niedziela, 18 kwietnia 2021

Podpalane szczęście (1)

Pod koniec styczna Beza skończyła 8 lat. Małego szczeniaczka przywieźliśmy w marcu do domu. Urocze toto było. 

Jeszcze maleńka.

Jej matka, rasowa szetlandka, zbroiła z domowym kundlem, z przewagą rasy husky. To jest ojciec Bezki, zdjęcia jej matki nie mam. Beza po ojcu oddziedziczyła spojrzenie i jasne zakola nad brwiami. W sumie cały pyszczek Bezy jest bardzo podobny do pyszczka jej ojca. I jeszcze wzrost- jest wyższa od szetlandów oraz "śpiewanie". Bardzo lubi sobie wyć, kiedy ma do tego nastrój. Zaciąga jak kniejowy wilk. Reszta to już rasowy owczarek szetlandzki- umaszczenie, długość futra, zwinność, szybkość i gonienie wszystkiego, co się rusza. Nie lubi hałaśliwych dzieci, biegających i jeżdżących na rowerach. Traktuje je jak stadne owce, które trzeba zaganiać obszczekując. Zresztą nas też traktuje jak stado, które trzeba mieć na oku, a jak idziemy, to próbuje nas "zaganiać" do kupki.

 Mój brat, który odkąd pamiętam, miał hodowlę Szetlandów, był bardzo niezadowolony z wyczynu swojej suki. Tym bardziej, że gdzieś te dwa pieski- dwa, bo Beza miała brata, trzeba było „zadomowić”.   

Po odejściu Zuzy (zdjęcie po prawej stronie na pasku), nie planowaliśmy już  psa do domu. Czasami tylko patrzyłam na strony schroniska, ale jakoś nie mogliśmy się zdecydować, czy w ogóle brać jeszcze zwierzaka do domu. No i przyjechał brat z problemem. Popatrzyłam na Jaskóła, on wzruszył ramionami- Jak chcesz…. Ok, warunek jeden, bierzemy suczkę, bo psy mają brzydki zwyczaj „palić” rośliny. Podniesie taki nogę i pół krzaczka zniszczone. Brat Bezy zamieszkał nad Sanem, niedaleko Przemyśla. Nie było mu dane długo żyć. Sąsiad właściciela pieska, który był paskudą, otruł szczeniaka. Żal. A my od marca 2013 roku mamy psie szczęście w domu. 

W kwietniu tego samego roku spadło dużo śniegu. Frajda dla Bezki. Ona bardzo lubi śnieg- w ogóle lubi chłód. Pewnie po tatusiu. Potrafi godzinami leżeć przed domem. A  kiedy jej zbyt ciepło w domu, domaga się wypuszczenia na taras, tam się kładzie przy drzwiach (musi mieć nas na oku) i przysypia.


 


I jeszcze filmik z małą Bezą. Maluch uwielbiał chodzić po ogrodzie. Bardzo, bardzo była szczęśliwa, kiedy mogła buszować wszędzie bez ograniczeń. A ja, patrząc na ten film, widzę, że od tamtego czasu niesamowicie dużo się w ogrodzie zmieniło. Tamtej wiosny zrobiliśmy porządną przecinkę- wycięliśmy wszystkie słabe sosny i sporo ogromnych krzewów.

Oczywistym jest, że dla każdego jego pies jest najcudowniejszy. I tak jest też z naszą Bezą.  Od dzieciństwa miałam do czynienia z różnymi psami- miałam białego jak śnieg szpica Puszka, miałam śliczną jamniczkę Psiusię, miałam super inteligentną kundelkę Czarkę, były w moim domu ( już dużo później) dwa niezbyt rasowe pekińczyki- rudo podpalany  Agat i czarno- biały Ciapek. Była również Zuza, poprzedniczka Bezy, która przyszła do nas już jako dorosły pies, ale bardzo szybko się nauczyła nas i domu. Pokochaliśmy ją mocno, myślę, że z wzajemnością. Moi rodzice, moja siostra, również mieli sporo psów. Jednak żaden dotychczasowy, domowy pies, nie przebił inteligencją tej rudej wydry Bezy.

Już jako szczenię, była bardzo towarzyska. Wszędzie też jej było pełno. Taki mały wisus. "Pomaganie" przy kładzeniu paneli bardzo jej się podobało. Zwłaszcza łażenie po Jaskóle na wszystkie sposoby. Jaskółowi niekoniecznie to pasowało.
Kiedy skończyła 10 miesiąc, została wysterylizowana. Najpierw była długa narada z weterynarzem, tym samym, który świetnie opiekował się Zuzą, a potem z ciężkim sercem podjęta decyzja. Psina doskonale zniosła zabieg, ale już wychodził z niej wisusowaty charakter. Po wszystkim koniecznie chciała spać ze mną na wersalce, na co nie mogłam pozwolić, bo bałam się, że mogę ją podczas snu niechcący "uszkodzić". No i Jaskół wyjął łóżko polowe. Nie, nie Beza na nim spała, tylko ja przemęczyłam się prawie tydzień. Wieczorem ona kładła się na równej (ważne po operacji) wersalce, na kocu, ja obok na polówce, głaskałam ją po łepetynie i tak zasypiałyśmy. Miałam pewność, że jest pod kontrolą. Kaftanik pozwoliła sobie założyć po kłótniach i fochach. A potem robiła wszystko, by to paskudztwo z siebie ściągnąć. Wszystkie tasiemki poobgryzała, jakim cudem też na grzbiecie, nie wiem. Raz niemal zeszłam przez nią na atak serca. Dwa dni po zabiegu, widząc mnie w pokoju, rozpędziła się, przeleciała galopem przez holik i od progu wykonała wielki skok, przez oparcie, na wersalkę (metr z kawałkiem wyciągnięta jak struna). Zamurowało mnie, już widziałam te popuszczone szwy i futro zalane krwią. Złapałam ją i na grzbiet- na szczęście nic się nie stało, tylko mała kropla krwi pojawiła się na kubraczku. Na zdjęciu czymś zaaferowana stoi na schodach z nosem przy oknie.
 

Skończyła rok (na zdjęciu).  Musieliśmy wzdłuż całego płotu zainstalować dodatkowo siatkę. Jakimś cudem przeszła na posesję siostry i zanim ją tam znalazłam, to najadłam się porządnego strachu, że poszła w świat i jej już nie zobaczę. Poza tym, nie chcieliśmy chodzić ciągle na druga stronę. Nie te układy. Siatka została zainstalowana. Ale nasza psinka nie była głupia. Pewnego piękne dnia zobaczyłam ją w akcji. Bezunia brała w pyszczek róg siatki i lecąc wzdłuż płotu elegancko ją demontowała (zipy puszczały). Słuchać było tylko serię kliknięć puszczających trytytek. Takie trrrrrrrrrrrr......no, szczęście pieska było ogromne. Jednak na drugą stronę już nie przeszła ani razu.

 Niesamowicie szybko się uczyła i uczy nadal. Zna znaczenie sporo słów, ma swoje utarte rytuały, których pilnuje. Śmiejemy się, że chyba ma zegarek w pupie, bo  ona dostaje w określonych godzinach posiłki, a gdy się spóźniamy, to staje przed nami i patrzy z wyrzutem- pani, już czas na żarcie, czego się obijasz? Pilnuje też porannych i popołudniowych spacerów po ogrodzie, kiedy to sobie załatwia „grubsze sprawy”. Poza tym, ma określoną godzinę zabawy ze mną (około 19tej) i nie ma zmiłuj, a rano wie, kiedy może już nas budzić- mniej więcej o wpół do siódmej, nie wcześniej. Gdy chce wyjść i kiedy chce wejść szczeka pod drzwiami, nienachalnie, parę razy spokojnie, pojedyncze „Hau”. Ma też wieczorne wyjście przed snem na siusiu i też tego pilnujemy. Po przyjściu mówię do niej ”Do łóżeczka” a ona posłusznie maszeruje na swoje legowisko.


Wie, ile to jest trzy, bo tak ją nauczyłam- po każdym naszym posiłku, Beza dostaje trzy kąski mięsa lub kiełbasy- kolejny rytuał. I jak dam dwa, to patrzy, czeka. Odchodzi po trzecim kawałku. Jest też karna- słucha mnie, bo wie, że jak coś chcę od niej, to i tak to wyegzekwuję, choćby się wiła jak piskorz. Ale prawda jest też taka, że nie nadużywamy jej zaufania, cierpliwości i nie okłamujemy jej. Jak powiem „później”, czy „nie teraz”, to cierpliwie czeka- wie, że jak załatwię coś, to potem wrócę i spełnię jej oczekiwanie. 

Uczymy się chodzić na smyczy. Pamiętam, że pierwszy raz na smyczy zaliczyła dłuższy spacer na przełęcz Karkoszczonkę w Brennej. Idziemy sobie spokojnie, Beza chodzi z jednej strony traktu na drugą, wącha, przystaje. Nagle pojawia się przed nami, schodząca para z psem- większym od Bezy psem. Beza zjeża futro na karku, ale stoi posłusznie obok nogi Jaskóła. Uspokajamy turystów, których pies trochę powarkuje, ale idzie karnie przy nodze pana, że Beza jeszcze mała i nic nie zrobi.  W tym momencie Beza "wychodzi" z kubraczka i podbiega do psa. W ostatniej chwili złapałam ją za ogon. Niechybnie wielki pies pożarłby małą głupolkę. No jasne, nic innego tylko luźnawy kubraczek był winny, a nie śliczna piesiunia.

Na tym zdjęciu ma 1,5 roku
 


Beza uwielbia chodzić na spacery poza ogród, a na nich jest teraz posłuszna. Żadnego wyrywania się, szarpania. Chodzi na długiej lince, tam gdzie chce i jak nie ma przeszkód, to jej nie ograniczam „poznawania świata”. Uwielbia jeździć samochodem. Rozkładamy na tylne siedzenia specjalny pokrowiec, ona wskakuje do środka, czekając z niecierpliwością na podróż.  Bardzo niechętnie opuszcza samochód.  Często, podczas jazdy, opiera pyszczek na oparcie siedzenia Jaskóła albo mojego i patrzy przez przednią szybę. 

Tu ma trzy lata.

Będzie dalszy ciąg opowieści o psie, który zawojował całą rodzinę.

Miłego dnia
 

 PS. O pojawieniu się Bezy w naszym domu tu:

https://www.blogger.com/blog/post/edit/9093528481983412815/518527437422119227