Huśtawka pogodowa trwa w najlepsze. Ostatnie trzy dni upał jak jasna cholera, do zdechnięcia, dzisiaj +12 C i leje. Wczoraj musiałam przeprosić się z letnią kiecką (letnie ciuchy położyłam już na górne półki- czekają do wiosny) i nałożyć ją na grzbiet, dzisiaj wypadałoby wciągnąć na siebie polar.
Produkowanie ogórków małosolnych trwa. Wychodzi mi, że zjedliśmy ich już około 4 kilogramów, a jutro robię następne.
W tym roku udało mi się zebrać dwie miski jeżyn (chyba z kilogram) z dwóch krzaków jeżyny bezkolcowej. Z tych, z pierwszej miski, ugotowałam kompot, z tych, z drugiej miski, zrobiłam sok. W zeszłym roku jeżyna też pięknie obrodziła, ale owoce zaliczyły najazd much oraz os. Owady spijały z nich sok, powodowały tym samym, ich gnicie.
Ładną pogodę wykorzystujemy na zrobienie przedzimowych porządków w obejściu i ogrodzie. Wczoraj wymyliśmy karcherem magazyny i meble ogrodowe (te stare białe, które przywieźliśmy 17 lat temu z Regensburga). Kupiliśmy je na flomarku. Nie wiem, ile wtedy miały lat, ale trzymają się nieźle. Są solidne, nie wyrzucamy ich w ramach zero waste, choć moglibyśmy sobie kupić takie np. modne sztuczne ratanowe (obyrzydlistwo) lub każde inne. Nie kupimy, bo jak coś jeszcze służy, to niech służy nadal.
Zamówiliśmy firmę, która zajmuje się wywożenie gratów, sprzątaniem, przeprowadzkami itp. Za nieduże pieniądze wywiozła gruz, stare plandeki, peszel, przedatowaną chemię i jeszcze parę gratów. Cała impreza, z ładowaniem do busa włącznie, trwała niecałą godzinę. Panowie cisi, sprawni, bez fumów i fochów. Już umówiliśmy się wstępnie na wywóz starego bojlera i rur, kiedy będziemy montować nowy piec do CO.
Teraz czekamy na drwala, ale najpierw musimy załatwić pozwolenie na wycięcie starej wierzby. Do wycięcia jest również ozdobna jabłoń, która rosła na dole ogrodu, pięknie kwitła, ale wiatr połamał jej konary. Jest nie do uratowania, trzeba ją wyciąć. O ile na wycięcie jabłoni nie trzeba mieć pozwolenia, to na wycięcie starej wierzby już tak. A wierzba to cztery metry grubaśnego pnia i kilka zeschniętych gałęzi na jego czubku. Pień jest zmurszały i od dwóch lat szerszenie próbują zrobić w nim gniazda.
Niedawno przeczytałam taką notkę na temat szerszeni.
„Dzień
dobry, wszystkim! Z tej strony szerszeń europejski, ten sam,
względem którego żywicie raczej chłodne uczucia, postrach
ogródków działkowych, osa na sterydach, latający czołg i takie
tam. Mam ledwie 3 centymetry długości, a ponoć u was długość
nie ma znaczenia, więc to wielkie halo i robienie ze mnie bohatera
horroru klasy B to jednak trochę na wyrost.
Prawda
jest bowiem taka, że jakoś nie za bardzo mam czas na to, żeby
sobie za wami latać i was terroryzować. Mam kupę spraw na głowie,
serio. Muszę na przykład zbudować gniazdo z papieru (tak, jestem
ekologiczny i ogarniam całkiem nieźle recykling), poluję na muchy
i inne bzykacze, które przez was latem są postrzegane jako natręci,
no i ogólnie pilnuję tego, żeby w przyrodzie nie zrobił się zbyt
duży owadzi chaos. Więc może sobie rozłóżmy na czynniki
pierwsze te główne bzdurne mity, którymi tak karmicie narrację o
mnie, co?
Pierwsza
sprawa - że niby szerszeń atakuje bez powodu. No błagam. Czy wy w
ogóle zdajecie sobie sprawę z tego ile kalorii pochłania samo
latanie? To naprawdę nie ma większego sensu, żeby do tego dokładać
sobie jeszcze głupiego marnotrawstwa energii na bezsensowne pościgi
za dwunogami. Jeśli więc nie grzebiesz w moim gnieździe, nie
machasz rękami jak nawiedzony i nie próbujesz mnie zgnieść
klapkami - totalnie mnie nie interesujesz. Poza tym, może to dziwnie
brzmi, ale w pewnym sensie jestem w stanie rozpoznać "swojego"
człowieka - znaczy się takiego, który mieszka gdzieś blisko
mojego siedliska. Rozpoznaję jego zapach i sposób poruszania się.
Jest nieszkodliwy, więc przyzwyczajam się do jego obecności i
traktuję jak swojego sąsiada. Normalna rzecz.
Sprawa
druga - "szerszeń jest groźniejszy niż osa!!". Serio? Bo
większy i głośniej bzyczy? Mój jad wcale nie jest bardziej
toksyczny niż jad innych osowatych. Że boli? No, boli - mam solidne
żądło ale używam go w ostateczności. Ale jak nie masz uczulenia
to uwierz mi, nie padniesz trupem po jednym użądleniu (no, chyba że
dostaniesz ich kilkanaście naraz, ale to dotyczy każdej osy i akcji
w tanich filmach o jakiejś wyimaginowanej apokaliptycznej inwazji
owadów). Poza tym, ja serio wysyłam wcześniej znaki ostrzegawcze -
jak coś jest nie halo i twoje zachowanie sprawia, że czuję się
zagrożony, wówczas zrobię ci ze dwa kółka nad głową, a potem
jeszcze o nią pacnę. To mój język komunikacji, a nie agresja.
Serio, jestem naprawdę inteligentny. Co prawda nie rozwiążę
sudoku ani nie policzę ci reszty w sklepie, ale potrafię uczyć
się, zapamiętywać i komunikować sygnałami. A to wcale niemało
jak na owada. Wystarczy więc, że zauważysz mój sygnał, a wszyscy
będziemy zadowoleni, sytuacja win-win, można tańczyć poloneza i
bić brawo.
Dalej
- te wszystkie teksty w stylu "po co w ogóle istnieje coś tak
okropnego jak szerszeń?!". No cóż, wy macie swoje wilki,
które regulują populacje jeleni i dzików. My – szerszenie –
jesteśmy takimi trochę wilkami świata owadów. Bez nas mielibyście
plagi much i innych nieproszonych gości w kuchni. Same nie jemy ciał
owadów - rozdrabniamy je i podajemy larwom. Wychowujemy je bowiem na
solidnych białkach, żeby wyrosły na silnych drapieżników. A w
tym czasie raczymy się słodkościami. Tak więc, regulacja
liczebności wielu owadów, względem których nie pałacie
entuzjazmem (w tym i tzw. szkodników rolniczych) oraz naturalna
selekcja to właśnie coś, dzięki czemu zachowana jest równowaga
biologiczna. Zanim więc sięgniesz po packę na owady – pomyśl
może, czy przypadkiem nie wykańczasz swojego sojusznika, co?
Mam
więc taką nieśmiałą propozycję - żyjmy w pokoju. Ty pijesz
kawkę, ja piję sok z jabłka, wszyscy są szczęśliwi. Co ty na
to?
#NaturaNaLuzie
/Biology
Insights. 2023. “Are Hornets Aggressive? Behavior and Species
Facts.”/ Thermo Fisher Scientific. 2024. “i75 Hornet, European
Hornet (Vespa crabro) – Allergen Encyclopedia.”/ Foto aut. Iain H
Leach/”
Z tym brakiem ataku ze strony szerszenia jest coś na rzeczy, bo kilka razy patrolował jeden taki nasz taras, podlatywał, krążył, ale było widać, że jest mało zainteresowany. Pewnie stwierdził „nasi tu są” i sobie odpuścił. My też nie odganiamy szerszeni, tylko spokojnie czekamy, kiedy sobie odlecą.
Ale w tym roku jest mało szerszeni, dużo mniej ślimaków, przez całe lato nie spotkałam w ogrodzie ani jednego jeża i na razie grzybów brak.
A jakby ktoś pytał, czy zostawiać kwitnącą miętę dla pszczół, to z całą odpowiedzialnością mówię NIE. Nie widziałam ani jednej pszczoły na kwitnącej mięcie. Much było na niej pełno, nawet osa i jeden szerszeń, ale żadnej pszczoły. Te oblegały sąsiedni krzak rozchodnika, dużo ich było na pobliskiej rudbekii i przetacznikach, ale ani jednej na kwitnącej mięcie.
Rozchodnik. A specjalnie to dziadostwo zostawiłam dla pszczół, mimo, że mięta wrosła w anemony i zawaliła mi kawał grządki. Strzeżcie się mięty w ogrodzie- jest bardzo ekspansywna, puszcza długie twarde rozłogi i trudno jej się pozbyć. Jeżeli już ją chcecie mieć, to sadźcie w takim miejscu, by wam nie zagłuszyła innych kwiatów. Jednak, trzeba przyznać, kwitnąca wygląda pięknie (nie pachnie).
Kwitną już wrzosy. Powinny też wyjść, spod ziemi, pąki zimowitów, ale na razie ich nie widać.
I na koniec... jaskółki odleciały. W tym roku tylko raz zobaczyłam je w gromadzie, kiedy siedziały na drutach. Zaraz potem stadko się zerwało, chwilę krążyło nad polem i ogrodem, a potem nie zobaczyłam już ani jednej jaskółki na niebie.
List szerszenia dowcipny i pewnie zawierający prawdziwe informacje, ale… Lęk przed szerszeniami jest bardzo trudny do opanowania. U mnie w domu ma całkiem racjonalne podłoże, bo córka jest uczulona na jad owadzi.
OdpowiedzUsuńA jaskółki? Jesień za pasem!