Coraz więcej takich osób, coraz więcej chorób... mimo tego, podziwiam ludzi, którzy potrafią nie tylko sami radzić sobie z problemami, ale jeszcze pomagać innym.
Po covidzie mnóstwo ludzi z trudem się podniosło, a przecież dużo jest też takich z przewlekłymi, z onko itp. Wszystko to ciągnie za sobą spadki samopoczucia i wznawia lub pogłębia depresję. Zawsze podziwiałam i podziwiam nadal ludzi, którzy z określona chorobą dzielą się doświadczeniami i wspierają innych. Mocni, wspaniali ludzie. Ale są także tacy, którzy marudzą, narzekają, narzucają się ze swoimi bolączkami. Nie każdy jest mocarzem. Może trzeba ich jakoś zrozumieć i wspomóc ?
Ano różnie, znam osoby, które raczej lubią tkwić w centrum zainteresowania wokół ich choroby. Jednak to nie w przypadku depresji, tu ludzie bardzo chcą, a nie potrafią, nie mają sił, nie wierzą, że mogą z tego wyjść. Prawie niemożliwe jest codziennie rano podnieść się z łóżka i "zacząć żyć". Wierz mi, to jest straszne.
Z drugiej stromy, kiedy słyszy się ciągle: "mam depresję", a ta osoba nawet o depresję nie zahaczyła, to można coś przeoczyć. Nagminnie nadużywa się stwierdzenia, ze ma się depresje. ludzie rzadko kiedy zdają sobie sprawę z tego, że tak mówiąc narażają na niebezpieczeństwo te osoby z faktyczną depresją. Takie mówienie znieczula innych, stają się obojętni, bo widzą, że ten ktoś głupstwa mówi, ma tylko spadki nastroju. Inna sprawa, ze jak się wchodzi w depresję, to nawet nie ma się ochoty wołać o pomoc. Świat staje się obojętny, wszystko obojętnieje, chce się mieć tylko spokój i "niech nikt mnie nie rusza". Wszystko się oddala, tylko strasznie dusza boli.
Hmmmmmm... spróbuję: - oddałaś do koleżanki kota, - oddałaś do koleżanki psa, - zafundowałaś sobie oddanie się koleżance ( w celu dogoterapii????) Co tam jeszcze można??????
Pies ze swoim mokrym nosem wspomaga działanie antydepresantów. Wyprobowane! Dla mnie ta pora roku jest łaskawa, najgorzej zaczynam się czuć, gdy słońce świeci mi w okna i twarz. Podobno wcale.nie jest nas mało, tych depresyjnych z nadmiaru światła. Jak to.dobrze, że są pory roku i każdy może żyć komfortowo.chociaż przez chwilę 🙂
No jasne, piesa z mokrym nosem, brudnymi łapami i ciepły jęzorem rzucająca się z radością na człowieka, po powrocie z ogrodu, to jest to. Nawet gniewać się nie można- sama radocha, samo szczęście z merdającym ogonem:):):) To faktycznie super terapia na smutki i smuteczki. Nadmiar światła mi nie dokucza, ale te mroczne dni też niezbyt. No jest smutnawo, jednak przyjmuję to jako coś, co niedługo potrwa- trzeba spokojnie przeczekać. Moją depresję staram się w takich dniach trzymać krótko na smyczy- wiem, ze takie dni mogą mnie zdołować, dlatego robię wszystko, by o tym nie myśleć i nie ulegać podłym nastrojom ( muzyka, hafty, książki, porządki itp zajmujące czas i myśli). Upałów nie znoszę, ale zimna również. Fajna jest późna wiosna i wczesna jesień:):)
Żohar, czy ziohar jak to się wymawia? Faktycznie lepiej brzmi niż karaluch, czy prusak, jeszcze ewentualnie karaczan brzmi dostojnie:):):) Morź:):):):):) A morsujesz też, czy tylko na sucho lubisz zimno?
Mnie zimno czasem przerasta, a przecież od małego wychowywałam się w warunkach, kiedy zimno było na porządku dziennym- piece w domu, internat z zapowietrzonymi grzejnikami, potem wynajęte mieszkanie (węgiel do pieca na 2 piętro tachałam), nagminnie zimna woda, daleka droga do szkoły (zima), dojazdy do innych szkół (stanie na przystankach na mrozie, wietrze, w deszczu, wtedy wiat nie było), zimne pociągi i autobusy. Pamiętam jak jeden z klientów powiedział mi kiedyś- wolę upały, bo można się przed nimi schować, a przed zimnem nie uciekniesz.
A ja uważam dokładnie odwrotnie🙂 nie uciekniesz przed upałem, nawet klima.w aucie.nie.zawsze pomaga, a ogrzać się jest łatwiej- ubrania, koce, kołdry. Fakt, że nie doświadczyłam ekstremum, na przykład pracy na zewnatrz na.Syberii.
Jak tak przemarzniesz do kości, to później trudno się zagrzać. Dużo w życiu marzłam, ale pocić się też nie lubię. Pracy na Syberii sobie nie wyobrażam. Tam oprócz zimą mrozów, latem podobno strasznie dużo różnych muszek lata i gryzie.
Też, ale ja czytałam o meteorycie tunguskim i jak go szukali. Największą przeszkodą nie było bagno, wiatrołomy, zimno i deszcz, a właśnie te roje gryzących muszek.
tak, brytolki... kot brytyjski krótkowłosy, taki sobie misiaczek, który brak kudłatości nadrabia gęstością futra... usposobienie też misiaczkowate... a zresztą, tu jest to rozwinięte szerzej: https://www.josera.pl/poradnik/wiedza-o-kotach/kot-brytyjski%20.html
nasza rekordzistka (euro) dożyła do lat 19-tu, a inne umierały w granicach 14 - 16, choć ta "najkrótsza" akurat była po ostrych przejściach, miała poharatane dzieciństwo, co też rzutowało na długość jej życia... ale... koty rasowe z reguły żyją nieco krócej mimo zadbania, więc brytyjczyki faktycznie mogą się pochwalić dobrym wynikiem, jednak jest to rasa stara, można by rzec "dopracowana" genetycznie... ... z psami jest zresztą podobnie, czysto rasowe psiaki żyją nieco krócej, ale tu dochodzi jeszcze kwestia wielkości: prawidłowością statystyczną jest, że im mniejszy, tym bardziej długowieczny, a taki np. wilczur (owczarek alzacki) dochodzi do wieku 12 lat i na tym przeważnie jego żywot się kończy...
p.s. z ciekawostek: kot wychodzący /wciąż zakładamy, że zadbany/ żyje nieco krócej od niewychodzącego ze względu na ewentualne wypadki, ale z drugiej strony taki kot większe szanse na lepszy rozwój i stąd dylemat wielu opiekunów: wypuszczać, czy kisić kota w domu... kot "miejski piwniczny" /zwany bezdomny lub dzikim/, o którego dba bardzo niewiele osób z reguły nie dożywa 3 - 4 lat... trudne warunki życia, marne żarcie, duża wypadkowość - taka jest cena, którą płaci taki kot za idealną wolność... taki "wolny" kot dłużej pożyje na wsi, bo ma większe szanse na przetrwanie, więcej ludzi go dokarmi i ma większe możliwości przytulnego schronienia, a ruch uliczny jest tam mniejszy, co jest akurat szalenie ważne, bo największy "naturalny" wróg kota to akurat auto...
Ciekawe to:):):) Koty miejskie, bezpańskie- żal mi ich. jednak powinno się sterylizować, bo i tak mają marny los te kociaku, po co je narażać. Na wsi koty są luzackie, chodzą, jak chcą, żyją jak chcą, ale i tak giną często.
jak najbardziej popieram ideę sterylizacji bezpańskich kotów, bo choć dla miasta są bardzo istotne, stanowią naturalną barierę przed inwazją szczurów, to i tak sobie radzą w rozmnażaniu mimo tej naszej sterylizacji... nasze trzy koty są na tyle przywiązane do nas i do tego domu, że odejdą tylko w razie złego traktowania... za to czwarty to jest właśnie taki "free", oprócz nas żywi się i nocuje u paru sąsiadów, zależnie od humoru, jego stopień przywiązania jest o wiele słabszy i zmieniać tego nie ma ani powodu, ani celu, ani żadnego innego sensu... czasem go tylko przechwytujemy i badamy pod kątem kleszczy, odrobaczamy, sprawdzamy jego stan zdrowia i jak na razie kocisko ma się świetnie...
mnie nasze kiciusie z założenia wprowadzają w dobry nastrój, samy swoim istnieniem, czasem tylko testują moje poczucie humoru próbując mi ten nastrój popsuć, ale to tylko taka zabawa, nic się nie dzieje na poważnie... p.jzns :)
To, że nie chcę mieć kota w domu i w ogrodzie, to nie znaczy, że mi się te sierściuchy nie podobają. Lubię oglądać filmiki z kotami:):):) I nie wątpię w ich terapeutyczną moc.
Koty miałyby się tu świetnie, ale wolę ptaki i wiewiórki. Zresztą sąsiedzkie koty włóczą się po ogrodzie:):):) Jak przyłapię to przeganiam (delikatnie), ale one są cwane.
Coraz więcej takich osób, coraz więcej chorób... mimo tego, podziwiam ludzi, którzy potrafią nie tylko sami radzić sobie z problemami, ale jeszcze pomagać innym.
OdpowiedzUsuńPo covidzie mnóstwo ludzi z trudem się podniosło, a przecież dużo jest też takich z przewlekłymi, z onko itp. Wszystko to ciągnie za sobą spadki samopoczucia i wznawia lub pogłębia depresję. Zawsze podziwiałam i podziwiam nadal ludzi, którzy z określona chorobą dzielą się doświadczeniami i wspierają innych. Mocni, wspaniali ludzie.
UsuńAle są także tacy, którzy marudzą, narzekają, narzucają się ze swoimi bolączkami. Nie każdy jest mocarzem. Może trzeba ich jakoś zrozumieć i wspomóc ?
Oczywiście, byle sami tego chcieli, bo różnie z tym bywa...
UsuńAno różnie, znam osoby, które raczej lubią tkwić w centrum zainteresowania wokół ich choroby. Jednak to nie w przypadku depresji, tu ludzie bardzo chcą, a nie potrafią, nie mają sił, nie wierzą, że mogą z tego wyjść.
UsuńPrawie niemożliwe jest codziennie rano podnieść się z łóżka i "zacząć żyć". Wierz mi, to jest straszne.
Wierzę, znałam nawet kobietę, która popełniła samobójstwo, nikt z bliskich nie zauważył, że zmagała się z depresją...zostawiła dwoje małych dzieci.
UsuńZ drugiej stromy, kiedy słyszy się ciągle: "mam depresję", a ta osoba nawet o depresję nie zahaczyła, to można coś przeoczyć. Nagminnie nadużywa się stwierdzenia, ze ma się depresje. ludzie rzadko kiedy zdają sobie sprawę z tego, że tak mówiąc narażają na niebezpieczeństwo te osoby z faktyczną depresją. Takie mówienie znieczula innych, stają się obojętni, bo widzą, że ten ktoś głupstwa mówi, ma tylko spadki nastroju.
UsuńInna sprawa, ze jak się wchodzi w depresję, to nawet nie ma się ochoty wołać o pomoc. Świat staje się obojętny, wszystko obojętnieje, chce się mieć tylko spokój i "niech nikt mnie nie rusza". Wszystko się oddala, tylko strasznie dusza boli.
Nie jest mi smutno ale bardzo chętnie te kiciusie!
OdpowiedzUsuńDzisiaj miałam dogoterapię z młodziutkim rodezjanem🤩
Psia terapia? Super. Nas tutaj Beza trzyma w ryzach:):):):) Daje mnóstwo radości :)
UsuńKiciusie wymiatają:):):):) Pluszaczkowe bąble.
Sama sobie zafundowałam oddać do koleżanki:))
UsuńHmmmmmm... spróbuję:
Usuń- oddałaś do koleżanki kota,
- oddałaś do koleżanki psa,
- zafundowałaś sobie oddanie się koleżance ( w celu dogoterapii????)
Co tam jeszcze można??????
Niegramatycznie- oddałaś koleżance psa, kota- własne zwierzaki lub podarowałaś- zafundowałaś koleżance psa, kota...?????
UsuńIdąc!!
Usuń:):):):):) Co zafundowałaś idąc do koleżanki? Aha, będąc u koleżanki zafundowałaś sobie dogoterapię, tak?
UsuńTak😄😅
Usuń:):):):):):)
UsuńPies ze swoim mokrym nosem wspomaga działanie antydepresantów. Wyprobowane!
OdpowiedzUsuńDla mnie ta pora roku jest łaskawa, najgorzej zaczynam się czuć, gdy słońce świeci mi w okna i twarz. Podobno wcale.nie jest nas mało, tych depresyjnych z nadmiaru światła.
Jak to.dobrze, że są pory roku i każdy może żyć komfortowo.chociaż przez chwilę 🙂
No jasne, piesa z mokrym nosem, brudnymi łapami i ciepły jęzorem rzucająca się z radością na człowieka, po powrocie z ogrodu, to jest to. Nawet gniewać się nie można- sama radocha, samo szczęście z merdającym ogonem:):):) To faktycznie super terapia na smutki i smuteczki.
UsuńNadmiar światła mi nie dokucza, ale te mroczne dni też niezbyt. No jest smutnawo, jednak przyjmuję to jako coś, co niedługo potrwa- trzeba spokojnie przeczekać. Moją depresję staram się w takich dniach trzymać krótko na smyczy- wiem, ze takie dni mogą mnie zdołować, dlatego robię wszystko, by o tym nie myśleć i nie ulegać podłym nastrojom ( muzyka, hafty, książki, porządki itp zajmujące czas i myśli).
Upałów nie znoszę, ale zimna również. Fajna jest późna wiosna i wczesna jesień:):)
Mnie jest bardzo rzadko zimno. Ale uwielbiam! I lody w zimie najlepsze😀
UsuńLody mogę na okrągło:):):)Jak na żyrafkę, to masz niecodzienne podejście do zimna:):):):)
UsuńChyba jestem skrzyżowana z morsem😀
Usuń:):):):):):):) Ja mam wyobraźnię Repo:):):)widzę kły morsa ciągnące się po ziemi, a ich długość jak szyja żyrafy+ tułów i nogi.
UsuńTo sobie bardzo życzliwie wyobrażasz,bo wielu osobom mors kojarzy się z tusza przede wszystkim:)) wąsy i zęby żyrafie zdecydowanie bardziej seksi.
UsuńMój mąż często mnie nazywa morsem( po serbsku morž) a ja jego karaluchem typu prusak- po serbsku žohar, piękne słowo 🤣
UsuńŻohar, czy ziohar jak to się wymawia? Faktycznie lepiej brzmi niż karaluch, czy prusak, jeszcze ewentualnie karaczan brzmi dostojnie:):):)
UsuńMorź:):):):):) A morsujesz też, czy tylko na sucho lubisz zimno?
Twarde ż😀
UsuńNigdy nie próbowałam morsowania, a pływać lubię. Może.czas spróbować jak reumatolog pozwoli.
Mnie zimno czasem przerasta, a przecież od małego wychowywałam się w warunkach, kiedy zimno było na porządku dziennym- piece w domu, internat z zapowietrzonymi grzejnikami, potem wynajęte mieszkanie (węgiel do pieca na 2 piętro tachałam), nagminnie zimna woda, daleka droga do szkoły (zima), dojazdy do innych szkół (stanie na przystankach na mrozie, wietrze, w deszczu, wtedy wiat nie było), zimne pociągi i autobusy. Pamiętam jak jeden z klientów powiedział mi kiedyś- wolę upały, bo można się przed nimi schować, a przed zimnem nie uciekniesz.
UsuńA ja uważam dokładnie odwrotnie🙂 nie uciekniesz przed upałem, nawet klima.w aucie.nie.zawsze pomaga, a ogrzać się jest łatwiej- ubrania, koce, kołdry. Fakt, że nie doświadczyłam ekstremum, na przykład pracy na zewnatrz na.Syberii.
UsuńJak tak przemarzniesz do kości, to później trudno się zagrzać. Dużo w życiu marzłam, ale pocić się też nie lubię. Pracy na Syberii sobie nie wyobrażam. Tam oprócz zimą mrozów, latem podobno strasznie dużo różnych muszek lata i gryzie.
UsuńPrzynajmniej w łagrowych wspomnieniach o tych owadach pisano.
UsuńTeż, ale ja czytałam o meteorycie tunguskim i jak go szukali. Największą przeszkodą nie było bagno, wiatrołomy, zimno i deszcz, a właśnie te roje gryzących muszek.
UsuńO, same Fantusie! Brytolki małe, znaczy się :-)
OdpowiedzUsuńBrytolki????????? Koty takie????
Usuńtak, brytolki... kot brytyjski krótkowłosy, taki sobie misiaczek, który brak kudłatości nadrabia gęstością futra... usposobienie też misiaczkowate... a zresztą, tu jest to rozwinięte szerzej:
Usuńhttps://www.josera.pl/poradnik/wiedza-o-kotach/kot-brytyjski%20.html
Piękne koty i historię mają piękną. Mnie uderzyło to, że one mają okrągłą łepetynę i potrafią dożyc 18 lat. Niesamowite.
Usuńnasz zwykły euro też potrafi dożyć 18 lat, nawet więcej, gdy jest dobrze utrzymany, tak więc to akurat żadna niesamowitość...
UsuńNiesamowite jest to, że koty w ogóle tak długo magą żyć. Mój pies dożył 17 lat, uznałam to za rekord.
Usuńnasza rekordzistka (euro) dożyła do lat 19-tu, a inne umierały w granicach 14 - 16, choć ta "najkrótsza" akurat była po ostrych przejściach, miała poharatane dzieciństwo, co też rzutowało na długość jej życia...
Usuńale...
koty rasowe z reguły żyją nieco krócej mimo zadbania, więc brytyjczyki faktycznie mogą się pochwalić dobrym wynikiem, jednak jest to rasa stara, można by rzec "dopracowana" genetycznie...
...
z psami jest zresztą podobnie, czysto rasowe psiaki żyją nieco krócej, ale tu dochodzi jeszcze kwestia wielkości: prawidłowością statystyczną jest, że im mniejszy, tym bardziej długowieczny, a taki np. wilczur (owczarek alzacki) dochodzi do wieku 12 lat i na tym przeważnie jego żywot się kończy...
p.s. z ciekawostek:
Usuńkot wychodzący /wciąż zakładamy, że zadbany/ żyje nieco krócej od niewychodzącego ze względu na ewentualne wypadki, ale z drugiej strony taki kot większe szanse na lepszy rozwój i stąd dylemat wielu opiekunów: wypuszczać, czy kisić kota w domu...
kot "miejski piwniczny" /zwany bezdomny lub dzikim/, o którego dba bardzo niewiele osób z reguły nie dożywa 3 - 4 lat... trudne warunki życia, marne żarcie, duża wypadkowość - taka jest cena, którą płaci taki kot za idealną wolność... taki "wolny" kot dłużej pożyje na wsi, bo ma większe szanse na przetrwanie, więcej ludzi go dokarmi i ma większe możliwości przytulnego schronienia, a ruch uliczny jest tam mniejszy, co jest akurat szalenie ważne, bo największy "naturalny" wróg kota to akurat auto...
Ciekawe to:):):) Koty miejskie, bezpańskie- żal mi ich. jednak powinno się sterylizować, bo i tak mają marny los te kociaku, po co je narażać.
UsuńNa wsi koty są luzackie, chodzą, jak chcą, żyją jak chcą, ale i tak giną często.
jak najbardziej popieram ideę sterylizacji bezpańskich kotów, bo choć dla miasta są bardzo istotne, stanowią naturalną barierę przed inwazją szczurów, to i tak sobie radzą w rozmnażaniu mimo tej naszej sterylizacji...
Usuńnasze trzy koty są na tyle przywiązane do nas i do tego domu, że odejdą tylko w razie złego traktowania... za to czwarty to jest właśnie taki "free", oprócz nas żywi się i nocuje u paru sąsiadów, zależnie od humoru, jego stopień przywiązania jest o wiele słabszy i zmieniać tego nie ma ani powodu, ani celu, ani żadnego innego sensu... czasem go tylko przechwytujemy i badamy pod kątem kleszczy, odrobaczamy, sprawdzamy jego stan zdrowia i jak na razie kocisko ma się świetnie...
BBM: Piękny prezent na ponure dni. Przyjęłam z podziękowaniem.
OdpowiedzUsuńA to fajnie:):) To jest na wzmocnienie:):) Precz troski, precz smutki, też żywot taki krótki....
Usuńmnie nasze kiciusie z założenia wprowadzają w dobry nastrój, samy swoim istnieniem, czasem tylko testują moje poczucie humoru próbując mi ten nastrój popsuć, ale to tylko taka zabawa, nic się nie dzieje na poważnie...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
To, że nie chcę mieć kota w domu i w ogrodzie, to nie znaczy, że mi się te sierściuchy nie podobają. Lubię oglądać filmiki z kotami:):):) I nie wątpię w ich terapeutyczną moc.
Usuńpo prostu nie masz warunków, cokolwiek by to miało znaczyć, więc nie ma o czym gadać...
UsuńKoty miałyby się tu świetnie, ale wolę ptaki i wiewiórki. Zresztą sąsiedzkie koty włóczą się po ogrodzie:):):) Jak przyłapię to przeganiam (delikatnie), ale one są cwane.
Usuńu nas struktura miejscowej fauny jest taka, że nie szkodzi jej za bardzo eksterminacja przez koty, a u Ciebie sytuacja wygląda na nieco inną...
UsuńDziękujemy za jasne wyjaśnienia i wysiłek włożony w tworzenie znaczących treści.
OdpowiedzUsuń