Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 27 stycznia 2021

Do końca nie jestem przekonana


Postanowiłam odwiesić blog. Na próbę.  

Bez możliwości komentowania oczywiście. 
Długo zastanawiałam się, dlaczego nie po drodze mi z  komentarzami. 
Doszłam do wniosku, że ja nie potrafię przełamać w sobie bariery braku realu
- żeby poznać czyjeś życie, zmartwienia, radości itp. żeby dyskutować, 
muszę mieć przed sobą żywego człowieka. I w sumie przez ostatnich 12 lat, 
ciągle byłam w rozterkach po każdym wpisie swojego komentarza, 
czy nawet tutaj posta. Tego dłużej nie potrafiłam znieść. 
Przecież ja tak naprawdę dyskutowałam …. No z kim? Kimś szczerym? 
Kimś wykreowanym na potrzeby blogowania? Z prawdą? Z kłamstwem? 
A jak mnie odbierano?
Tak, po tym, jak zostałam naczelną, blogową awanturnicą, powiedziałam- dość. 
Nie znam ludzi, oni nie znają mnie. Nie będę bawiła się w tłumaczenia, 
w ciuciubabkę blogową. Tyle.

Czytam w najnowszym „Przeglądzie” felieton W. Kuczoka, w którym wypowiada się na temat wznowienia wydania w Polsce „Mein Kampfu” Hitlera. I nasunęło mi się wspomnienie- po śmierci matki, robiąc porządki w jej księgozbiorze, natknęłam się na stare, zakurzone tomiszcze tego paskudztwa w j. niemieckim (moja matka świetnie  władała tym językiem). Potęga podświadomości jest ogromna (książka wydała mi się czymś obrzydliwym przez pryzmat zbrodni jej autora)- wzięłam „hitlerowską gadzinę” przez szmatkę, zaniosłam do piwnicy i spaliłam w piecu CO, Nie wyobrażam sobie trzymać coś tak wstrętnego w  domu. Tak, to tylko książka, ale…

Kuczok pisze: „Polska jest pierwszym krajem niesprzymierzonym  z Hitlerem podczas II wojny światowej, który zdecydował się na edycję. Pierwszy odruch miałem wymiotny i należy uznać to za zdrowy odruch”. Otóż, kiedy przeczytałam informację o wydaniu „Mein Kampf”, też miałam odruch wymiotny i mam nadal.

G. Niziołek, którego cytuje Kuczok, twierdzi: „Głosząc idee zakazu, zamieniamy „Mein Kampf” w pierścień Nibelunga, złowrogi przedmiot magiczny niosący śmierć i spustoszenie”. I ja to też tak odczuwam. Ta książka sama w sobie jest dla mnie wstrętna, sam pomysł wznowienia jest dla mnie pomysłem szatańskim. Traktuję to jak wyzwolenie złych mocy. I nie tylko ja jedna, bo jest nas wielu, o czym pisze Kuczok: „Ludzkość, której sięgam wzrokiem w mediach społecznościowych, wpada w święte oburzenie, tomiszcze uznając za apiekt, piekielną plwocinę, podnosi larum i doprasza się w klasycznie dziecinny sposób ”opuszczenia grona znajomych” przez wszystkich osobników oburzenia nie podzielających”. No nie, ja do takiego momentu nie doszłam, bo moi znajomi raczej o wznowieniu „Mein Kampfu” nie wiedzą, ale mam w sobie to oburzenie.

Z felietonu Kuczoka przytaczam jeszcze dwa cytaty, a to dlatego, że kapitalnie pasują do stylu propagandy naszego rządu i jej odbiorców.

Pierwszy jest wyimkiem właśnie z „Mein Kampfu”: „Szerokie masy ludu łatwiej ulegają wielkiemu kłamstwu niż małemu”.

Drugi cytat to słowa Janusza Prudnickiego, który kiedyś sfingował list Tomasza Manna do Hitlera w sprawie „Mein Kampfu”: „Dyktatorzy kompromitują nie samych siebie, a naród, który się im poddaje”.

Czy nie pasuje to idealnie do polskiej rzeczywistości?

 

 

W. Kuczok, Zły tytuł, Przegląd nr5/2021, s.45