Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)
środa, 22 listopada 2023
Dedykuję
wszystkim, którzy zmagają się z chorobami, depresją, słabościami i ograniczeniami własnego ciała, z codziennymi trudnościami.
Wiem, pora taka szara, ciemna, zniechęcająca... ale...człowiek jest silny, bardzo silny....
Coraz więcej takich osób, coraz więcej chorób... mimo tego, podziwiam ludzi, którzy potrafią nie tylko sami radzić sobie z problemami, ale jeszcze pomagać innym.
Po covidzie mnóstwo ludzi z trudem się podniosło, a przecież dużo jest też takich z przewlekłymi, z onko itp. Wszystko to ciągnie za sobą spadki samopoczucia i wznawia lub pogłębia depresję. Zawsze podziwiałam i podziwiam nadal ludzi, którzy z określona chorobą dzielą się doświadczeniami i wspierają innych. Mocni, wspaniali ludzie. Ale są także tacy, którzy marudzą, narzekają, narzucają się ze swoimi bolączkami. Nie każdy jest mocarzem. Może trzeba ich jakoś zrozumieć i wspomóc ?
Ano różnie, znam osoby, które raczej lubią tkwić w centrum zainteresowania wokół ich choroby. Jednak to nie w przypadku depresji, tu ludzie bardzo chcą, a nie potrafią, nie mają sił, nie wierzą, że mogą z tego wyjść. Prawie niemożliwe jest codziennie rano podnieść się z łóżka i "zacząć żyć". Wierz mi, to jest straszne.
Z drugiej stromy, kiedy słyszy się ciągle: "mam depresję", a ta osoba nawet o depresję nie zahaczyła, to można coś przeoczyć. Nagminnie nadużywa się stwierdzenia, ze ma się depresje. ludzie rzadko kiedy zdają sobie sprawę z tego, że tak mówiąc narażają na niebezpieczeństwo te osoby z faktyczną depresją. Takie mówienie znieczula innych, stają się obojętni, bo widzą, że ten ktoś głupstwa mówi, ma tylko spadki nastroju. Inna sprawa, ze jak się wchodzi w depresję, to nawet nie ma się ochoty wołać o pomoc. Świat staje się obojętny, wszystko obojętnieje, chce się mieć tylko spokój i "niech nikt mnie nie rusza". Wszystko się oddala, tylko strasznie dusza boli.
Hmmmmmm... spróbuję: - oddałaś do koleżanki kota, - oddałaś do koleżanki psa, - zafundowałaś sobie oddanie się koleżance ( w celu dogoterapii????) Co tam jeszcze można??????
Pies ze swoim mokrym nosem wspomaga działanie antydepresantów. Wyprobowane! Dla mnie ta pora roku jest łaskawa, najgorzej zaczynam się czuć, gdy słońce świeci mi w okna i twarz. Podobno wcale.nie jest nas mało, tych depresyjnych z nadmiaru światła. Jak to.dobrze, że są pory roku i każdy może żyć komfortowo.chociaż przez chwilę 🙂
No jasne, piesa z mokrym nosem, brudnymi łapami i ciepły jęzorem rzucająca się z radością na człowieka, po powrocie z ogrodu, to jest to. Nawet gniewać się nie można- sama radocha, samo szczęście z merdającym ogonem:):):) To faktycznie super terapia na smutki i smuteczki. Nadmiar światła mi nie dokucza, ale te mroczne dni też niezbyt. No jest smutnawo, jednak przyjmuję to jako coś, co niedługo potrwa- trzeba spokojnie przeczekać. Moją depresję staram się w takich dniach trzymać krótko na smyczy- wiem, ze takie dni mogą mnie zdołować, dlatego robię wszystko, by o tym nie myśleć i nie ulegać podłym nastrojom ( muzyka, hafty, książki, porządki itp zajmujące czas i myśli). Upałów nie znoszę, ale zimna również. Fajna jest późna wiosna i wczesna jesień:):)
Żohar, czy ziohar jak to się wymawia? Faktycznie lepiej brzmi niż karaluch, czy prusak, jeszcze ewentualnie karaczan brzmi dostojnie:):):) Morź:):):):):) A morsujesz też, czy tylko na sucho lubisz zimno?
Mnie zimno czasem przerasta, a przecież od małego wychowywałam się w warunkach, kiedy zimno było na porządku dziennym- piece w domu, internat z zapowietrzonymi grzejnikami, potem wynajęte mieszkanie (węgiel do pieca na 2 piętro tachałam), nagminnie zimna woda, daleka droga do szkoły (zima), dojazdy do innych szkół (stanie na przystankach na mrozie, wietrze, w deszczu, wtedy wiat nie było), zimne pociągi i autobusy. Pamiętam jak jeden z klientów powiedział mi kiedyś- wolę upały, bo można się przed nimi schować, a przed zimnem nie uciekniesz.
A ja uważam dokładnie odwrotnie🙂 nie uciekniesz przed upałem, nawet klima.w aucie.nie.zawsze pomaga, a ogrzać się jest łatwiej- ubrania, koce, kołdry. Fakt, że nie doświadczyłam ekstremum, na przykład pracy na zewnatrz na.Syberii.
Jak tak przemarzniesz do kości, to później trudno się zagrzać. Dużo w życiu marzłam, ale pocić się też nie lubię. Pracy na Syberii sobie nie wyobrażam. Tam oprócz zimą mrozów, latem podobno strasznie dużo różnych muszek lata i gryzie.
Też, ale ja czytałam o meteorycie tunguskim i jak go szukali. Największą przeszkodą nie było bagno, wiatrołomy, zimno i deszcz, a właśnie te roje gryzących muszek.
tak, brytolki... kot brytyjski krótkowłosy, taki sobie misiaczek, który brak kudłatości nadrabia gęstością futra... usposobienie też misiaczkowate... a zresztą, tu jest to rozwinięte szerzej: https://www.josera.pl/poradnik/wiedza-o-kotach/kot-brytyjski%20.html
nasza rekordzistka (euro) dożyła do lat 19-tu, a inne umierały w granicach 14 - 16, choć ta "najkrótsza" akurat była po ostrych przejściach, miała poharatane dzieciństwo, co też rzutowało na długość jej życia... ale... koty rasowe z reguły żyją nieco krócej mimo zadbania, więc brytyjczyki faktycznie mogą się pochwalić dobrym wynikiem, jednak jest to rasa stara, można by rzec "dopracowana" genetycznie... ... z psami jest zresztą podobnie, czysto rasowe psiaki żyją nieco krócej, ale tu dochodzi jeszcze kwestia wielkości: prawidłowością statystyczną jest, że im mniejszy, tym bardziej długowieczny, a taki np. wilczur (owczarek alzacki) dochodzi do wieku 12 lat i na tym przeważnie jego żywot się kończy...
p.s. z ciekawostek: kot wychodzący /wciąż zakładamy, że zadbany/ żyje nieco krócej od niewychodzącego ze względu na ewentualne wypadki, ale z drugiej strony taki kot większe szanse na lepszy rozwój i stąd dylemat wielu opiekunów: wypuszczać, czy kisić kota w domu... kot "miejski piwniczny" /zwany bezdomny lub dzikim/, o którego dba bardzo niewiele osób z reguły nie dożywa 3 - 4 lat... trudne warunki życia, marne żarcie, duża wypadkowość - taka jest cena, którą płaci taki kot za idealną wolność... taki "wolny" kot dłużej pożyje na wsi, bo ma większe szanse na przetrwanie, więcej ludzi go dokarmi i ma większe możliwości przytulnego schronienia, a ruch uliczny jest tam mniejszy, co jest akurat szalenie ważne, bo największy "naturalny" wróg kota to akurat auto...
Ciekawe to:):):) Koty miejskie, bezpańskie- żal mi ich. jednak powinno się sterylizować, bo i tak mają marny los te kociaku, po co je narażać. Na wsi koty są luzackie, chodzą, jak chcą, żyją jak chcą, ale i tak giną często.
jak najbardziej popieram ideę sterylizacji bezpańskich kotów, bo choć dla miasta są bardzo istotne, stanowią naturalną barierę przed inwazją szczurów, to i tak sobie radzą w rozmnażaniu mimo tej naszej sterylizacji... nasze trzy koty są na tyle przywiązane do nas i do tego domu, że odejdą tylko w razie złego traktowania... za to czwarty to jest właśnie taki "free", oprócz nas żywi się i nocuje u paru sąsiadów, zależnie od humoru, jego stopień przywiązania jest o wiele słabszy i zmieniać tego nie ma ani powodu, ani celu, ani żadnego innego sensu... czasem go tylko przechwytujemy i badamy pod kątem kleszczy, odrobaczamy, sprawdzamy jego stan zdrowia i jak na razie kocisko ma się świetnie...
mnie nasze kiciusie z założenia wprowadzają w dobry nastrój, samy swoim istnieniem, czasem tylko testują moje poczucie humoru próbując mi ten nastrój popsuć, ale to tylko taka zabawa, nic się nie dzieje na poważnie... p.jzns :)
To, że nie chcę mieć kota w domu i w ogrodzie, to nie znaczy, że mi się te sierściuchy nie podobają. Lubię oglądać filmiki z kotami:):):) I nie wątpię w ich terapeutyczną moc.
Koty miałyby się tu świetnie, ale wolę ptaki i wiewiórki. Zresztą sąsiedzkie koty włóczą się po ogrodzie:):):) Jak przyłapię to przeganiam (delikatnie), ale one są cwane.
Coraz więcej takich osób, coraz więcej chorób... mimo tego, podziwiam ludzi, którzy potrafią nie tylko sami radzić sobie z problemami, ale jeszcze pomagać innym.
OdpowiedzUsuńPo covidzie mnóstwo ludzi z trudem się podniosło, a przecież dużo jest też takich z przewlekłymi, z onko itp. Wszystko to ciągnie za sobą spadki samopoczucia i wznawia lub pogłębia depresję. Zawsze podziwiałam i podziwiam nadal ludzi, którzy z określona chorobą dzielą się doświadczeniami i wspierają innych. Mocni, wspaniali ludzie.
UsuńAle są także tacy, którzy marudzą, narzekają, narzucają się ze swoimi bolączkami. Nie każdy jest mocarzem. Może trzeba ich jakoś zrozumieć i wspomóc ?
Oczywiście, byle sami tego chcieli, bo różnie z tym bywa...
UsuńAno różnie, znam osoby, które raczej lubią tkwić w centrum zainteresowania wokół ich choroby. Jednak to nie w przypadku depresji, tu ludzie bardzo chcą, a nie potrafią, nie mają sił, nie wierzą, że mogą z tego wyjść.
UsuńPrawie niemożliwe jest codziennie rano podnieść się z łóżka i "zacząć żyć". Wierz mi, to jest straszne.
Wierzę, znałam nawet kobietę, która popełniła samobójstwo, nikt z bliskich nie zauważył, że zmagała się z depresją...zostawiła dwoje małych dzieci.
UsuńZ drugiej stromy, kiedy słyszy się ciągle: "mam depresję", a ta osoba nawet o depresję nie zahaczyła, to można coś przeoczyć. Nagminnie nadużywa się stwierdzenia, ze ma się depresje. ludzie rzadko kiedy zdają sobie sprawę z tego, że tak mówiąc narażają na niebezpieczeństwo te osoby z faktyczną depresją. Takie mówienie znieczula innych, stają się obojętni, bo widzą, że ten ktoś głupstwa mówi, ma tylko spadki nastroju.
UsuńInna sprawa, ze jak się wchodzi w depresję, to nawet nie ma się ochoty wołać o pomoc. Świat staje się obojętny, wszystko obojętnieje, chce się mieć tylko spokój i "niech nikt mnie nie rusza". Wszystko się oddala, tylko strasznie dusza boli.
Nie jest mi smutno ale bardzo chętnie te kiciusie!
OdpowiedzUsuńDzisiaj miałam dogoterapię z młodziutkim rodezjanem🤩
Psia terapia? Super. Nas tutaj Beza trzyma w ryzach:):):):) Daje mnóstwo radości :)
UsuńKiciusie wymiatają:):):):) Pluszaczkowe bąble.
Sama sobie zafundowałam oddać do koleżanki:))
UsuńHmmmmmm... spróbuję:
Usuń- oddałaś do koleżanki kota,
- oddałaś do koleżanki psa,
- zafundowałaś sobie oddanie się koleżance ( w celu dogoterapii????)
Co tam jeszcze można??????
Niegramatycznie- oddałaś koleżance psa, kota- własne zwierzaki lub podarowałaś- zafundowałaś koleżance psa, kota...?????
UsuńIdąc!!
Usuń:):):):):) Co zafundowałaś idąc do koleżanki? Aha, będąc u koleżanki zafundowałaś sobie dogoterapię, tak?
UsuńTak😄😅
Usuń:):):):):):)
UsuńPies ze swoim mokrym nosem wspomaga działanie antydepresantów. Wyprobowane!
OdpowiedzUsuńDla mnie ta pora roku jest łaskawa, najgorzej zaczynam się czuć, gdy słońce świeci mi w okna i twarz. Podobno wcale.nie jest nas mało, tych depresyjnych z nadmiaru światła.
Jak to.dobrze, że są pory roku i każdy może żyć komfortowo.chociaż przez chwilę 🙂
No jasne, piesa z mokrym nosem, brudnymi łapami i ciepły jęzorem rzucająca się z radością na człowieka, po powrocie z ogrodu, to jest to. Nawet gniewać się nie można- sama radocha, samo szczęście z merdającym ogonem:):):) To faktycznie super terapia na smutki i smuteczki.
UsuńNadmiar światła mi nie dokucza, ale te mroczne dni też niezbyt. No jest smutnawo, jednak przyjmuję to jako coś, co niedługo potrwa- trzeba spokojnie przeczekać. Moją depresję staram się w takich dniach trzymać krótko na smyczy- wiem, ze takie dni mogą mnie zdołować, dlatego robię wszystko, by o tym nie myśleć i nie ulegać podłym nastrojom ( muzyka, hafty, książki, porządki itp zajmujące czas i myśli).
Upałów nie znoszę, ale zimna również. Fajna jest późna wiosna i wczesna jesień:):)
Mnie jest bardzo rzadko zimno. Ale uwielbiam! I lody w zimie najlepsze😀
UsuńLody mogę na okrągło:):):)Jak na żyrafkę, to masz niecodzienne podejście do zimna:):):):)
UsuńChyba jestem skrzyżowana z morsem😀
Usuń:):):):):):):) Ja mam wyobraźnię Repo:):):)widzę kły morsa ciągnące się po ziemi, a ich długość jak szyja żyrafy+ tułów i nogi.
UsuńTo sobie bardzo życzliwie wyobrażasz,bo wielu osobom mors kojarzy się z tusza przede wszystkim:)) wąsy i zęby żyrafie zdecydowanie bardziej seksi.
UsuńMój mąż często mnie nazywa morsem( po serbsku morž) a ja jego karaluchem typu prusak- po serbsku žohar, piękne słowo 🤣
UsuńŻohar, czy ziohar jak to się wymawia? Faktycznie lepiej brzmi niż karaluch, czy prusak, jeszcze ewentualnie karaczan brzmi dostojnie:):):)
UsuńMorź:):):):):) A morsujesz też, czy tylko na sucho lubisz zimno?
Twarde ż😀
UsuńNigdy nie próbowałam morsowania, a pływać lubię. Może.czas spróbować jak reumatolog pozwoli.
Mnie zimno czasem przerasta, a przecież od małego wychowywałam się w warunkach, kiedy zimno było na porządku dziennym- piece w domu, internat z zapowietrzonymi grzejnikami, potem wynajęte mieszkanie (węgiel do pieca na 2 piętro tachałam), nagminnie zimna woda, daleka droga do szkoły (zima), dojazdy do innych szkół (stanie na przystankach na mrozie, wietrze, w deszczu, wtedy wiat nie było), zimne pociągi i autobusy. Pamiętam jak jeden z klientów powiedział mi kiedyś- wolę upały, bo można się przed nimi schować, a przed zimnem nie uciekniesz.
UsuńA ja uważam dokładnie odwrotnie🙂 nie uciekniesz przed upałem, nawet klima.w aucie.nie.zawsze pomaga, a ogrzać się jest łatwiej- ubrania, koce, kołdry. Fakt, że nie doświadczyłam ekstremum, na przykład pracy na zewnatrz na.Syberii.
UsuńJak tak przemarzniesz do kości, to później trudno się zagrzać. Dużo w życiu marzłam, ale pocić się też nie lubię. Pracy na Syberii sobie nie wyobrażam. Tam oprócz zimą mrozów, latem podobno strasznie dużo różnych muszek lata i gryzie.
UsuńPrzynajmniej w łagrowych wspomnieniach o tych owadach pisano.
UsuńTeż, ale ja czytałam o meteorycie tunguskim i jak go szukali. Największą przeszkodą nie było bagno, wiatrołomy, zimno i deszcz, a właśnie te roje gryzących muszek.
UsuńO, same Fantusie! Brytolki małe, znaczy się :-)
OdpowiedzUsuńBrytolki????????? Koty takie????
Usuńtak, brytolki... kot brytyjski krótkowłosy, taki sobie misiaczek, który brak kudłatości nadrabia gęstością futra... usposobienie też misiaczkowate... a zresztą, tu jest to rozwinięte szerzej:
Usuńhttps://www.josera.pl/poradnik/wiedza-o-kotach/kot-brytyjski%20.html
Piękne koty i historię mają piękną. Mnie uderzyło to, że one mają okrągłą łepetynę i potrafią dożyc 18 lat. Niesamowite.
Usuńnasz zwykły euro też potrafi dożyć 18 lat, nawet więcej, gdy jest dobrze utrzymany, tak więc to akurat żadna niesamowitość...
UsuńNiesamowite jest to, że koty w ogóle tak długo magą żyć. Mój pies dożył 17 lat, uznałam to za rekord.
Usuńnasza rekordzistka (euro) dożyła do lat 19-tu, a inne umierały w granicach 14 - 16, choć ta "najkrótsza" akurat była po ostrych przejściach, miała poharatane dzieciństwo, co też rzutowało na długość jej życia...
Usuńale...
koty rasowe z reguły żyją nieco krócej mimo zadbania, więc brytyjczyki faktycznie mogą się pochwalić dobrym wynikiem, jednak jest to rasa stara, można by rzec "dopracowana" genetycznie...
...
z psami jest zresztą podobnie, czysto rasowe psiaki żyją nieco krócej, ale tu dochodzi jeszcze kwestia wielkości: prawidłowością statystyczną jest, że im mniejszy, tym bardziej długowieczny, a taki np. wilczur (owczarek alzacki) dochodzi do wieku 12 lat i na tym przeważnie jego żywot się kończy...
p.s. z ciekawostek:
Usuńkot wychodzący /wciąż zakładamy, że zadbany/ żyje nieco krócej od niewychodzącego ze względu na ewentualne wypadki, ale z drugiej strony taki kot większe szanse na lepszy rozwój i stąd dylemat wielu opiekunów: wypuszczać, czy kisić kota w domu...
kot "miejski piwniczny" /zwany bezdomny lub dzikim/, o którego dba bardzo niewiele osób z reguły nie dożywa 3 - 4 lat... trudne warunki życia, marne żarcie, duża wypadkowość - taka jest cena, którą płaci taki kot za idealną wolność... taki "wolny" kot dłużej pożyje na wsi, bo ma większe szanse na przetrwanie, więcej ludzi go dokarmi i ma większe możliwości przytulnego schronienia, a ruch uliczny jest tam mniejszy, co jest akurat szalenie ważne, bo największy "naturalny" wróg kota to akurat auto...
Ciekawe to:):):) Koty miejskie, bezpańskie- żal mi ich. jednak powinno się sterylizować, bo i tak mają marny los te kociaku, po co je narażać.
UsuńNa wsi koty są luzackie, chodzą, jak chcą, żyją jak chcą, ale i tak giną często.
jak najbardziej popieram ideę sterylizacji bezpańskich kotów, bo choć dla miasta są bardzo istotne, stanowią naturalną barierę przed inwazją szczurów, to i tak sobie radzą w rozmnażaniu mimo tej naszej sterylizacji...
Usuńnasze trzy koty są na tyle przywiązane do nas i do tego domu, że odejdą tylko w razie złego traktowania... za to czwarty to jest właśnie taki "free", oprócz nas żywi się i nocuje u paru sąsiadów, zależnie od humoru, jego stopień przywiązania jest o wiele słabszy i zmieniać tego nie ma ani powodu, ani celu, ani żadnego innego sensu... czasem go tylko przechwytujemy i badamy pod kątem kleszczy, odrobaczamy, sprawdzamy jego stan zdrowia i jak na razie kocisko ma się świetnie...
BBM: Piękny prezent na ponure dni. Przyjęłam z podziękowaniem.
OdpowiedzUsuńA to fajnie:):) To jest na wzmocnienie:):) Precz troski, precz smutki, też żywot taki krótki....
Usuńmnie nasze kiciusie z założenia wprowadzają w dobry nastrój, samy swoim istnieniem, czasem tylko testują moje poczucie humoru próbując mi ten nastrój popsuć, ale to tylko taka zabawa, nic się nie dzieje na poważnie...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
To, że nie chcę mieć kota w domu i w ogrodzie, to nie znaczy, że mi się te sierściuchy nie podobają. Lubię oglądać filmiki z kotami:):):) I nie wątpię w ich terapeutyczną moc.
Usuńpo prostu nie masz warunków, cokolwiek by to miało znaczyć, więc nie ma o czym gadać...
UsuńKoty miałyby się tu świetnie, ale wolę ptaki i wiewiórki. Zresztą sąsiedzkie koty włóczą się po ogrodzie:):):) Jak przyłapię to przeganiam (delikatnie), ale one są cwane.
Usuńu nas struktura miejscowej fauny jest taka, że nie szkodzi jej za bardzo eksterminacja przez koty, a u Ciebie sytuacja wygląda na nieco inną...
UsuńDziękujemy za jasne wyjaśnienia i wysiłek włożony w tworzenie znaczących treści.
OdpowiedzUsuń