Czy jestem zbyt krytyczna? Nie wiem. To są moje rozmyślania na dany temat. Często tak mam, że jak coś robię, to sobie puszczam rozważania, które dotyczą różnych rzeczy. Często jest tak, kiedy coś mnie, powiedzmy, „dotknie”, z czym się generalnie nie zgadzam, coś mnie zdenerwuje, wywołuje mój sprzeciw.
Może rzeczywiście jestem bardzo krytyczna, ale nie znoszę gremialnego przytakiwania, a jeszcze bardziej bezmyślnego gremialnego przytakiwania, w momencie, kiedy dany temat nie jest jednoznaczny i wymaga właśnie krytycznego podejścia. Tym razem zastanawiałam się nad pojęciem „wolnej woli”, które to ostatnio bardzo często służyło jako argument szczepienia się lub nie szczepienia się.
Od razu zaznaczam, są teorie, które zakładają, iż człowiek posiada „wolną wolę”, ale są też teorie im zaprzeczające. Przy czym termin „wolna” nie jest równoznaczny z „wolnością”, a raczej uwolnieniem się, a w przypadku woli, uwolnieniem się od czynników ją determinujących. Jest to niczym nie uwarunkowane „chcenie”, podstawowe i najbardziej pierwotne źródło ludzkich decyzji i dążeń. Czy tak pojmowana wolna wola istnieje? Raczej nie. Ja skłaniam się ku teoriom, które mówią, że wola jest zawsze czymś zdeterminowana w taki lub inny sposób.
Ale to, co napiszę tutaj na temat „wolnej woli”, sprowadzę do jej potocznego rozumienia, funkcjonującego w obiegu- „wolna wola” u wielu znaczy to, że człowiek jest nieograniczony niczym (najczęściej prawem, opiniami, nakazami, zakazami itp.) i może sobie wybrać drogę działania.
Zresztą mój post jest również z tych bardziej ogólnych. Takie przemyślenia przy cięciu siatki na szynki.😀😀😀
Generalnie dywagacje, jakie czytałam na blogach, sprowadzały się do konkluzji: „Człowiek ma wolną wolę…..” z podtekstem „niech robi co chce” (szczepi się lub nie). Ale co to jest ta wolna wola? Jak się ona ma do wolności? Czy zawsze można się wolną wolą kierować?
Na końcu tego posta zamieściłam link do fajnego artykułu na temat wolnej woli w kontekście filozoficznym, behawioralnym i kognitywistycznym. Przejrzałam też kilka artykułów, w których łączono wolną wolę z determinizmem.
W jednym z nich znalazłam takie przedstawienie „wolnej woli”, które do mnie przemawia i zgadza się z moim spojrzeniem na działanie pod jej wpływem.
„Wola zaczyna działać (dążyć „ku”), o ile zostało poznane jakieś dobro, które posiada dla mnie wartość. Nikt nie dąży, nie pożąda zła. To dobro, do którego dąży wola, nie musi być zawsze prawdziwe, obiektywne. Może być pozorne, złudne, fałszywe, subiektywne, sprzeczne z dobrem prawdziwym, ale zawsze musi występować wobec woli jako dobro. Wola więc jest zależna w swoim przedmiocie od rozumu. To dobro przedstawione przez rozum jest często przeciwstawiane dobru przedstawionemu przez zmysły (prawda - fałsz, cnota - grzech, opanowanie - pożądanie). W wyniku tego poznania w polu uwagi, świadomości, znajdują się treści zasługujące na to, żeby do nich dążyć. Przedmiot musi wolę - nasze chcenie pociągnąć. Wyrazem tej prawdy jest dawny aksjomat - n ih il volitum n is i p raecognitum. Przedmiot więc, do którego kieruje się wola, musi być: po pierwsze - poznany, po drugie - poznany jako dobro i wartość dla mnie i po trzecie - realny, mieszczący się w granicach moich możliwości i potrzeb”.
http://www.pwt.wroc.pl/images/KFK/2018/W.Szewczyk_Kim_jest_czlowiek_Tarnow.pdf
Ale ja jeszcze dodaję- wolna wola powinna być działaniem zgodnym z dobrem innych ludzi. Jeżeli ktoś działa zgodnie ze swoją wolną wolą, ale przynosi to negatywne skutki dla innych, trudno mi się z czymś takim pogodzić.
Wolna wola często utożsamiana jest z „mam prawo” jako wolny człowiek.
Mamy prawo, oczywiście, że mamy prawo. Sęk w tym, że nie wszyscy z tego „mam prawo” potrafią umiejętnie skorzystać, bez szkodzenia innym i o tym głosiciele „wolności” jakby zapominali. Podczas, gdy jedni hasło „masz prawo”, pojmują jako poniekąd wolność jednostki do wyboru z poszanowaniem wyboru innych, wielu ludzi „masz prawo” pojmuje w sposób egoistyczny. Takie jednostki egzekwują swoje prawo „po trupach”, nie licząc się z innymi. Dlatego należało by się zastanowić, zanim triumfalnie będziemy bębnić, że wszyscy mają prawo, nad skutkami tego bębnienia. Nie wystarczy nawoływać ludzi do buntu w imię „wolnej woli” i „mam prawo”, trzeba też się zastanowić na tym, kto jest odbiorcą tych nawoływań oraz jakie będą rezultaty tego nawoływania. I tu dochodzimy do sprawy szczepienia się.
Nie, nie chodzi mi tutaj o przymusowe szczepienia. Chodzi mi raczej o akcję uświadamiającą, której jakoś nie widać i nie kwapią się do niej ludzie, którzy twierdzą: „Ma wolną wolę, niech robi, co chce”. To tak, jakby będąc pierwszym w stawce, zatrzymać się na bieżni, i w połowie dystansu oddać zwycięstwo tym z tyłu biegnącym. Poprzestanie na stwierdzenia: „Każdy ma wolną wolę”, jest równie szkodliwe, jak populistyczne nawoływania antyszczepionkowców.
Chodzi mi również o przecenianie tej „wolnej woli” i „mam prawo”, o zbyt optymistyczne podejście, które zakłada, że wszyscy ludzie potrafią właściwie skorzystać z własnej wolnej woli i z prawa do czegoś.
Niestety, pojęcie „mam prawo” i pojęcie „wolna wola”, nie zawsze idą w parze z rozumem i ze świadomością działania społecznie pozytywnego. A tym bardziej w naszym społeczeństwie, które jest zbitkiem egoistów, ciągnących „ku sobie” i nie jest społeczeństwem obywatelskim. A jak jeszcze dodamy do tego marne wykształcenie i ogromny wpływ KK, to raczej „ciemność widać”. I oto takie społeczeństwu odkrywa, że ma wolną wolę w kwestii szczepień.
W dodatku akcje antyszczpionkowców są o wiele bardziej rozbudowane niż te, które mówią o pozytywach szczepienia się,
Czy zapomnieliśmy, jakim dobrem były szczepienia przeciw paskudnym chorobom? Szczepiliśmy dzieci, szczepiliśmy się sami z dobrymi rezultatami. Opanowaliśmy chorobę Heinego Medina, ospę, odrę, gruźlicę, krztusiec, świnkę… nie skutkiem „wolnej woli” i magią, a właśnie szczepieniami. Czy były jakieś skutki uboczne tych szczepień. Pewnie były, ale nie na taką skalę, o jakiej mówią antyszczpionkowcy. Szczepiliśmy dzieci, szczepiliśmy siebie (nadal szczepimy przed operacją, przeciw żółtaczce) w warunkach daleko odbiegających od tych współczesnych i jakoś nie baliśmy się tego. Mało, nie mieliśmy oporów, bo wiedzieliśmy, jakie są skutki braku szczepień. I teraz czytam słowa, które piszą osoby zaszczepione, osoby, które szczepiły swoje dzieci- „Każdy ma wolną wolę’, wiedząc, jakie są skutki braku szczepień.
A może zapomniały, albo pod wpływem strachu przed następną szczepionką, wolą o tym nie myśleć? Rozumiem, że bombardowanie przez antyszczepionkowców informacjami o szkodliwości szczepionek jest tak sugestywne, iż trudno przed tym uciec, ale właśnie, teraz skorzystajcie ze swojej „wolnej’ woli i zacznijcie działać zgodnie z waszą wiedzą i rozumem.
Czytam- „Czego się obawiacie, jak się dziecko zaszczepi, to przecież to niezaszczepione mu nie zaszkodzi”. Naprawdę? Po pierwsze- szczepienie nie jest eliminowaniem na amen choroby, tylko prowadzi do złagodzenia jej przebiegu. Dziecko/dorosły nie musi zachorować, ale może, z tym, że chorować będzie łagodniej. Po drugie, nie rozumiem rodziców, którzy nie szczepiąc dziecka, narażają je na ciężką chorobę, na męczenie się w gorączce, na ból, na strach. Po trzecie, nie rozumiem, dlaczego dorośli, nie szczepiąc dzieci i siebie narażają się na ewentualne powikłania po przebytej ciężkiej chorobie. Czy w przypadkach, kiedy „wolna wola’ wybiera nie szczepienie się, jest to postępowanie rozumne? A co ze społecznymi skutkami takiego postępowania? Nie szczepią siebie, nie szczepi dziecka, ale jak zachorują, to oczekują pomocy medycznej, które, w przypadku zaszczepienia nie wymagaliby. I tu nie ma: „Oj, Jaskółko. To nie leczmy alkoholików, nałogowców itp.” TO NIE jest to samo. Nałóg to nie jest to samo, co „wolna wola” przy nie szczepieniu się i warunki, przyczyny nie są te same. Ktoś powie, wchodził w nałóg z własnej woli. Każdy? Naprawdę? Wchodził w nałóg z tych samych przyczyn, co ktoś, kto własnej woli nie szczepi się? To jest nieporównywalne. Owszem i tu jest wolna wola, i tu jest wolna wola, ale to warunki decydują o wyborze. W ogóle nie porównywałbym tego. I tu trzeba sobie troszeczkę przeczytać o współdziałaniu determinizmu oraz „wolnej woli”.
Teraz z tą wolnością też jest różnie. Widzę, że nasza, Polaków wolność czy też odbieranie nam wolności, są postrzegane przez pryzmat poczynań pisowskiego rządu. Nie jestem pewna, czy gdybyśmy byli rządzeni przez ludzi mądrych oraz patrzących na potrzeby społeczeństwa, też wrzeszczelibyśmy, że wolność należy nam się jak psu kość. Teraz widzimy obieranie nam wolności nawet w tych obszarach, gdzie o tym nie ma mowy lub tam, gdzie przepisy są rozsądne, ale niestety, przymuszają ludzi do takich czy innych działań, zapewniających bezpieczeństwo. No, ale to się nie podoba, bo „ogranicza wolność” np. taką, jak wybór- „zapinać pasy w samochodzie, czy nie”. Prawie tak samo porobiło się, jeżeli chodzi o modną asertywność. Tak długo wmawiano i wmawia się nadal, że człowiek ma prawo być asertywny, iż często usprawiedliwia się asertywnością zwykłe chamstwo.
A z drugiej strony, jak ktoś na blogu w komentarzu wykaże asertywność i „przyłoży” komentującym, to larum i wrzask długo się po Necie niesie- jak on śmiał. Nie dość, że ludzie są bezrozumni to jeszcze dwulicowi w przyjmowaniu czyjejś „wolności” i wykazywaniu się swoją „wolnością”.
Staliśmy się roszczeniowi, pod względem „dania nam wolności”, czasem do granic absurdu. Przykład tych nieszczęsnych maseczek też o nas, w tej kwestii, wiele mówi. Cały świat założył maseczki, tylko Polacy nie, bo „odbiera się im wolność”. Równocześnie jest w Polakach niesamowity gen bylejakości, egoizmu i chciejstwa. A wszystko to tłumaczy się „wolnością” i „wolną wolą”, do których podobno mamy niezbywalne prawo.
Rozumiem obawy, rozumiem strach, rozumiem niepewność, które towarzyszą nam, kiedy czytamy o szczepionkach przeciwko covidowi. I nadal twierdzę, że każdy ma prawo do swojego strachu oraz, że należy szanować ludzkie obawy, starać się je zrozumieć. Jednak też nadal twierdzę, że nie należy bezrozumnie szerzyć strachu poprzez durne wpisy o „spiskach przeciw ludzkości”, polegających na szerzeniu pandemii lub stosowaniu szczepionki zmieniającej DNA, albo „podpinającej” ludzi do komputerów (boszszszszszszsz…. Kto takie bzdury wymyśla, a jeszcze bardziej -kto to wszystko powiela?).
Wszystkie te lęki rozumiem, bo ja też mam obawy. Jednak są one coraz słabsze, ponieważ wiem, że żyjemy w czasach dobrych technologii, dobrych laboratoriów oraz wspaniałych naukowców, którzy ciągle pracują nad udoskonalaniem tej szczepionki. Współczesne szczepionki to już inna generacja, niż te z wieku XX. A przecież i tamte zbyt dużo szkód nie robiły. To pseudonaukowcy, chcący zabłysnąć naukowo, wprawili w ruch machinę szerzenia strachu przed szczepionkami. Z pewnością afera, dotycząca rzekomego wywoływania autyzmu przez szczepionki, przysłużyła się temu. Mało kto teraz pamięta, że człowiek, który ją wywołał, posiłkował się wynikami badań, których nie było. Kto teraz o tym pamięta? No, ale wytworzył się szkodliwy ruch antyszczepionkowy i mamy wyniki jego działalności.
A ja teraz bardziej od szczepionki boję się tych bezrozumnych ludzi, którzy zgodnie ze swoją „wolną wolą” nie noszą maseczek, nie zachowują dystansu społecznego, namawiają innych do nie szczepienia się i w nosie mają bezpieczeństwo drugiego człowieka. A co, kto im zabroni, są przecież „wolnymi ludźmi”.
Polecam artykuł
https://repozytorium.amu.edu.pl/bitstream/10593/13299/1/Marian%20Golka%20-%20Wolna%20wola%20czy%20z%C5%82udzenie.pdf, w którym autor omówił jak rozumieją pojęcie „wolnej woli” filozofowie, od starożytności po czasy współczesne, i czy w ogóle „wolna wola” istnieje.
Oraz artykuły na temat wolnej woli, determinizmu i indeterminizmu:
http://obiektywizm.pl/wolnosc-i-wolna-wola-a-determinizm/
„O wolności... ilu już przez Ciebie płakało,,,”