Zaliczenie pałacu w Sławikowie, jak pisałam, odbyło niejako „po drodze”, ponieważ głównym celem naszej wyprawy było przywiezienie motocykla z zimowego garażu.
Do Raciborza jechaliśmy wzdłuż Odry, po prawej stronie wału przeciwpowodziowego. W pewnym momencie zobaczyliśmy taki widok.
Duże stado łabędzi żerowało na polu rzepaku.
Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Ledwo samochód stanął, wyskoczyłam z niego w samej tylko bluzie, a wiało jak diabli i padał deszcz. Musiałam, po prostu musiałam, to sfilmować. I sfilmowałam, jednak film robiony w takich warunkach- trzęsłam się z zimna, ręce mi się od chłodu trzepały, a w dodatku przed nosem przejeżdżały samochody- nie mógł wyjść doskonale. Nie wiem, dlaczego ubzdurałam sobie, że łabędzie nas zobaczą, zaraz odlecą i muszę się spieszyć z filmowaniem.
Bocian też się znalazł parę kilometrów dalej.
I kanał Ulga w Raciborzu.
W tamtą stronę pojechaliśmy dłuższą trasą przez ziemię raciborską, a potem skrajem Płaskowyżu Głubczyckiego. Ile razy jadę tamtędy, tyle razy nie potrafię się napatrzeć na piękno krajobrazu. Jedzie się drogą wśród pagórków i dolin, pofałdowanych w tak dziwny sposób, że można przypuszczać, iż jest to dzieło jakichś sił pozaziemskich, a to przecież tylko morena polodowcowa. Od samego Raciborza, po Gogolin mija się ogromne wielohektarowe pola, tylko na tych morenach spotyka się pola mniejsze.
Zdjęcia robiłam przez szybę samochodu, w dodatku było deszczowo, toteż są niespecjalne, ale trochę pokazują teren, który mnie tak zachwyca.
Taki widok jest częsty- drzewa na krawędzi ziemi. Dojeżdżasz i widzisz, że obsadzona jest nimi droga, z którą teren znów się łagodnie obniża.
A jak już przejedzie się te zakręty, zakręciki, dolinki, pagóry i jary,
otwiera się perspektywa ogromnych pól aż po horyzont.
Ta przestrzeń jest zachwycająca- widzisz ogrom ziemi, a daleko wąziutki pasek drzew i zabudowań. Często, kiedy widzę takie piękno, myślę sobie, że Polska to kraj cudnych krajobrazów, zmiennych, nieprzewidywalnych dla kogoś w podróży po niej. Te ziemie na zachód od Raciborza, to miejsce, gdzie chciałabym mieszkać.
W Krapkowicach przejeżdżaliśmy obok starego zamku.
Potem przez Odrę. Na zdjęciu widać (po prawej stronie) dopływ Odry Osobłogę.
Zaraz za mostem Gogolin,
Za Gogolinem wjechaliśmy na drogę, która prowadziła już prosto do domu kolegi. Z prawej strony towarzyszyła nam Góra św. Anny.
Potem było tak, jak zazwyczaj jest podczas spotkania ze znajomymi. Nie ma co opisywać. Ważne, że fajnie spędziliśmy czas. Panowie załadowali motocykl na przyczepkę, dobrze go przymocowali i wyruszyliśmy w drogę do domu.
Z powrotem jechaliśmy autostradą.
A w domu trzeba było nacieszyć się motocyklem.
Z poświęceniem ten fotoreportaż ;)
OdpowiedzUsuńNa ja najczęściej rezygnuję i nie zatrzymuje auta, a potem żałuję. Ostatnio właśnie przy stadzie żurawi na polu...'I jestem tego samego zdania, że piękny ten nasz kraj nad Wisłą. Ja swoją trasę do DM znam na pamięć, przez las, pola, wie, miasteczka i za każdym razem jadąc, podziwiam. Nie przejeżdżam obojętnie...
Mnóstwo straconych okazji za mną:):):) Jednak, kiedy mogę, to łapie urodę świata. Wiem, że nie zawsze te zdjęcia są ekstra, ale chyba chodzi raczej o wrażenie, ten moment, tę chwilę jedyną.
UsuńTam u Ciebie też jest pięknie. Byłam w wielu miejscach Polski, naprawdę jest czym się zachwycać.
A w Raciborzu mieszkała pierwsza żona Maliniaka z synem 😀
OdpowiedzUsuńNie znam tamtych stron, dobrze chociaż na zdjęcia popatrzeć. Polska naprawdę ma dla każdego coś do zaoferowania. A na Słowacji w kazdej wsi widziałam bocianie gniazda i bociany😊
Za Raciborzem, bliżej granicy z Czechami są ogromne pola, naprawdę ogromne. Potem jeszcze takie ogromne pola są pod Opolem i w stronę Wrocławia. Dwa lata jeździłam często do Legnicy to się napatrzyłam. Ja w ogóle zakochałam się w tamtejszych krajobrazach, a ta morena to jakby jakiś wariat kopał doły i rowy, i usypywał pagórki ze stokami pod różnym kątem i nachyleniem. Trochę tego na zdjęciach widać.
UsuńMasz rację, z tej strony Słowacji też w wioskach jest pełno gniazd bocianich.
Ta przestrzeń naprawdę jest zachwycająca! po to właśnie są wyprawy w plener! te zwierzęta mijane po drodze, ściana lasu na skraju pola...to mnie rozczula:-)
OdpowiedzUsuńBardzo kolorowo w tym Gogolinie:-)
Kiedyś wyskakiwałam co chwilę z auta, by zrobić fotki dekoracji dożynkowych, ale ciepło było.
Szkoda, że musimy czekać na wiosenne ciepełko, bo już nam się pięty palą...
jotka
Pięty palą, a tu sypnęło śniegiem. Kiedy jedziemy w teren, też stajemy, by fotografować, ale to zależy od celu wyprawy. Czasem jedziemy dalej i nie mamy tyle czau, by przystawać. Wtedy robię fotki z samochodu. Jednak to już nie to.
UsuńPrzed Krapkowicami "wisiał" nad polem przecudny myszołów. Był blisko, odchylił skrzydła do tyłu, nogi wyciągnął w przód, widziałam jego szpony. Widok niesamowity, ale był od strony kierowcy no i ZONK.
Szkoda, ze ten malowany dom w Gogolinie jest przy stacji kolejowej i zasłaniają jego malunki słupy oraz przewody.
Można więc śmiało zaczynać motocyklowy sezon. Siedzenia dla pasażera brak, zupełnie jak u mnie.
OdpowiedzUsuńSezon zostanie zainaugurowany w przyszłym tygodniu. Siodło podwójne jest, ale ja nie mogę już jeździć, ze względu na trzaśnięty kręgosłup.
UsuńTe łabędzie to faktycznie zjawisko!
OdpowiedzUsuńI tyle naraz. Na tym zielonym tle pięknie wyglądały.
UsuńBardzo
Usuń