sobota, 21 maja 2022

Piękny maj, trudny maj.


 

We wtorek, po raz kolejny, zawiozłam rzeczy dla Uchodźców. W punkcie, tym razem, pusto. Podobno były dwie panie i na tym się skończyło.

Słucham relacji z Ukrainy w radio Onet. Straszne. Za oknem słońce, ptaki zanoszą się śpiewem, robi się ciepło. Siedzę i słucham- rakiety, masowe groby, ranni, bestialstwa w wykonaniu Rosjan, obóz koncentracyjny, Mariupol, Odessa…. Nagle zdaję sobie sprawę, że kolejny maj mija. Maj piękny, słoneczny, rozpachniony, rozśpiewany, a w tyle mojej głowy mrok, W zeszłym roku królowała tam pandemia i strach oraz pytanie: „Jak długo jeszcze?” W tym roku siedzi wojna w Ukrainie, uchodźcy i to samo pytanie: ”Jak długo jeszcze?”.

Nie da się uciec od tego, po prostu nie da. I chyba wolę wiedzieć, niż od tego uciekać. Niewiedza dla mnie jest gorsza od najgorszej wiedzy.

W zeszłym tygodniu również zawiozłam dary. W punkcie wpadłam wprost w roześmiany, rozgadany tłumek. Spotkanie integracyjne dla darczyńców i Ukrainek. Połowicznie spontaniczne, bo jednak parę ciast Polki upiekły. Stoły, ławy, bawiące się obok, na placu zabaw, dzieci. Sielanka chciało by się powiedzieć. Ale ta podświadomość ciągle daje o sobie znać. Siadam, rozglądam się, słońce praży, herbata w kubku i ciacho, robi się bardzo miło. Przysiada się Ukrainka, która uciekła (przyjechała?) z Odessy. Pani (około 45lat) zadbana, paznokcie pięknie zrobione. Mówi językiem mieszanym- ukraiński, rosyjski i polski przeplatają się w płynnym potoku słów. Opowiada, jacy to Polacy są dobrzy, jak o nich dbają, z jakim dobrym sercem tu się spotkała. Tak normalnie o tym mówi, bez emfazy, bez patosu, bez ekstra uniesienia. Ona mówi o dobroci Polaków, a ja myślę o tym straszliwym hejcie, o tych narzekaniach na zwyczaje Ukraińców, o tym wytykaniu ich „bogactwa”…- „pomagamy, pomagamy, ale….”. Nie odzywam się, nie zaprzeczam, nie prostuję, zostawiam te niemiłe, moje spostrzeżenia dla siebie. Ma dwóch synów, starszy uzdolniony muzycznie musiał zostawić akordeon w Ukrainie. Opowiedziała o tym gospodyni, u której mieszka. I, tu się głos Ukraince załamał trochę, ta pani w ciągu tygodnia zorganizowała chłopcu instrument. Nie, nie używany, nówka przyjechała z Niemiec. Potem Ukrainka pokazuje w telefonie syna grającego na akordeonie. Naprawdę pięknie gra. I jeszcze toczy się rozmowa o dobroci Polaków, o pogodzie, o dzieciach… ani słowa o wojnie… ani słowa… i w tym wszystkim, w tym opowiadaniu, w tym ukraińskim szczęściu, nawet nie zapytałam, jak jej na imię. Przyjechała z Ustronia odwiedzić tutaj koleżankę. Nie sądzę, bym kiedykolwiek ją jeszcze spotkała. Trochę szkoda.

Tutejsze Ukrainki mają śniadą cerę, czarne włosy. Koleżanka twierdzi, że to ukraińskie Romki. Nieważne, w oczach smutek, niby zainteresowane, ale przygaszone.

We wtorek opowiadały dziewczyny o uchodźcach w innych miejscowościach. Wiadomości od rodziny, znajomych. Wychodzi na to, że w miastach zostali ci bogatsi, pewnie „mieszczuchy”, a na wieś wywędrowali „wiejscy”. A wszyscy mają potrzeby, których nie mogą, nie potrafią zaspokoić. Trzeba pomagać. Jednak z tym pomaganiem jest coraz gorzej. Zaczyna brakować wolontariuszy. Nie ma kto pracować w punktach. Państwo nadal  ma to w nosie. W Jastrzębiu likwiduje się duży punkt, bo tamtejsi wolontariusze nie dają już rady.

No i jeszcze jedna rzecz mnie zdziwiła. Okazało się, że w Jastrzębiu, Ukrainiec, który potrzebuje pomocy, musi zaliczyć MOPS. Dostaje stamtąd karteczkę i dopiero z nią może udać się do punktu pomocy.

I tu się wściekłam- MOPS- instytucja państwowa, narzuca i decyduje, kto z uciekinierów może dostać pomoc w punkcie, którzy utworzyli ludzie, ludzie dobrej woli i gdzie ludzie znoszą rzeczy z własnej chęci. MOPS decyduje o tym, komu ja mogę pomagać? A sam MOPS wydaje tylko karteczki? Jakim prawem? MOPS stwarza trudności, generuje kolejki, rządzi i dzieli, ale nie pomaga. To chore.

Coraz więcej Polaków narzeka na Uchodźców, a oni różnie- jedni chcą jechać dalej, inni wracają, a jeszcze inni powoli zadomawiają się w Polsce. Przeciętni Polacy są już zmęczeni całą sytuacją. Pomogli, ile mieli sił, na ile było ich stać. Końca nie widać. Problem polega głównie na braku mieszkań, braku lokali dla Uchodźców. Rząd tworzy nowe dziady, obiecując, mamiąc, kłamiąc. Co ma zrobić Polak, który użyczył pokoju, mieszkania czy nawet domu na „już”, z myślą, że najwyżej na miesiąc, a tu nagle Ukraińcy chcą pozostać, ale nie mają innego mieszkania? Sytuacja patowa.

Byłam w hurtowni, by kupić żywność dla Uchodźców- tak najtaniej. Zaskoczona patrzyłam na puste miejscami półki i na wysokie ceny. Na hurtowniach teraz ceny są minimalnie niższe, niż w niektórych sklepach. I wybór mały. Trudna rzecz- pomóc na miarę swoich możliwości, a dać potrzebne rzeczy.

Dzisiaj kolejny upalny dzień, deszczu spadło mało, o wiele za mało. Jak to u nas bywa- burze przeszły dołem (Czechy) i górą  (Jastrzębie, Pszczyna) U nas nawet nie zagrzmiało. Susza dalej ma się dobrze.

Przepraszam- wyłączam komentarze. Temat Ukrainy, darów, pomocy jest tak wałkowany, że nie mam już sił czytać różnych argumentów oraz nie mam sił na nie odpowiadać, bo ja jestem ciągle za pomaganiem, za zrozumieniem, współczuję uciekinierom i biorę pod uwagę, że stamtąd uciekli różni ludzie- wygodniccy, roszczeniowi oraz przestępcy również.

Miłego dnia

PS. Kiedy dowiedziałam się, pokazując pierwsze dary dla uchodźców, że jestem hipokrytką, twardo postanowiłam, że będę pokazywać następne, czy to się komuś podoba, czy nie, czy jestem według niektórych hipokrytką, czy nie, czy wyjdę na chwalipiętę, czy nie, - będę zamieszczała to, co darujemy uchodźcom. A reszta przestała mnie obchodzić.

Buty- wydawało by się, że dziwne, np. te z pszczołą, a właśnie te buty, zostały na samym początku przymierzone i zabrane- poparte szczęśliwym uśmiechem na buzi ukraińskiej nastolatki. Potem te różowe tenisówki. Obok pudełek jest bielizna. Dodałyśmy jeszcze dwie torby ciuchów- kupionych, przymierzonych i włożonych do szafy, jako nieudany zakup. Niektóre jeszcze z metkami.


 To zawiozłam we wtorek. Dołożyłam trochę chemii.


Bonus dla cierpliwie czytających. Świat jest nadal piękny:)



Miłego dnia

PS 2

 Jeżeli ktoś jeszcze czyta ten post- wkurwia mnie, że Polki mają za  złe Ukrainkom wypielęgnowane paznokcie, ładny makijaż i dobry ubiór. W komentarzach,

dotyczących Ukrainek przeważnie to wysuwa się na pierwsze miejsce. O…… one nie mogą być zadbane, bo one przecież uciekły przed wojną. One powinny być złachmanione, potargane, bez makijażu i z połamanymi paznokciami. No i koniecznie powinny od razu wziąć się do roboty. Nie będą im przecież Polki „usługiwały”. Cholerny polski narodek nie potrafi zrozumieć, że człowiek ma różne etapy wydolności psychicznej. I nie potrafi zrozumieć, że często, by nie pokazać po sobie załamania (te kobiety mają przy sobie dzieci, które też muszą podtrzymać na duchu), człowiek stara się wyglądać dobrze, zmusza się do uśmiechu, nie pokazuje, co go gnębi. Większość Polaków tak ma, ale przecież nie mogą tak mieć Ukrainki. O nie. One muszą zachowywać się zgodnie ze schematem, wyrobionym w umysłach Polaków- jak wojna, to tragiczny wygląd, to szloch nieopanowany, to załamka na całej linii, deprecha. To musi być na zewnątrz u Ukrainek, bo Polak musi poczuć się super bohaterem, który pomaga i podpiera. Dobry wygląd Ukrainek, budzi w kobietach polskich złość, odbiera im poczucie misji, wywołuje „kompleksy” – one takie piękne, a ja zapracowana jak łachmaniara, szara, bura, bez uśmiechu. I te komentujące Polki jakby nie zdawały sobie sprawy, że właśnie tworzą nagonkę na uciekinierów, wzmacniają ją opisami uchodźców z własnego podwórka- opisy dotyczące rzekomej  „roszczeniowości” Ukraińców. Niedobrze się robi- mądre skądinąd  kobiety, piszą tak, jakby nie chciały zrozumieć sytuacji tych ludzi, jakby nie wiedziały, że sytuacja każdej osoby jest inna, że charakter każdej osoby jest inny, że trzeba czasu, by to wszystko poukładać, ułagodzić.

Czytam takie komentarze i jestem zażenowania niskim poziomem zrozumienia, bo nie powiem empatii. Wychodzi jak zawsze- „Jak nie toczy się po mojej myśli, to  wszystko jest BE, czyli moja racja najmojsza, moja sytuacja najtragiczniejsza, a wszystko inne robi mi na złość i wysysa ze mnie moje siły- cały świat się na mnie uwziął”.

Już zapomniano, jak przed pandemią to właśnie Ukrainki przyjeżdżały tutaj do Polski by sprzątać  Polakom? By Polakom podcierać tyłki w domach pomocy, by zatrudniać się na najniżej płatnych stanowiskach, byle pracować? Zapomniało się, że Ukraińcy przyjeżdżali do pracy i brali każdą, by pracować i zarabiać na rodzinę w Ukrainie?  

 

Zarzuca się, że Ukrainki nie nauczyły się jeszcze mówić po polsku, a ja się pytam, która z komentującycn nauczyła się języka obcego w ciągu dwóch miesięcy? Pracując, albo nie i w warunkach odbiegających od ich domowych? Dlaczego nie mówicie w języku obcym płynnie, kiedy pierwszy raz jesteście w obcym kraju? Bo często macie zahamowania. No, ale Ukrainki nie mogą ich mieć przecież, one nie. To że dzieci nauczyły się ogólnych zwrotów to oczywiste- dzieci szybciej łapią język no i uczą się go teraz na bieżąco w szkole.

Zarzuca się Ukrainkom lenistwo

i roszczeniowość? Szkoda gadać .