Wracam
do sprawy prawa łowieckiego. Znalazłam na portalu
bielskim notkę, w której jest bardzo dokładnie i przystępnie opisane, o co
chodzi. Wiem, mieliśmy tu już dosyć solidną dyskusję i niemal
wszyscy jesteśmy takiego samego zdania, że należy myśliwym
ukrócić praw, zamiast je rozszerzać. Jestem ciekawa czym to się
skończy, bo nie wierzę, że kaczor stanie po przeciwnej stronie niż
myśliwi. Chociaż, z drugiej strony, każdy chroni swój kuper, a kaczka szczególnie.
„Obrońcy
zwierząt w całym kraju - także na Podbeskidziu - zbierają podpisy
pod apelem do Jarosława Kaczyńskiego. Chcą doprowadzić do
zaprzestania prac nad nowelizacją prawa łowieckiego. Przygotowywane
przez rząd rozwiązania są bowiem, zdaniem autorów apelu,
szkodliwe dla środowiska, czyli zwierząt i ludzi. A myśliwych
stawiałyby ponad prawem czyniąc z nich uprzywilejowaną kastę. Co
więcej, ekolodzy dowodzą, że proponowane zapisy w wielu punktach
są sprzeczne z konstytucją.
Przypomnijmy,
że kilka lat temu poprzedni rząd przystąpił do prac nad
nowelizacją - pochodzącej jeszcze z 1995 roku - Ustawy prawo
łowieckie. Wywołało to burzę w środowisku obrońców praw
zwierząt i stało się przyczynkiem do ogólnonarodowej dyskusji na
temat roli i zadań łowiectwa w cywilizowanym kraju.
Odrzucone
propozycje
Największe
emocje wzbudziła niechęć autorów projektu (pracowała nad nim
sejmowa podkomisja, w skład której wchodzili prawie wyłącznie
myśliwi!) do rozwiązań, jakie chcieli wprowadzić do ustawy
obrońcy zwierząt, ekolodzy, przyrodnicy, prawnicy, a także
naukowcy reprezentujący różne dziedziny. Głównym ich postulatem
było to, aby właściciele prywatnych gruntów, na których
wyznaczono obwody łowieckie (czyli obszary, na których poluje się
na dzikie zwierzęta), mogli decydować o tym, czy chcą aby na ich
gruncie polowania były prowadzone. Obecnie - w myśl obowiązującego
prawa - głosu w tej sprawie nie mają. Postulowano też wprowadzenie
zakazu używania przez myśliwych toksycznej dla środowiska amunicji
ołowianej. Szacuje się, że w Polsce rocznie trafia w ten sposób
do ziemi i wody aż 640 ton tego trującego metalu. Proponowano także
odsunięcie polowań od zabudowań mieszkalnych na odległość co
najmniej 500 metrów (obecnie jest to 100 metrów) oraz zakazanie
dokarmiania dzikich zwierząt. Chodzi o zapobieżenie sztucznemu
zwiększaniu ich populacji, bo dokarmianie służy w gruncie rzeczy
hodowaniu leśnych zwierząt do celów łowieckich. Proponowano także
wprowadzenie obowiązkowych cyklicznych badań dla myśliwych,
analogicznych do tych, jakie przechodzi co jakiś czas każdy
użytkownik broni palnej - policjanci, żołnierze czy pracownicy
ochrony. Myśliwy, który otrzymał zezwolenie na broń, w ciągu
swojej łowieckiej kariery testom takim nie jest już poddawany.
Ważnym
postulatem, popieranym nie tylko przez środowiska ekologiczne, było
także wprowadzenie zakazu udziału dzieci w polowaniach. Opowiadało
się za tym zwłaszcza środowisko psychologów i pedagogów, a także
wielu polityków różnych opcji, w tym kancelaria ówczesnego
prezydenta RP. Co ciekawe, w przypadku niechęci myśliwych do
wprowadzenia tego zakazu mamy do czynienia ze swoistą legislacyjną
schizofrenią. Otóż zabicie zwierzęcia hodowlanego na oczach
dziecka jest zakazane prawem, a w przypadku zwierząt dzikich jest
dozwolone...
Lobby
myśliwskie sprzeciwiło się nie tylko propozycji tego zakazu, lecz
w praktyce wszystkim proponowanym przez ekologów zmianom.
Ostatecznie projekt nowelizacji, w atmosferze wzajemnych oskarżeń i
bardziej lub mniej cywilizowanych dyskusji, nie został poddany pod
głosowanie Sejmu. W ubiegłym roku doszło do zmiany ekipy
rządzącej, a w międzyczasie wydarzyło się coś jeszcze. Otóż
Trybunał Konstytucyjny w lipcu 2014 roku wydał wyrok w sprawie
tworzenia obwodów łowieckich na terenach obejmujących
nieruchomości prywatne wbrew woli ich właścicieli. Sędziwie
uznali - mówiąc w skrócie - że praktyka taka jest sprzeczna z
konstytucją, narusza bowiem prawo własności. TK dał wtedy
rządzącym 18 miesięcy na dostosowanie przepisów ustawy do zasad
konstytucyjnych, ale orzeczenie to nie zostało do dnia dzisiejszego
zrealizowane!
Minister
chce pogorszyć
Nowa
ekipa rządząca chcąc nie chcąc musiała przystąpić do
nowelizowania ustawy łowieckiej. - Jednak przy tej okazji, obecny
minister środowiska Jan Szyszko (zapalony myśliwy, który mówi o
sobie, że myślistwo wyssał z mlekiem matki - przyp. red.)
zaproponował także kilka innych nowych rozwiązań - mówi Jacek
Bożek z podbeskidzkiego ekologicznego Klubu Gaja. W opinii obrońców
zwierząt nowości proponowane przez ministra znacząco pogorszą
standardy ochrony dzikich zwierzaków, oddadzą w ręce myśliwych
absurdalnie szeroki zakres uprawnień, ograniczą prawo do
korzystania z uroków przyrody zwykłym ludziom i staną się źródłem
ostrych konfliktów społecznych.
W
przygotowanym przez ministerstwo projekcie nie znalazł się żaden z
postulatów wcześniej zaproponowanych przez ekologów. Znalazło się
natomiast coś takiego... - Gdyby proponowane przepisy weszły w
życie, listę zwierząt łownych ustalano by nie pod kątem troski o
zachowanie zasobów przyrodniczych, ale dla umożliwienia
kultywowania tradycji myśliwskich - mówi Radosław Ślusarczyk ze
stowarzyszenia „Pracownia na rzecz Wszystkich istot” w Bystrej.
To - w jego opinii - mogłoby oznaczać, że myśliwi mogliby zacząć
strzelać także do obecnie chronionych wilków, żubrów,
niedźwiedzi czy głuszców.
Co
więcej, ministerstwo chce także, aby utrudnianie polowania -
tłumaczy Radosław Ślusarczyk - było uznane za wykroczenie i
karane grzywną czy mandatem: - Przy czym nie ma mowy w projekcie o
tym, że chodzi o złośliwe lub celowe utrudnianie, tylko o
utrudnianie jako takie, co można interpretować, iż każdy kto
wejdzie w drogę myśliwym - turysta albo grzybiarz - będzie
podlegał karze! A przecież są wyroki sądów, które w
przypadkach, gdy myśliwi oskarżali kogoś, że utrudniał im
polowanie, orzekały, iż prawo do polowania nie jest nadrzędne nad
prawami innych osób do korzystania z lasu czy jeziora. Teraz
obowiązywałaby zasada: gdy myśliwi polują, wszyscy inni z lasu
won! I to - paradoksalne - dotyczyłoby także właściciela lasu,
pola czy stawu. A to dlatego, że nawet paragraf dostosowujący
przepisu o obwodach łowieckich do zapisów konstytucji został
sformułowany w przedziwny sposób - i zadaniem oponentów jest
niezgodny z konstytucją. Obwody, tak jak do tej pory, byłyby
wyznaczane bez zgody czy konsultacji z właścicielami gruntów. -
Natomiast jeśli ktoś nie chciałby, aby na jego ziemi polowano,
musiałby wystąpić na drogę sądową przeciwko państwu i dowieść,
że myślistwo jest niezgodne z wyznawaną przez niego religią czy
zasadami moralnymi - mówi Radosław Ślusarczyk tłumacząc, że
jest absurdem, aby właściciel gruntów w taki sposób musiał
bronić swoich praw. - Poza tym konstytucja gwarantuje, że wyznawana
religia czy światopogląd jest prywatną sprawą każdego obywatela.
Dlaczego więc ktoś musiałaby powoływać się na te wartości w
sądzie, aby uznano jego racje? - zastanawia się.
Prezes
pomoże ?
Projekt
nowelizacji ustawy został zaprezentowany opinii publicznej
początkiem czerwca i - podkreśla Radosław Ślusarczyk -
przewidziano tylko trzy dni na społeczne konsultacje. To - jego
zdaniem - najlepiej pokazuje, jaką wagę do opinii społeczeństwa
przykłada w tej sprawie ustawodawca.
Na
szczęście wakacyjna przerwa w pracach parlamentu, a także nawał
innych tematów sprawił, że Sejm nie zajął się jeszcze
nowelizacją prawa łowieckiego. Najprawdopodobniej stanie się to
dopiero po wakacjach. Do tego czasu obrońcy praw zwierząt chcą
zebrać jak najwięcej podpisów pod apelem (obecnie podpisało go
ponad 6 tysięcy osób) i „uderzyć” z nim do prezesa PIS-u. To
że ma on przemożny wpływ na rząd jest sprawą ogólnie znaną. -
Znany jest także jako przyjaciel zwierząt, osoba wrażliwa na ich
los - mówi Jacek Bożek. Autorzy apelu liczą więc na to, że uda
się go przekonać - przedstawiając merytoryczne argumenty - do
prezentowanych przez nich racji i prace nad nowelizacją prawa
łowieckiego w proponowanym przez ministra kształcie zostaną
przerwane.”
http://www.beskidzka24.pl/artykul,mysliwi_panami_lasu_,47381.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz