Hej tam meteorolodzy! Czy nie lepiej było od razu podać info., że idzie niż genueński i może być powtórka z zeszłego roku? No, bo jest. Dokładnie rok temu 14-16 września spadło tyle wody, że w Sudetach była powódź, zbiornik pod Raciborzem napełnił się na full, a u nas zalało całą piwnicę. CAŁĄ! Wodę z 5. pomieszczeń pompowaliśmy trzy razy (wody na 20 centymetrów). I wtedy te potoki wody nazwano niżem genueńskim. Wczoraj sprawdzałam na mapie meteo- te nocne i jeszcze ciągle spadające na nas masy wody szły nad Polskę dokładnie znad Genui.
Dzisiaj rano spuściłam wodę z mauzera- 600 litrów poszło w ogród, bo tyle napadało w ciągu nocy. Wychodzi dokładnie 40 litrów na metr kwadratowy (dach garażu, skąd spływa woda do mauzera, dał nam powierzchnię do obliczenia). Ma padać jeszcze parę godzin. W piwnicy znów pojawiła się woda, ale już nie w takich ilościach, jak w zeszłym roku. Może trzeba będzie uruchomić małą pompę powierzchniową, jednak na razie nie ma napinki. Gorzej było z dachem sklepu- tam się sporo wody nazbierało (dach płaski z wystającym rantem dookoła- działa jak basen na wodę. Ma spływ w jednym rogu, ale trzeba pilnować, by ten otwór się nie zapychał liśćmi i owockami lipy, której korona jest nad sklepem.
Patrzę za okno, znów od strony Ostrawy niebo jest stalowo-sine, ciemne, idzie kolejna fala deszczu. No i przyszła zaraz jak napisałam poprzednie zdanie. Nie macie pojęcie jak leje, ściana deszczu i szum taki, jakby dom stał obok wodospadu. Strasznie przygnębiający widok i ten odgłos. I ten niepokój, wywołany tak ogromną ulewą. Człowiek ma w sobie jednak atawistyczny odbiór braku normy w przyrodzie. Niby wszystko w porządku, a jednak coś w powietrzu wisi, coś się niedobrego dzieje, jakieś zagrożenie niedopowiedziane. Jestem poddenerwowana tym szumem, tymi potokami wody za oknem, tym co zastaniemy w piwnicy, w ogrodzie, kiedy ulewy przejdą.
Tak chyba czuje się Bezka, kiedy zbliża się burza. Chodzi wtedy po domu, jak ćma w latarni, i nie potrafi sobie miejsca znaleźć.
Nagrałam filmik.
To jeszcze dosyć łagodna forma deszczu, jakie się przetaczają nad nami. Jest ulewa, potem chwila przerwy i następna, ale już jako ściana deszczu, przez którą prawie nic nie widać. Trwa 5 minut, potem trochę przerwy i następny deszcz... tak leje od 3 nad ranem. Co jakiś czas słychać grzmoty, ale burze idą gdzieś bokami.
Zniszczone pelargonie, woda w donicach, woda przelewa się przez pojemnik z fontanną, woda leci strumieniem z rynien, a mauzer znów ponad połowę zapełniony. I końca tego szaleństwa na razie nie widać. Mapa pokazuje, że jeszcze długo potrwa.
A od jutra, w prognozie, cały tydzień słoneczny i ciepły.
Trochę kolorów w ten szary, ponury dzień.








Ojej! Bardzo współczuję tego zalewania!
OdpowiedzUsuńJa mam wodę wpisana w życiorys i jestem przyzwyczajona, ale dzisiaj mam już serdecznie dość. I ciągle te ulewy przechodzą. Pompowanie jednak będzie.
UsuńStraszne takie wieści! Ponure, przytłaczające! Bardzo współczuję. Walka z żywiołem bywa ogromnie trudna. U nas spokojnie. Trochę deszczu, ale niewiele.
OdpowiedzUsuńA tutaj ciągle leje. Z małymi przerwami, ale leje. Lubię deszcz, lubię, kiedy spokojnie pada, ale nie takie "wodogrzmoty" z nieba. Mamy przerobione w zeszłym roku, jutro wypompujemy i będzie dobrze.
Usuńchoć sam mieszkam bezpiecznie, na górce, to zeszłoroczna powódź niejako pośrednio mocno mi nabruździła... nie chcę o tym myśleć, bo w tym roku czeka mnie gęściejszy grafik spraw różnych i dość istotnych...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Lało, ale się uspokoiło. Może już tej jesieni nie będzie podobnych epizodów pogodowych, jak mawiają synoptycy:):):):).
UsuńSpokojnie planuj i działaj.
Ooo, jakie masz fajne dziwolągi w ogrodzie?
OdpowiedzUsuńZe mną to jest tak, że chyba nie mam żadnego atawizmu, bo od dziecka lubię deszcz i kocham wiatr. gdy padał deszcz, zawsze moje oczy robiły się bardziej niebieskie, a usta tak czerwone, że babcia nieraz podejrzewała, że podkradłam szminkę mamy i się pomalowałam. Trwałam z twarzą przyklejoną do szyby i obserwowałam godzinami, jak z wysoka spadają krople i strumyczki. Z lubością wypatrywałąm piorunów. Istna Lady Makbet.
Deszcz mnie uspokaja i koi, a kiedy kończy padać (albo lać jak z cebra), odczuwam rozczarowanie.
U nas sucho. Widać dno w Wisłoku, a ono zamienia się powoli w zielone zarośla.
No tak, deszcz, a deszcz. Też lubię deszcz, ale to, co dzisiaj przelatywało, to nie "kochany deszcz", tylko paskudna ulewa. Na filmie jest pokazana połowa tego, co w większości lało z nieba. Nic kojącego w nim nie było, a ogromny szum tylko drażnił.
Usuńdeszcz inaczej odbiera się mieszkając w bloku- wiem, bo mieszkałam, a inaczej mieszkając w domu. Tu zawsze coś taka ulewa może zniszczyć, coś może strzelić, zalać. Normalny deszcz przeważnie cieszy, podlewa ogród, ale nie taka straszna i długo trwająca ulewa- tsunami z nieba.
Pigwa widzę ładnie już dojrzała. Przerabiasz jakoś, czy tylko korzystasz z soku?
OdpowiedzUsuńPigwa, owszem, obrodziła, ale na zdjęciu jest pigwowiec. Jedna z dwóch odmian pigwowca, jakie mam w ogrodzie. Ten ma małe owoce i najszybciej dojrzewa. Natomiast pigwa choruje i zanim dojrzeje zaczyna gnić. Nie pryskam, bo nie lubię chemii w ogrodzie. Pigwowca też nie wykorzystuję. Kiedyś próbowałam, ale on jest tak twardy, że żadne sposoby rozmiękczenia nie dały rezultatów.
UsuńPigwowce pięknie pachną i muszę sobie w końcu te owoce zerwać, postawić na stole w pokoju.
No tak, wiem o różnicach, ale u mnie i na owoce pigwowca mówi się, że to pigwa.
UsuńA w kwestii wykorzystywania - owoce pigwowca wystarczy wymyć, wybrać pestki, pokroić drobno i zasypać w słoiku cukrem. Po kilku dniach puści sok dobry do herbaty zamiast cytryny. Tylko trzeba pilnować, żeby nie zaczął fermentować, więc najlepiej trzymać słoik w lodówce.
U nas też się tak mówi, a ja nieustannie poprawiam, bo jednak jest różnica spora między tymi roślinami. Sposób , o którym piszesz przerabiałam. Problem w tym, z te owoce są strasznie twarde i trudno je przekroić. Mroziłam, trzymałam długo na krzaku, gotowałam... do niczego. Kiedyś uparłam się, jednak pokroiłam, zalaliśmy spirytusem i odstawiliśmy. Kiedy wyjęliśmy butelkę, w środku był czarny płyn. Nie mam pojęcia dlaczego. Dlatego już nie próbuję nic z tym robić. Trochę mi szkoda, bo owoców na pigwowcach i pigwie dużo, jednak szkoda mojej roboty i czasu na takie efekty.
UsuńI tak.to.jest, ja się cieszę deszczem, a Ciebie zalewa:( niedobrze.
OdpowiedzUsuńŁatwiej na pewno oglądać strugi wody przez okna na pierwszym.pietrze budynku.
Kolory letnie:)
Przestało około 15. Dolało porządnie i teraz ziemia ma nareszcie dosyć wody w sobie. A jutro jeszcze dolejemy jej pompując z piwnicy:):):) W tym tygodniu zapowiadają dużo słońca, to się wyrówna w nastrojach.
UsuńOjejku, to nie dobrze, gdy tak bez umiaru leje i leje. U mnie dziś rano przeleciało kilka drobnych opadów, teraz z kolei świeci słońce, na termometrze 16 stopni a gorąco jakby było ze 25 stopni, bo nadal jest ten ciąg powietrza z południa. Na razie mam ostrzeżenie przed przelotnymi "burzami z piorunami" i się zastanawiam, czy widziałam kiedyś burze bez piorunów. Jak zauważyłam to mieszkam w mieście, w którym ciągle nas przed czymś ostrzegają.
OdpowiedzUsuńPo południu przestało lać, uspokoiło się. Jednak przez noc i pół dnia spadło więcej wody niż w całym miesiącu. Są burze atmosferyczne, wtedy pioruny nie lecą ku ziemi, ale jednak są. :):):). Z ostrzeżeniami jest taki problem- im ich więcej, tym bardziej człowiek je zaczyna lekceważyć. W Polce alerty pogodowe ganiają w te i we te, a to są alerty dla całego kraju. Sprawdzam pogodę na Acu... i na mapie pogodowej, raczej się nie mylą. Jak coś wisi w powietrzu, zaczynam się martwić. Mieszkamy na granicy powiatów i często dla powiatu cieszyńskiego jest stopień zagrożenia, a dwa kilometry dalej dla pszczyńskiego już nie i na odwrót. A my w środku i nas mija.
UsuńNo a bez włączonej na stałe w smartfonie prognozy pogody dla mojej dzielnicy to pewnie bym nie wyrobiła. No i dzisiaj faktycznie padało tak jak "przepowiedzieli" i nawet raz- jeden jedyny błysnęło i grzmotnęło i.... poszło do sąsiedniej dzielnicy.
UsuńDobrze mieć pod ręką prognozę. Można sobie różne rzeczy zaplanować. Ale dzisiaj nie miało padać u nas, a jednak trochę deszczu przeleciało.
UsuńTak to już jest na południu. Albo ulewy, albo niszczycielskie burze...
OdpowiedzUsuńU nas deszcze w normie, choć nie powiem- raz podczas burzy w te wakacje zaczęło tak lać, że momentalnie tworzyły mi się strumienie na podwórku i pomimo tego, że mieszkamy na górce to i tak zalało nam piwnicę. Na szczęście jedno pomieszczenie i bez większych szkód.
Tu, gdzie mieszkam jest w miarę spokojne, ale często sąsiednie tereny już dostają po pupsku. Nas chroni Brama morawska. Najgroźniejsze fronty są ze wschodu, jednak one rzadko występują. Zeszłoroczny niż genueński szedł na północny wschód, nas od południa mijał, ale zawijał się od wschodu i z tej strony w nas uderzył. Działo się.
UsuńMy też mieszkamy na górce, ale do jej szczytu jest jeszcze kawałek i stamtąd zalewa nam piwnicę. Mam nadzieję, że już osuszyliście swoją.