wtorek, 28 grudnia 2021

Grożą im dwa lata więzienia...

 



"W sądzie w Poznaniu dzieje się historia. Sterowana przez władzę prokuratura domaga się ukarania 32 uczestników protestu w katedrze. Bronią ich pro bono poznańscy adwokaci - jak robotników i opozycjonistów w czasie PRL.

W czerwcu 1956 r., po robotniczym zrywie w Poznaniu, komunistyczny premier Józef Cyrankiewicz groził, że władza ludowa odrąbie każdą podniesioną na nią rękę. W 2019 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził zaś: „Kto podnosi rękę na Kościół, podnosi rękę na Polskę".

Prokuratura uznała, że rękę na Kościół podniosło 32 uczestników protestu w poznańskiej katedrze. 25 października 2020 r. stanęli z transparentami przed ołtarzem, bo Kościół poparł drastyczne zaostrzenie prawa aborcyjnego. Abp Stanisław Gądecki, poznański metropolita, szef episkopatu, publicznie podziękował za to obecnej władzy.

Przed sądem w Poznaniu ważne pytania: czy można ingerować w przestrzeń kościelną, gdy Kościół ingeruje w życie Polaków, także tych niewierzących. I czy pokojowy protest w trakcie mszy można uznać za złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego.

Oskarżeni za protest w katedrze w Poznaniu

Proces 32 oskarżonych zaczął się we wtorek, 28 grudnia w największej sali poznańskiego sądu. To miejsce symboliczne - w tej samej sali toczyły się polityczne procesy uczestników Poznańskiego Czerwca 1956 r. Przypomina o tym pamiątkowa tablica przy drzwiach.

Tak liczne są tylko procesy zorganizowanych grup przestępczych - to największy proces za pokojowe protesty od momentu, gdy w 2015 r. PiS przejął w Polsce władzę.

Na rozprawę przyszło 28 z 32 oskarżonych – pozostali są albo w ciąży, albo w izolacji covidowej. Niemal wszyscy to młodzi ludzie: studenci, artyści, pracownicy gastronomii. Poza jednym mężczyzną, który dostał grzywnę za zwłokę w płaceniu alimentów, nie byli wcześniej karani.

Nie przyznali się do złośliwego zakłócenia wykonywania aktu religijnego. Równo połowa oskarżonych skorzystała z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień. Pozostali postanowili opowiedzieć o swoich motywach, a rozprawa zamieniła się w sąd nad polskim Kościołem.

Arkadiusz Kluk, organizator poznańskiego Marszu Równości, przekonywał, że poszedł do katedry jako „Polak, obywatel, poznaniak, gej, aktywista i osoba nieświadomie włączona kiedyś w instytucję Kościoła rzymskokatolickiego, ale wciąż będąca teoretycznie jego częścią". Oburzyło go, że panowie Stanisław Gądecki i Marek Jędraszewski (Kluk świadomie nie tytułował ich arcybiskupami) publicznie zachwycali się ograniczeniem praw kobiet.

Arkadiusz Kluk: Kościół wchodzi z butami w moje życie

Arkadiusz Kluk: - Żyjemy w państwie teoretycznie wolnym. Konstytucja gwarantuje nam rozdział Kościoła od państwa, a mimo to od wielu lat następuje religijna ideologizacja życia społecznego, politycznego i prawodawstwa, które wpływa na życie nas wszystkich: tak wierzących, jak i niewierzących. Nie pierwszy raz Kościół ingeruje w życie moje, moich przyjaciół i koleżanek, waszych synów, córek, wnuków.

Mamy za sobą kilka lat obrzydliwej nagonki na osoby LGBT, która nakręcała spiralę nienawiści, prowadziła do tragedii i samobójstw.

Poszedłem do katedry wyrazić sprzeciw wobec ingerencji Kościoła i wsparcie dla wszystkich uciśnionych, skrzywdzonych i atakowanych. Poszedłem, bo inne formy komunikacji i dialogu nie przynoszą efektów, nie powstrzymują nienawistnej polityki. Kościół zaprasza zaś w swe mury wszystkich, także tych zadających pytania. Poszedłem bez zamiaru profanacji miejsca czy obrzędu. Chciałem w pokojowy sposób pokazać, że tak jak Kościół wchodzi z butami w moje życie, tak ja jestem w stanie w imieniu swoim i innych wejść w przestrzeń Kościoła.

Nie dostrzegam w tym społecznej szkodliwości. Wręcz przeciwnie – od dziecka uczono mnie, żeby nie być obojętnym. Na lekcjach uczono o solidarności, a w harcerstwie nauczono mnie odwagi i braterstwa. Swojej decyzji nie żałuję.

Protestująca w katedrze: Kościół zaprasza do dialogu

Wiesława Groszczyk, studentka, stanęła przed amboną z transparentem „Katoliczki też potrzebują aborcji". Przed sądem mówiła, że jest „Polką wpisaną do rejestru Kościoła katolickiego": - To wyznanie było mi kiedyś bardzo bliskie, a to, co zrobiłam, nie było złośliwe.

Katedra jest przestrzenią publiczną, a Kościół zaprasza do dialogu. Nie byłam i nie czułam się intruzem, byłam u siebie. Staliśmy przed barierkami – w miejscu przeznaczonym dla wiernych. Uważam, że każda osoba ma prawo decydować o własnym ciele.

Jako kobieta boję się o swoją przyszłość. Nie zgadzam się, by jakikolwiek Kościół, jakiekolwiek wyznanie czy ideologia, wpływały na moją przyszłość.

Marta Bartosińska, studentka: - Konsekwencją wyroku Trybunału Konstytucyjnego jest ograniczenie praw kobiet, a tym samym praw człowieka. To sytuacja poważna i martwiąca. Nie przyszliśmy tam, by kogoś krzywdzić, wyśmiewać czy parodiować. Wyrok sprzed roku spowodował już śmierć co najmniej jednej kobiety.

Piotr Skulski, recepcjonista, przedstawił się jako „były mocno zaangażowany członek wspólnoty Kościoła, ale zatroskany i nadal darzący go sympatią": - Chciałem okazać wsparcie kobietom, w tym mojej obecnej żonie. Nie było i nadal nie ma we mnie krzty złośliwości, natomiast uważam, że wówczas w katedrze i dzisiaj na tej sali tworzy się historia. To nakłada na wszystkich obecnych, tam i tutaj, szczególną odpowiedzialność.

"Kościół sprowadza kobietę do cichej i posłusznej matki"

Alicja Dezor, pracowniczka gastronomii, podkreślała: - Protestując, zachowałam spokój i powagę. Nie miałam zamiaru profanacji tego miejsca. Moje działanie było niezłośliwe. Dalszą konsekwencją mojej niezgody na polityczne działania Kościoła było dokonanie apostazji 7 kwietnia tego roku.

Marta Kowalczyk, z wykształcenia filolożka, wspominała lekcje religii i msze dla dzieci, w których uczestniczyła. - Dowiadywałam się, że w strachu przed ciążą ludzie rozpoczynają współżycie homoseksualne albo mordują nienarodzone dzieci. Byłam przerażona. Kobietę w naukach Kościoła sprowadzano do roli cichej i posłusznej matki, a same procesy fizjologiczne infantylizowano. Kobieta przyjmuje dzieciątko, nosi je pod sercem. Są też ziarenka, fasolki, dzieci nienarodzone, ale nie ma kobiety – mówiła.

Przypomniała statystyki podawane przez Kościół: w mszach świętych uczestniczy jedynie 37 proc. wiernych, a do komunii przystępuje 16,7 proc. – Nie jest to zatem przytłaczająca większość społeczeństwa. To w ogóle nie jest większość. Ale to Kościół ma kluczowy wpływ na los wszystkich mieszkańców Polski – mówiła Kowalczyk.

W katedrze stała z transparentem: „Żona Lota miała imię". Chciała przypomnieć, że „Kościół zawsze traktował kobiety przedmiotowo". Twierdzi, że liczyła na dialog, ale ksiądz odprawiający mszę natychmiast ją przerwał i wezwał policję, która stała przed katedrą. Kowalczyk zapamiętała też słowa jednego z wiernych: „Nie jesteście u siebie". Był to dla niej dowód, że Kościół jest przestrzenią tylko dla niewielkiej grupy ludzi – tyle że ten sam Kościół chce decydować o kształcie społecznego i politycznego życia w Polsce.

Oskarżeni: Kościół musi się liczyć z protestem

Szymon Patrylak, księgowy, przypominał, że Kościół sprzeciwia się nie tylko aborcji, ale też antykoncepcji czy zapłodnieniu metodą in vitro, zaś edukacja seksualna w Kościele praktycznie nie istnieje. - Dzieci słyszą na lekcjach religii, że tampony noszą tylko zboczone dziewczyny, które nie potrafią wytrzymać bez niczego w pochwie. Że plemniki to zamknięte w prezerwatywie duszyczki. Że homoseksualizm można leczyć za pomocą elektrowstrząsów lub wycięcia macicy – wyliczał.

Podkreślał, że nie przyszedł do katedry, by kogokolwiek obrażać czy wyszydzać. Chciał okazać wsparcie katoliczkom, a na dowód cytował Antygonę: „Współkochać przyszłam, a nie współnienawidzić". Protest miał pokazać katoliczkom, że nie są same i zawsze znajdą pomoc.

Zoja K. (nie zgodziła się na publikację nazwiska), asystent notariusza, punktowała: - Prokurator zarzuca mi złośliwość, czyli kierowanie się niskimi pobudkami, chęcią skrzywdzenia innych. Insynuuje, jakobym odczuwała zadowolenie z zakłócenia innym religijnej ceremonii. To nieprawda. Rok temu kobietom odebrano prawa. Zmusza się je do heroizmu, do donoszenia ciąży.

Ostrzegałyśmy, że doprowadzi to do śmierci kobiet, którym można pomóc. Ku naszej rozpaczy te przewidywania się potwierdziły. Temat aborcji nie pojawił się w polskich kościołach z chwilą naszego protestu. To kościelni hierarchowie tam go umieścili.

Skoro zatem Kościół bierze aktywny udział w publicznej debacie, to liczyć się musi z wszelkimi przejawami tej debaty. W wolnym społeczeństwie przybiera ona czasem formę protestu.

Jan Wojak, student z Holandii: - Wróciłem do Polski, by protestować z myślą o moich siostrach i mamie. Chciałbym z tego miejsca skierować do nich te słowa: zawsze będę stał solidarnie z wami.

Piotr Nerlewski: Kościół powinien był spodziewać się odpowiedzi

Piotr Nerlewski, aktor: - Jestem członkiem Kościoła, który w sposób haniebny prowadzi antyludzką i antykobiecą kampanię. Jej skutkiem był nieludzki wyrok upolitycznionego TK, sprzeczny z moim poczuciem sprawiedliwości, słuszności, z podstawowymi prawami człowieka. Kościół komunikuje się z nami z pozycji ołtarza, ambony, limuzyn hierarchów. Powinien był spodziewać się odpowiedzi tam, gdzie możemy być usłyszani, czyli w kościele. Wykrzyczałem swoje stanowisko w obronie sióstr w całym kraju.

Oskarżonych broni pro bono 11 poznańskich adwokatów. Jeden z nich mec. Andrzej Jarosław Reichelt mówi, że do procesu w ogóle nie powinno dojść, bo nie było przestępstwa, a działania prokuratury nazywa cyrkiem. – W Polsce rozdział Kościoła i państwa istnieje tylko na papierze, w rzeczywistości to naczynia połączone. Ludzie mają prawo się temu sprzeciwiać – mówi mec. Reichelt.

Jego ojciec w latach 80. był obrońcą w procesach politycznych. – To, że ten proces toczy się w sali, w której sądzono uczestników Poznańskiego Czerwca 1956 r., jest klamrą kompozycyjną, której jeszcze kilka lat temu nikt się nie spodziewał. Widać, że prezes Kaczyński realizuje swoje postulaty – mówi adwokat. I dodaje: - Bronimy oskarżonych pro bono, bo jesteśmy nie tylko zawodem zaufania publicznego – mamy też do spełnienia społeczną misję.

Oskarżonym grożą dwa lata więzienia."


 

https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,27953504,najwiekszy-proces-polityczny-rzadow-pis-zamienil-sie-w-sad-nad.html?fbclid=IwAR2V-lRG8isY0tZI-k_l4M5nwShvCPNIuzd12lxHC_px78MpHHshDCsRxoc

 

 

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam i jestem wstrząśnięta... Słowa mówią same za siebie, komentarz nie jest potrzebny...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu komentować, wracają najgorsze czasy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Radosnie rozkreca sie koscielna dyktatura i oficjalne upodlanie kobiet, w czym kosciol osiagnal mistrzostwo level hard. Protestujacy zostana pociagnieci do odpowiedzialnosci karnej, zeby zniechecic i wystraszyc ewentualnych nastepcow.
    Ciekawe, kto ich sadzi, bo od tego bedzie zalezal wyrok.

    OdpowiedzUsuń
  4. poza ekspresją emocji wyrażonych "słowami publicznymi" nie mam nic do powiedzenia...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja powiem głośno i dobitnie: kurwa mać, niech ktoś wreszcie rozpierdoli ten mafijny układ.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie skomentuję obszerniej, bo trudne to jest. To w ogóle nie powinno się zdarzyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. stetryczałe stado samców, którzy dobrowolnie wyrzekli się współżycia, rodziny i wychowania dzieci mają uczyć i decydować o tym, na czym nie znają się absolutnie - absurd kosmiczny. nauki przedmałżeńskie pod batutą kogoś, kto bełkoce, bo nie ma pojęcia o sakramencie - chyba, że ze spowiedzi, ale tam słyszy tylko o wypaczeniach, a nie o pozytywach życia rodzinnego. nie do wiary, że można być tak zakłamanym!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem już stara i niby mnie juz ta sprawa nie dotyczy ale protestuję i będę protestowała w imieniu młodych kobiet i ich prawa do brzucha i całej reszty.👍

    OdpowiedzUsuń