sobota, 27 sierpnia 2022

A tymczasem... dzieciom dziękujemy, czyli o lokalach nie dla dzieci.

 

Jakiś czas temu czytałam artykuł na temat wesel, na które nie zaprasza się dzieci. Oburzenie ze strony zapraszanych i komentujących było ogromne. No jak to? Bez dzieci wesele? Taka impreza rodzinna i bez dzieci?

Od niedawna jest coraz więcej lokali, do których zapraszani są tylko dorośli. Są to lokale, do których dzieci „nie mają wstępu”. No i znowu oburzenie: „To nie można do lokalu pójść z dziećmi? Naprawdę?”

Mam mieszane uczucia jeżeli chodzi o wesela- faktycznie taka impreza rodzinna bez dzieci wydaje się jakby „mniej rodzinną”. Natomiast lokale „bez dzieci”. Jestem za i nawet nie przeciw.

A dlaczego? Ładnie to uzasadnia właścicielka jednego z takich lokali i ja się z nią jak najbardziej zgadzam.

„Nastrojowa kawiarnia dla dorosłych. Dzieciom wstęp wzbroniony

Kawiarnia "Cafe" w nadbałtyckim Niechorzu jest miejscem, w którym czas mogą spędzać tylko dorośli. W tej strefie ciszy odpoczywają od wszędobylskich, hałaśliwych i nieokiełznanych dzieci. — Najbardziej zbulwersowane zakazem są babcie, które potrafią pytać właścicielkę: "Co, burdel tu pani prowadzi?".

– "Czy tu jest burdel, że się dzieci nie wpuszcza? Pewnie nigdy pani matką nie była, dlatego nienawidzi maluszków!". Nieustannie słyszę takie słowa od ludzi. Po kilka, kilkanaście razy na dzień. Mam do czynienia z niesamowitym hejtem – opowiada Iwona Gmiter, właścicielka kawiarni "Cafe" w Niechorzu.

Wszystko przez to, że do jej lokalu mają wstęp osoby dorosłe oraz te, które ukończyły 13. rok życia. Jej kafejka to bodaj jedyne takie miejsce na Wybrzeżu Rewalskim, w okolicy takich nadbałtyckich miejscowości jak Rewal czy Pobierowo.

Nocniki, pieluchy i inne atrakcje

Decyzję o tym, żeby do swojego lokalu nie wpuszczać małych dzieci, pani Iwona podjęła w tym sezonie. — Swoją działalność prowadzę od trzynastu lat, przy czym przez ostatnie trzy kawiarnia była "strefą ciszy". Co oznaczało, że gdy dzieci za bardzo dokazywały, to grzecznie prosiłam, by opiekunowie je ujarzmili. Jednak nie było to skuteczne, a prośby trafiały w próżnię - wspomina.

Kobieta miała do czynienia różnymi przykrymi sytuacjami. W ogrodowej części urządziła małą zjeżdżalnię i piaskownicę, więc "bąbelki" stawiały babki z piasku na kawiarnianych stolikach.

Rodzice nie reagowali. Inna para pewnego razu przyszła z piątką małych pociech. Wyjęli z plecaka nocnik i posadzili na nim najmłodszą z nich. Przy gościach. Byli bardzo zdziwieni, gdy zwróciłam uwagę, że to niestosowne zachowanie. Matka tłumaczyła się: »Przecież to maleństwo, jeszcze nie umie korzystać z toalety«

— mówi właścicielka lokalu.

Normą było ostentacyjne przewijanie niemowlaków, mycie im pupy mokrymi chusteczkami i zostawianie zużytych pieluch przy stoliku. Pewien mężczyzna natomiast wszedł tu przed północą ze swoim trzyletnim dzieckiem i, już dobrze podchmielony, zażądał drinka. Kiedy Iwona odmówiła podania alkoholu, zaczął się awanturować.

Strefa bez dzieci równoznaczne ze strefą egoistów?

W Polsce kwestia stref "wolnych od dzieci" wciąż bulwersuje. W sieci można trafić na rozmaite, niezwykle emocjonalne fora dyskusyjne, gdzie hotele, restauracje czy kawiarnie tylko dla dorosłych krytykuje się jako dyskryminujące, segregujące czy wręcz gwałcące prawa obywatelskie. Nazywane są też "strefami egoistów".

— Nie rozumiem tych argumentów. Wystarczy popatrzeć na każdy deptak, lodziarnię, pizzerię, smażalnię, plażę czy parki. Wszystkie są pełne dzieci, które krzyczą, piszczą, podskakują, wchodzą pod stoły, ciągną rodziców za ubranie i wręcz żądają, by kupić im loda, gofra czy zakręconych frytek na patyku.

W każdej takiej wczasowej miejscowości jak nasze Niechorze, jest przecież naprawdę ogromny wybór wszelkich atrakcji z trampolinami, automatami do gier, dmuchańcami. Każda knajpa ma menu dla dzieci, więc rodzice nie muszą wchodzić akurat do mnie. Ja i moi goście cenimy sobie przede wszystkim spokój. Tu ludzie przychodzą się relaksować, poczytać, swobodnie spędzić randkę, spotkać się z przyjaciółmi, wypić drinka i pogawędzić

— tłumaczy właścicielka niechorskiej "Cafe".

Chillout z zakręconym drinkiem

Do lokalu wchodzi małżeństwo. Para jowialnie wita się z panią Iwoną, bo Niechorze to dla tych turystów stały punkt wakacyjnego przystanku. "Cafe" urzeka ich dobrą kawą oraz urokliwym ogrodem pełnym kameralnych zakamarków pełnych świec, ziół, owocowych drzew i kwiatów.

— Nigdzie indziej nie posłuchamy tak dobrej muzyki, jak tu. Jest wybór dobrych win, które przyjemnie się sączy w towarzystwie piosenek Edith Piaf, zespołu ABBA czy Dire Straits – podkreślają wczasowicze ze Śląska. A inni stali goście, tym razem z Wałcza, zamawiają swój stały zestaw.

— Dla mojej ukochanej Hani Iwonka robi najbardziej zakręcony i kolorowy drink. Dla mnie przyrządza lodowy puchar, bo jestem kierowcą. Mamy swój ulubiony stolik w kąciku, ten na końcu ogrodu, z głębokimi fotelami — podkreśla pan Władysław.

Styl kawiarni "Cafe" jest nieco eklektyczny: trochę mebli rodem ze znów dziś modnego PRL-u, trochę art déco. Przytulności dodają stylowe lampy i kinkiety. Nietypowy wystrój przyciąga uwagę wielu spacerowiczów, bo wyróżnia się od innych, krzyczących jaskrawymi neonami.

— Wiele krzeseł, foteli stolików i dostałam od stałych bywalców, którzy mieszkają w okolicy. Zachodniopomorskie to ziemie należące przed II wojną światową do Niemiec, więc po byłych mieszkańcach zostało sporo sprzętów. W tym Singer, ta przepiękna maszyna do szycia. Goście przynoszą mi też serwisy kawowe odziedziczone po babciach, mam też całą kolekcję dzbanuszków do mleka — uśmiecha się pani Iwona.

Cukier na stół i puszczanie płazem

— Oprócz młodych mam najbardziej agresywne są babcie. W ogóle nie zwracają uwagi na wyraźny napis, który umieściłam przy wejściu: "Strefa ciszy. Dla dorosłych i 13+". Kiedy uprzejmie informuję, że bardzo mi przykro, ale dzieci nie są tu mile widziane, wpadają w złość — słyszymy od właścicielki. — Mówią: "A w czym dziecko przeszkadza? Przecież tylko sobie pobiega. Chyba nie ma pani własnych, dlatego tak dyskryminuje wszystkie dzieci". Jestem matką, wychowałam dwóch synów. Ale oni zawsze byli grzeczni, posłuszni, podobnie jak moje wnuki — dodaje.

Z doświadczenia wie, że kiedy kawiarnia była ogólnodostępna, miała same kłopoty: dzieci brudziły tapicerkę kupionymi po sąsiedzku goframi z bitą śmietaną i smażonymi rybami, bez pozwolenia zrywały kwiaty w ogrodzie. Zawsze oburza ją, że opiekunowie niesfornych dzieci nie zwracają im uwagi.

— Nie tłumaczą, że wysypywanie zawartości cukierniczki na stół, szuranie krzesłami, mlaskanie jest niestosowne. Bezstresowe wychowanie, puszczanie wszystkiego płazem wcale mi się nie podoba — analizuje energiczna brunetka.

Roszczeniowe, głośne

Pytam parę z Legnicy, dlaczego na wieczorny relaks wybrali lokal dla dorosłych. — Przecież to jasne: bo w "Cafe" dzieci się nie uświadczy. Nie to, że ich nie lubimy — zastrzegają wczasowicze ze Szczecina. — Wychowaliśmy dwójkę własnych i wystarczy. Niestety, dziś niemal na każdym kroku widzimy, że młodzi rodzice pozwalają swojej latorośli dosłownie na wszystko. Trudno się potem dziwić, że dzieci są roszczeniowe, głośne. Jak ma być inaczej, skoro od swojej mamy słyszą wrzaskliwie wypowiedziane prośby, by się uspokoiły? — zastanawiają się.

Para uważa, że kiedy dzieci okazują swoją frustrację, złość i histerię i w domu, to będą zachowywać się tak wszędzie indziej. — Rodzicom może to i nie przeszkadza. Ale zapominają, że osoby w otoczeniu mogą nie mieć ochoty być świadkami dziecięcych humorów i płaczu — kwitują.

Gości nie przekonuje argument o potencjalnych konsekwencjach powstawania stref bez dzieci. — Przecież nie grozi nam masowy wysyp takich miejsc. Nie nazwalibyśmy tego zjawiska segregującym. Tak jak my nigdy nie pchamy się tam, gdzie przeważają dzieci, więc i one niech nie mają wstępu wszędzie tam, gdzie chcą ich rodzice — wyjaśniają swoje stanowisko.

Przy dzieciach nie wypada "rzucać mięsem"

Właścicielka lokalu sama piecze większość ciast, przyrządza desery. Jest tak szybka, że trudno ją sfotografować. Także dlatego, że ma sporo gości, zwłaszcza wieczorami. Swojej decyzji o zmianie charakteru biznesu nie żałuje.

— Jestem przeszczęśliwa, że mogłam stworzyć klimatyczny lokal, gdzie dorośli, a zwłaszcza seniorzy, mogą wypoczywać na własnych warunkach. Swobodnie opowiadać dowcipy, nie raz i nie dwa okraszone przekleństwami, które, jak wiadomo, dodają pieprzyka kawałom. Przy dzieciach nie wypada im "rzucać mięsem" — stwierdza.

Pani Iwona ma stałych, zadowolonych gości, nowi dziękują i wracają. — Jako społeczeństwo zapomnieliśmy o prostej zasadzie, że przy dzieciach nie jest wskazane picie alkoholu i palenie papierosów. I o tym, że rodzice powinni stawiać swoim pociechom granice oraz wychowywać, a nie wrzeszczeć i karać. A do swojej kawiarni w Niechorzu zapraszam dorosłych przez cały rok — kończy pani Iwona.”

https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/nastrojowa-kawiarnia-dla-doroslych-dzieciom-wstep-wzbroniony/11pxgb7,2b83378a


 

 Istnieje o wiele więcej restauracji i kawiarenek, które „są przyjazne” dla rodzin (dzieci) – popatrzcie jak to brzmi, tak jakby właściciele lokali, do których nie są zapraszane dzieci, byli im nieprzyjaźni- gdzie rodzice spędzą ze swoimi dziećmi przyjemnie czas.

Mam problem z określeniem lokali „bez dzieci”. Bo jak to napisać- „lokal nie dla dzieci?”, „Lokal, do którego nie wpuszcza się dzieci”?, „Lokal tylko dla dorosłych”? To ostatnie budzi pewne skojarzenia i nie brzmi dobrze.

Tak, czy siak, takich lokali powstaje coraz więcej i zaczynają się cieszyć coraz większą popularnością.


 

PS. Fragment tekstu z artykułu, w którym podany jest wykaz lokali dla rodziców z dziećmi. Tekst pisany z przekazem, że w restauracjach sekuje się rodziny z dziećmi. Odebrałam go jako tendencyjny i niesprawiedliwy. chodzi mi o zastosowane słownictwo.

„Rodzice z dziećmi nie muszą już być wykluczeni z życia towarzyskiego. Oczywiście wszyscy wiedzą, że maluchy mają swoje wymagania – płaczą, biegają, trzeba je przewinąć i nakarmić. Wybierając miejsca przyjazne rodzinom goście muszą liczyć się z tym, że czasami zrobi się głośniej, a zamieszanie może być większe. Są lokale, w których bawiące się albo raczkujące obok stolika dziecko nie jest chcianym i standardowym widokiem, ale wybierając odpowiednie kawiarnie lub restauracje można czuć się swobodnie z własną pociechą. W takich miejscach znaczenie ma nie tylko jakość jedzenia, ale także kącik dający chwilę wytchnienia oraz spokoju mamom i tatom. Wyjście z dzieckiem do lokalu może być przyjemne dla obu stron, trzeba tylko dobrze wybrać.”

https://prestizszczecin.pl/dodatek/6/kulinaria/brzdac-w-restauracji

 


Zdziwił mnie w tekście ten fragment „Rodzice z dziećmi nie muszą już być wykluczeni z życia towarzyskiego”. Dotychczas odnosiłam wrażenie, że to właśnie rodzice z małymi dziećmi „terroryzują” resztę gości w lokalu swoim zachowaniem wobec swoich dzieci oraz przyzwalając im na  zachowania, które nie powinny w publicznych lokalach zaistnieć. Te biegające po wszystkich pomieszczeniach, bez kontroli, dzieciaki, te wrzaski, te głośne upominania, harmider, rwetes, bałagan, jaki robią dzieciaki, rozbabrane jedzenie...

„Wykluczeni”….

I tu jeszcze na ten temat

https://www.edziecko.pl/rodzice/7,79361,28696258,dzieci-w-restauracjach-nie-wytrzymalam-kiedy-z-krzykiem-wbiegly.html

Wszystkie zdjęcia i memy z Internetu.

55 komentarzy:

  1. NO I BRAWO !!! jestem za takimi miejscami, jak najbardziej. Oby jak najwięcej. Teksty o zmęczonych rodzicielach, no cóż w dupie mam zmęczonych rodzicieli, gdy ja jestem zmęczona po całym roku lub dniu zapierdalalnki z ich pociechami i mam ochotę odpocząć w miejscu, gdzie zostawiam pieniądze. Z weselami mam podobnie, nie wiem czy to jest fajnie, gdy dzieciaki biegają wśród często najebanych biesiadników, do północy, oglądają podchmielonych wujków ... no ale to już jest prywatna sprawa rodziny. TYLKO i wyłącznie. Co innego miejsca publiczne. Na promie o godzine 24 był taki wrzask bawiących się kurwa pociech, jak o 12 na deptaku w Ustce. A to, że naród tutejszy nie umi czytać ze zrozumieniem wiem nie od dziś. I że moherowebabsztyle są roszczeniowe. Otóż nie nie wszystkie miejsca sa dla dzieci. powinny być dla dzieci. Tylko w kraju tutejszym nie może być w normie, najpierw była krucjata na matki karmiące w miejscach publicznych, walka o przewijaki na stacjach benzynowych...a teraz mamy odwrotną sytuację, bo naród tutejszy zaczął przesadzać, bo widocznie uznał, że rodziny z dziećmi, to święte krowy. Wystarczy, uznać rację obu stron. Wystarczy być tolerancyjnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. apropo,s nazwy , to proponuję umieścić duży znak zakazu wjazdu dzieciom, podobnie jak się robi ze zwierzętami. Przekreślony dzieciak. Albo zakazem palenia. Natomiast Nie jestem bowiem przeciwna zabieraniu Ciri do knajpy, gdy są warunki, jest grzeczna cicha, leży sobie pod stolikiem ;-)

      Usuń
    2. Nie będę tradycyjnie podkreślać, że my też byliśmy zmęczeni i chyba bardziej, bo nie mieliśmy takich życiowych udogodnień, a jednak generalnie dzieciaki nie były tak rozhukane. I drugi truizm- jak się chce mieć dzieci to z wszelkimi konsekwencjami tego, czyli z różnymi ograniczeniami należy się liczyć. Oczywiście, ze chce. by młodzi mieli się lepiej od nas, ale są pewne niezmienne zasady i one dotyczą wychowania dzieci tak, by umiały zachować się w miejscach publicznych.
      Te lokale bez dzieci nie wzięły się znikąd. Widocznie jest taka potrzeba, by w lokalu nie widywać i nie słyszeć dzieciaków.
      Rodziny mają wiele innych lokali do dyspozycji i to przystosowanych do pobytu w nich całych rodzin z mnóstwem dzieci.
      I ja wiedząc, że taki a taki lokal jest "rodzinny", mijam go bez głupiego gadania, że dyskryminują mój spokój.

      Usuń
  2. Nie jestem bardzo czuła na wrzaski i krotochwile młodych, osobiście zauważam, że osoby na to wrażliwe są równie męczące, co wrzeszczące dzieciaki. Ale rozumiem ideę kawiarń czy restauracji bez dzieci w dzisiejszych czasach. Niestety nasze społeczeństwo z jednej strony bardzo źle reaguje na grymaszące dzieci, gdy rodzice mają na to wpływ bardzo ograniczony (niemowlęta, dzieci z autyzmem ... kurcze, naprawdę, gdy widzi się rodzica, który próbuje przetrwać w takiej sytuacji, warto zapytać czy nie potrzebuje pomocy, zamiast po nim jechać), natomiast ludzie dają sami sobie przyzwolenie na brak wychowania u swoich dzieci, gdy nic ich nie usprawiedliwia. Niestety brak ogłady u dzieci na rodzinnych wyjściach w Polsce to norma i widać skąd się to bierze. W Irlandii też dzieciaki bywają głośne, ale SŁYCHAĆ jak opiekunowie uczą ich zachowań społecznych. Spokojnym głosem podpowiadają, co należy zrobić, stawiają przed nimi zadania (powiedz pani, poproś, powiedz dziękuję). Jest to zachowanie nagminne, jest to NORMA, wyjście między ludzi, to okazja, żeby edukować. W Polsce opiekunowie jakby żyli przekonaniem, że to się samo z siebie bierze, a potem ryczą na dziecko, bo się okazuje, że ono robi cokolwiek. Nie uczą, ciućkają, rozpieszczają, przekarmiają, a potem ryczą, aż czasami sama mam ochotę zrobić zjębkę takiemu delikwentowi. Więc reasumując, rozumiem ideę takich miejsc, jest to sposób na uniknięcie kontaktu z dorosłymi, którzy zawodzą jako opiekunowie. Natomiast do żywiołowych dzieci nie mam nic, normalne jest, że dzieci biegają, nienormalne, że dorośli nie uczą je reguł. Jestem pewna, że osoby narzekające na dzieciaki bawiące się pod oknem, zaczną narzekać na mnie, gdy nie będzie dzieciaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ))))punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gdy jadę autobusem z moją młodzieżą która nie krzyczy nie wrzeszczy, to za każdym razem widzę i słyszę te skwaszone miny i komentarze głównie emerytów czyli babciow i dziadków, którzy być może ze swoimi wnukami pchają się do rzecznych restauracji ale to ich wnuki a inne wnuki niech się bujają. Jakie to polaczkowate...

      Usuń
    2. Moniko- dzieci są żywiołowe, krzyczące, rozbawione. Ja lubię takie przebojowe dzieci, jednak... czy restauracja jest miejscem, w którym dzieci mogą gonić między stolikami? Kiedy patrzę w restauracji na takie dzieci, to mam jak w banku, że ich rodzice są po prostu nieokrzesani- sami nie potrafią się w lokalu zachować. I nie rozumiem takich zachowań- rodzice idą z dziećmi na obiad, zamawiają dania, ok, ale nim dania wjadą na stół to trochę minie czasu i tu jest ten moment, kiedy rozwydrzone dzieciaki umilają sobie ten czas ganianiem. I ja się pytam- czy w domu, kiedy rodzina zasiada do stołu, dzieci też od niego wstają i ganiają, bo im się nudzi? Coś tu nie teges. Ten wolny czas powinni rodzice dzieciom zagospodarować w taki sposób, by się nie nudziły. I to samo jest w momencie, kiedy dzieciak skończył, a rodzice jeszcze jedzą, albo dzieciak zaczyna marudzić. Wtedy dla świętego spokoju pozwalają mu zejść z krzesła i "zająć się sobą" czyli ganianiem, dokuczaniem kelnerom, włażeniem, gdzie nie trzeba, podglądaniem innych gości przy ich stolikach. Niech się rodzice nie oburzają, że ludzie mają dość takich zachowań- to nie jest restauracyjna norma.
      I są rodzice, którzy wspaniale się dziećmi opiekują, a za każdy "nietakt" przepraszają z uśmiechem. To przecież widać, gdzie jest samowolka, a gdzie porządne wychowywanie.

      Usuń
    3. Teatru- babcie i dziadkowie mają wnuki "od święta" , dlatego często pozwalają im na więcej. Pobędą z dzieckiem, a potem zaprowadza je do rodziców, niech się oni z nim użerają. czas babci i wnuków to czas święty i babcia czy dziadek nie będą "wychowywać" w tym czasie. Ono pozwolą na prawie wszystko i zrobią wnuka świętym, by wyjść na ta dobra babunię i wspaniałego dziadzia -" mamo, a dziadek mi pozwala, a ty nie", " mamo a babcia mi kupuje a ty nie chcesz".
      dziwi mnie ta tolerancja seniorów dw stosunku do niegrzecznych zachowań wnuków, a często i obcych małych dzieci. Łatwiej im napaść z gębą na kogoś, kto m owi "dość', niż się dokładnie przyjrzeć sytuacji.

      Usuń
    4. @teatralna, to że ludzie generalnie maja ból dupy, bo cudze dzieci coś robią, a rozpuszczają ponad miarę własne latorośle to też prawda. Wydawało mi się, że częściowo zawarłam to w moim komentarzu, więc dopisuję, że zauważam. Ogólnie rzecz biorąc rozumiemy siebie, a nie rozumiemy innych, więc np. niektórym osobom przeszkadzają głośne dźwięki w restauracji wydawane przez innych, ale gdy sami zaczynają podnosić głos, to im już nie przeszkadza, bo przeciez mają prawo i powód.

      @Jaskółko, powinnością rodziców jest wychowywać, tymczasem wydaje się, że spora grupa dorosłych własnych dzieci się boi. Szantaż płaczem to ogromna broń, wiele osób nie zdaje tego egzaminu i potem widać pokłosie tego w restauracjach (bo to nie tak, że dzieci są nagle niewychowane w restauracjach, one są niewychowane cały czas). Dziadkowie robią krecią robotę, bo głównie zaspokajają swoje potrzeby emocjonalne, zamiast być dla dzieci przykładem (każdy dorosły jest dla dziecka potencjalnym przykładem, nie trzeba od razu "wychowywać").

      Usuń
    5. Dokładnie tak, Moniko, dokładnie tak jest:)

      Usuń
  3. Jestem za i to nie tylko restauracjami, ale także hotelami itd.
    Może to sprawa wieku lub profesji, ale dla odpoczynku potrzebuję spokoju, a gdy mieszkam w blokowisku, to hałaśliwe dzieci i psy mam na okrągło.
    Na Krecie dostaliśmy pokój w części hotelu dla dorosłych i nawet gdy trafiła się para z małymi dziećmi, to sami poprosili o przeniesienie, bo w części głównej hotelu były animacje i brodzik dla maluchów.
    Nie miałabym nic przeciw rodzinom z dziećmi gdziekolwiek, gdyby rodzice uczyli swoje pociechy kindersztuby i wpajali zasady zachowania w miejscach publicznych.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w świecie takie rozwiązania są normalne i nikt się nie buntuje z tego powodu. Dziwie się rodzicom, ze wybierają lokale na chybił trafił, a potem dziwią się niezadowoleniu gości, kiedy dzieciaki zachowują się nieodpowiednio- rodzice często też.
      Mądre matki najpierw robią rozeznanie, gdzie jest knajpka przyjazna rodzinom i tam idą.

      Usuń
  4. Ja nie uważam, ze wesela muszą byc rodzinne i z dziećmi. A jakież to korzyści z oglądania pijanej rodziny czy wujków w trakcie obleśnych żabaw oczepinowych, bo tak się dzieje w trakcie 90 % wesel? Wesele to święto młodych i mogą sobie nie życzyć dodatkowych kosztów za animatorów, placenia za szkody wywołane przez dzieci. Byłam świadkiem, jak dwuletnia kuzyneczka przytuliła pannę młoda rączkami pełnymi tortu z czekoladą. Mamusia wołala: nic się nie stało, panna młoda płakała . Zresztą ja sie najwięcej dziwie rodzicom, że nie chcą sobie odpocząć w lokalu przy dobrym jedzeniu i muzyce lub potańczyć i pobawić się się weselu, tylko chcą wlec wszędzie dzieci. Rozumiem, że dziecku się nudzi, zezłości się, dostanie napadu histerii- ma prawo, ale ja nie muszę tego znosić. I nie zrobiłam sie skutnicą na stare lata, nie chodziłam że swoimi dziećmi na wesela, są inne okazję do poznania rodziny, czasami byliśmy razem w restauracji, ale wyłącznie że starszymi i wtedy do nas należało pilnowanie, by inni goście mieli spokój.
    Jakos udała się" dyskryminacja" palaczy w lokalach dla fizycznego ogółu, można znieść i ta dla zdrowia psychicznego😉
    Duzo też ostatnio mówi się o publicznym karmieniu piersią i też są emocje, a przeciez i przed 40 laty kobiety karmiły na ławkach, tylko ze zasłaniały biust pieluchą lub chustką. Czy powinny? Mnie biust odkryty nie przeszkadza, ale na pokazywanie swojego każdemu presji nie miała 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i napisałaś dokładnie to, czego obawiają się młodzi, kiedy nie chcą mieć dzieci na swoim weselu.
      Mnie biust odkryty nie przeszkadza, ale przyssane małe dziecko do niego w momencie, kiedy jem i owszem.

      Usuń
  5. Przeczytałam po łebkach bo czasu nie mam
    Powiem tylko tyle, że w moich zachodnich okolicach nie ma problemu z niegrzecznymi dziećmi w knajpach. Nie przypominam sobie sytuacji kiedy marzyłam., żeby uciszyć jakieś bahory.
    A raz nas z dwójka dzieci Francuz nie wpuścił do restauracji kłamiąc, że nie ma miejsc
    To było okropne, bo durni były dobrze wychowane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nie zabierało się dzieci do restauracji, a jeżeli już to tak, by czuły się tym faktem wyróżnione. I Rodzice mówili dzieciakom, jak się zachować. Chodziłam z moimi dziećmi na niedzielne obiady i przy stole siedzieły tak, jak w domu, cicho, grzecznie, ale bez jakichś nacisków na absolutny spokój.

      Usuń
    2. Moje od małego bywały, w różnych krajach, najsympatyczniej jest w Włoszecyh , tam jest normalne, że duża rodzina je w restauracji

      Usuń
    3. Nikt nie wymaga od dziecka, by siedziało cały czas jak kołek i nie odzywało się. Jeżeli dzieciak jest ciekawy, chodzi po lokalu spokojnie, nie wrzeszczy, nie jest namolny, to można to uznać.
      Chodzi o te rozwydrzone dzieciaki, których nikt nie pilnuje,bo rodzice nie raczą się nimi zająć.
      I nikt mnie nie przekona, że nie można dzieciaka wychować tak, by w lokalu zachowywał się kulturalnie. Pierwsza rzecz to wstawanie i odchodzenie od stołu w trakcie jedzenia. Znam takie rodziny, w których podczas obiadu dzieciaki latały po domu z pełnymi buziami. I potem to wychodzi w lokalu. A to przecież jest brak kultury spożywania posiłku. Dla rodziców nie jest to nie dziwnego, ale dla gości w lokalu już tak, bo im taki maluch lata koło stolika i po prostu przeszkadza.
      Jedni uczą dzieci kultury w miejscach publicznych, większość nie. I o ile jeszcze dzieciaki zachowują się w sklepach, na ulicy, czy w parkach w miarę spokojnie, to w lokalu zachowują się tak, jak w domu podczas jedzenia.
      Byłam na wycieczkach z uczniami, widziałam podczas obiadów, jak to wygląda w ich domach. A najlepiej wychodziło to na "zielonych szkołach". I nie raz, nie dwa uczyłyśmy takiego jednego z drugim odpowiedniego zachowania przy stole.

      Usuń
    4. Ten obraz dzieci to obraz z Polski. Smutne. Też widzę w prywatnym życiu polakich rodziców goniących dzieci z jedzeniem na widelcu. W głowie mi się to nie mieści

      Usuń
    5. I parę razy słyszałam od młodych, że starzy nie będą im wychowywać dzieci. A tu starzy nie chcą wychowywać cudzych dzieci, tylko zwracają uwagę na niektóre niedobre zachowania, zresztą dla dobra dziecka. To temat rzeka. ja chętnie korzystałam z rad/uwag starszych- babci, ciotki, mamy ( nie ubyło mnie i nie czułam się niedowartościowana jako matka)- jedne wdrażałam inne zostawiałam na boku. Teraz młodzi nie chcą tego typu pomocy, korzystają z porad mądral internetowych i potem jest jak jest.
      Generalnie widzę różnicę miedzy np. czeskimi dziećmi a polskimi- czeskie są żywe, ciekawskie, ale nie takie rozhukane, rozwrzeszczane jak polskie. No i słuchają rodziców. Dla niech jak rodzic powie raz NIE, to znaczy nie, polskiemu matka mówi trzy razy, a dzieciakowi gwiżdże obok ucha i robi swoje.
      Ja jestem chowana w ostrej kindersztubie, moje dzieci też tak chowałam. Od stołu odchodzi się dopiero wtedy, kiedy wszyscy zjedzą, przy jedzeniu nie mówi się z pełną buzią, podczas jedzenia powinno być cicho przy stole itp.
      Przecież to powinny być ogólnie stosowane zasady. Ja już nie mówię, że kiedy biega się z pełną buzią lub mówi, to jest niebezpieczeństwa zadławienia się.

      Usuń
  6. Jestem za, najlepiej żeby wszedzie byl zakaz bombelków, moze by się ich rodzice bardziej ogarnęli. Dzieci nie maja nic do szukania wśród pijanych dorosłych na weselach.
    Dzisiejsze dzieci to głównie rozpuszczone bombelki roszczeniowych madek, kiedys bylo inaczej, rodzice bardziej dbali o wychowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi weselami to jest problem. Ja jestem za takim rozwiązaniem- godzina 18, dzieci do domu. I trzeba to jasno wyoślić rodzicom, żeby sobie zorganizowali opiekę na resztę imprezy.

      Usuń
  7. Powtórzę znany ale jakże prawdziwy banał - do prowadzenia samochodu potrzebne jest prawo jazdy,do startu zawodowego dyplom wyzszej uczelni, natomiast do tego,by miec dzieci..no,to akurat wszyscy wiedzą - ci ze szkolami i ci bez:)) Tymczasem w trudnej sztuce posiadania dzieci bardzo by się przydała inteligencja i jej pochodne - wyobraźnia ,odpowiedzialność,cierpliwość..Poza opieką,karmieniem i przewijaniem,dziecko wymaga WYCHOWANIA.. i to niemalże od pieluch.Przekazywania pewnych zasad,umiejetnosci zachowania się wsrod innych ludzi..podobno najlepiej dziala wlasny przyklad:)) Nie jestem zwolenniczka restrykcyjnych zakazow i nakazow ,choć rozumiem potrzebę ciszy i spokoju ludzi,ktorzy niekoniecznie chcą się zachwycac biegającym czy wrzeszczącym bobasem.Dziecko to nie tylko radość,ale i pewne wyrzeczenia - wesele to zdecydowanie impreza dla doroslych,więc jesli nie mam komu powierzyć dziecka,rezygnuję z imprezy.Zresztą nie tylko z tej jednej.Tak już jest w życiu - coś za coś:))
    Co do restauracji i hoteli - wola wlasciciela.Wiem,że są pensjonaty,hotele przeznaczone dla rodzin z małymi dziećmi - moi korzystali z takich miejsc nad morzem,gdy wnuczka była mała.Bo jednak wiek dziecka ma kluczowe znaczenie, dwulatek zasadniczo się rózni od siedmio czy osmiolatka.Nie można dziecka zamknąć w domu,nawet z najlepsza opiekunką - powinno miec mozliwość przebywania wsrod ludzi,innych dzieci,w roznych miejscach,bo na tym tez polega socjalizacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś napisałam cały program do przedmiotu "Wychowanie w rodzinie". Zrobiłam go właśnie pod tę tezę- nauczyć uczniów, jak być rodzicami. Były rozdziały dot wych, seksualnego, potem ciąży, porodu, przez takie opiekuńcze- kapanie, karmienie itp. I dużo psychologii rozwojowej- od małego dziecka po dorosłość i starość( bo tego też trzeba uczyć- wiedzy o starości, starych ludziach i opieki nad nimi). Był też rozdział dot, poruszania się po sprawach dot. prowadzenie domu- gdzie, co i jak się załatwia.
      To tak ogólnie, ale właśnie chciałam, by uczniowie nauczyli się życia rodzinnego, jak wychowywać, jaka jest psychika nie tylko dziecka, ale i współmałżonka w różnych etapach wspólnego życia.
      Eh..... zostało gdzieś w tyle, a to przecież ciągle jest aktualne.

      Usuń
    2. Nie wiem,czy jest w ogole w szkole taki przedmiot.A powinien być.Przy takim"tuzie intelektu" jak obecny minister oswiaty - watpię.A jesli już, to rodzina po bożemu:)) Idiotyczna indoktrynacja religijna przeciez jest wprowadzona już w przedszkolu,a w niektorych szkolach religia to niestety jeden z najważniejszych przedmiotow,dużo zależy od dyrekcji, nauczycieli.W Polsce jest ponad 30 tys. katechetów,rocznie to kosztuje budżet panstwa ponad miliard złotych.To są olbrzymie pieniądze.Gdyby je przeznaczyć na naukę,a nie odklejone "basnie i legendy" moze byli byśmy innym,mądrzejszym spoleczenstwem.A gdyby tak dofinansować służbe zdrowia? gabinety psychologiczne,stomatologiczne w każdej szkole? Ale to tak na marginesie, trudno jest sie pogodzić z tym,ze panstwo tyle kasy wrzuca w szambo..

      Usuń
    3. Tak, brakuje solidnego wykształcenia młodych w kierunku bycia rodzicami, bycia rodziną, bycia dziadkami, bycia wnukami- z treściami z psychologii, pedagogiki, medycyny, ekonomii i innymi potrzebnymi do dobrego funkcjonowania w społeczeństwie.
      Takiego dna, jakie teraz osiągnęła oświata, to w życiu nie widziałam i najgorsze jest to, że długo z tego dna będzie się polska oświata odbijać.

      Usuń
  8. Napiszę ogólnie- wiecie, co mnie najbardziej dziwi? Ten wrzask oburzonych matek i babć. Nie wpuszcza się dzieci do jednej, kilku restauracji... skandal. A jak tak się rozejrzeć wokoło, to w przestrzeni publicznej jest mnóstwo miejsc przystosowanych do pobytu w nich dzieci w różnym wieku- w galeriach, w kinach, na skwerach... no i jest mnóstwo lokali, w których zadbano o kąciki dla maluchów, menu dla nich itp. Ciągle dookoła słyszy się wrzaski dzieci- na ulicy, w parkach, w sklepach....plącze się toto pod nogami, a jak zwrócisz uwagę, to dopiero cię zjadą- jak śmiałaś.
    Nie rozumiem tego czepialstwa- czytam- lokal nie dla dzieci, to idę dalej i szukam takiego, gdzie mnie z dzieckiem wpuszczą. To jest normalne zachowanie się. Ale nie, ale NIE!!!!!!! Trzeba koniecznie pokazać, jak to się dzieciąteczka sekuje, jak to się segreguje społeczeństwo. jak to rodziny są źle traktowane...
    Nie, powiem tradycyjnie- nie mam nic przeciwko dzieciom, fajnym, roześmianych dzieciom, rozbrykanym, w granicach rozsądku dzieciom, ale te rozwydrzone, roszczeniowe, wrzeszczące i wymuszające wkurzają mnie na maksa i takich dzieci nie życzę sobie w moim otoczeniu. W restauracji również.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już zarzut, jaki często pada. kiedy zwraca się uwagę takiej mamusi, czy babci, albo chociaż w tej opisanej restauracji: "pani pewnie nie ma dzieci, to pani dzieci nie lubi", jest powalający.
      Nie masz dzieci hekso, znaczy się nie lubisz dzieci i najchętniej, jak dorwiesz któreś, byś je w piecu usmażyła.
      Szkoda gadać.

      Usuń
    2. No właśnie bzdura, bo ja potomstwo mam i to poczwórne, a dzieci nie lubię😀

      Usuń
    3. Ja za dziećmi nie przepadam, ale potrafię się z nimi bardzo dobrze dogadywać. A w lokalu to wolę jednak mieć spokój. Każda niesforna rodzina psuje mi cały pobyt w nim.

      Usuń
    4. Repo )))))))))))))))))))))))))))) paduam

      Usuń
    5. Ja tez nie znosze dzieci, a mam trojke.

      Usuń
    6. Czyli upadło wredne przekonanie, że jak się nie ma dzieci, to się dzieci nie lubi. To jest tak płaski argument, jak płaska jest Ziemia w przekonaniu płaskoziemców.

      Usuń
    7. O - ja tez mam czwórkę dzieci i siedmioro wnuków - i dzieci nie lubię!

      Usuń
    8. Widzę, że grono się powiększa. Nigdzie nie jest napisane, że jest przymus lubienia dzieci.

      Usuń
  9. kiedyś dużo pieprzyli w mediach na temat "wolnego rynku", a w ramach tego "wolnego rynku" wprowadzono państwowy zakaz palenia w knajpach...
    obecnie rządzący neokomuniści nie pieprzą o "wolnym rynku", przynajmniej w tym są lepsi w porównaniu z poprzednimi reżimami...
    ale zaraz, chwilunia... czy ten pomysł z dzieciakami to państwowy, czy wolnorynkowy, znaczy oddolny, od właścicieli knajp?...
    bo jeśli to drugie, to wszystko jest w porządku...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściciele knajp decydują o tym, jakich chcą mieć klientów. I dla mnie to jest norma wolnorynkowa. Jak ktoś ma lokal, to sam decyduje, dla jakich on jest klientów. Takie lokale bez dzieci nie powinny dziwić, bo jest spora grupa ludzi, która idzie do lokalu, by porozmawiać, odpocząć w miłej atmosferze, bez słuchania wrzasków dzieci i napomnień ich rodziców.
      Cała sprawa rozchodzi się o to, że rodzice nie potrafią wychować dzieci tak, by one potrafiły zachować się kulturalnie w lokalu. Inna sprawa, że sami często przekraczają granice kultury- kto to widział, by dziecko przewijać przy stole, kiedy inni jedzą, lub nawet na stole. Biorę wózek z dzieciakiem i jadę do WC.
      najgorsze jest to, że często na zwracane przez kelnerki uwagi, tacy rodzice reagują agresywnie i wołają właściciela, bo ;przecież oni są KLIENTAMI!

      Usuń
    2. po prostu to jest tak: z jednej strony dziecko jest dzieckiem i z racji tego wiele mu powinno być wolno, z drugiej jednak to bycie dzieckiem może być szalenie upierdliwe dla otoczenia i coś z tym trzeba robić... nie wszyscy potrafią to wypośrodkować, co jeszcze nie jest wielką tragedią, tragedia się zaczyna, gdy rodzice tego nie potrafią...

      Usuń
    3. p.s. tak sobie jednak myślę, że będąc właścicielem knajpy /w sensie restauracji, takiej ogólnie rozumianej, targetowanej do przeciętnego klienta/ rozwiązałbym tą kwestię inaczej: zamiast ogólnego zakazu interweniowałbym w konkretnych przypadkach, wystarczy odpowiednio przeszkolona ochrona, najlepiej jakieś fajne dziewuchy, one mają więcej taktu i wyczucia sprawy, niż faceci... czy jest to bardziej kłopotliwe rozwiązanie, niż taki zakaz na wejściu?... nie sądzę... tak, czy owak jakąś ochronę muszę zatrudnić /zwłaszcza, jeśli w menu jest alkohol/, a teren knajpy nigdy nie jest taki wielki, żeby groziła utrata kontroli nad sytuacją...
      trochę inna jest sytuacja, gdy targetuję lokal do konkretnego rodzaju klientów, np. cicha przystań dla randkowiczów, wtedy taki zakaz ma sens...

      Usuń
    4. Powiem krótko- to jest właśnie ten target- klienci, którzy chcą w spokoju posiedzieć w lokalu i dla nich jest lokal "bez dzieci". Nie trzeba żadnych dodatkowych mediatorów, ochroniarzy itp. jeżeli są lokale tylko dla dorosłych, tylko dla palących, tylko dla piwoszy, to dlaczego dziwi to, że są lokale "bez dzieci"?
      Ale NIE, trzeba gardłować, chociaż 100 metrów dalej jest lokal "przystosowany" dla rodzin z dziećmi.
      Lokali "rodzinnych" jest trzy razy więcej niż tych "bez dzieci", ale urażeni rodzice muszą głośno wywrzeszczeć swoją rzekomą krzywdę, że się ich wyklucza.

      Usuń
  10. Powinno się pójść jeszcze dalej. Szpitale wolne od dzieci, przychodnie, teatry, podwórka. z jednej strony pozwalać dzieciom na wszystko a z drugiej rugować je zewsząd - piękne. Oczywiście nie wolno wychowywać .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie daruj sobie zgryźliwość. Jak nie potrafisz czytać ze zrozumieniem, przeanalizować wypowiedzi i zrozumieć o czym tu mowa, to nie zabieraj głosu. Zaśmiecasz mi blog takimi jałowymi uwagami
      Ciekawe, że osoby, które nie mają nic do powiedzenia, zawsze występują jako anonimy.

      Usuń
    2. Niech się anonim zastanowi, zanim coś napisze. Wszak są: szpitale dla dzieci, oddziały dziecięce, sanatoria dla dzieci, teatrzyki dziecięce nie mówiąc o domach dziecka i wiele innych, gdzie to wszystko jest dla dzieci, a nie dla dorosłych.

      Usuń
    3. ...są Restauracje Przyjazne Dzieciom (Kid Friendly Restaurants)...

      Usuń
    4. No i właśnie, większość lokali przystosowanych jest do pobytu w nich dzieci. Ja bym nie używała słowa "przyjazne" dla dzieci, bo to sugeruje od razu brak przyjaźnie dla dzieci w tych lokalach, do których dzieci nie są wpuszczane. To, że nie są wpuszczane nie świadczy o braku przyjaźni tylko o zrozumieniu dla ludzi, którzy nie chcą mieć w lokalu wrzeszczących i latających dzieci, choć oni sami ogólnie lubią dzieci i właściciele lokalu też.

      Usuń
    5. W prywatnych firmach , każdy może zapraszać kogo chce. Bez dzieci, bez żony, bez męża , bez okresu. Zakaz wstępu wyznawcom katolicyzmu, wyznawcom PiS, itd itd. Moja firma moje prawa. O zabawnym zdarzeniu opowiadała moja znajoma. W przedszkolu na drzwiach naklejono znak Strajku Kobiet i sobie tak wisiał do chwili gdy w mediach społecznościowych pojawiła się informacja ,że w tym przedszkolu są są za zabijaniem dzieci. Chętnych ubyło-nie żeby znacząco ale ubyło. Znak zniknął z drzwi. Poglądy zależą od zysków ?. Na to wygląda.

      Usuń
    6. Jeżeli ktoś ma swoją firmę i w ten sposób zarabia na życie, to nie widzę nic zdrożnego w tym, że dyktuje warunki pod zyski. W końcu to ta osoba płaci rachunki, a nie nawiedzone osoby, które wszystko kojarzą z zabijaniem dzieci. Nic tylko takim osobnikom współczuć ograniczonych horyzontów do tylko tego tematu.. Same dzieci z domu dziecka nie wezmą, ale innym brużdżą.
      Strajk kobiet i zabijanie dzieci.... skojarzenie iście żałosne.
      Czy może się anonim podpisać, bo jeżeli nie, to od teraz wycinam.

      Usuń
  11. Jestem całym sercem i duszą za takim przepisem! Bo gdy ja byłam dzieckiem to były czasy, gdy dzieci były wychowywane i nawet trzylatek potrafił się odpowiednio w restauracji zachować- po prostu wtedy jeszcze rodzice raczyli wychowywać dzieci. Tu też coraz więcej jest lokali tylko dla dorosłych, a dzieci mają wstęp dopiero od 12 roku życia.No i oczywiście rodzice małych dzieci są zgorszeni i oburzeni.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dopóki rodzice wychowują dzieci na zasadzie: "Jasiu nie trzaskaj drzwiami, bo sobie palec przytrzaśniesz", albo "Jasiu nie bij Piotrusia, bo się spocisz", lub "Kasiu nie krzycz tak, bo cię będzie gardło bolało", robiąc z dzieciaka główny obiekt troski, a nie wpływ jego działania na innych, czyli na nieliczenie się z innymi, to nie ma co liczyć na to, że w miejscach publicznych dzieci będą się zachowywać inaczej, niż w sposób, jaki opisany jest w artykule.
    Niech się rodzice nie dziwią, że są takie lokale, bo sami do tego doprowadzili.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zeby dziecko dalo spokoj trzeba mu zapewnic pewne atrakcje. Widzialam wesela , na ktorych dzieci bawily sie do 22.00. Byly wynajete dwie osoby wymyslajace im zabawy, konkursy ... rozstawiono dla nich dmuchany zamek, latem basenik... Starsi sie goscili a maluchy mialy swoj swiat na zewnatrz.
    Niestety taki zabieg powoduje , ze panstwo mlodzi musza z kieszeni wyszarpac dodatkowe pieniadze, a nie kazdy tak chce, albo ma. Dodatkowy koszt.
    Wtedy lepiej jest zrobic wesele bez dzieci.
    Kazdy musi wiedziec sam. Mlodzi maja prawo zaprosic tych gosci, ktorych chca, a rodzice z dziecmi, o ile ich pociechy nie byly uwzglednione w zaproszeniu moga dokonac wyboru czy brac udzial w takim rodzinnym wydarzeniu, czy nie.

    Restauracje bez dzieci. Tu w Niemczech taki pomysl zaczal powstawac wtedy, kiedy wlasnie urodzilam Mloda. Glosno o tym bylo, ze pietnowanie, ze segregowanie... nie wiem jak to sie rozwinelo, bo i Mloda wyrosla z wieku dzieciecego, ale nie widze nigdzie napisow zabranajacych wejscia dzieciom. Calkiem mozliwe, ze pomysl nie przeszedl, choc w sumie nie wiem dokladnie.
    W dobie powstawania restauracji gdzie moze ci kot na stol wskoczyc, restauracje ze zwierzetami. Mozna przyjsc napic sie kawy i pomiziac sie ze zwierzatkami... trudno mi przyjac pomysl zakazu wprowadzania dzieci do lokalu.
    A druga sprawa to olewactow rodzicow. I nakazy na nich nakladane , ze dziecko bezstresowo nalezy i takie tam... oni nie potrafia wychowywac dzieci. Najlepiej nic nie robic bo to przeciez dziecko- wyrosnie.
    Pamietam nasze pierwsze urodziny robione Marie ( 5-6 latkowie ). Ja jeszcze dawalam rade, ale maz wysiadal. Wpadly do lokalu , rzucily kurtki na podlogi... troche pojadly, wbiegly do jakiejs pustej sali i darly sie, biegaly... a my nie moglismy zwrocic uwagi ( eM sie rwal do tego zwracania) , bo no jak to tak w koncu urodziny i jak moze dziecko nie moc dac upustu wlasnej energii...
    W sumie to moglismy cos z tym zrobic ( zakonczyc- nie umiecie sie bawic to spadowa) , ale potem byloby gadanie rodzicow zaproszonych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam jeszcze jak mezowi mojemu ktorys z zaproszonych dzieci z tekstem wyjechal: "Nie umiesz sie bawic. Stary jestes". :)

      Usuń
    2. Gdyby do wszystkich lokali nie wpuszczano dzieci, to rozumiem, mogło by to być podciągnięte pod wykluczenie. Jednak rodzice mają duży wybór lokali, do których mogą wejść z dziećmi, a tych bez dzieci jest o wiele mniej. Ale to się też nie podoba, bo taki rodzic musi wejść tam, gdzie on chce, a nie tam, gdzie mu "dyktują". Taka natura.

      Usuń
  14. Co byś zrobił?
    Płaczące dziecko w eleganckiej restauracji.
    https://youtu.be/wwCgHuVpO8E

    Dyskryminacja modlących się chrześcijan w restauracji.
    https://youtu.be/s4SkVFrQFW4

    Dyskryminacja wegańska w restauracji.
    https://youtu.be/pRJ3PRestDMv

    Żyd w restauracji itp.itd....
    "Co byś zrobił?"
    https://www.youtube.com/c/WhatWouldYouDo
    Miłej zabawy:))

    Blask świec,kolacja,łagodna muzyka i taniec.Ona chodzi we wtorki,ja w piątki.
    https://youtu.be/A-Tod1_tZdU
    :)


    OdpowiedzUsuń
  15. Obejrzałam pierwszy klip, i drugi ale, zbulwersowało mnie słowo dyskryminacja w tytule drugiego. Bo to nie dyskryminacja, a raczej brak tolerancji, co nie jest równoznaczne. Poza tym, ja nie jestem oblatana w języku i mogę źle odczytywać zwroty czy słówka ( niuanse, ważne, językowe). Jeżeli chcesz mi podsyłać jakieś przykłady, to posyłaj w języku polskim- nie będzie nieporozumień.
    Po pierwsze- elegancka restauracja o ile jest naprawdę elegancka to stwarza takie warunki, żeby reszta gości nie musiała słuchać płaczącego dziecka. Bo to jet ELEGANCKA restauracja i tam się idzie, by pobyć w ekstra klimacie, odpocząć, zjeść coś niecodziennego. Jak to restauracja rozwiąże? Jej problem. Gdybym usłyszała płacz dzieciaka, drugi raz bym już nie poszła do niej.
    Dyskryminacja modlących się? No proszę cię, restauracja to nie miejsce, by demonstrować swoją wiarę, ale z tego, co widziałam na tym klipie, to oni po prostu odmówili modlitwę przed posiłkiem. Komu to przeszkadza? Nie widzę w tym nic złego, a raczej odebrałam to jako pogłębianie "wspólnoty" rodzinnej. Dla mnie fajna sprawa, a tamta baba po prostu czepia się. To odnośnie tego klipu.
    Sytuacja trzecia- wegańska- to są przykłady nietolerancyjnych ludzi. Po prostu są tacy, którzy muszą się czepnąć, zdziwić przez wielkie "OOOOOO", jak ktoś robi, je, ubiera się itp. inaczej.
    I w drugim, i w trzecim klipie ci "zdziwieni" oraz "protestujący" wykazali się totalnym brakiem kultury. I ja te sytuacje tak właśnie odbieram,- brak kultury i tolerancji, ale to są sytuacje często spotykane w życiu codziennym- tu akurat w restauracjach.
    .

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytałam, podobało mi się i zastanawiałam się dlaczego tak późno. Jak tylko takie lokale pojawią się u nas z przyjemnością będę chodzić. Są lokale przyjazne dzieciom, kotom, psom niech będą też przyjazne dorosłym. To dobra, niedyskryminująca nazwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, lokale przyjazne dorosłym to tak jak lokale przyjazne dzieciom. nazwa fajna, ale jednak sugerująca, że pozostałe są nieprzyjazne czy to dzieciom, czy to dorosłym. no wiem.... czepiam się, a może tylko uprzedzam ewentualne uwagi.
      Ja naprawdę idę do lokalu by posiedzieć w ciszy i spokoju- mówię o restauracji, kawiarni, bo już idąc do lodziarni, czy lokalu serwującego fast foody, liczę się z tym, że tam będzie głośno i będzie dużo dzieci.
      Dla mnie kawiarnia, restauracja mają wyższy poziom i tam chcę by ten poziom był utrzymany.

      Usuń