wtorek, 20 kwietnia 2021

Podpalane szczęście (2)

Prawie ideał ta nasza Beza,  prawda? No, ale na ten ideał wszyscy spokojnie, cierpliwie pracowaliśmy. Poza tym ona ma tu dużo miłości, dużo spokoju, rzadko ustawiam ją do pionu podniesionym głosu, czy klapsem. Nikt nie robi jej na złość, szanujemy jej potrzeby. 


 

Zanim okryła się długim futrem, chodziła taki podrostek wypłosz. I była bardzo chuda.
 

Od początku bardzo dużo do niej mówiłam, bez zdrobnień, bez udziwnień, nazywając rzeczy, pokazując je i wymawiając ich nazwy. Tak, jak to się robi z małym dzieckiem. Uczyłam też czystości. Oczywiście, że mały piesek robił w domu siku i kupę, ale za każdym razem mówiłam, że tak nie. Na zdjęciu akcja "wysadzanie pieska".

 Prewencyjnie brałam psa często na ręce, wynosiłam na trawnik i mówiłam, „zrób siusiu”, „zrób kupę”, a potem chwaliłam- „ślicznie pies zrobił siusiu”, „dobry piesek zrobił kupę”. I wzmacniałam małymi cukierkami- nagrodą. Po miesiącu brudzenie w domu było sporadyczne. Teraz na te sprawy ma ogród.  Zadowolony pies, po załatwieniu potrzeby, wybiega spomiędzy krzaków, dostaje pochwałę i cukierasa, po czym biegnie do domu. Dokładnie tak samo z psem postępuje Jaskół. Śmiejemy się, że Beza była chowana jak dziecko i jest traktowana jak pełnoprawny domownik. Z niszczeniem sprzętów też nie było kłopotów. Dostała swoje zabawki, dużo się z nią bawiłam, nie nudziła się. Zabawki ma w swoim koszyczku. Kiedy chce się bawić, wybiera sobie jakąś, podbiega do mnie i jest zabawa. Rzadko jej odmawiam, bo traktuję te nasze zabawy jako świetny rozruch dla moich starych mięśni. Nie przypominam sobie, by zniszczyła jakieś obuwie, na pewno nie ogryzała nóg od krzeseł i nie gryzła obić.

W tym koszyczku przywieźliśmy szczeniaka do domu. Ale piesek nie chciał w nim spać. Koszyczek pełni rolę pojemnika na zabawki. Widać w nim sznurki, które nazywamy bambetlami. Na hasło: "Beza gdzie jest bambetel, przynieś bambetla.", pies biegnie do koszyka, wyciąga sznurek z zapętlonym sznurem w kulę i zaczyna się szarpanina. Często przy wyciąganiu bambetla cały koszyk wyjeżdża na holik.  Młoda przywiozła jej, z Anglii, misia, który pomrukiwał przy naciśnięciu na brzuszek. Beza skończyła wtedy rok. Ten misio jeszcze wegetuje w koszyczku, chociaż jest straszliwie poturbowany. Ulubiona zabawka Bezki. Kiedy się nudzi, bierze z koszyczka misia, idzie na rogówkę i tam sobie go "dziamga".



 Na rogówce Beza ma swoją poduchę, którą może tarmosić. I ona doskonale o tym wie. Nie ruszy pozostałych dwóch, tylko tę jedną. Nie wskoczy również na rogówkę, kiedy nie ma na niej narzuty. I może spać tylko na fotelu, na którym też jest narzuta. Tego też ją nauczyliśmy. Jest bardzo zdyscyplinowana. Czasem aż nie chce mi się wierzyć, że pies może być tak poukładany oraz karny.
Zabawi się dosłownie wszystkim, nawet klockami drewna

Nie znosi, kiedy jest czesana. Wije się jak węgorz, siada na pupie, próbuje gryźć szczotkę. Do tej pracy potrzeba nas dwóch. Nigdy nie była kąpana, bo jej futerko jest z tych samoczyszczących się, natomiast musi być czesana. Kiedy dłużej jej nie wyczeszę, trzeba wycinać sfilcowane dredy. Niechętnie, ale poddaje się tym zabiegom. Nauczyłam ją też „myć pupę”. Ona ma długie futro pod ogonem, i zdarza się jej zabrudzić je. Na hasło: „Beza trzeba myć pupę”, maszeruje do łazienki, staje w kabinie tyłem do prysznica i cierpliwie stoi tak długo, dając się myć, aż powiem: ”Teraz się wycieramy”. Wychodzi z kabiny i daje się łaskawie wytrzeć. Oczywiście musi być jej ręcznik do tego procederu użyty. Tu też ma swoje przyzwyczajenia. Ma swoje legowisko z dwóch poskładanych koców. Jeden gruby złożyłam i zszyłam- taki materacyk, drugi jest cienki polarowy, złożony i położony na ten gruby. Do tego ma swoją płaską poduszkę, kupioną jak tylko się u nas pojawiła. Kiedy biorę do prania poszewkę i cienki kocyk, albo kiedy wynoszę wszystko do wietrzenia, patrzy uważnie, co robię i jest wyraźnie zaniepokojona. Na początku pilnowała wietrzących się na tarasie kocyków. Teraz jest już spokojniejsza, bo nikt JEJ kocyków nie zabiera. Zużyte zabawki wyrzucamy po kryjomu. Mała Beza na swojej poduszce- drzemka na środku holiku. Holik już wyremontowany, straszny był .


 Trzeba sobie pilnować własnej ukochanej poduszki. Na wszelki wypadek wyniosę ją do ogrodu.
Jak już o wszystkim, co Bezy dotyczy, to o wszystkim. Wczoraj dostała tabletkę przeciw kleszczom. Nie smarujemy jej, nie ma obróżki nasączanej płynem przeciw pchłom i kleszczom. Nie smarujemy też jej futra takim płynem, bo ma je tak gęste, że te płyny są nieskuteczne. Każdego roku, na wiosnę, dostaje tabletkę, która załatwia sprawę pcheł i kleszczy aż do jesieni. Poza tym, pcheł to nasz pies nie ma, bo raczej nie ma kontaktu z innymi psami, a z otoczenia jeszcze nie złapała.

Na tym zdjęciu ma dwa lata.

Nie nosi obroży, a na spacery chodzi w szelkach. Oczywiście to muszą być TE szelki oraz Ta smycz. Na słowo „spacer” podbiega do szafy, gdzie w szufladzie są szelki i smycz, dotyka nosem  szuflady,  popiskuje. 


Nauczyła się także, że wszystko, co żyje w ogrodzie, jest „Nie rusz”. Od początku pozwalaliśmy jej podchodzić i wąchać zwierzaki, ale gdy tylko zabierała się do łapania w pyszczek, słyszała „Zostaw”, „Nie rusz”. W ten sposób traktuje jeże, zaskrońce, o ile gad szybciej nie umknie, ptaki  i wiewiórki. Z wiewiórkami to sprawa trudniejsza. Wiewiórka może jej przejść przed nosem i Beza nie drgnie, ale jeżeli ktoś z nas zrobi ruch lub się odezwie, od razu zrywa się i za wiewiórką sprintem. Może dlatego, że wiewiórka tak fajnie ucieka, a Beza ma we krwi gonienie. Nie zrobiła krzywdy żadnej, bo nasze „Zostaw” lekko ją wyhamowuje, jednak tempo ma równie szybkie jak rudasy. Dlatego staramy się nie reagować przy Bezie na wiewiórki. Ale czasem zdarza się jej spłoszyć kosy, kiedy zbyt hałasują.


Spostrzegłam, że rzadko używam słów „Nie wolno”, raczej mówię z naganą w głosie, jak do dziecka: ” „No coś ty, jak tak można”, „Tak się nie robi”, „Co ty wyprawiasz?” i w ten deseń. Wie, że coś poszło nie  tak i czuje się skarcona. Mam takie wrażenie, iż w zwrotach, gdzie występuje „nie”, to „nie” gubi się i pies słyszy drugie słowo. Powiedzcie szybko „Nie wolno”, normalnie bez nacisku na „Nie” (a przecież tak automatycznie mówimy) i co wychodzi? Dlatego lepiej Beza reaguje na:  „Zostaw”, „Przestań” niż „Nie wolno”. No ale to Beza, chowana w ten sposób. Każdy pies ma swój odbiór i może na inne psy słowo „Nie”, lepiej działa, niż na Bezę. Poza tym  dyscyplinowałam Bezę poleceniem „Siad”, w sytuacjach, kiedy miała się skupić. Na przykład, przed przyjęciem tabletki, najpierw musi zrobić „Siad”, uspokoić się, a potem skupić na tym, czego od niej żądam. Nawet jak jest bardzo rozbrykana, słysząc: „Siad”,  uspokaja się. Beza jest mocno nagradzana za każde dobre zachowanie- cukieras psi, głaskanie, głośne chwalenie, pieszczoty. I chociaż to już duży pies, nie odchodzimy od tej zasady. 

Od czasu do czasy poluje na coś, co jest pod ziemią. Ma doskonały słuch- idzie sobie przez trawnik lub w lasku, nagle staje, przekrzywia łepek, nasłuchuje. potem wolniutko, wysoko podnosząc nogi skrada się do miejsca, gdzie coś usłyszała- skok i

Owszem kopie dziury, jednak po kilku próbach kopania wśród grządek kwiatowych i ostrym moim proteście, teraz kopie jamy- poluje na myszy, tylko poza kwiatowym. Ona kopie dziurę, ja, po kilku dniach, ją zasypuję i znów wszystko gra. Na szczęście zew krwi nie odzywa się w niej często. Nie wyrywała, nie niszczyła roślin. Szybko nauczyła się biegać po ścieżkach i w tych miejscach, gdzie jej wolno. Na grządki kwiatowe wchodzi sporadycznie. Kiedy była młodsza, lubiła maliny. Zrywała je sobie z krzaczka. Teraz chyba przestały jej smakować.
 

Beza jest pogodnym psem. Nie zaczepiana, sama nie zaczepia. Na trasie spaceru ma kilka zaprzyjaźnionych psów, z którymi radośnie wita się przez płot.  Ma też jednego wroga (przynajmniej ja wiem o jednym). Jest nim Miśka. Ruda suczka trochę mniejsza od Bezy, ale strasznie psykata i zadziorna. Otóż Miśka lubi pomieszkiwać w kilku domach przy innej naszej spacerowej trasie.  Nigdy nie wiadomo, w którym obecnie przebywa. Jeżeli w tym bliższym, to nie mamy wyjścia i musimy szerokim łukiem obejść bramę, pójść w sady. Jeżeli mieszka w dalszym, dochodzimy na pewną odległość, zawracamy i idziemy albo w sady, albo obok domu w inną trasę. A w ogóle właściciel Miśki mieszka zupełnie gdzie indziej i tam jest jej dom prawdziwy. Miśka ma brzydki zwyczaj przelatywać wzdłuż naszego płotu, podbiegać do bramki i jazgotem prowokować Bezę do awantury. Beza gania jak szalona, wściekła, że nie może Miski dopaść. Jednak pewnego razu, wracając ze spaceru, zbyt późno zorientowałam się, że Miśka stoi obok naszej bramki. Ona zresztą też nas nie widziała. Jak ją Beza zobaczyła, jak szarpnęła smyczą, omal mi ręki z barku nie wyrwała. Wystartowała, linka była na tle długa, że Miśka została przyziemiona i przetarmoszona. Siłą oderwałam Bezę od przerażonego psa. Suka ani się obejrzała, kiedy wiała w dół drogi, nie wiem, do którego domu tym razem. To był jeden, jedyny raz, kiedy Beza tak się wściekła i zaatakowała. Od tego czasu Miśka i Beza są wrogami.

Nie lubi, kiedy robię jej zdjęcia lub ją filmuje. Potrafi tak, jak rudas,  wpaść w stupor i jak osioła jakaś trwać w nim, dopóki nie opuszczę zniechęcona aparatu. 


 Mina z tych: "Dasz mi już spokój wreszcie?"

I jeszcze o porannym rytuale- budzi nas tylko wtedy, kiedy słyszy, że się ruszamy, albo zmienia nam się oddech. Kiedy już wie, że nie śpimy, zaczyna się dziki taniec radości, jest mizianie po brzuszku, czochranie po grzbiecie, smyranie po psim nosie i za uszami, psie całusy po całej naszej twarzy, taniec dookoła ogona. Sama radość. I tak samo radośnie nas wita, kiedy wracamy do domu. Nieważne, czy to Młoda, czy Młody, Jaskół lub ja, każdego wita tak, jakby, co najmniej, tydzień go nie widziała. 

Beza skończyła 8 lat. Najdłużej z nami byli: Agat- 17 lat, Zuza- 14, Ciapek 10 lat. Bardzo chciałabym, by to nasze psie szczęście było z nami jak najdłużej. 

Zdjęcia dorosłej Bezy znajdują się w zakładce z etykietą-  Beza.

Dobrych dni.