Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 22 listopada 2012

Łuparka do drewna, ulga dla rąk


Dzisiaj to już tylko szukam kąta do zdechnięcia. Nie wiadomo, w co ręce włożyć. Idzie zima, a to oznacza sezon dla mięsożernychJ. A jako, że coraz częściej Polacy przestają  „miąs nieświeżych”, a raczej rasowanych różnymi chemiami, jadać, to i moda na swojskie coraz bardziej się rozwija. A to z kolei oznacza dla nas coraz więcej pracy. Tylko się cieszyć i prosić o jeszcze.  I nic to, że kostki puchną i na pyszczyska padamy. Tym razem taki stan mnie bardzo zadowala.
Z każdym dniem robi się bardziej i bardziej jesiennie. Pogoda przeważnie barowa. Mgły poranne oraz wieczorne. Mokro, ale ciepło. Dwa dni temu nieoczekiwanie zjawili się nasi drwale. Zrobili czystkę wśród drzew, pocięli dodatkowo te grube dębowe „patyczki”, których zdjęcia zamieściłam w którymś z wiosennych postów. Ulga ogromna. W życiu, nie zrobilibyśmy tego z Jaskółem naszą małą piłą w takim tempie. Do wiosny rżnęlibyśmy to drewno, płacząc zapewne rzewnymi łzami. Trzy kubiki ogromnych dębowych szczap. Zgroza. A drwale w ciągu godziny rozprawili z nimi, a dodatku z uśmiechem na ustach. Pozostawili po sobie stos grubych klocków. Teraz je trzeba znieść do piwnicy, a tam… stoi cudo. Po kombajnie, który uważam za największe dobrodziejstwo dla rolników (kto wiązał snopy a potem stał na młockarni, ten dobrze wie, o czym mówię), jest następne- ŁUPARKA do drewna. Nie śmiać sięJ. Ja tam zawsze lubiłam rąbać drewno w celach rozrywkowych, a nierzadko terapeutycznych, kiedy byłam czymś mocno wkurzona. Jaskół też nie mikrus, siekierą wywija, że hej, ale…”Znaj proporcjom Mocium Panie”. Nie 3 kubiki twardego dębu- klocków o średnicy 20-40 centymetrów średnicy. Poza tym, te nasze kręgosłupy…po kiego czorta sobie szkodzić? Kupiliśmy łuparkę i teraz ona ślicznie odwala za nas całą robotę. No wprost cudo. Kładzie się na metalową rynienkę klocek, włącza mechanizm, klocek podjeżdża, wbija się w niego klin… łup… z jednego kloca są piękne dwie szczapy. Wash and go. I łupie, i cieszy. Fajna zabawa.  A wierzba, ta, o którą była wojna z urzędasem, prawdopodobnie ocaleje. Skróciliśmy jej pień o dwa metry i jak przeżyje konieczne podcięcie paru korzeni, to niech sobie rośnie. Suchy bożodrzew pewnie zwali się na drogę i będzie afera. Nic to. Wczoraj dostałam pisemny „odzew” naszego urzędasa, że musimy dostarczyć stosowne pismo, czyli wyrok dotyczący postępowania spadkowego. OK, przestało nam się spieszyć. Ekipa do cięcia już była, następny raz będzie za rok. Panowie drwale- górale zimą obsługują wyciągi narciarskie i nie prowadzą prac wycinkowych. Trudno ich złapać. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz