Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 7 lipca 2022

Gdzie nowoczesność splata się z historią- zamek Helfsztyn cz. 3

Przed nami ostatni duży obiekt do zwiedzania. To najstarsza część całego kompleksu, wielokrotnie przebudowywana. Ostatecznie, w XVIII wieku, obiekt popadł w ruinę, zaniedbany przez ówczesnego właściciela. Teraz prowadzi się w nim prace konserwatorskie. 

Plan zamku górnego- zdjęcie z Internetu
 

Widok na mury zamku z czwartego dziedzińca. Zastanowiła mnie ta wyblakła widoczna  "część' flagi czeskiej. Brakuje niebieskiego trójkąta. A może ja sobie wmówiłam, że to namalowana flaga, podczas gdy to 'malowidło" mogło zupełnie coś innego przedstawiać.
 

Idziemy przez mostek  nad fosą- tą z zielonym stawkiem i wchodzimy w bramę.
Stoimy  w przedsionku, z którego jest boczne wyjście na ścieżkę prowadzącą wokół murów obronnych.
Jeszcze jedna brama i jest następny dziedziniec. Jak przystało na porządny zamek warowny, jest i kolejna baszta.


Pałac renesansowy to ogromny budynek, w którym zachowało się pierwsze piętro z podłogami- nie wiem, czy to nie wysoki parter, bo okna są dosyć wysoko umieszczone w stosunku do powierzchni dziedzińca, wchodzi się po schodach, ale drugie (pierwsze?) już tych podłóg nie miało. 

Na dziedzińcu odbywają się różne imprezy kulturalne.

Weszliśmy głównym wejściem i po schodach (patrzysz w górę, a tam świetliście, obiecująco, lekko tajemniczo)

  dostaliśmy się na pierwsze piętro. Bezpiecznie, po normalnych, ceglanych podłogach, chodziliśmy sobie od sali do sali, podziwiając rzeźby.

Z jednej komnaty wyszliśmy na taras, z którego był obłędny widok, mimo lekkiego zamglenia krajobrazu (wyobrażam sobie, jaki jest ten widok po deszczu). 

 W salach mało gablot, żadnych wystawek. No może trochę info. po czesku w jednej z nich. Nie robiłam zdjęć, bo i tak niezbyt wiedziałam, o co chodzi. Mogłam się tylko domyślić, że była na nich omawiana historia pałacu oraz opisane artefakty, wykopane w trakcie prac archeologicznych oraz konserwacyjnych. Niedużo tego było, ale jest podobno więcej w małym muzeum, znajdującym się w pomieszczeniach przy czwartym dziedzińcu. Nie mam pojęcia, dlaczego tam nie zajrzeliśmy. Tak zacukaliśmy się w oglądaniu murów, widoków i rzeźb, że kompletnie nam to muzeum przeleciało bokiem. Chodziłam od komnaty do komnaty i patrzyłam przez duże okna na otaczające zamek krajobrazy. Imponujące widoki, imponujące przestrzenie. Oczy same leciały w dal.

Ale tu na tych zdjęciach sfotografowałam zieleń pchającą się do okien.  Bardziej podobały mi się one jako "ramy" widoku za nimi



Zrobiłam to zdjęcie, odwróciłam się, by iść dalej i zobaczyłam w oknie na drugiej stronie komnaty wieżę. Wygląda jakby na ścianie powieszono obraz.

Doszliśmy do ostatniej komnaty w skrzydle pałacu. Stąd widok na okolicę i na wieżę ze schodami

oraz na dziedziniec pałacowy z bramą, prowadzącą na dziedziniec czwarty. Imponujące są  mury, okalające pałac. Skutecznie chroniły go przed zdobyciem


 

Mieliśmy do wyboru- zejść na dół i na dziedziniec, albo pójść wyżej. Wybraliśmy to drugie ku mojej zgryzocie.

 

Wdrapałam się po krętych metalowych schodach na kolejne piętro, weszłam na ażurową platformę, okalającą „komnatę”, zabezpieczoną przeźroczystą barierą z pleksi i zrobiło mi się czarno przed oczami. Wysokość+przestrzeń i „niewidoczna bariera”- dopadł mnie taki paniczny strach, że o mało nie wyrżnęłam głową w jakąś kolumnę, chcąc jak najprędzej zejść z tego podestu. Jaskół, który zna moje stany lękowe, zapytał tylko, pro forma, czy nie mam ochoty wyjść wyżej na taras widokowy. O, takimi schodami (prawie jak winda do nieba)- zdjęcie zrobiłam siedząc na schodku, przed wejściem na podest w komnacie- jeszcze nie wiedziałam, jaka "atrakcja" mnie czeka.

Dziękuję, nie, nie miałam. Miałam za to paniczną chęć ucieczki z tego miejsca. Rzadko mi się to zdarza, ale akurat w tym miejscu stało się. Upał, lekkie zmęczenie, spadek cukru i odczucie, że jeszcze krok i lecę w przepaść- za dużo tego na raz.

Tam z boku stałam na takim wąskim podejście, obok barierka z pleksi i za nią ogromy dół. Dla mnie dół rozpaczy. Jakoś trafiłam na wyjście z tych barierek plastikowych, kompletnie odsłaniających cały widok na piętrową „studnię”, na bardziej bezpieczny grunt- tak mi się przynajmniej wydawało, bo metalowy podest nadal wisiał w powietrzu, ale bariery miał przynajmniej równie metalowe, solidne i nic nie było przez nie widać. 


 Pomijając moje lęki, te pomosty to świetna sprawa. Można po nich przejść przez wszystkie komnaty na drugim piętrze. W zasadzie zwiedzanie drugiego piętra, polegało na przejściu tymi podestami i ewentualne podziwianiu widoków na okolicę przez, odległe od podestu, okna.

 Widok z podestu na dół, na pierwsze piętro. Mniej więcej taki sam był za przeźroczystymi barierkami, ale  studnia była głębsza jeszcze o jedno piętro i sięgała do samej "piwnicy".

Tu widać podłogi na pierwszym piętrze oraz fragment jednej z komnat.

  Przy pracach konserwatorskich oraz  zabezpieczających pałac, zbudowano przeźroczysty dach nad komnatami. 

Jeżeli do całości dodamy renesansowe duże okna, jest w komnatach jasno, wręcz słonecznie, a światło podkreśla ciepły beżowy kolor cegły. Przez te wszystkie zabiegi, pałac nie robi wrażenia ponurego budynku i bardzo fajnie się po nim chodzi.

Więcej o pracach konserwatorskich tu:

https://www.whitemad.pl/zamek-helfsztyn-po-renowacji/

Warto przeczytać i zobaczyć wszystkie fotografie- bardzo interesujące rozwiązania w różnych częściach pałacu, do których my nie dotarliśmy.

Doszliśmy do głównej klatki schodowej, Jaskół poszedł pooglądać parę komnat w drugim skrzydle zamku, ja na niego czekałam na schodach, w całości metalowych aż do pierwszego piętra.

 Łuki na drzwiami, czy oknami to kompletny odlot architektoniczny. Zawsze wprawiają mnie w podziw. Owszem, odlane z betonu, w formie, nie są atrakcją, ale takie murowane z cegły lub kamieni... No jaką precyzję trzeba mieć w oku i rękach, jakie wyczucie, by takie coś tak dokładnie stworzyć. Tak, tak, wiem, obliczenia, może szalunki... niemniej piękne to jest i już.

Potem zeszliśmy na dziedziniec i przez bramy, mostek na ten podwórzec, gdzie stoi kuźnia. Zrobiliśmy sobie przerwę. Siedząc na ławeczce rozważaliśmy jeszcze raz, czy zaliczamy wieżę widokową, czy dajemy sobie spokój. Stwierdziliśmy, że gdyby powietrze było bardziej przejrzyste, to jakoś wydrapalibyśmy się na gorę- ja chyba patrząc cały czas w sufit. W ten sposób zaliczałam wszystkie schody w górę. Gorzej było by z zejściem. Padła decyzja- nie wchodzimy. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i spacerkiem poszliśmy w stronę wyjścia z zamku. Było wczesne popołudnie, gdzieś za nami zwiedzała pałac jeszcze tylko jedna wycieczka. Wszędzie panowała cisza i tylko w górze było słychać pisk pustułek, które urządzały loty pokazowe. 

Pustułki kojarzą mi się zawsze z letnią Legnicą. Tam, w wieży zamkowej, miały gniazda. Późnym popołudniem, kiedy kończyliśmy wykłady, one śmigały w górze, nad dziedzińcem i  charakterystycznie piszczały. A te na Hradzie Helfsztyn nagrałam.

 


Z czwartego dziedzińca schodziliśmy w dół tą sama trasą, którą przyszliśmy. 

Przeszliśmy przez dwie wąskie bramy, by potem zejść po schodkach i przez piękne kute, metalowe drzwiczki, wejść na teren między murami. Tam znajduje się zabytkowa studnia.

 Niestety, drzwiczki były zamknięte. No to przeszliśmy przez następną murowaną bramę i otworzył nam się widok na drugi dziedziniec. 

 Zrobiłam jeszcze takie zdjęciem ponieważ zaintrygowała mnie ta drewniana przybudówka w rogu między murami.

Widok tego przybytku sam nasuwa odpowiedź. Jednak w kontekście fragmentu o WC, zamieszczonego w przedostatnim poście, może lepiej nie ryzykować pewników. Nie chciałabym, by mi przypisywano, iż wszystko kojarzy mi się z WC, jak nie przymierzając  żołnierzowi w kawale, któremu wszystko kojarzy się z d....Bo i konotacje są bliskie.
Ponieważ i tak nie doszłabym do tego, co to za "orle gniazdo", pomaszerowałam za Jaskółem w dół, ku głównej bramie.

Przeszliśmy przez drugi dziedziniec. Spacerkiem dotarliśmy do pierwszej bramy


 i po ostatnim drewnianym moście wyszliśmy z zamku prosto w upał, którego podczas zwiedzania tak nie czuliśmy, jak na zewnątrz murów.

c.d.n.

 

20 komentarzy:

  1. Dużo tego wszystkiego do oglądania. :)

    No masz. Stary nie jestem, jednak pamiętam górnopłuk (zwany nie wiem czy słusznie u mnie ,,Niagarą"). Dopiero w okolicach 2005 roku zmieniliśmy na dolny odpływ. Tam przynajmniej łatwiej było zmienić coś, teraz wszystko ładnie w ścianie (choć mało wygodnie).

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie- górnopłuk. Najpierw żeliwny z pokrywą, która lubiła się przesuwać, jak energiczniej pociągnęło się za łańcuszek- trzeba było wychodzić na krzesło i ją poprawiać. Potem były zbiorniki plastikowe i też zacinające się. My mamy wolnostojący dolnopłuk, na wypadek, gdyby rzeczywiście coś tam padło.
      A zwiedzania dużo i nie wszystko zaliczyliśmy. Ten zamek wywołuje różnorodne refleksje., dlatego sporo opisuję.

      Usuń
    2. Tego to nie pamiętam u siebie czy problemy techniczne jakieś z tym były. Ale z tym pod tynkiem już są pewne jazdy, woda leci jak chce i trzeba po ileś razy dawać, żeby się uspokoiło. Strach pomyśleć jakby się poważniej zepsuło coś tam w środku. @_@

      Widzę właśnie pewną złożoność obiektu.

      Usuń
    3. Czytałam o nim przed zwiedzaniem, ale dopiero dzisiaj znalazłam bardzo obszerny artykuł o jego historii, budowie itp. Szkoda, ze tego nie znalazłam wcześniej. Zupełnie inaczej podeszłabym do wszystkiego.

      Usuń
    4. No ale to mogłoby być ograniczające jakoś w zwiedzaniu. Zależy od osoby, są tacy co nie lubią zwiedzania według wytycznych jakichś.

      Usuń
    5. Problem w tym, że tam nie ma żadnych wytycznych- żadnych propozycji zwiedzania według planów, żadnych strzałek, żadnych tablic informacyjnych na ścianach. Idzie się tylko według ogólnego planu na tablicy, który jest dopiero na drugim dziedzińcu i według własnej wiedzy.
      Bardzo mi takich rzeczy brakuje- np. nazwy budynku, który zwiedzasz, nazwy wieży, info. kiedy została przebudowana- tam na miejscu. Nie wszyscy idą z przewodnikiem. A przecież większość ludzi idzie tak tylko popatrzeć, bo wypada zwiedzić- mijają obojętnie mury, popatrzą na rzeźby, zachwycą się widokiem,. a w głowie pustka, dalej nic nie ma.
      Założę się, że takiemu człowiekowi w głowie zostaną tylko te podesty, kręte schody na wieże i widoki, no i ogrom zamku. Chyba nie o to chodzi.

      Usuń
    6. Może Czesi wychodzą z założenia, że jak ktoś łaknie wiedzy to zdobędzie ją w Sieci, albo z książki jakiejś. W takich przypadkach można łatwo przedobrzyć, sam byłem w miejscach, gdzie z kolei za wiele wiedzy chciano przekazać. Najlepsze są jakieś główne informacje, wskazówki co jest istotne, a dla chętnych na przykład w księgarni więcej wiedzy.

      Usuń
    7. No dobra, były tablice z informacjami podstawowymi, ale tylko w j. czeskim. To tak, jakby sobie nie zdawali sprawy, że te ich zabytki zwiedzają Niemcy, Polacy i pewnie po angielsku też by się przydało tłumaczenie. U nas jest po polsku, po angielsku czasem po niemiecku i widziałam we francuskim tablice informacyjne też. A tam tylko czeski.
      Ten hrad to jeden z największych w Czechach, a jakoś tak lekceważąco przedstawiany obcokrajowcom

      Usuń
    8. Może w okolicy rządzą jacyś czescy ultrasi, którzy uznają, że albo czytasz po czesku, albo wcale. ;)

      A na poważnie to faktycznie dziwne jest trochę. Bo nawet bez badań ile osób z danego regionu świata przyjeżdża można założyć, że sąsiedzi z krajów ościennych są jakby podstawą, a po angielsku można dać dla ,,pozostałych" odwiedzających. Trochę to ogranicza możliwość poznania osobom bardziej zainteresowanym.

      Widziałem kiedyś w muzeum (chyba) opisy po japońsku. To dopiero niespotykane było.

      Usuń
    9. I to nie jest pierwszy taki zamek, gdzie tylko po czesku są informacje. My sobie radzimy. A ukarana moją indolencją, teraz szukam wszystkich możliwych informacji i po polsku, i po czesku na temat tego, co zwiedzamy. Dokładnie, a nie byle zbyć

      Usuń
    10. Czyli dziwna sprawa po prostu. Powodująca swoiste ograniczenia w przyswojeniu wiedzy na miejscu. Jakby nie patrzeć w domu, gdy nie jesteśmy już w tych murach czy w jakimś tam miejscu zwiedzanym ciężej wszystko sobie poukładać po kolei i tak dalej.

      Najlepsze jest to, że nie jestem specjalnie fanem kryminałów skandynawskich. A ten z Islandii (pytanie tylko czy zaliczać ją do Skandynawii) naprawdę spowodował u mnie, że szczęka opadła nieco na ziemię i nie mogłem się oprzeć czytaniu.

      Usuń
    11. Jak ktoś ma potrzebę wiedzy, to ją znajdzie, ale to faktycznie dziwnie wygląda- informacja, bardzo nikła zresztą, tylko dla swoich. Lubię różne kryminały, jednak bez przesady. Wolę historyczne, literaturę faktu i biografie.

      Usuń
  2. to chyba nie chodziło o żadną flagę...
    ta budka na końcu wygląda na budkę wartowniczą, tylko drewniany pomost przy murze, po którym chodził wartownik już dawno zbutwiał, zgliwiał, się rozpadł i zawalił, stąd taka pozornie dziwna lokalizacja tej budki...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, ale na starszych zdjęciach tego malowidła na murze nie ma. tam się odbywa wiele imprez, może do którejś była taka "flaga" potrzebna.
      Mostek w tamtą stronę jest- widzisz go na zdjęciu z fosą, mostek ją przecina. My szliśmy po innym mostku - wzdłuż muru, prosto drogą, przez bramę on jest po naszej lewej.
      Może to była budka wartownicza, ale sęk w tym, że tam nie ma żadnej bramy, gołe mury, a nad główną była wieża wartownicza.
      Mnie to jednak pasuje do kibelka:):):) Dziura w dół, rów do fosy i po ptokach. Te fosy przecież kiedyś były wypełnione wodą i były głębsze. Ale wtedy- FUJ!

      Usuń
  3. Jaskolko czytam. Ale nie mam sily komentowac w telefonie... Nadrobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj, nie nadrabiaj:):) Pokazuję, by ludzie widzieli, jakie cudowności nas otaczają:)

      Usuń
  4. Duże to zamczysko. Zwiedzałam kilka zamków w Niemczech bo zamki to ulubione budowle mego zięcia, więc ilekroć tu byłam przed osiedleniem się, byłam ciągana po zamkach. W jednym z nich, nad Jeziorem Bodeńskim omal nie wpadłam do zamkowego lochu.
    A tak ogólnie to zwiedzanie zamków dość męczące było. W Norymberdze już samo dojście do zamku mnie wykończyło, za to była sala z "metalową garderobą podróżną" - najbardziej podobała mi się metalowa podróżna kołyska dla dziecka oraz coś co się zwało "torebka damska na drobiazgi"- oczywiście wykuta z metalu. Wdzianka męskie też były urocze. Tylko nie jestem pewna czy były to wygodne ubranka.;)
    Serdeczności; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemieckie zamczyska to muszą być cuda. Im dalej na zachód Europy, tym mniej zniszczone takie zabytki i więcej w nich przedmiotów historycznych. Metalowe wdzianka? Na podróż? Nie słyszałam o czymś takim. Zawsze wydawało mi się, że raczej skórzane, z grubych tkanin itp. a skrzynie, ewentualnie, z metalu lub drewna.

      Usuń
  5. Szacunek za dbanie o resztki zabytków, Czesi i Słowacy potrafią zaciekawić ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dbają, ale z tym zaciekawieniem to raczej im nie wychodzi. Braki w informacji na miejscu są duże. Pewnie są przewodniki w okienku kasy, ale po czesku. No i nie każdy chce kupować przewodnik.

    OdpowiedzUsuń