Dzień powszedni, godzina
18,30, szarówka, bo dzień pochmurny i na koniec to- niespodzianka. Myślałam, że
się wyniosły, co robią rokrocznie, kiedy zaczyna się lato. Na wiosnę są blisko
domu, mieszkają pod tarasem, w czerwcu jeszcze się pokazują, czasem w lipcu
wygrzewają się obok tarasu, pod cisem, a potem znikają- idą w ogrodowy świat. Tu
październik, czas, by gdzieś zalęgły na zimowe przetrwanie, a oto spóźnialski
wypełznął z otworu na górze słupka od bramki. Młoda o mało nie dostała zawału, ponieważ gadzina
pojawiła się kilka centymetrów od jej głowy. Wrzask, a potem galop do domu, bo „weź
aparat, musisz to zobaczyć, musisz zrobić zdjęcia... szyyyyyyyyybko!!!!!!!!
Przyznaję, że sama byłam mocno zaskoczona tym widokiem. Zaskroniec chyba nie
mniej naszym. Przepleciony między drutami siatki, próbował dostać się jak najdalej
od felernego słupka. Zatrzymał się, wysunął nerwowo język, zaczął syczeć.
Zrobiłam mu kilka zdjęć, poruszałam się spokojnie, bo żal mi było gadziny, a
nie potrafiłam sobie odpuścić takiej gratki. Nie włączyłam lampy- nie chciałam
go dodatkowo stresować. Dlatego zdjęcia są niewyraźne. Zaskroniec, pełznący po płocie, jest ciągle
dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mocno mam wbity do głowy stereotyp, że wszystkie
tego typu zwierzaki pełzają po ziemi, ewentualnie pływają w wodzie. A przecież
w dżungli i nie tylko tam, węże są bywalcami wysokich drzew. Dwa lata temu
zrobiliśmy zdjęcia zaskrońcowi, który wygrzewał się na gałęziach iglaka metr
nad ziemią. Czas zweryfikować wiedzę o gadzinie i wziąć pod uwagę, że może wpełznąć
po schodach do domu. Nie bardzo mi się to podoba. Brrrrrrrrrr....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz