Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 27 listopada 2024

Rude

 Dzisiaj oddech od myślenia, nawet tego mniej krytycznego. Dzisiaj rude, które znów buszują po ogrodzie. Nie macie pojęcia, jak się cieszę. 

Ostatni rok, tylko z jednym rudasem, pojawiającym się rzadko na dole ogrodu, był smutny. 

Filmy kręciłam przez szybę, dlatego trochę obraz zamglony. Oglądajcie na dużym ekranie, wtedy efekt jest najlepszy.


 


20 komentarzy:

  1. Uśmiechnęłam się do tych filmików :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że wypluwa pestki owocków cisa:-) Do nas przychodzą z lasu za drogą, rude i czarne, do orzechów włoskich, przemieszczają się po koronach drzew, przy okazji skacząc na blaszany dach chatki, głośne to, aż niepokoi psa. Mamy też popielice, ale one już śpią na poddaszu; przyroda jest fascynująca, a obserwowanie bardzo uspokaja:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, popielice:) śliczności:) Może u nas też są, a nie zauważyliśmy? Są kuny, tchórze, łasice, może i popielice gdzieś buszują?
      Mieszkacie w takim miejscu, że zwierzaki czują się u siebie, a Wy jesteście gośćmi w ich świecie. U nas też jest jedna ciemniejsza, druga prawie ruda:):):) Pierwsze były zupełnie rude, a potem pojawiły się te ciemne.

      Usuń
  3. Takie harce na drzewie tez kiedyś widzieliśmy w parku, nawet filmik wysłałam dla wnuka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już widzę, jak z zapartym tchem filmujesz. Obok takich gonitw nie da się przejść obojętnie. Wnuk pewnie był zadowolony z filmu o rudych, który przesłała babcia.

      Usuń
    2. On uwielbia rudaski, kiedyś karmił je w parku orzechami, aż piszczał!

      Usuń
    3. Małe dzieci są niesamowite kiedy spotykają na swej drodze zwierzaki. Lubię takie sceny obserwować. Dzieciaki są całym swoim jestestwem przejęte spotkaniem. Wszystko, co dobre chciałaby dać zwierzaczkowi- i pogłaskać, i przytulić, i nakarmić, a wszystko to przy akompaniamencie pisków, śmiechów, ochów i achów... prześliczny widok :)

      Usuń
  4. Bardzo sympatyczne zwierzątka. Dobrze że rude na nie brunatne, bo to ponoć gatunek inwazyjny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One są bardziej brązowe. U syna, w Anglii, jest inwazja wiewiórek szarych. Śliczne są, ale ponoć straszne szkodniki i wypierają te rude. Jeżeli te nasze brązowe to ten gatunek, o którym mówisz, no to mamy problem.

      Usuń
  5. To przywilej mieć w zasięgu wzroku takie cudne rudzielce. Wdzięczne i ruchliwe. Filmy cudne i muzyczka stosownie dobrana. I ten biały brzuszek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, przywilej i ja sobie go bardzo cenię. Cały czas mówię, że one są u siebie, a my tu jesteśmy dla nich intruzami.
      Muzyka się faktycznie udała i tym razem dobrze się zgrała z kadrami. Biały brzuszek wymiata, już nie może być nic bielszego niż ten biały brzuszek w kontraście z ciemnym futerkiem.I taki czyściutki.

      Usuń
  6. Oglądałam filmiki z wiewiórkami, którym się przydarzyło wypadnięcie z gniazda i wiewióreczki wychowywały się u ludzi -niektóre z tych maleństw w chwili ich znalezienia były nagusie jeszcze i wielkości damskiego palca. Podobno całkiem sporo tych maleństw wypada z gniazd. Kiedyś spędzałam całe wakacje w domku stojącym w lesie i codziennie rano budziły nas wiewiórki wyczyniając różne harce na dachu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy pamiętasz, jak opisałam naszą akcję z malutką wiewiórką. Ona miała już futerko, ale była bardzo mała. Jakiś drapol rozgrzebał gniazdo. Dwie zginęły, trzecią znalazłam, bo płakała niedaleko wejścia do domu. Zawieźliśmy ją do ośrodka, w Mikołowie, opiekującego się leśnymi zwierzakami. Przeżyła, wykarmili, wychuchali i wypuścili jesienią dla lasu.
      Rudasy są fajne, tylko czasami nieznośne:):): No i mają straszne pazury, nie mówiąc o zębach. Nie chciałabym mieć do czynienia na ostro z tymi milusiami.

      Usuń
  7. Do mnie też czasem zaglądają wiewiórki. W ogródku jest zaledwie trzy drzewa, ale orzech włoski to zawsze pokusa dla rudasków. A orzechy każdego dnia czekają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jest kilka drzew orzecha włoskiego, ale najpierw znikają orzechy z leszczyn. Jak jest śnieg, wiewiórki przychodzą na kawałki jabłek, które rzucam obok karmnika. One sobie robią zapasy, zagrzebują orzechy w donicach, w ziemi, a potem ja mam problem z młodymi siewkami, bo wszędzie wyrastają.

      Usuń
  8. odkąd mieszkam tu, gdzie mieszkam, to przez ponad trzy lata widziałem tylko jedną Rudą /odmiany czarnej zresztą/, a gdy gadałem o tym z sąsiadką czekając na autobus, to dowiedziałem się, że jeszcze wcześniej mieszkał na tej wsi psychol, który strzelał do Rudych z wiatrówki, więc się wyniosły, ale po tylu latach powinny już chyba zapomnieć i pojawić się z powrotem...
    a co do orzechów włoskich, to w tym roku nie mam, bo gdy zakwitły (trzy drzewa), to wymarzły, gdy nagle wrócił mróz na parę dni, ale mam jeszcze jakieś zeszłoroczne, jakieś resztki, pora mi jakiś remanent w nich zrobić... przez te mrozy to zresztą wszystko szlag trafił: jabłka, gruszki, śliwki, czereśnie i moje ulubione morele, niestety...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może rude mają jakiś cykl osiadania w różnych miejscach? Nasze dwa lata temu wyniosły się, bo gniazdował w ogrodzie krogulec. Bezpiecznie było im się ewakuować. Krogulec wyniósł się, wróciły rude.
      U nas orzechów całkiem sporo tylko takie małe i więcej twardej łupiny. Wszystko przez suszę.
      Strzelać do wiewiórek z wiatrówki to barbarzyństwo. W ogóle strzelanie do zwierząt to hańba, a dzisiaj rano słyszałam strzały, dochodzące z dużego lasu. Oby im łapy poodpadały. Kiedyś mniej mnie myślistwo bulwersowało, teraz mnie wkurza. Tym bardziej, że myśliwi mają teraz sprzęt, przy którym zwierzyna kompletnie nie ma szans.

      Usuń
    2. ponoć nie są terytorialne, czyli może faktycznie koczownicze...
      ptaków drapoli jest u mnie sporo, mają wdzięczne tereny łowieckie, bo dużo tu otwartych pól, a ja mam niezły punkt widokowy...
      pamiętam, jak kiedyś po udanej randce dziewczyna zwierzyła mi się ze swojego łowieckiego hobby, po czym odeszła mi ochota na powtórkę tejże randki, dyplomatycznie wygasiłem tą znajomość...
      za to strzały słyszę w prawie każdy weekend, ale to od strzelnicy sportowej mieszczącej się w lasku przy sąsiedniej wsi...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. Tata polował, wtedy nie miałam takiej świadomości, co to znaczy, jak dziś. On miał pięknie inkrustowaną, starą dwururkę i to była jego jedyna broń. Podobno później dokupił sztucer, ale ja tej broni nie widziałam. Wtedy strzelano bez lunet, bez noktowizorów, bez czujników takich i siakich. Zwierzyna miała szansę uciec. teraz, kiedy kula leci na 500 metrów, zwierzyna jest bez szans. Ludzie zresztą też. Teraz myśliwi mają w głębokiej d... etykę i przepisy łowieckie. A brak wymogów okresowych badań powoduje, że strzelają półślepi, pijacyi zwyrodnialcy.

      Usuń