Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 1 lutego 2021

Prawa natury

W oknach odbijają się drzewa, w oknach „rośnie” las. Ptaki nie odróżniają prawdziwego od tego w oknach. Pojawia się krogulec, siedzące na gałęziach cisów gołębie, podrywają się i uciekają. Na drodze wyrasta im fałszywy las. Tłuką z całej siły o szybę. Jeden chwiejnym lotem ucieka w głąb ogrodu. Drugiemu się nie udaje. Pada martwy na płytki tarasu. Zamieram. A potem przez następnych parę godzin choruję na tę bezsensowną śmierć. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, by ptaki tak nie ginęły. Karmnik przeniosłam w głąb ogrodu, bo dotychczas był blisko i takie ptasie zderzenia z szybą były bardzo częste. Wprawdzie rzadko śmiertelne, ale i tak niebezpieczne dla nich. Naklejanie na szyby czegokolwiek nic nie zmieni, bo obłęd uciekających ptaków jest tak wielki, że i tak w panice uderzyłyby w szybę. Nie potrafię wystraszyć drapoli z ogrodu. W zeszłym roku krogulce założyły w nim gniazdo, wychowały młode, wcale nas się nie bojąc. Myszołowy siadają na drzewach w dole ogrodu i nic sobie z naszej bliskości nie robią. Codziennie o zmierzchu idę z Bezą na spacer wokół posesji- widzę siedzące, na modrzewiach lub brzozach, ciężkie bażanty. Kiedy przechodzę pod nimi, obserwują mnie bacznie, ale nie zrywają się. Takie prawie udomowione kuraki. Może te straty ptasie wliczone są w prawa natury, a ja i tak nie mogę mieć na nie wpływu? Nie zginie od zderzenia z szybą, to zginie w inny sposób. Ale żal, kiedy kończy się ptasie życie w jednej, niespodziewanej sekundzie. Dociera do mnie wtedy, z podwójną siłą, prawda- życie jest bardzo kruche i za chwilę może się skończyć. Każde życie. Taki życiowo- śmiertelny banał.

Kolejne zdjęcia ogrodu, zrobione w zeszłym roku.

Siedzę sobie w promieniach zachodzącego słońca i od czasu do czasu drę dzioba. Dzwońców ci u nas dostatek.

Oczko wodne. W zeszłym roku zapuściłam je, ale nie celowo. A potem spodobało mi się takie dzikie, zarośnięte i zostawiłam je w tym stanie. W tym roku oczko zostanie zlikwidowane, ponieważ przecieka. Dół po nim zasypiemy, wysypiemy to miejsce żwirkiem, kupimy misy, wlejemy wodę, i będą poidła dla ptaków i wiewiórek. Przyzwyczaiły się, że w tym miejscu jest woda.

Każdego roku, na grządce wzdłuż chodnika, prowadzącego  do domu, sadze niskie jednoroczne kwiaty, które są uzupełnieniem krzaków róż,  też rosnących na tej grządce.
Stara fuksja. ma chyba z 15 lat. Jesienią zabieram ja do piwnicy, rzadko podlewam. Wiosną przycinam, stawiam w drewnianej donicy, przypinam do kraty i tylko podlewam. Chyba lubi takie traktowanie, ponieważ kwitnie jak szalona. A pod spodem czerwona, ozdobna koniczynka. Ją traktuję tak samo- ona również nie ma nic przeciw takiemu traktowaniu.

Fajne brzoskwinie, takie "morelowate", ale często chorują. Nie pryskam, bo opryski nic nie dają,  tylko trują ogród. W zeszłym roku brzoskwinia była zdrowa. Sama nie wiem, od czego to zależy. Rok był bardzo mokry, powinna właśnie wtedy chorować.
Szkarłatka amerykańska, która rozsiała się sama pod cisami. Najpierw wyrasta z nasiona (owoc leci na ziemię), a potem tworzy bulwy, z których corocznie wyrastają nowe rośliny. Jest bardzo ekspansywna i nadaje się w miejsca, które chcemy zasłonić. Trzeba uważać, bo potrafi zaanektować ogród- wszędzie jej u nas pełno. Te, z żalem, muszę zlikwidować- trzymają wilgoć, tamują przewiew oraz wysychanie ziemi i powoduje to utrzymywanie się na wilgoci w naszej piwnicy
I jeszcze raz fuksja. W tym roku zamówię sobie fuksję w innych kolorach.
I znów brzoskwinia. Jest w ogrodzie jeszcze jedna brzoskwinia, innej odmiany. Jej owoce są ogromne. Kiedyś pokazywałam jej zdjęcia. W zeszłym roku mocno owocowała, a zdjęcia, które wtedy zrobiłam, gdzieś mi wsiąkły.
Szkarłatka amerykańska ma bardzo dekoracyjne owoce. Ponoć są jadalne. Nie próbowałam, a i ptaki też się nie kwapią by je zjadać. Wycinana do ziemi jesienią, ląduje na kompoście.
Aksamitki i niecierpek na grządce wzdłuż chodnika. Chodnik taki bardziej "eko"- mech pomiędzy płytkami. Raczej nam to nie przeszkadza i drapiemy dopiero, jak robi się nieciekawie, czyli jest go coraz więcej. Nie używam żadnych środków do likwidacji mchu.