I co tu pisać, co tu pisać?
Konwalie pachną, bzy jeszcze mocniej, a wszystkiemu towarzyszy zapach
panoszącego się na okolicznych polach rzepaku. Piękny widok dla oczu, horror
dla mojego nosa. Kicham, płaczę, kicham, parskam, opadam z sił. Próbuję coś
robić z zalanymi oczami i cieknącym nosem. Nie da rady. Dopiero potężny kielich
wapiennej wody, a potem następny z rozpuszczoną witaminą C, ratują mnie trochę.
Na szczęście rzepaki jeszcze parę dni pokwitną, a potem…. A potem zacznie się
kwitnienie zbóż i następna dawka alergenów. Nie, nie ratujcie mnie radami, że
na alergię to takie, siakie i owakie prochy dobre są. Może i są, ale ja nie
jestem dobra dla tych prochów. I nawet nie mam solidnego argumentu na NIE.
Pozostało mi, zatem, z własnego, nieprzymuszonego głupiego wyboru, trochę się
jeszcze pomęczyć. Ze spraw ogrodowych….Nie wiem, co stało się z gadziną. Od
momentu, kiedy wyniosła się spod hydrantu i dała sfotografować na iglaku, nie
widziałam jej. Jeż też się wyniósł. Chyba…Też go nie widuję. Smutno się robi.
Ptaszory wyprowadziły pierwsze podloty. Pełno tego plącze się na trawniku, w
lasku, na grządkach. Jeszcze jeden lęg i zacznie się lato. Czekamy na
pojawienie się muchołówek. Zwykle w czerwcu zaczynają pościgi za owadami nad
trawnikiem przed domem. To znak, że gniazdo jest a w nim pewnie parę
pierzastych. Dzisiaj po raz pierwszy usłyszałam kukułkę. Mamy tu taką jedną, co
to siada na drutach i przez pół dnia drze dzioba. W zeszłym roku całe lato tak
się zachowywała. W tym roku jest w tym samym miejscu. Kukułka na drutach.
Przyznam, że to raczej odbiega od normy. Są też szpaki. Cała banda. Czeka ich
jednak wielki zawód, bo kiedy kwitły drzewa czereśniowe, padał deszcz i nie
było pszczół. Nie było pszczół na kwiatach, nie będzie czereśni. Ale szpaki są
i uwijają się głównie przy dużej jodle.
Jeżeli ktoś chce coś więcej
poczytać, to podaję linkę do bloga Klatera, który odważył się mnie gościć.
A w ogóle to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz