Na Śląsku Cieszyńskim mieszkam już 40 lat (z małą przerwą) i nigdy nie czułam się tutaj u siebie. Urodziłam się na Górnym Śląsku, dzieciństwo oraz młodość przeżyłam tam i to odcisnęło tak mocne piętno, że nadal czuję się Ślązaczką a nie Cieszynianką (a przecież Śląsk Cieszyński, to też Śląsk). Niemniej wszystko, co związane z Ziemią Cieszyńską bardzo mnie interesuje. Jest na Facebooku strona, na której zamieszczane są różne teksty, dotyczące Śląska Cieszyńskiego. Dzisiaj tekst z tej strony, jest w nim poruszony temat śląskości Cieszyniaków- są, czy też nie są Ślązakami i jak to tak naprawdę wygląda na tle historycznym oraz kulturowym.
„TUSTELANIZM SKANSENOWY ALBO DLACZEGO ABORYGENI ZJEDLI COOKA
Usłyszano w Brennej:
- Je Gucio?
- Nima go. Pojechoł na Ślónsk.
W naszej przestrzeni regionalnej okresowo pojawia się spór dotyczący prawidłowości wyrażenia „stela”, często poprawianego na „tustela” (lub „tu stela”), jak miało to miejsce dwa dni temu, gdy administrator grupy w największej sieci społecznościowej zmienił jej nazwę, zastępując pierwszy wyraz drugim. Aby zapobiec kolejnym recydywom, spróbujmy wyjaśnić raz na zawsze daną kwestię z lingwistycznego punktu widzenia.
Jest ona podobna do sporu o poprawność użycia odpowiedniego zaimka osobowego w następujących zdaniach: „Daj MI to!” / „Daj to MNIE!”. Kto zagłosuje za pierwszą opcję, a kto za drugą? Nie czekając na podsumowanie wyników retorycznego sondażu, powiedzmy wprost: obie wersje są poprawne. Prawidłowe użycie konkretnej formy zaimkowej zależne jest od kontekstu. Jeśli zwyczajnie o coś prosimy, użyjemy wersji krótszej, a w przypadku potrzeby podkreślenia końcowego adresata przekazania „tego czegoś” zastosujemy dłuższą.
Identycznie wygląda sprawa z naszymi gwarowymi przysłówkami: stwierdzając w zwykłej wypowiedzi oznajmiającej fakt pochodzenia czegoś stąd, użyjemy STELA, zaś gdy pragniemy to zaakcentować, np. w opozycji do innych opcji, powiemy, że wywodzimy się TU STELA (lub TUSTELA, jeśli uznamy już ową formę za zrost składniowy), a nie np. TAM STELA (TAMSTELA, a nawet STAMTELA). Analogicznie moglibyśmy postąpić, wyrażając się polszczyzną literacką: „Nie jestem stamtąd, a tu stąd”. Spór ten jest zatem całkowicie jałowy i bezsensowny, niemniej wygodny dla tych, którzy delektują się kłótniami miejscowej ludności na temat spraw trzeciorzędnych.
Poruszmy zamiast tego bardziej istotną kwestię, mającą kluczowe znaczenie dla rodzimej kultury:
– Dlaczego dziś rdzenni mieszkańcy Śląska nie nazywają siebie Ślązakami, tylko „Cieszyniokami, Hanysami, Bryniokami, Zaolziokami, góralami, dolanami” itp.,
– na pytanie o swoje pochodzenie odpowiadają powyższymi przysłówkami „stela/tustela”, a nie „ze Śląska”,
– rozmawiają nie po śląsku, a „po naszymu”?
No i dlaczego „śląskość” budzi tak wielką niechęć lub wstyd, że nie przechodzi im przez gardło?
Zastanawiając się chwilę nad tym, można wysnuć trzy zasadnicze powody:
1) Deklarowanie śląskości odbierane jest w podświadomości jako pewna „zdrada stanu”, bowiem wypiera ona przywiązanie do polskości/czeskości/niemieckości niczym równorzędne określenie identyfikacyjne. Ciężko się temu dziwić, ponieważ w tradycji środkowoeuropejskiej, ukształtowanej na idei prawa narodów do samostanowienia, nie ma zwyczaju nazywania kogoś polskim/czeskim/niemieckim Ślązakiem ani śląskim Polakiem/Czechem/Niemcem. Jeśli jednak zapoznamy się z biografią i twórczością miejscowych dziewiętnastowiecznych „szermierzy ruchów narodowych”, okazuje się, że ci nie mieli problemu nie tylko z takim dwuczłonowym samookreśleniem, ale nawet z jednosłowną deklaracją swojej śląskości, traktowanej przez nich (a to przecież „ikony” w oczach ich spadkobierców duchowych) jako część składową (podukład) narodu, z jakim się akurat utożsamiali. Zaznaczmy, że wielu z nich przechodziło drogę od niemieckości przez słowiańskość aż do polskości lub czeskości. Jednocześnie niejeden „ruch odrodzeńczy” w Europie zajmował się w epoce „Wiosny Ludów” odtwarzaniem bądź wyodrębnianiem osobnego języka, by nowo wskrzeszony naród w ogóle miał „z czym iść na targ”. W ten sposób pojawia się nowoczesny język czeski, słowacki, ukraiński, macedoński, a np. z serbochorwackiego ostatecznie nawet cztery języki narodowe. Stan ich wszystkich na przełomie XVIII i XIX wieku przypominał przedwojenną kondycję dialektu śląskiego, na kodyfikację którego jednak nie pojawiło się takie zlecenie polityczne ani popyt społeczny.
2) Podawanie się za Ślązaków kojarzy się źle ze względu na negatywną interpretację działalności politycznej ruchu ślązakowskiego, kształtującego się w czasach konstruowania nowych państw po pierwszej wojnie światowej i skupionego wokół osoby Józefa Kożdonia (stąd też nazywanego „kożdoniowskim”), inspiratora współczesnego Ruchu Autonomii Śląska. Mimo iż fenomen ten jest dziś znany niewielu laikom, w pewien sposób do dziś determinuje ich niechęć przyznawania się do śląskości (nota bene słowa, podkreślanego w różnych komputerowych edytorach tekstowych z funkcją sprawdzania pisowni), by uniknąć potencjalnych oskarżeń o wspieranie tendencji separatystyczno- irredentystycznych.
3) Część populacji owej historycznej piastowskiej dzielnicy nie chce utożsamiać się z jej pozostałymi częściami, dlatego np. mieszkańcy południowych rejonów starają się uniknąć trafienia do jednej szufladki z Hanysami i innymi „prusokami”, co można potraktować jako pozostałość (a zarazem wciąż żywą barierę mentalną) po czasach przebywania w różnych państwach, bowiem po intronizacji Marii Teresy „przy Austrii z ogrodu śląskiego pozostał tylko płot”. A ponieważ przeciętny Kowalski obecnie kojarzy Śląsk z aglomeracją katowicką, nie warto prowokować rozmów o istnieniu również zielonego Śląska, hojnie odwiedzanego i zasiedlanego przez „rozmaitych ...-orzy” (sapienti sat).
Z kolei „kompromisowe” rozwiązanie w postaci samookreślenia „Ślązak Cieszyński” u niejednego słuchacza wyzwala skojarzenie z zabawną postacią ze świata fauny i flory typu „konik polny” lub „zawilec gajowy”.
Z podobnych pobudek podkreślają swoją zaolziańskość śląskojęzyczni mieszkańcy czeskiej strony regionu, żeby ich przypadkiem nie wzięto za agitatorów wcielenia tego skrawka ziemi do Polski albo nie kojarzono z tymi „z Opawy”.
Można, rzecz jasna, dokopać się jeszcze do kilku powodów stanowczego unikania „śląskich przydomków” (w tym zwykłej ignorancji) w procesie autoidentyfikacji, jednak wszystkie w ten lub inny sposób demonstrują (diagnozują) stopień przywiązania do „żywiołu śląskiego”, a zarazem rodzimej kultury. Pomijając kwestię tego, komu tak bardzo zależało i dotąd zależy na takim stanie rzeczy, zdajmy sobie sprawę z pewnego dialektycznego ciągu: brak określającego słowa prowadzi do braku pojęcia, brak pojęcia do braku zainteresowania przedmiotem, brak zainteresowania do braku przywiązania, brak przywiązania do wykorzenienia, zaś wykorzenienie w ogóle do „braku laku”. Mówiąc barwniej, jednostki określające się jako górale stela mówiący po naszymu upodabniają się do australijskich aborygenów, którzy – zgodnie z legendą – na pytanie „przypadkowych żeglarzy” o to, jak nazywa się to dziwnie skaczące na tylnych łapach stworzenie z kieszonką, odpowiadali „gangurru”, co w gwarze plemienia Guugu Jimidhirr oznacza „nie rozumiem, o co pytasz”, a wcale nie kangura. Przypomnijmy, że w 1942 r. "cywilizowani najeźdźcy" deportowali cały lud do innego miejsca, a następnie zdziesiątkowali, pozostawiając kilka okazów muzealnych, wystawianych od 1949 r. w wiosce (skansenie) Hope Vale.
Na Śląsku w ciągu minionego wieku już przeprowadzono kilka deportacji. Obecnie trwa skansenizacja, symbolizowana przez wielogeneracyjne konkursy gwarowe, na których uczestnicy w nowo uszytych strojach ludowych recytują wykute na pamięć utwory napisane przez ich dwudziestowiecznych przodków, a furorę robią „bajtle, co rozprowiajóm ganc jako kieby godka ich przodków była baj ich jynzykym ojczystym”. Samą gwarę rozczłonkowano już nie tylko na „góralską” i „dolańską”, ale nawet na „breńską”, „istebniańską”, „strumieńską”, zachowując w każdej kilka egzotycznych perełek, śmieszących turystów oglądających tustelańskich tubylców, by od nich kupić jakiś „etno suwenir”, „cyganiónóm bryndze abo (o)scypek”. Taka dywergencja nieuchronnie prowadzi do logicznego rozwiązania „kwestii śląskiej”, dlatego ostatni mohikanie spieszą ratować ocalone artefakty, podczas gdy ci, którzy z tytułu swoich funkcji powinni dbać o zachowanie spuścizny kulturowej, zaciekle bronią praw autorskich anonimowych (i zbiorowych) twórców przeszłości, ograniczając dostęp do zbiorów bezcennych eksponatów. Co będzie dalej: jedzenie robali, a ostatecznie kanibalizm – jak u tych Hawajczyków, którzy ze smakiem zjedli kapitana Cooka?
To przecież oczywiste, że każdy mieszkaniec gór lub nizin jest skądś i mówi po swojemu – co w tym oryginalnego lub samookreślającego? Pytającemu chodzi o kulturowe określenie autoidentyfikacyjne, a nie o geograficzno-socjologiczne oczywistości. Nawet egzorcysta wypędzający demony pyta ich o imię, ponieważ „nazywanie czegoś czy znajomość jakiejś nazwy oznacza posiadanie władzy nad tą rzeczą”, zaś jej brak świadczy o pustce. Słowo, które rzekomo było na początku, to nie tylko potężne narzędzie kreowania i sterowania, ale także myślenia. Myślimy bowiem pojęciami, będącymi kombinacją wyobrażeń obrazowo-muzycznych oraz konstrukcji leksykalnych. Dlatego brak słowa uniemożliwia uchwycenie zjawiska, a także jego zgłębienie – zgodnie z zasadą „wielu rzeczy nie rozumiemy nie dlatego, że nie możemy ich pojąć, a dlatego, iż rzeczy owe nie wchodzą w krąg naszych pojęć”. Bez pojęcia nie ma rozumienia, ponieważ nie ma go czym opisywać. Jak w rosyjskiej piosnce dziecięcej „o dupie”:
„Widzę jasno i wyraźnie
ów niedorzeczny sekret:
wszak «takowo nie bywajet -
żopa jest', a słowa niet».
Powszechne wyparcie „śląskości” ze słownictwa identyfikacyjnego prowadzi więc do własnego wykorzenienia z rodzimej tradycji tych, którzy taką posiadali, posiadają lub zamierzają posiadać, a wraz z tym do dobrowolnego wyzbycia się stabilnego punktu orientacyjnego w postrzeganiu i pojmowaniu złożonego i coraz bardziej „przyspieszającego” świata. Dlatego ci, którym zamiast uszczuplania własnych horyzontów i perspektyw zależy na przetrwaniu chociażby części spuścizny przodków, powinni – niczym egzorcyści wypędzający diabła (z greki „kłamcę” i „oskarżyciela”) z opętanego własnego ciała – nazywać rzeczy po imieniu, a nie bezwiednie przybliżać kres przedmiotu swojego zaangażowania.
Co wy na to, drodzy Ślązacy i inni mieszkańcy śląskiej krainy, rządzący/gwarzący/rozprawiający/godający/padający po śląsku? Jaka jest wasza opinia lub dygresja na ten temat? Czy jest w tej śląskości coś na tyle wstrętnego, wstydliwego i niedopuszczalnego, by poddawać ją ostracyzmowi werbalnemu i tabuizacji (również słowo polinezyjskiej proweniencji), czy może nigdy się nad tym nie zastanawialiście – jak Wysocki nad tym, dlaczego wpierw aborygeni zjedli Cooka, a następnie wylądowali w rezerwatach lub od razu na tamtym świecie (w odróżnieniu od nieinteresujących ich kangurów)?
No, po co szukać wciąż nowego kraju?
Już lepiej w starym żyć jak młody bóg,
Dzień wspominając, gdy cudowny brzeg Hawajów
Odkrył - przypadkowo! - żeglarz Cook.
Najpierw pomyślał, że przypłynął do Australii,
Albowiem ląd daleki ukrył się za mgłą...
A na tym lądzie kanibale wśród azalii
Jedli - spécialité de la maison.
I właśnie tam Aborygeni zjedli Cooka.
Dlaczego? Przyczyn nie zna nauka.
Ja myślę, że się nikt sensacji nie doszuka -
Jeść im się chciało, więc zjedli Cooka.
A może ich zawiodła translatorska sztuka
I zdanie: Świetny smak ma kok w załodze Cooka!
Zabrzmiało jak zachęta, żeby go zaciukać,
Lecz zamiast koka stuknęli Cooka.
Kok miał w kokpicie kokę, Cook na koka fukał:
Nie roznoś koki po kajutach, do kaduka!
Zginiemy, gdy wśród nocnych wacht powstanie luka!
I Cook miał rację, bo nie ma Cooka.
Kok zrozpaczony zażył koki na frasunek
I krzyknął: Dzicy zjedli Cooka przez szacunek!
Inną teorią niech pamięci nikt nie bruka -
Chwilą milczenia uczcijmy Cooka!
Więc wódz krajowców, chociaż miał naturę mruka,
Przeprosił koka, gdy mu zwracał kości Cooka,
A kok kokilką kokosową się z nim stukał...
Już mu się śniła Cooka peruka!
Do dziś Aborygeni z Cookiem kłopot mają,
Gryzą się i kuku na muniu wprost dostają,
Gdy na historii ludożerstwa uczeń duka,
Że dobry człowiek był z tego Cooka!”
https://www.facebook.com/cieszynisko
Źródła zdjęć:
http://www.wspolnotapolska.org.pl/konkursgwar/polacy_na_zaolziu.php
https://redro.pl/obraz-saint-nicholas-rotunda-chapel-in-cieszyn-silesia-poland-during,183348591
W tym temacie się nie wypowiem, bo ze Śląskiem nie mam nic wspólnego. Ale ciekawie poczytać. Wiele mi się rozjaśniło po lekturze" Kajś".
OdpowiedzUsuńJedynie córka najmłodsza ma chlopaka- górnika w Kopalni Miedzi w Lubinie i tamże mieszka. Zawsze mnie śmieszy jak kupuje bilet Lublin- Lubin😀
Kajś" przeczytałam w zeszłym roku. To nie jest lektura dla Ślązaków, to jest lektura dla Polaków z reszty Polski. Trudno jest zrozumieć te zawiłości, jak się nie jest Ślązakiem. Napływowi nie starają się wniknąć w to. Dla reszty Polaków Ślązak to Niemiec, a Cieszyniak to jeszcze jest coś innego. Między Dolnym Śląskiem a Górnym też są różnice, chociaż były to ziemie pod Prusami. Może Śląsk Cieszyński od reszt różni to, ze tu nie było zaborów i była dosyć duża autonomia. No i kultura oraz zwyczaje inne.
UsuńTrochę to skomplikowane i chyba tylko sami Ślązacy wiedzą o co chodzi.
OdpowiedzUsuńMam znajomych w Mysłowicach, On mówi gwarą, Ona czasami, ale już wskazali mi odmienność gwary np. Rączki, tego od gotowania, a tez jest ze Śląska.
Inaczej mówią w Bytomiu, inaczej w Chorzowie, inaczej w Siemianowicach Śl., jeszcze inaczej w Opolu, a ganc inaczi w Cieszynie. jednak jest bardzo dużo słów gwarowych tych samych, albo różnią się końcówkami. W cieszyńskim czasowniki kończą się na -ym, - przyjdym, pójdym, zrobiym, na Górnym często są końcówki- da lub samo a np byda, pójda, zrobia.
UsuńNp. jednakowo nazywają się: rower- koło, łańcuch rowerowy- keta, kieszeń- kapsa. torba - tasza, sznytlok- szczypiorek itd.
Poznałam gwarę stela i gwarę z Górnego (region pszczyński) no i czasem mam problem:):)
Podobnie jeśli chodzi o przynależność mają Bojkowie, Łemkowie, gdzie ci pierwsi w większości od zawsze uznawali przynależności do narodowości ukraińskiej, to drudzy już niekoniecznie, często uważając się za odrębny naród.
OdpowiedzUsuńA tak, czytałam i o Bojkach, i o Łemkach (nie wiem, czy dobrze odmieniłam). Czytałam o wysiedleniach i powrotach w Bieszczady oraz na Sądecczyznę. To bardzo trudne tematy i trudno było mi zrozumieć całą politykę przesiedleńczą. Ci, co zostali organizują coroczne zloty.
UsuńMoże wrócę do tematy i coś poczytam, bo to zawsze warto wiedzieć więcej o narodowościach/grupach etnicznych, mieszkających w Polsce. Ty chyba wiesz bardzo duzo na ten temat, prawda?
W zeszłym roku odbyła się 40 Watra Łemkowska w Żdyni (Watry odbywają się też w innych miejscowościach na terenie PL, ale i np. w Kanadzie), odbywają się też rajdy studenckie na terenie Bieszczad. Jeździliśmy i tu i tu, sami, potem z dziećmi. Watra odbywa się też na naszym terenie, w tym roku będzie to już 33, bo mieszka tu bardzo dużo wysiedlonych Łemków. Mój Tata jest z Bojków, a rodzice OM to Łemkowie. Rodziny obie zostały przesiedlone w ramach akcji Wisła 1947. Moi dziadkowie z dwójką dzieci-Tatą i jego bratem, reszta już rodzeństwa urodziła się na ziemiach zachodnich. I z moją prababcią, mamą dziadka zamieszkali razem, pozostała rodzina (rodzeństwo dziadków) w innych miejscowościach. Był nakaz by z terenów bieszczadzkich do jednej wsi trafiały najwyżej 3 rodziny z różnych lokalizacji. Z Łemkami było trochę inaczej. Tu gdzie obecnie mieszkam jest duże skupisko Łemków i to z tych samych lub sąsiednich wsi z Beskidów.
UsuńDzięki:) Lubię czytać takie "wieści", one są bardziej prawdziwe od tych książkowych choćby najlepiej udokumentowanych. Straszna te przepisy. Przecież Ci przesiedleni mieli tak naprawdę wtedy tylko siebie i może jeszcze sąsiadów ze wsi. Co tej cholernej władzy szkodziło, by więcej rodzin w jednej wsi zamieszkało. Straszne czasy.
UsuńA jak się zaaklimatyzowali? Nadal tęsknią, czy już przywykli? Kawał czasu minął.
Dziadek OM nawet wrócił po latach (krótki okres), bo chata murowana do dziś stoi w jego rodzinnej wsi i jest w rękach rodziny, a my z niej często korzystaliśmy, po zakończeniu rajdów, czy jako bazy noclegowej. Chata moich dziadków została spalona, ale wciąż w tej wsi żyje dalsza rodzina i jeżdżąc na wakacje w Bieszczady z rodzicami, zawsze u nich się zatrzymywaliśmy na kilka dni. Kilka lat temu byliśmy z OM w rodzinnej wsi mojego Taty. Tęsknili, ale kolejne pokolenie to już mocno zapuściło korzenie, a tęsknotę przekuli w kultywowanie swojego na oparciu tożsamości. Bo wiesz, wysiedleńcy nie mieli łatwego życia w PRL-u, szczególne na początku, ale właściwie przez cały czas, a w 80-latach i mnie SB przesłuchiwało, zastraszając... Potrafili zgarnąć z ulicy, albo zwyczajnie wzywali na gębę i ludzie szli... Niektórzy się bali i nie przyznawali kim są nawet przed sąsiadami, a może szczególnie. W DM w klubie chodziło się na uczelnie i wyłapywało się naszych po nazwiskach na listach przyjęć. No i często tak było, że dopiero na studiach dzieci wysiedleńców odzyskiwały swoją tożsamość... bo w domu rodzice ze strachu nie przyznawali się do swojego pochodzenia.
UsuńZ jednej strony cieszy więź z rodzinnymi stronami (Bieszczady), a z drugiej strony groza ogarnia na te represje. Właśnie sobie pomyślałam, że losy przesiedleńców zza Buga, czy z Ukrainy ( z powojnia), są lepiej znane niż losy przesiedlonych Bojków i Łemków. Coś się tam pisze, coś duka, ale tak naprawdę to większość współczesnych ludzi nawet nie wie, że ktoś taki istniał, a następne pokolenia starają się nie zapomnieć. Dwie lektury: "Łuny w Bieszczadach" oraz "O człowieku, który się kulom nie kłaniał", tylko zaciemniły historię, a o losach tamtejszych mieszkańców w zasadzie nic nie powiedziały.
UsuńWznieciły tylko nienawiść...
UsuńMówisz o lekturach? No tak, chyba tak, bo pokazały winę tych ludzi, a nie obiektywną rzeczywistość. Głównie mieszkańców Bieszczad przedstawiono jako sprzyjających UPA. I jako dziecię wierzyłam tej propagandzie. Jednak potem zaczęłam weryfikować i aż do teraz zbieram informacje. Zresztą o ludności Warmii oraz Mazur, czy o Kaszubach również. Ostatnio przeczytałam "Ród Gąsieniców". Niby tak "naiwnie" napisana książka, a dała mi jaśniejszy obraz mieszkańców Zakopanego. i kraju liptowskiego po drugiej stronie Tatr.
UsuńPewnie podpadnę, ale według mnie Ślązacy są co najwyżej grupą etniczną a nie narodem.
OdpowiedzUsuńNie podpadniesz, bo faktycznie jest to raczej grupa etniczna, ale...jak przeczytałeś, już w obrębie tylko dwóch śląskości: cieszyńskiej i górnośląskiej, są duże różnice i one się raczej nie kochają, ani nie utożsamiają jedna z drugą. O narodowość śląska walczyli i walczą nadal głownie Górnoślązacy (RAŚ) a Cieszyniacy raczej się odcinają od tego.
UsuńCieszyńskie zawsze miało dużą autonomię i oni tutaj nie czują potrzeby aż takiej odrębności.
Zawsze się zastanawiałem skąd to się bierze i wyszło mi, że z jakichś kompleksów, spowodowanych tym, że byli traktowani nie jak Polacy, ale też nie jak Niemcy, Takie "coś pomiedzy". Nie każdy chce być "czymś pomiędzy", więc nie dziwota, że tak ważna stała się dla tej grupy śląskość.
UsuńAczkolwiek nie lubię przesady i swego czasu Twardoch podpadł mi ostro swoim "pierdol się Polsko". Jak ktoś pisze po polsku i zarabia sprzedając książki w Polsce, to mimo wszystko powinien trzymać język na wodzy.
Żadne kompleksy, nie zapominaj, Że oni byli i są u siebie, a Czesi, Niemcy, Polacy rościli sobie pretensje do tych ziem później. I oni nie czują się pomiędzy, jedni mieli rodzinę z przewagą niemieckość, inni polskości, ale jak zapytasz, to nie na to zwracają uwagę, nie na to czy bardziej w stronę niemieckości ciążą, czy bardziej w stronę Polski- powiedzą Ci- Jestem Ślązakiem, a to czy w rodzinie byli niemieckojęzyczni przodkowie, czy polskojęzyczni, nie jest dla niego tak ważne. Ślązak, to jest Ślązak- nie Niemiec i nie Polak. Owszem mówią po polsku, ale najchętniej mówią gwarą i dążyli do tego, by ich autonomicznym językiem była gwara śląska.
UsuńWiesz, nie rozumiem tego zdania- "jak ktoś pisze po polsku i wydaje książki po polsku, to powinien trzymać język na wodzy". Piszesz to dlatego, że Twardoch napisał "Pierdol się Polsko" i nadepnął na Twoją polskość, czy rzeczywiście uważasz, iż wszyscy piszący po polsku powinni stosować autocenzurę, by "Polski" nie obrazić?
A ja rozumiem Twardocha, rozumiem jego bunt przeciw Polsce. Trzeba urodzić się Ślązakiem, znać historię Śląska, by Twardocha zrozumieć. Najpierw długo czekali na tę Polskę, a jak przyszła, to zaczęły się represje i rabunek materialny ze strony "ojczyzny. I nadal tak jest. A na koniec przypomnij sobie słowa Kaczyńskiego o Ślązakach, a tak, jak Kaczyński myśli wielu "prawdziwych Polaków".
"Ostatnio skomentował wyrok Sądu Najwyższego, który stwierdził, że Ślązaków nie można uznać za odrębny naród i dlatego Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej nie powinno być zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym pod taką nazwą. - Szanując przekonanie części Ślązaków o ich pewnej odrębności, wynikającej z kultury i regionalnej gwary, nie można jednak zaakceptować sugestii, iż tworzy się naród śląski bądź już istnieje - w liczbie kilkuset tysięcy osób, którzy zadeklarowali taką przynależność w spisie powszechnym - dodali sędziowie.
UsuńSzczepan Twardoch na Facebooku napisał: "Kilkaset tysięcy ludzi zasadniczo myli się w kwestii własnej tożsamości etnicznej; sędzia z Warszawy wie lepiej, bo tak go w szkole nauczyli. (...) Pierdol się, Polsko."
Wściekłem się
- No, wściekłem się, kiedy przeczytałem uzasadnienie wyroku sądu w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. To jest kuriozum. (...) Brzmi to jak marnej jakości wypowiedź publicystyczna, a nie wyrok. Nie podoba mi się, że ktoś w taki sposób chce dyskutować o tym, kim jestem - mówił Szczepan Twardoch "Wyborczej".
https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,15290994,szczepan-twardoch-pier-l-sie-polsko-jest-doniesienie.html
I tu jest całe sedno- ktoś w Warszawie o Śląsku i Ślązakach: "wie lepiej, bo tak go w szkole nauczyli".
Tak tak, byli u siebie, ale kim w zasadzie byli wcześniej? Łużyczanami, Germanami? Ślężanami, którzy w zasadzie byli plemieniem słowiańskim? Ilu z nich przybyło i wybyło, kto jest tak naprawdę wielopokoleniowym Ślązakiem? Kultura nie jest aż tak strasznie homogeniczna - to konglomerat czeski, niemiecki, polski.
UsuńMojej polskości nie uraził, to moja cecha a nie przekonanie. Nie lubię natomiast hipokryzji, mógł powiedzieć "pierdol się władzo", "pierdolcie się sędziowie" itd. Polska to kraj gdzie mieszkają ludzie - Polacy, Ślązacy i tak dalej. Czytelnicy jego książek. I to nie autocenzura powinna kierować czyimiś wypowiedziami ale kultura i dobre wychowanie.
Wiesz, to że komuś się wydaje że kimś jest nie zawsze oznacza że tym kimś jest. Badacz tematu podchodzi do niego z dystansem a nie z emocjami. Nasi przodkowie uważali się za Sarmatów - przykre, ale prawdziwe - nie mieli za wiele z nimi wspólnego. Niemcy tak się zagalopowali, że wymyślili sobie aryjską rasę panów, rodem z Indii. Też wcale ich przekonanie ich tą rasą nie uczyniło.
Nie takie słowa kierowane były "do Polski", ale pisali je Polacy, nie Ślązacy. W takim razie od nich też należałoby wymagać kultury, a jakoś przemilczano. Jeżeli ktoś czuje się Ślązakiem i mówi, że jest Ślązakiem, to tak jest. Jak to jeszcze bardziej podkreślić?
UsuńPolacy to tez nacja, która miała przodków różnych i nikt im nie wymawia, że podkreślają, iż są Polakami. Zresztą problem dotyczy nie tylko Ślązaków, ale i Kaszubów i Warmiaków oraz Mazurów, a także Łemków, Bojków, być może jeszcze jakieś grupy. Dlaczego tłamsi się ich chęć pozostania tym, kim są, kim byli ich ojcowie? Dlaczego nie daje się praw do posługiwania się swoją gwarą i prawa do jej nauki w szkołach? Dlaczego na siłę chce się ich robić jedynie słusznymi Polkami, wyzutymi z gwary i z tradycji regionalnych, a te tradycje traktuje się jak dziwactwa, jako folklorystyczny cyrk?
Jeszcze raz napiszę- Warszawiak oraz Polacy z Polski wschodniej, centralnej i innych regionów nie rozumieją Ślązaka, ale chcą mu narzucać swoje wyobrażenie o śląskości.
Porównywanie kwestii Ślaska, Ślązaków do kwestii sarmatów czy rasy aryjskiej jest nieporozumieniem. Ślązacy są z krwi i kości, ze swoją historią, z kulturą, gwarą, terytorium, a nie są wyobrażeniem historycznym oraz wydumaniem rasowym.
Ale może nie usprawiedliwiajmy chamstwa tym, że istnieje inne chamstwo.
UsuńAle co znaczy że się tłamsi? RAŚ domaga się autonomii Śląska, w sumie tworzenie w ten sposób państwowości jest ostatnim szczeblem wyodrębnienia oddzielnego narodu, w dalszej kolejności być może państwa. Jakoś nie słyszałem o Ruchu Autonomii Kaszub, czy Mazur itd. Nie słyszałem także żeby ktoś tam narzekał że się ich "tłamsi", zabrania używać gwary itd. Wydawanie książek w Ślonsko godka chyba też nie jest oznaką tłamszenia kogokolwiek.
Moim zdaniem to całkiem logiczne, że takie ciągoty separacyjne nie cieszą się szczególnym entuzjazmem władz.
Taki zespół jest Oberschlesien. Nazwa wskazuje skąd. Gdy nagrali piosenkę "Orzeł", ich rodacy wylali na nich wiadra gówna. Miałem okazję nawet poznać trochę bluzgów w tej ich gwarze. Czy to też ta słynna "śląskość"?
OK, spoko nie będę porównywał. Ale kwestia tego czy ktoś jest tym, czym chce być pozostaje otwarta.
https://www.youtube.com/watch?v=hHxLvs2W-60&ab_channel=Oberschlesien-Topic
Nie usprawiedliwiam chamstwa drugim chamstwem, piszę o rożnej reakcji na chamstwo u różnych osób. To, co przechodzi jednym, innym się nie wybacza (może z racji pochodzenia właśnie), a samo chamskie zachowanie schodzi na drugi plan wobec czynnika sprawiającego brak wybaczenia.
UsuńNie wiem, na ile znasz historię Mazur i Warmii, na ile znasz historię Kaszub i nie wiem, w końcu, na ile znasz historię Śląska (całego). Te regiony mają ten sam problem z tym, że najmniej jest rodowitych Warmiaków i Mazurów, bo większości, po wojnie, kazano zabrać dobytek i wynosić się do Niemiec. Resztę zastraszono, tam nie ma kto walczyć. Natomiast Kaszubi tak samo, jak Ślązacy chcą mieć swoją autonomię.
Autonomia to nie oznacza, że jest odrębny kraj. Śląsk Cieszyński był w granicach austriackich, miał ogromną autonomię, a jednak był wliczany do państwa austriackiego.
"W tej ich gwarze" czyli jak najbardziej śląskiej- wyczuwam chyba jednak pogardę dla tej ich gwary. Czemu się dziwisz, że tu są nazwy brzmiące z niemiecka? Gwara śląska ma mnóstwo w sobie naleciałości niemieckich, co nie znaczy, że jest niemiecka. Ci, co wylali wiadra pomyj nie muszą być z krwi i kości Ślązakami. Na śląsku mieszka mnóstwo napływowych z różnych stron Polski i wydaje im się, że jak są w 2 lub 3 pokoleniu na Śląsku to są Ślązakami. Tak naprawdę to mało wiedzą o tych ziemiach i nie znają mentalności śląskiej.
A bluzgi polskie Ci nie przeszkadzają, to jest polskość.
A w ogóle, dochodzę do wniosku, że zmierzamy chyba z złym kierunku.
Polecam:
"Kajś" Zbigniew rokita (opowieść o Śląsku)
"Wieczny początek" Beata Szady ( Warmia i Mazury)
"Kaszebe" Tomasz Słomczyński (Kaszuby)- tu jest dopiero jazda z represjami wobec Kaszubów.
Są jeszcze inne interesujące książki z tej serii, np . o Mołdawii, o Naddniestrzu itd.
Niektórzy Kaszubi chcą być mniejszością etniczną. I spoko. Ale dysproporcja między osobami uznającymi odrębną narodowość na Śląsku i na Kaszubach jest miażdżąca - 5 tys do 18. Więc stwierdzenie, że "Kaszubi chcą" jest mocna przesadzona.
UsuńMasz jednak rację - nie znam aż tak dobrze historii tych regionów, bo jestem reginalistą z Mazowsza, a i tak nie mogę powiedzieć że całego, bo raczej tylko zachodniej części.
Autonomia nie oznacza, ale świadczy o pewnych inklinacjach separacyjnych. Nie zawsze i nie wszędzie - ale głosy że Śląsk ma dość utrzymywania Polski też słyszałem - ze zbliżonych do RAŚ kręgów.
Pogardę owszem, ale nie dla gwary tylko dla inwektyw, którymi został obrzucony śląski zespół, bo ośmielił się zaśpiewać patriotyczną piosenkę. Daltego użyłem słowa "ich gwary", zakładając że nie każdy Ślązak mówi nienawistnym językiem.
Jaskółko, dlaczego uważasz że nie przeszkadzają mi polskie bluzgi? Taka atrybucja mojej osoby jest trochę chyba krzywdząca, bo znamy się już jakiś czas i mam wrażenie, że nie sugeruję swoimi wypowiedziami, że "naszym wolno więcej". Nieważne czy Piekara obraża Wellman, czy Hołdys Kaczyńskiego - dno, to dno i takie wypowiedzi trzeba krytykować zawsze.
Kurcze miałam cały fajny koment i diabli go wzięli:(
UsuńSkrócę do tego, że nie powinniśmy odnosić tego wszystkiego, co piszemy stricte do siebie. Owszem, wyczułam pogardę, ale mogę się mylić i należy to prostować. Wszystko zalezy od domówienia niektórych kwestii, by się nie skłócić.
Rozumiem Twój wstręt do wulgaryzmów i chamstwa. też nie znoszę, ale tu w gwarze jest pełno wulgaryzmów, które funkcjonują na co dzień i nikt tego jako wulgaryzm nie odbiera.
Takie słowo "wdupiać", kojarzy się z seksem, a na Śląsku znaczy jeść coś z przyjemnością np. "wdupiać szpajzę" jeść bardzo dobry deser- "Łoni wdupili całóm szpajzę trza zaś nowom wyłonaczyć".
I słowo "wyłónaczyć" moze kojarzyć się też z seksem, .a na ślasku to słowo może znaczyć dosłownie wszystko.
"trza wyłonaczyć ciasto"- trzeba upiec ciasto, "Wyłonaczyliscie już siano?"- może znaczyć: przewróciliście siano, zwieźliście siano. zgrabiliście siano.
Słowo "ciul"- może być zwrotem przyjaznym "Pódź tu ciulu", albo pogardliwym "Łónacz się ciulu".
No i tak to leci (łónaczy sie) :):):)
Ale ok, nikt święty nie jest i takie wyrażenia się stosuje, wulgaryzmy są częścią języka, czy tego chcemy czy nie. Problem pojawia się wtedy, gdy się kogoś przy ich pomocy obraża, a kolejny gdy robi to osoba, po której się wymaga jakiegoś poziomu.
UsuńNo tak, tu masz rację. Ja po prostu rozumiem wkurzenie Twardocha. Czy mógł to kulturalniej wyrazić? Nie zapominaj, że to Ślązak, a Ślązacy to twarde chłopy i nie szczypią się w wyrażaniu swojego zdania właśnie takimi słowami. No, ale odbiór był negatywny, bo Twardoch wyraziła się niekulturalnie. Mało kto zastanowił się, dlaczego tak ostro i co zabolało.
UsuńA przepraszam, kogo Twardoch obraził? Polskę? Da się to zrobić? Takie pytanie retoryczne, bo dobrze wiemy, że raczej nie.
tak, czy owak, w dobie obecnego postępu w komunikacji, czy przemieszczaniu się gatunek ludzki w końcu się skundli /w neutralnym znaczeniu tego słowa/ prędzej, czy później, rzecz jasna pod warunkiem, że wcześniej nie wykończy swojej planety i w konsekwencji z niej zniknie...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Czy się skundli? Chyba nie, jest mnóstwo grup, które dbają o swoją odrębność, zwłaszcza kulturową. A poza tym, z tą komunikacją i przemieszczaniem się, to też nie jest łatwo, nie mówiąc już o samej chęci wybycia poza obręb swojej chałupy.
UsuńW artykule mówi się o skansenizacji i ja to widzę- tu corocznie kultywuje się wszystkie możliwe zwyczaje regionalne- od pieczenia cieszyńskich ciasteczek, przez owczy redyk, po chodzenie z Judoszem, konkursy gwary itp. A wszystko to w regionalnych strojach w takiej samej inscenizacji. Być może jest to dla nich ważne, ale dla mnie to wygląda jak cementeowanie starego przy minimalnym wpuszczaniu nowego.
Wciąż niewiadomo,jakie przyjac kryteria,jeśli chodzi o slaskosc.Wsrod samych Ślązaków krąży wiele mitów,stereotypów i niedomówień.Historie też można różnie interpretować.Przykladem chociażby osławiona służba w Wermachcie,która dla wielu już zawsze będzie co najmniej dwuznaczna moralnie,a przecież wynikała z obowiązku, takie były czasy, takie terytorium.Nie do końca rozumiem,dlaczego tak bardzo wielu ludziom zależy,by "skaskosc"oznaczała wyłącznie polskość,oczywiście,istnieje związek,ale nie jest on jedynie słuszny i prawdziwy..choć nie we wszystkim się zgadzam z Twardochem:)) Katalończycy np.nie mają problemu,by mówić o sobie:jestem Katalończykiem,a potem dopiero Hiszpanem.Mysle,że narodowość( w przeciwieństwie do obywatelstwa)może być czymś nabytym,do czego się dojrzewa całe życie,albo i nie:))
OdpowiedzUsuńSłoński Gośka to coś więcej niż gwara, lubię,razi mnie tylko mylenie dopełniacza z biernikiem:np.szukam fryzjerkę, poszukuję kosiarkę:))To u nas nagminne:))
Słonsko godka miało być 😊
UsuńNapisałam Radamesowi kto to jest Ślązak. Myślę, Że w Hiszpanii, kiedy ktoś powie jestem Katalończykiem, przyjmuje się tę deklaracje normalnie, w Polsce, jak powiesz jestem Ślązakiem, to od razu czuje się podtekst- czyli Niemcem. W Polsce w ogóle lepiej nie przyznawać się do regionu. Nikt nie powie od razu- jestem Kaszubem, jestem Ślązakiem, jestem góralem. Gdzieś to w rozmowie wyjdzie, ale daleko, daleko. Polacy mają do siebie tyle jakichś dziwnych urazów na różnych punktach, że głowa boli.
UsuńDopełniacz kogo? czego? szukam fryzjerki.
Biernik kogo? co? widzę fryzjerkę.
Mój ojciec był w Wermachcie, musiał iść pod groźbą rozstrzelania rodziny. Walczył w niemieckim wojsku, doszedł aż za Krym, ale kogo to obchodzi, że musiał- dla innych już jest skażony.
Książka "Kajś" powinna być obowiązkowa dla wszystkich Polaków spoza Śląska, a i Ślązakom wypadało by jĄ przeczytać.
Krakowski Teatr STU wystawiał sztukę pod tytułem - "Wszyscyśmy z jednego szynela" Tez tak uważam. A czy ktoś był tutaj czy tukej to drobiazg.
OdpowiedzUsuńNie znam, o czym ona jest? Sama już nie wiem- wszystko w naszym kraju dąży do ujednolicenia obrazu Polaka, a ja tak nie chcę,. W dodatku wszystko zmierza, by wychować Polaka- patriotę-katolika, a ja tak nie chcę. Uważam, że to jest właśnie piękne, że mamy regiony z gwarami, zwyczajami i chęcią tego utrwalania- tej inności, tej różnorodności. Wystarczy, że mamy wspólną Konstytucję, prawo i państwowość. .Wcale mi nie spieszno, by się "zrównać" z np. wschodniakami, Kaszubami, czy góralami. Niech każdy pielęgnuje swoją tożsamość regionalną i polskość jako wspólną ojczyznę. I nie życzę sobie, by traktowano mnie Ślązaczkę jako coś gorszego, bo komuś Śląsk widzi się jako bastion niemieckości, a ten ktoś uważa się za lepszego Polaka, bo on nie ze Śląska.
UsuńA poza tym, to brakuje mi tutaj w naszym kraju różnych nacji innych narodowości. Strasznie jesteśmy monotonni w tym dążeniu do bycia "jedną rasą". Jest toteż niebezpieczne, bo utrwala nietolerancję, ksenofobię itp. co i tak mocno się już w narodzie polskim przejawia.
Nie jestem za jakąś jedną formą. Uważam tylko te różnice za nieistotne, choć każdy ma prawo do inności. Istotna dla mnie jest sympatia i szacunek dla innych. Tylko tyle
UsuńOk, niech będzie jedna forma życzliwa wobec wszystkich, tolerancyjna. Gdyby tak się dało.
UsuńAkurat w Tygodniku Powszechnym aktualnym świetny felieton Hono silesius o Ślązakach 😊
OdpowiedzUsuńCzy jest w wersji elektronicznej? Przeczytałabym, a papierowej nie kupuję.
UsuńNa oewno jest, tylko nie wiem, czy bezplatnie. Mój tata kupuje papierowy Tygodnik i Wyborczą..
UsuńTak jak myślałam, dostępny po zalogowaniu.
UsuńZobaczę jutro w sklepie, czy jest wersja papierowa- będzie to kupię. Nad kupnem w sieci zastanowię się. Na razie mamy Wyborczą, bo łatwiej (papierowa wersja to mnóstwo makulatury bez ważnych treści), ale jakimś specjalnym fanem tej gazety nie jestem.
UsuńGwara kłodzka pozostała tylko na papierze.Mężczyzna wybiera się do kościoła: "Książeczka,chusteczka,różaniec,krawat,rękawiczki,laska...Kobieto wszystko wziąłem?"
OdpowiedzUsuńGwara kłodzka:
"Bichla,Tichla,Rusakrauz,Haller,Hantschka,Stecka-Weib hoa ich oalls?
Po niemiecku:
"Buchlein,Tuchlein,Rosenkrauz,Halstuch,Handschuche,Handstock-Frau,hab ich alles?"
O mojej gwarze:
blubracz.kościan.net/_O_mojej_gwarze,8077.html
"W antrejce na ryczce stały pyry w tytce,przyszła niuda spucła pyry,a w wymborku myła giry".
Wiele wyrazów gwarowych jest wspólnych dla całego Śląska, ale im dalej na zachód, tym przybywa niemieckich naleciałości. Tu z kolei są naleciałości niemieckie i czeskie.
UsuńStrona się nie otwiera, ale takie słowa jak ryczka, tytka, giry, antryjka (antryj) są bliskie.
Czesi do 1958 roku"walczyli"o ziemię kłodzką.W nocy przestawiali słupy graniczne.Gdy Stalin położył na to łapę Czesi zrezygnowali.Ziemia kłodzka nigdy nie należała do Polski.
Usuńhttps://wikipedia.org/wiki/Czeski_kątek
Po II w.św.miałem za sąsiadów dwóch Niemców.Jeden pochodził z Jarocina,drugi z Bytomia.
Ten z Bytomia zatrudniony był przy budowie sztolni Riese.Pracowały tutaj także kobiety Żydówki.Spodobała mu się jedna z Żydówek i przemycił ją do domu,ukrywał ją do końca wojny.Miał z nią dwójkę dzieci.Po wojnie wyjechała z córką do Izraela.Zmarła w Izraelu w 2019 roku.On został z synem w Walimiu.Syn wyjechał do Niemiec.Kolega miał o tej historii zrobić film,ale nie wyszło,Żydówka się nie zgodziła.
blubracz.koscian.net/_O_mojej_gwarze,8077.html
Górny Śląsk do XIV wieku był piastowski, potem przeszedł we władanie czeskie. Najpierw urzędowym była łacina, potem niemiecki, bo zaczęła się kolonizacja na prawach niemieckich. Podobnie było na Dolnym Sląski- w XIV wieku przeszedł w ręce Czechów. Kazimierz Wielki zrzekł się tych ziem na rzecz Czechów. ich władanie sięgało po Księstwo Bytomskie i tam granica utrzymała się aż do rozbiorów.
OdpowiedzUsuńInteresująca ta historia z małżeństwem mieszanym. Szkoda, że nie nakręcili filmu.