„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

wtorek, 20 maja 2025

Oooooo, ja cierpie dole- jak to wszystko ogarnąć?



Gdyby tak umieć się otorbić i nic z zewnątrz do siebie nie przyjmować. No tak normalnie postawić wokół siebie szczelny kokon i tylko wtedy, kiedy by się zechciało wychynąć czułki na świat, wybierając sobie z niego tylko te smakowite, nieszkodzące człowiekowi kąski, te śliczne, apetyczne, kojące i podnoszące nastrój- cudnie by było. Ale tak se ne da. No nie, teoretycznie wszystko można, ale człowiek mimowolnie, jak już wyjdzie na zewnątrz swojego świata, dostaje po głowie tysiącem paskudnych informacji. Tak dokładnie odciąć się od tego nie da, dlatego postaram się jeszcze bardziej minimalizować dopływ negatywnych bodźców do siebie.

Wynik jaki jest każdy widzi. Nie chce mi się bełtać i bić piany na ten temat. Ale… mam dość tych ludzi tutaj, ograniczonych, bez jakiejkolwiek refleksji dotyczącej przeszłości i przyszłości. Już nie robię w tej wsi zakupów, już nie korzystam z POZ… nie mogę na nich patrzeć bez obrzydzenia. Wszystko się zsumowało we mnie i przeszłość, i teraźniejszość. Mogę się wyprowadzić w każdej chwili, bo o tym ostatnio myśleliśmy. Tylko dokąd? Zagranica nie wchodzi w rachubę, bo kasa nie puszcza. Nawet Czechy są w tej perspektywie odległe. A Polska? Szkoda gadać. No i dlaczego ja mam się wyprowadzać z miejsca, które jest dla mnie czymś drogim? To przypomina sytuację, kiedy ofiara ma się wynosić, bo kata się hołubi. Drastyczny przykład. Nie czuję się ofiarą, ani zakładnikiem tutejszych ludzi oraz miejsca, ale jest mi trudno to wszystko ogarnąć emocjonalnie. 

Głóg w tym roku zakwitł na gałęziach ze wszystkich stron. Zdarzyło mu się to po raz pierwszy. Dotychczas kwitł na kilku z jednej strony.
Jak co dzień przeszłam się wczoraj rano po ogrodzie. Po pięciu dniach dosyć solidnego deszczu, ziemia nadal nie ugina się pod nogą, nadal jest twarda i nie jest grząska. Wody nie ma w rowku na dole ogrodu, w którym zawsze po ulewie spływa woda  w stronę pola sąsiada. Za to kwiaty na krzewach nasączone wodą do granic możliwości.

 Nasza ogromna kalina wielkokwiatowa pochyliła się w jedną stronę. Wygląda na to, że jeszcze trochę deszczu i wyłamie się z korzeniami.

 Te zdjęcia zrobiłam przed deszczami, kiedy kwiaty nie były w pełni rozkwitnięte, teraz kalina jest przygięta do ziemi pod ciężarem mokrych kul. 

Veigelia przed wejściem do domu też pochylona, wisi nad chodnikiem.

Prawie wchodzi nam do domu.

Kwitnie obficie, ale będę musiała ją mocno przyciąć, by następnym razem nie zablokowała nam przejścia.
Zdjęcia tych dwóch tawuł zrobiłam przed deszczami. Te przy bramce musiałam w niedzielę mocno przyciąć- mokre ciężkie gałęzie oblepione kwiatami zasłoniły bramkę i zatarasowały przejście.

Ta na zdjęciu ma piękny kształt, teraz przypomina parasol.


  Azalie przygięte pod naporem, wody w kwiatach już te kwiatki tracą.

Jeszcze przed deszczami zdążyłam uporządkować ogród. Wykosiliśmy wszystkie trawniki, ponieważ trawa- rzadka i jakaś ostra- tego wymagała.

 Odczekaliśmy do momentu, kiedy już trzeba było je kosić. Na dole ogrodu zostawiliśmy mlecze, by pszczoły miały coś do zbierania. Mlecze pięknie zakwitły, potem pięknie zrobiły się puchate, a pszczół na nich ani na lekarstwo. I tak sobie dolną miedzę zapaskudziliśmy mniszkiem. Ale tam akurat nie zależy nam na wykoszonym trawniku- od połowy działki ma być w miarę dziko, w miarę ucywilizowane, ale jednak z naciskiem na dziko. 

I tak kosimy tylko dlatego, by trawa się nie mierzwiła i chwastów w nadmiarze w niej nie było. I kosimy dosyć wysoko- sąsiad lata z kosiarką raz w tygodniu, a trawnik ma przycięty na 3 centymetry- horror dla trawnika. Po deszczach trawa zrobiła się gęsta i taka bardziej normalna, bez chwastów. Nornice ryją, krety tworzą kopce, normalka wiejskiego ogrodu.

I jeszcze taka dygresja na temat koszenia- pamiętam z dzieciństwa piękne łąki, pełne różnorodnych kwiatów i traw. Bardzo mi się podobały i też tęsknie to takiego ich widoku. Jednak piękne były do momentu, kiedy trawy zaczęły sypać nasiona, a kwiaty przekwitać (ich łodygi robiły się twarde i łykowate). Łąki kosiło się dosyć wcześnie (pierwsze sianokosy- maj, czerwiec). Po co? By nie dopuścić do nadmiernego rozrostu chwastów łąkowych (kosiło się nie tylko na siano). Pamiętam również inwazje jaskra polnego i szczawiu na nasze łąki, kiedy to ziemia nadmiernie się zakwasiła (często sypano na łąki wapno, by odkwasić ziemię). Dlatego możemy się buntować, ale trawę trzeba kosić.  Te mniszki, które zostawiłam "rozdmuchały" nasiona nie tylko na nasz kawałek ogrodu, ale i na pole sąsiada. Dalej już wiadomo, co może być. jest przepis, że wszystkie nieużytki trzeba przynajmniej raz w roku skosić, by nie sypały nasion na pola uprawne. Mamy do wyboru, albo koszenie, albo rolnicy będą lać na pola więcej płynów chwastobójczych. Wolę to pierwsze rozwiązanie.

Wyplewiłam wszystkie grządki kwiatowe, oberwałam trawę dookoła krzewów, które potem podsypałam korą (świetnie trzyma wilgoć). Przesadziłam kwiaty te, które tego wymagały i posadziłam nowe. Jeszcze trzy krwawniki czekają w donicach na posadzenie do gruntu. Teraz czeka mnie ostre ciecie krzewów, kiedy przekwitną- za mocno wybujały, grozi im połamanie.

W tym roku nie ma ślimoli, prawie nie ma tych wielgachnych ślinników. Trochę takich drobnych pozbierałam, ale na razie to wszystko. Może ta susza, może te przymrozki, może to zimno w końcu im zaszkodziło.

Chociaż po deszczach całe to bractwo może wyruszyć na żer i wtedy zobaczymy co i jak.

25 komentarzy:

  1. Bośnia! Nasze emerytury to górna półka zarobków tamże. Życie tanie, ciepło przynosi ulgę zreumatyzowanym kościom:) ludzie życzliwi.
    Ale i tam są problemy, tylko mnie mniej dotykają, bo nie przeżyłam wojny i nie pracuje tam.
    Za dobrze by nam.bylo.bez stresu, nerwów i rozpaczy, za dobrze, a ziemia to nie niebo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bośnia... no tak, czytałam, nie jest tam spokojnie. Żyjecie w zawieszeniu, w każdym momencie może na nowo wybuchnąć. Myśleliśmy o Słowacji, ale tam się faszyzm rozwija.
      Dom sprzedać, dom/mieszkanie kupić, język- niby wszystko do ogarnięcia, niemniej mnie już się naprawdę nie chce ciągle szarpać.
      Repo ja wiem, że bez trudności nie da się życia przeżyć, ale mnie naprawdę mocno to życie szarpało. I nie przesadzam.

      Usuń
    2. Toż ja nie personalne tylko tak ogólnie napisałam:) .
      Mnie jest w Republice Serbskiej w BiHu dobrze. Teraz, wiadomo, głównie Polska, ale ciągnie mnie tam bardzo i cały czas urządzamy tam.swoj domek. Zresztą mój mąż nigdzie indziej nie umie być szczęśliwy. Ja mogę wszędzie.

      Usuń
    3. Poczytaj Gretkowską. Jej książkę Przeprawa. Ona po wyborach prezydenckich, kiedy tooä obecny prezydent wygrał sprzedała dom . Kupiła coś mniejszego w Polsce i drugą schedę na Krecie.

      Usuń
    4. Aniu- nie lubię prozy Gretkowskiej, chociaż to mądra babka. Przeczytać może i może to zrobię. natomiast aż tak zdesperowana nie jestem, by stad wiać. Z tej wsi, owszem, tak, ale chyba bardziej w miejsca "oświecone". Mógłby to być zachód Polski i może jednak Czechy.

      Usuń
    5. Repo- Ty już tam mieszkasz, zakotwiczyłaś się. Ja się po prostu odetnę od tej wiochy. Zakupy można robić gdzie indziej. Mieszkamy na uboczu, a sąsiedzi są niekonfliktowi. Jak to dobrze, że są samochody i można sobie całkiem dobrze wyjechać, jak ma się dosyć. Duży ogród jest w tej chwili takim samym ogromnym plusem, jak w czasach pandemii. No i nadal wierzę, że jednak Trzaskowski wygra.
      Poza tym, nie ma dramatu, zmiana prezydenta, w naszym, przypadku już niewiele zmieni. Gorzej z młodymi.

      Usuń
  2. Ja już nie ogarniam, ani polityki, ani rolnictwa!
    W Islandii Polacy głosowali za Mentzenem, na co Islandczycy rzekli: skoro głosujecie na gościa przeciwnego UE i obcokrajowcom, to co robicie w naszym kraju!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu krajach mogli by "tubylcy" tak Polaków zapytać. Mogę się tylko zdziwić tym Polakom- tam żyją, pracują, a o Polsce chcą decydować. No ale... nie znam tak naprawdę ich sytuacji i powodów takiego głosowania.

      Usuń
  3. nie dramatyzujmy, bo mimo że mój powiat, statystyczne rzecz biorąc, dał odwłoka, to wciąż spotykam samych miłych ludzi... właściwie to ja kompletnie znam poglądów politycznych tych osób... wiem tylko, że panie i pan (jest jeden) od biblioteki są okay, zaś taksówkarz (jedyny w okolicy) jest nie okay, ale też miły, bardzo miło zdarł kiedyś ze mnie stówę, gdy w awaryjnej sytuacji musiałem jechać na stację kolejową, a innej opcji nie było...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. */...kompletnie nie znam poglądów...

      Usuń
    2. Ja nie dramatyzuje, ja tu mieszkam 35 lat i spotykałam się z tymi ludźmi zawodowo oraz towarzysko, a potem mnie strasznie zawiedli. Ale wiesz jak to jest, mieszkam tu, myślałam sobie, jakoś to wszystko poukłada się. Otóż nie poukładało się- coraz bardziej mnie wkurzają, coraz mniej ich rozumiem i zmieniają się na gorsze- wszystkie kolejne wybory na to wskazują. Na gorsze? Ano ciemnogród się tu rozwija w straszliwym tempie i lokalny nacjonalizm się nasila.
      W każdym, razie czuję się w tej wsi coraz gorzej i nie mam w ogóle na jakiekolwiek kontakty, nawet z dobrymi kiedyś znajomymi.
      A jakbyś szukał we mnie winy, to powiem Ci- może ze 20 % by jej było. Resztę steloki załatwiają.

      Usuń
    3. Nie mam ochoty na kontakty.

      Usuń
    4. mam przesłanki za to przypuszczać, że sołtysowa naszej wiochy jest okay, a także pewna sąsiadka - kociara, byli jakoś niedawno na brata urodzinach, zapraszała ich bratowa i byle kogo chyba by nie zapraszała...

      Usuń
    5. a z innymi sąsiadami, kierowcami gminnej komunikacji, albo przemiłą panią z warzywniaka, na ten przykład, to ja wolę o polityce nie gadać, po co mi kłopoty, jak przypadkiem zupa się wyleje? :)

      Usuń
    6. A sołtys naszej wiochy nie jest OK. Kiedy ludzie zgłosili projekt postawienia lustra przy głównej drodze, poszli prosto do burmistrzowej i on się obraził, że z jego pominięciem- lustro nie zostało zamontowane, bo sołtys stwierdził, że niepotrzebne. Na zebraniach bryluje, ale bozia nie dała mu umiejętności czytania oraz myślenia i w tym się kompletnie kompromituje. Sodówa mu uderzyła. W ogóle ludzie tu miałcy, nijacy, nic tu nie działają. jedynie OSP i Koło gospodyń, ale ono we własnym kółku się kreci, nic dla ludzi nie robią. Szkoła też drzemie pod tym względem, a młodzi mają wszystko w nosie. Kiedy patrzę na aktywności sąsiednich gmin, to smutno mi się robi, ze nasza taka zapyziała.

      Usuń
  4. Ty nie możesz z tymi ludźmi wokół i dzisiaj smsa przysłała mi znajoma z Mazur, że ona już też nie może z tymi ludźmi, bo w nadzym mieście miażdżącą większością głosów zwyciężył Trzask.
    I weź tu bądź mądry człowieku. Trochę się sparłyśmy i cisza nastała w eterze. Ale chyba jej przeszło bo pod wieczór von mi tam bazgrnęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mistrzowie sztuk walki rzadko się biją, bo intuicyjnie omijają ludzi, miejsca, czy sytuacje grożące niepotrzebną bójką...
      ja tak mam w kwestiach politycznych, intuicyjnie omijam ludzi o wybitnie nie moich poglądach i efekt jest taki, że po prostu nie mam takich znajomych...

      Usuń
    2. Aniu- no widzisz. Dobrze, ze znajomej przeszło i daje innym mieć odmienne poglądy. Ciekawa jestem, jak to teraz klienci będą gadać w naszym sklepie. Odcinamy się od polityki podczas handlu, ale przyłażą tacy pisowscy i nawijają na Tuska, na Trzaskowskiego, mądroki jedne. Trudno jęzor utrzymać podczas ich gadki. I reguła jest taka- gumioki brudne, jakieś zaszmatłane dżinsy, cuchnie potem, tłuste włosy, na parkingu wypas auto, a on pisior niemyty drze japę na obecny rząd.

      Usuń
    3. Intuicyjnie, czy po prostu ich wygląd podpowiada Ci, że należy unikać? Ja się tu z miejscowymi w polityczne gadki nie wdaję. mnie wystarczą wyniki kolejnych wyborów. I w podświadomości: Ty wrobiłeś/łaś nas w to całe pisowskie bagno. A jak wiesz, kto gania do kościoła, nosi baldachim nad księdzem,to mi wystarczy do unikania tych ludzi.

      Usuń
    4. Zresztą ja wielu ludzi pamiętam ze szkoły- przychodzili na wywiadówki, na zebrania i gadali swoje- obraz się dopełnia.

      Usuń
  5. Od zawsze mieszkałam na wsi w której byłam obca, inna, więc nie reaguję tak gwałtownie na to, że reszta jest inna niżbym chciała. Moi rodzice mają kontakt ze wsią minimalny, o przeprowadzce chyba nie myślą. Po prostu - postawiliśmy w którymś momencie bardzo wysoki płot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie reaguję gwałtownie, bo napisałam wyżej, że to się ciągnie już od prawie 20 lat, to wyobcowanie. Dla mnie wyobcowanie też nie nowość, bo mieszkając w leśniczówce, z dala od wsi, też nie żyliśmy życiem wsi, a w dodatku moje koleżanki trzymały się ode mnie daleko, bo nie chodziłam do kościoła, matka była nauczycielką, a tata we władzach gminy- chyba nie muszę pisać, co w tamtych czasach- lata 60- to oznaczało. Potem kilka razy się przeprowadzałam, zmieniałam szkoły, zmieniałam miejsca pracy i nigdzie nie czułam się u siebie a środowisko odbierało mnie jak obcą. Tutaj prze 16 lat pracy w szkole całkiem nieźle nam się współpracowało ( to był czas mojej naiwności, że mnie przyjmą jak swoją), potem przyszedł krach i strasznie się zawiodłam. I nie będę o tym pisać dalej…Tutaj wystarczy być nie stela i nigdy człowieka nie zaakceptują. I nie tylko mnie to dotyczy.
      I ja wcale nie chcę, by oni byli inni, stwierdziłam, że są inni i ich nie rozumiem. Czy się zmienią czy nie, teraz jest mi to obojętne. W sobie szukam sposobu, by spokojnie przeżyć tutaj resztę życia. Oni mnie już nie obchodzą- są tacy , niech się tu kiszą w tym pisowskim sosie. Ja sobie poradzę, w końcu zawsze sobie dawałam radę ze swoim wyobcowaniem,

      Usuń
  6. Zasadniczo wszystko jest do dupy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pi pierwsze zazdroszczę deszczu! Po drugie, mieszkam na wsi, która jest innostronnicza, więc znam problem. Ja sobie radzę z tym tak, że po prostu nie myślę o tych ludziach w tej przestrzeni, staram się widzieć to, co mają dobrego do zaoferowania, choć wiele popełniają rzeczy, które mnie wk.. irytują. Ale nadal ich lubię w tych przestrzeniach nie skażonych głuptastcwem

    OdpowiedzUsuń