Znowu spadł śnieg, jest biało, jednak tym razem nie o nim. Wiele zachodów słońca w swoim życiu obserwowałam, ale ostatnio zobaczyłam coś, co nazwałam białym zachodem.
Tak zachodziło słońce, powiedzmy, we wtorek w zeszłym tygodniu.
Płonie dom sąsiada, podpalony przez zachodzące słońce.
To zdjęcie zrobiłam z tarasu, z którego mam nieco zasłonięty widok na zachód.
A następnego dnia, zachodzące słońce wyglądało tak. Na zdjęciach ta różnica jest mała, ale w naturze słońce było białe. I takie białe schowało się za horyzontem. Zero pomarańczu, mocnej żółci, czy czerwieni. Szkoda, że nie mogę tego wyraźniej pokazać, bo różnica w kolorach była mocno widoczna.
A następnego dnia, rankiem zrobiłam zdjęcia wschodzącemu słońcu. I znowu zaskoczył mnie jego widok. Tak samo, jak zachodzące poprzedniego dnia, słońce wschodziło białe.
I znowu żadnej purpury, czerwieni, pomarańczu czy mocnego złota- słońce było białe.
Na zdjęciach jest lekko podbarwione, bo aparat wyczuwa różnice, ale w naturze ja widziałam białe słońce. Jeszcze nigdy czegoś takiego, po wschodzie nie widziałam. Na tej wysokości nieboskłonu białe słońce.
Prawdopodobnie przez całą dobę było jakieś "charakterystyczne" powietrze ( nie wiem, może jakieś zanieczyszczenie lub odwrotnie) i zachód, oraz wschód słońca wyszedł "na biało". A Może coś wokół Słońca się działo- promieniowanie, wybuchy?
W takich chwilach, kiedy fotografuję, nagrywam przyrodę, kiedy bawię się oglądaniem szalonych rudasów, kiedy podglądam myszołowy i obserwuję przeloty ptaków, zapominam o całej pandemii, głupocie ludzkiej, o tych wszystkich problemach, które mam na karku. Cieszę się tym, co mam i nie zamierzam narzekać. Bywało w moim życiu o wiele gorzej. Trwam, jestem, a każdy dzień przynosi mi coś nowego, małe radości. Z tych radości czerpię energię. Życzę Wam tego samego:)