS-u informując widzów o „wściekłym proteście opozycji przeciwko ustawie deubekizacyjnej” (???!!!).
Wracając do przebiegu wydarzeń podczas nocnej demonstracji pod Sejmem (16/17.12.2016):
w piątek wieczorem dowiedzieliśmy się z żoną z mediów społecznościowych o zaostrzeniu sytuacji w Sejmie. Jak wiele innych osób uznałem, że naszym obowiązkiem obywatelskim jest wsparcie sejmowej opozycji, dlatego około 22 przyszliśmy pod Sejm. Część protestujących uznała, że warto zablokować boczne wyjścia z Sejmu, żeby spróbować skłonić posłów do pozostania na miejscu i do przekonania PiS-u do odstąpienia od ograniczania obecności dziennikarzy w Sejmie. Znaleźliśmy się w sporej grupie osób, która stanęła przy wyjeździe z Sejmu od ulicy Górnośląskiej. Tam spędziliśmy następne kilka godzin – rozmawialiśmy z posłami, którzy próbowali tamtędy opuszczać Sejm, przekonywaliśmy ich do pozostania i niektórzy tak zrobili (inni wyszli).
Około trzeciej nad ranem poszedłem zobaczyć jak wygląda protest przy głównym wejściu de Sejmu. Samochody z posłami PiS wyjeżdżały właśnie z Sejmu głównym wyjściem, a policja spychała ludzi na boki, żeby im oczyścić drogę. Wraz z innymi osobami próbowałem zablokować wyjazd samochodów, uznaliśmy, że posłowie PiS nie powinni opuszczać Sejmu przed osiągnięciem rozwiązania konfliktu. Policji udało się skutecznie utorować drogę dla posła Kaczyńskiego i innych, którzy odjechali. Wtedy ponownie wyszedłem na drogę i położyłem się na trasie przejazdu samochodów, żeby zablokować ewentualne kolejne auta. Ponieważ następne auta nie wyjechały, po chwili wstałem. Gdy leżałem na ziemi, podbiegło do mnie kilka osób, pytając się, czy trzeba mi udzielić pomocy na co zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że absolutnie nic mi nie jest.
Siadanie lub kładzenie się na ulicy to klasyczne narzędzia pokojowego protestu. Takie działanie pozwala po prostu zablokować działania strony przeciwnej bez agresji i użycia przemocy.
Cała historia z „udawaniem rannego” to cyniczna manipulacja prawicy, która tak jak nazywanie tysięcy protestujących „Ubekami” i informowanie opinii publicznej wbrew faktom, że opozycja protestuje przeciwko ustawie deubekizacyjnej – to wszystko ma skompromitować społeczeństwo obywatelskie, które nie zgadza się na niszczenie demokracji w Polsce przez PiS.


2."Ktoś zagłuszał sygnał TVP Info"

Dziennikarze mediów publicznych rozpowszechniali w weekend plotkę jakoby ktoś specjalnie zagłuszał sygnał TVP Info i uniemożliwiał - w 13 województwach - śledzenie bieżących wydarzeń politycznych, a przede wszystkim odbiór orędzia samej premier Beaty Szydło. Sobotnie wystąpienie szefowej rządu rzeczywiście się opóźniło. Przypadek? Prezes TVP Jacek Kurski zawiadomił nawet w tej sprawie Rządowe Centrum Bezpieczeństwa oraz ABW. Joachim Brudziński z PiS grzmiał , że "dziwne krasnoludki i inni szatani na pewno są tutaj czynni".
Prawda okazała się banalna. W rzeczywistości, problemy z emisją TVP były spowodowane awarią. Firma Emitel, która za nią odpowiada, w specjalnym komunikacie wyjaśniła, że „w dniach 17 i 18 grudnia 2016 roku na 11 spośród 137 obiektów nadających sygnał MUX3, nastąpiły krótkie kilkuminutowe zakłócenia w prawidłowych emisjach spowodowane błędami synchronizacji”. Zakłócenia (…) dotyczyły niewielkiego procenta populacji”. Uff, odetchnęliśmy z ulgą.
Komunikat firmy Emitel
Oficjalny komunikat firmy Emitel: "Firma EmiTel informuje, że w dniach 17 i 18 grudnia 2016 roku na 11 spośród 137 obiektów nadających sygnał MUX3, nastąpiły krótkie kilkuminutowe zakłócenia w prawidłowych emisjach spowodowane błędami synchronizacji. Zakłócenia wystąpiły jedynie na granicach stref SFN i dotyczyły niewielkiego procenta populacji. Obecnie trwają intensywne prace nad eliminacją zakłóceń. Lista obiektów, na których nastąpiły zakłócenia MUX3: RTCN Opole / Chrzelice, RTCN Wrocław / Ślęża, RTON Tarnów TON Łanięta, RTCN Częstochowa / Wręczyca, RTON Leżajsk, RTCN Dęblin / Ryki TON Tarnobrzeg, RTCN Przysucha, RTON Kłodzko, RTCN Lublin / Piaski"

3) "Wstrzymano ruch powietrzny nad Polską"


Taki "news" zaczął krążyć wśród dziennikarzy na Twitterze już z piątku na sobotę. Zgodnie z plotką, przez krótki czas w przestrzeń powietrzną Polski nie mogły wlatywać rejsowe samoloty. Dali się w nią wkręcić niektórzy dziennikarze "Gazety Wyborczej". Skojarzenia zwykłego Kowalskiego były za to proste: –"pewnie mamy już stan nadzwyczajny" i trzeba robić zapasy cukru. Okazało się oczywiście, że powodem chwilowych problemów w powietrzu
była awaria radaru. Awaria została usunięta i wszystko wróciło do normy. Nawet drony latają tak, jak chcą ich właściciele.

4) "To bojówkarze z Antify blokowali Sejm i Wawel"

"Z nieoficjalnym informacji policji [wynika], że przedstawiciele Antify polskiej również zostali zaangażowani podczas tych karczemnych awantur, które odbyły się pod Sejmem. Po co? Rzucano się na samochód, którym po pracy Sejm opuszczała premier Szydło. Policja ratując życie i zdrowie usuwała ich z ulicy" – alarmował poseł PiS Joachim Brudziński. A portal braci Karnowskich "Wpolityce.pl" ostrzegał: "Opozycja planuje wprowadzenie bojówkarzy KOD i rozpoczęcie okupacji gmachu z paleniem opon i barykadami". Okazało się że żadnych bojówek nie było ani przed Sejmem, ani przed Wawelem, gdzie Jarosław Kaczyński pojechał odwiedzić grób brata. W specjalnym oświadczeniu dla posłów członkowie "Antyfaszystowskiej Warszawy" dementowali: „Szanowni państwo. Antifa nie blokowała Sejmu. Gdyby to była Antifa, siedzielibyście państwo tam co najmniej do Nowego Roku. Z poważaniem Antifa."

5) "Ktoś opóźniał pociągi i autokary wiozące zwolenników PiS"

Wszystkie pociągi z południa Polski do Warszawy spóźnione kilka godzin. Mój dwie i pół godziny” – alarmował na Twitterze redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz. "Dojechałem dopiero po trzech godzinach" – usprawiedliwiał się. Tak wyjaśniał przy okazji kłopoty z mobilizacją klubów "Gazety Polskiej" na demonstracji pod Pałacem Prezydenckim. Oficjalnego dementi PKP nie było, ale nieśmiało podejrzewamy, że opóźnienia mogły wynikać z trudnych warunków atmosferycznych, oblodzenia torów etc. Jak to zazwyczaj w grudniu od lat bywa.
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz uważa, że "to, co się dzieje, to początek ataku zielonych ludzików." "Zaatakowano krytyczną infrastrukturę i Sejm" - napisał na Twitterze • Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Ostatnie wydarzenia związane z kryzysem parlamentarnym unaoczniły, jak łatwo plotka potrafi zawładnąć umysłami Polaków i to po obu stronach politycznego sporu. Jak dajemy się ponosić emocjom i jak szybko można zgubić zdrowy rozsądek w opisywaniu rzeczywistości.
Trudno w to uwierzyć, ale poza "klasycznymi" wręcz interpretacjami, że oto mamy do czynienia w Polsce ze „scenariuszem, który jest pisany w Moskwie”, a protesty opozycji są „elementem wojny hybrydowej Putina”, pojawiły się jeszcze bardziej absurdalne wyjaśnienia kryzysu, którego jesteśmy świadkami. Spiskowym teoriom dało się ponieść wielu polityków i dziennikarzy. Poniżej przedstawiamy najpopularniejsze i najbardziej "odjechane" z nich. Oto świat polskiej polityki rodem z "Monty Pythona".

6) Inne teorie spiskowe, czyli kanapkowym skrytożercom mówimy: Nie

Teorii na temat tego co się wydarzyło w Sejmie i przed Sejmem jest pewnie tyle, ilu polityków PiS albo dziennikarzy z nim sympatyzujących. O części z nich pisaliśmy tutaj. Ale są też inne. A więc "na czyj młyn ta woda", "kto wkładał kije w szprychy"? Nam szczególnie zapadło w pamięć słowa ministra Błaszczaka: "To próba drugiej nocnej zmiany"; wicemarszałka Terleckiego: "Opozycja chce zablokować wypłaty 500+"; posłanki Pawłowicz: "mamy do czynienia z hybrydowym zamachem stanu"; Tadeusza Rydzyka: "Komuś może zależeć, by w Polsce urządzić drugą Jugosławię"; posła Brudzińskiego: "Nie będzie zgody na anarchię i warcholstwo"; red. Cezarego Gmyza: "W całym tym proteście chodzi o to, by ludzie którzy przejmowali kamienice, robili wały na prywatyzacji Ciech, nie poszli siedzieć" i red. Tomasza Sakiewicza: "To, co się dzieje, to początek ataku zielonych ludzików. Zaatakowano krytyczną infrastrukturę i Sejm". Cóż, wytłumaczenie, że za wszystkim stali komuniści, ubecy oraz WSI byłoby zdecydowanie za proste.
Napisz do autora: jaroslaw.karpinski@natemat.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz