„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

piątek, 5 marca 2021

Małe radości

Znowu spadł śnieg, jest biało, jednak tym razem nie o nim. Wiele zachodów słońca  w swoim życiu obserwowałam, ale ostatnio zobaczyłam coś, co nazwałam białym zachodem.

Tak zachodziło słońce, powiedzmy, we wtorek w zeszłym tygodniu.


 

 Płonie dom sąsiada, podpalony przez  zachodzące słońce.


To zdjęcie zrobiłam z tarasu, z którego mam nieco zasłonięty widok na zachód.


 A następnego dnia, zachodzące słońce wyglądało tak.

Na zdjęciach ta różnica jest mała, ale w naturze słońce było białe. I takie białe schowało się za horyzontem. Zero pomarańczu,  mocnej żółci, czy czerwieni. Szkoda, że nie mogę tego wyraźniej pokazać,  bo różnica w kolorach była mocno widoczna.

A następnego dnia, rankiem zrobiłam zdjęcia wschodzącemu słońcu. I znowu zaskoczył mnie jego widok. Tak samo, jak zachodzące poprzedniego dnia, słońce wschodziło białe.

I znowu żadnej purpury, czerwieni, pomarańczu czy mocnego złota- słońce było białe.

Na zdjęciach jest lekko podbarwione, bo aparat wyczuwa różnice, ale w naturze ja widziałam białe słońce. Jeszcze nigdy czegoś takiego, po wschodzie nie widziałam. Na tej wysokości nieboskłonu białe słońce.


Prawdopodobnie przez całą dobę było jakieś "charakterystyczne" powietrze ( nie wiem, może jakieś zanieczyszczenie lub odwrotnie) i zachód, oraz wschód słońca wyszedł "na biało". A Może coś wokół Słońca się działo- promieniowanie, wybuchy?


W takich chwilach, kiedy fotografuję, nagrywam przyrodę, kiedy bawię się oglądaniem szalonych rudasów, kiedy podglądam myszołowy i obserwuję przeloty ptaków, zapominam o całej pandemii, głupocie ludzkiej, o tych wszystkich problemach, które mam na karku. Cieszę się tym, co mam i nie zamierzam narzekać. Bywało w moim życiu o wiele gorzej. Trwam, jestem, a każdy dzień przynosi mi coś nowego, małe radości. Z tych radości czerpię energię. Życzę Wam tego samego:)


 

środa, 24 lutego 2021

Akrobatka i archeolog

Wrzucam filmiki z rudymi. Ja się zamartwiałam, że one bidule może głodne są na przednówku, karmniczki kupiliśmy, żarełko ekstra wiewiórcze, a tu masz- moja stołówka im nie podchodzi. 

Filmy kręcone przez szybę, dlatego są niezbyt doskonałe. W dodatku mój aparat ma bardzo czuły mikrofon. To miarowe tykanie w tle, to stary zegar.

Zwis doskonały, czyli ruda na cisie. Na początku były dwie, ale jak odchyliłam firankę to jedna zwiała.

I jeszcze dokarmianie się jagodami cisa. Filmowanie tych rudzielców to zawsze jest loteria- zdążę uchwycić czy nie. 

Teraz im się nie dziwię- takie przemarznięte owoce cisa, pewnie są przysmakiem. Gdzie je porównywać do orzeszków ziemnych, jakichś egzotycznych fanaberii bez smaku.


 


A tu wykopaliska. Druga była chętna pomóc tej pierwszej, ale została pogoniona.

Ten taras to trasa przelotowa ze strychu do ogrodu. Z prawej strony okna jest drewniana krata, na niej bluszcz aż po dach. I po tej kracie, po tym bluszczu, rude śmigają na strych. I na odwrót, z kraty na taras, i w ogród. Często spacerują na brzegu górnego tarasu. Wtedy z tarasu skaczą na cisa i dalej po drzewach do ogrodu.

We wszystkich donicach jest rozgrzebana ziemia. W nich też są zakopane wiewiórcze "skarby". Właśnie jedną donicę rozpracowuje ruda szelma. Druga siedzi na krawędzi i coś kombinuje. 


 A dzisiaj już tylko niewielkie łaty śniegu w ogrodzie i pełno kałuż, trawnik kląska pod stopami, taki mokry. Temperatura skoczyła na +16 stopni. Ptaki zaczynają śpiewać- nieśmiało kosy, trochę śmielej sikory. Następne dwa gołębie padły łupem drapola. Selekcja naturalna trwa.  Wiewióry zaczynają budować gniazda albo uszczelniać stare. Nigdy nie wiem, co wyczyniają, bo mają tych gniazd kilka. No i mają swoje "nory" w wełnie mineralnej na strychu.

Świat zewnętrzny jest "obok". Coś tam czytam o polityce, coś śledzę, ale generalnie nie mam  czasu na jakieś zamartwiania się, marudzenie, biadolenie.