Postanowiłam odwiesić blog. Na próbę.
Bez możliwości komentowania oczywiście.
Długo zastanawiałam się, dlaczego nie po drodze mi z komentarzami.
Doszłam do wniosku, że ja nie potrafię przełamać w sobie bariery braku realu
- żeby poznać czyjeś życie, zmartwienia, radości itp. żeby dyskutować,
muszę mieć przed sobą żywego człowieka. I w sumie przez ostatnich 12 lat,
ciągle byłam w rozterkach po każdym wpisie swojego komentarza,
czy nawet tutaj posta. Tego dłużej nie potrafiłam znieść.
Przecież ja tak naprawdę dyskutowałam …. No z kim? Kimś szczerym?
Kimś wykreowanym na potrzeby blogowania? Z prawdą? Z kłamstwem?
A jak mnie odbierano?
Tak, po tym, jak zostałam naczelną, blogową awanturnicą, powiedziałam- dość.
Nie znam ludzi, oni nie znają mnie. Nie będę bawiła się w tłumaczenia,
w ciuciubabkę blogową. Tyle.
Czytam w najnowszym „Przeglądzie” felieton W. Kuczoka, w którym wypowiada się na temat wznowienia wydania w Polsce „Mein Kampfu” Hitlera. I nasunęło mi się wspomnienie- po śmierci matki, robiąc porządki w jej księgozbiorze, natknęłam się na stare, zakurzone tomiszcze tego paskudztwa w j. niemieckim (moja matka świetnie władała tym językiem). Potęga podświadomości jest ogromna (książka wydała mi się czymś obrzydliwym przez pryzmat zbrodni jej autora)- wzięłam „hitlerowską gadzinę” przez szmatkę, zaniosłam do piwnicy i spaliłam w piecu CO, Nie wyobrażam sobie trzymać coś tak wstrętnego w domu. Tak, to tylko książka, ale…
Kuczok pisze: „Polska jest pierwszym krajem niesprzymierzonym z Hitlerem podczas II wojny światowej, który zdecydował się na edycję. Pierwszy odruch miałem wymiotny i należy uznać to za zdrowy odruch”. Otóż, kiedy przeczytałam informację o wydaniu „Mein Kampf”, też miałam odruch wymiotny i mam nadal.
G. Niziołek, którego cytuje Kuczok, twierdzi: „Głosząc idee zakazu, zamieniamy „Mein Kampf” w pierścień Nibelunga, złowrogi przedmiot magiczny niosący śmierć i spustoszenie”. I ja to też tak odczuwam. Ta książka sama w sobie jest dla mnie wstrętna, sam pomysł wznowienia jest dla mnie pomysłem szatańskim. Traktuję to jak wyzwolenie złych mocy. I nie tylko ja jedna, bo jest nas wielu, o czym pisze Kuczok: „Ludzkość, której sięgam wzrokiem w mediach społecznościowych, wpada w święte oburzenie, tomiszcze uznając za apiekt, piekielną plwocinę, podnosi larum i doprasza się w klasycznie dziecinny sposób ”opuszczenia grona znajomych” przez wszystkich osobników oburzenia nie podzielających”. No nie, ja do takiego momentu nie doszłam, bo moi znajomi raczej o wznowieniu „Mein Kampfu” nie wiedzą, ale mam w sobie to oburzenie.
Z felietonu Kuczoka przytaczam jeszcze dwa cytaty, a to dlatego, że kapitalnie pasują do stylu propagandy naszego rządu i jej odbiorców.
Pierwszy jest wyimkiem właśnie z „Mein Kampfu”: „Szerokie masy ludu łatwiej ulegają wielkiemu kłamstwu niż małemu”.
Drugi cytat to słowa Janusza Prudnickiego, który kiedyś sfingował list Tomasza Manna do Hitlera w sprawie „Mein Kampfu”: „Dyktatorzy kompromitują nie samych siebie, a naród, który się im poddaje”.
Czy nie pasuje to idealnie do polskiej rzeczywistości?
W. Kuczok, Zły tytuł, Przegląd nr5/2021, s.45