czwartek, 7 grudnia 2023

A tymczasem: -Zawiyrej dźwiyrze, bo mi ciasto spadnie

Moja babcia Emilia (mama taty, mamy mojej matki nie poznałam, bo zmarła tragicznie przed moimi urodzinami), smażyła wspaniałe pączki. Każdy pączek był nadziany śliwkowymi powidłami, był puszysty, miał chrupiącą skórkę i wokół biały paseczek. Przy smażeniu pączków babcia stosowała reżim kuchenny. Kiedy ciasto rosło, w postawionej na stole kuchennym  miednicy pod czystą ściereczką, nikt nie mógł pałętać się po kuchni, ani wyjść, ani wejść do niej, bo od razu babcia groźnie warczała:

- Zawiyrej dźwiyrzy, bo mi ciasto spadnie.

A jak mimo ostrzeżenia pchaliśmy się w te lub we w te na siłę, to było:

- Sapraporta, sakramyncki kluki wynocha mi stąd!!- I ściera szła w ruch. Pilnowała ostro, by ciasto świetnie wyrosło i chyba to był właśnie ten etap pieczenia, w którym decydowało się być, albo nie być wspaniałego ciasta drożdżowego. Pączki smażyła w roztopionym smalcu wieprzowym (wersja super lux) albo w oleju rzepakowym (wersja super), albo w Ceresie (wersja ekonomiczna). Każdy pączek przewracała „szpilką” do krupnioków (kto nie wie, to mówię- taki patyczek łamany na kilka części i taką częścią przebijało się jelito z kaszą, by nie wypłynęła z niego). Całe pączkowe misterium odchodziło wtedy.

Oprócz pączków, babcia piekła drożdżowe buchty i super strudel (ale to już nie drożdżówka). Z tamtych czasów zostało we mnie przekonanie, że pieczenie drożdżówki jest bardzo trudne.

Jakby na potwierdzenie tego, do tej pory, niestety, nie dane mi było upiec udane ciasto drożdżowe. Dwa razy wyszły zakalce i powiedziałam sobie- drożdżowe? Never!

Ale ze mną, jak z tą żabą, jeżeli chodzi o takie np. kulinarne rzeczy (w życiowych jak raz zadecyduję, to jestem raczej konsekwentna)- żaba stała przed kałużą i zarzekała się: „Do wody? Ja mam wskoczyć? Do takiej wody? Nigdy”, po czym chlup i już się w kałuży moczyła.


No i wskoczyłam w ciasto drożdżowe. Ale tym razem miałam kulinarnego przewodnika, który pilnował każdego etapu tworzenia. Moja córa od dawna piecze chleby. Namawiała mnie do tego wielokrotnie, a ja nie i nie. W końcu stwierdziła, że mnie nauczy, no i nauczyła. Efekt na razie jest taki sobie. Są bułki, pachnie w domu nieziemsko, ale kształt bułek pozostawia trochę do życzenia. Za to smak…no naprawdę to są prawdziwe wodne bułki pszenne. 

Nie prowadzę bloga kulinarnego, dlatego zdjęcia z całego procesu pieczenia są zwyczajne, robione w normalnej, nie przestylizowanej kuchni.  

 I tak- uwaga będę się teraz mądrzyła, kto umie piec drożdżowe ciasto niech weźmie na wstrzymanie, a najlepiej niech ominie cały ten fragment- do garnka wlewamy mleko (w przepisie jest woda), kruszymy drożdże, dajemy łychę lub dwie cukru- w przepisie nie ma cukru, jednak ponoć drożdże lepiej rosną w jego towarzystwie. Wszystko mocno mieszamy.

Lekko nagrzewamy wszystkie palniki, by piec był ciepły i je wyłączamy. Jest to chyba najlepszy sposób, by drożdże mogły wyrosnąć w cieple ( wszystkie ścianki garnka są równo nagrzewane). Można oczywiście postawić koło kaloryfera, ale mnie właśnie się dlatego nie udawało ciasto, bo drożdże miały jednak zimno. Garnek stawiamy między palniki i przykrywamy ściereczką, dajemy drożdżom szansę na wyrośnięcie tak około 10-15 minut.

Przygotowujemy mąkę, sól, olej  no i mikser.

Na wyrośniętych drożdżach powinna pojawić się piana. Jeśli się nie pojawi, możemy cały proces z drożdżami zacząć od nowa. U mnie się pojawiła😀
 
Wlewamy zaczyn do misy miksera, wsypujemy połowę mąki i zaczynamy miksować- mikser planetarny ma iść na najniższych obrotach.Moje dziecię nie bawi się  w wyrabianie ciasta mikserem. Wszystko robi ręcznie. No cóż, widać ja jestem ta wygodnicka. 

Po kilku minutach miksowania, wsypujemy drugą część mąki, dajemy sól i wlewamy olej, miksujemy tak długo, aż ciasto będzie jednolicie gładkie. No i tu trzeba kontrolować gęstość ciasta. Jeżeli jest lejące, to dodajemy trochę mąki, ale zbyt dużo mąki powoduje, że ciasto po upieczeniu będzie twarde.

Po zmiksowaniu misa z ciastem znowu ląduje na nagrzanej płycie pieca  (powtarzamy historię z nagrzewaniem palnikami).

Przykrywamy ją ściereczką i zostawiamy ciasto do wyrośnięcia. No i mamy ten najważniejszy moment- nie wolno dopuścić do schłodzenia rosnącego ciasta, bo klapnie. Lepiej jak dłużej je zostawimy niż z niecierpliwością będziemy zaglądać "czy już". Jaki to czas? Mniej więcej około 45 minut do godziny.

No i pięknie wyrosło. Wyjmujemy ciasto na stolnicę, formujemy wałek, dzielimy na tyle części, ile chcemy mieć bułeczek. Formujemy bułeczki, kładziemy je na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Górę bułek zwilża się wodą i nacina nożem. Podobno bułki powinny leżeć nacięciem do dołu podczas dalszego wyrastania. Przykrywamy bułki, leżące na blasze, ściereczką i pozwalamy im dalej rosnąć. Dajemy im na to tak około 40 minut. Potem odwracamy je nacięciem do góry. Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni, bez termoobiegu, grzałka górna i dolna, wkładamy blachę z bułkami do piekarnika i pieczemy około 20 minut. W tym czasie lepiej piekarnika nie otwierać i znów lepiej im dać więcej czasu na pieczenie, niż wyjąć niedopieczone.

Przepis na bułki kajzerki  (9 sztuk)

- 400 g mąki pszennej  (do bułek stosować najlepiej typ 650, albo o większej liczbie),

- 240 ml wody ( ja dałam mleko),

- 20 g świeżych drożdży,

- płaska łyżeczka soli,

- 25 ml oleju (dałam dwie duże łyżki),

- dałam 2 duże łyżki cukru- w przepisie ich nie ma, ale drożdże lepiej rosną z cukrem, a w smaku bułek w ogóle go nie czuć,

- opcjonalnie sezam lub mak do posypania.

Takie wyszły moje pierwsze bułki drożdżowe. Hmmmmm...ale jestem dumna mimo ich plackowatego wyglądu.
 


Na co teraz zwrócić uwagę? Mąka jednak musi być grubiej mielona. Ja piekłam z mąki typu 500, a do pieczenia pieczywa używa się mąki typu 2000. Im grubiej mielona mąka, tym ciasto bardziej zwarte. I to było widać po moich bułkach- ciasto trochę się rozlało na blasze, a jak wyrosło, to bułki połączyły się bokami.

Niby takie placki płaskie, a w środku pięknie upieczone bez zakalca.

No nic to, trening czyni mistrza, następne bułki, mam nadzieję, będą bardziej udane, bo już opuścił mnie ten opór porzeciwdrożdżówkowy.
 

 

 

47 komentarzy:

  1. Brawo, pierwsze koty za płoty🙂
    Ja piekę co jakiś czas chleb, ale na zakwasie, żytni z ziarnami i kminkiem, czasem jeszcze z żurawiną. Od drozdzowych ciast zawsze był mój tata- jak on wyrobił to były dopiero chaly i makowce. Tata już nie ma sił na kulinarne wyczyny, ale pałeczkę.przejal mu mąż. Umie i lubi gotować, czego nie umie to się chce nauczyć. Drożdżowe makowce na nasze święta są spod jego ręki🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zakwasie pewnie jeszcze przede mną, teraz muszę te drożdżowe opanować:)
      Czy na zakwasie jest trudne do zrobienia?
      Zawsze twierdziłam, że mężczyźni wspaniale sprawdzają się w kuchni:):) Do wyrabiania ciast potrzebne są silne ręce.
      Drożdżowe makowce, mniam, ale masz się fajnie:):):)

      Usuń
    2. Na zakwasie to prościzna, tylko mieszasz wszystko ręką:) . Rośnie już w keksowkach, u mnie przez noc i rano piekę. Zakwas najlepiej mieć od kogoś, sprawdzony, potem tylko dokarmiać.
      Mam szczęście do gotujących mezczyzn:)

      Usuń
    3. Zakwas można zrobić tez samemu, natomiast nie bardzo wiem od kogo by tu ten zakwas skombinować. Jutro spróbuję upiec chleby, Młoda wczoraj piekła, zostało mi trochę drożdży. Zastosuję inną mąkę.
      W rodzinie jest bratanek po gastronomie, ale on nie gotuje, Młody na piętrze z lubością gotuje. Podziwiam:)

      Usuń
    4. Można samemu, ale taki przesąd jest, że najlepsze chleby wychodzą na cudzym.zakwasMożnaie:)
      Mój mąż z wykształcenia mechanik, z zawodu głównie rolnik, a gotowanie to jego pasja. We Włoszech pracował rok w restauracji chińskiej, umiejętność siekania na cieniutkie słupki jest podstępnie w rodzinie wykorzystywana:)

      Usuń
    5. Coraz więcej mężczyzn lubi gotować. Ja uważam to za super sprawę.
      Połączenie mechanika z rolnikiem jest dobre, a jak dochodzi umiejętność gotowania, to skarb masz w domu.
      Chętnie bym tę umiejętność siekania warzyw w cieniutkie słupki też wykorzystała, bo przymierzam się do próby ugotowania kilku dań z kuchni wietnamskiej i japońskiej. Jak dobrze pójdzie i smakowo się przyjmie, to będę się rozwijała w tym kierunki. mam już trochę produktów i kupiłam wok.
      Czy Twój mąż w domu gotuje potrawy kuchni azjatyckiej?

      Usuń
    6. Gotuje a jakże:) Lubi eksperymenty i lubi się uczyć.

      Usuń
    7. Super, ja się przymierzam na pierwszy ogień do pospolitych sajgonek. A potem do różnych potraw z makaronem ryżowym.

      Usuń
  2. Wypróbuj przepis z bloga "kwestia smaku" na ciasto drożdżowe z truskawkami i kruszonką.Dla mnie to idealny przepis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, jak już ogarnę te podstawowe drożdżowe typu chleb i bułki, to z owocami również zacznę robić:)

      Usuń
    2. Ja najpierw z tego przepisu z truskawkami robiłam tylko z kruszonką,bo bałam się, że mi klapnie.Ale wychodzi super,tylko , że niestety wszystko ważę :))

      Usuń
    3. A to ciasto nie gniewa się na świeże truskawki? Bo nie każde ciasto lubi świeże owoce. Patrzyłam na ten przepis z ciastem w kształcie kwiatka, z kruszonką.
      Ja też ważę, bo jednak ciasta lubią mieć zachowane proporcje w składnikach. Widocznie pieczywo nie musi, ale jak doda się zbyt dużo maki, to wychodzi twarde.

      Usuń
    4. Na pewno się nie gniewa,hehe.Ja robiłam tylko że świeżymi truskawkami i śliwkami,z tym że śliwki kroiłam na ćwiartki .Najpierw może spróbuj z samą kruszonką,na pewno Ci wyjdzie,bo przecież praktykę już masz :))
      I

      Usuń
    5. Będę próbowała. Najpierw bułki, potem chleb, potem te ciasta. Z owocami też, a jak będą truskawki to truskawkowe:)

      Usuń
  3. I jeszcze chciałam dodać,że używam tylko mąki Basia tortowej i prawdziwego masła a składniki dokładnie ważę,nawet te na kruszonkę.I ciasto wyrabiam hakami 10 minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do ciasta na blasze może taka mąka być, bo ciasto się rozprowadzi , ale jak trzeba formować, to chyba grubiej mielona:). Do ciast też używam masła i też staram się dokładnie ważyć składniki, ale są takie ciasta, które robię "na oko", kwestia wprawy.
      Ja mam mikser planetarny z jednym hakiem, poprzedni miał haki i też świetnie urabiał ciasto:).
      Dzięki za rady:):):)

      Usuń
  4. Moja babcia Stefania tez piekła bezkonkurencyjne pączki, no i moja matka chrzestna, od tamtej pory żaden pączek mi nie smakował.
    Drożdżowe to piecze mój mąż, a ostatnio i syn, ja tylko rogaliki krucho-drożdżowe.
    Od maki wiele zależy no i od garowania, to kluczowe.
    Twoje bułeczki cud-malina, zjadłabym bez niczego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ten cud-malinę, hmmmmm... takie bardziej jednak płaskoziemne, ale w smaku bardzo dobre.
      Kiedyś piekłam dużo i to ciast różnych (oprócz drożdżowych i francuskiego), teraz mi przeszło.

      Usuń
  5. Ceres - pamietam reklame: Margaryna i Ceres to dobry interes. Moja mama piekla paczki, takie jak Twoja Babcia ale uzywala widelca, z ktorego wylamane byly "zeby" a do tluszczu wrzucala ziemniaka aby sie nie ... przypali? Chyba. Zadaniem dzieci bylo pudrowanie paczkow. Lukru nie pamietam. Natomiast najlepsze paczki jadlam w Krakowie, na Kazimierzu. Podjadalysmy po 10 sztuk, ach ta mlodosc, czlowiek i tak ani deka nie przytyl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babcia też nie lukrowała, wszystkie były posypane cukrem pudrem, który sypało się na gorące pączki.
      Już nigdy potem tak dobrych pączków nie jadłam. Tak naprawdę to ich nie lubię, to znaczy tych z cukierni. Rzadko są puszyste i lekkie.

      Usuń
  6. ciasto drożdżowe piekła kiedyś jedna z naszych babć na różne okazje rodzinne... wyglądało bardzo nieefektownie w porównaniu z resztą ciast, które szybko znikały z patery, a ono w większości wracało do kuchni na koniec spotkania... za to od następnego dnia okazywało się znakomite, było jak dobre wino, im starsze, tym lepsze... podczas spotkania prawie nikt go nie jadł, bo wszyscy wiedzieli już, że warto poczekać, a niektórzy goście wychodząc prosili o parę kawałków do domu...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzę na przepis i to chyba jest najtańsze ciasto ( nie ma jajek, mało tłuszczu).
      masz rację, drożdżowe dopiero później jest smaczniejsze. I jeszcze tak z mlekiem:):):))

      Usuń
    2. nie, sorry please, żadnych mlek, chyba że w postaci śmietanki zmiksowanej z malibu... a żółty lub pleśniowy ser /też jakaś forma mleka/ z ciastem drożdżowym jakoś mi nie konweniuje :)

      Usuń
    3. No sorry please, żadne malibu. ja tam nie wiem, czy żółty ser z ciastem drożdżowym nie konweniuje, nie próbowałam, ale jeżeli można czekoladę z pieprzem wcinać, to może i ten zestaw komuś podchodzi.
      Czy jadłeś kiedyś drożdżową buchtę?

      Usuń
    4. musiałem poszukać w necie, co to jest ta cała buchta i wychodzi w sumie na to, że jadłem, choć nie pod tą nazwą, poza tym wcinanie to nie nazywanie i było fajnie...
      czekoladę z pieprzem (czerwonym, tureckim, czyli chili) nawet lubię, a z czarnym jakoś się nie złożyło spróbować, choć w sumie można sobie to przyrządzić od ręki... słyszałem też o czekoladzie z wasabi /pytanie, czy prawdziwym, czy zwykłym chrzanem pofarbowanym na zielono/, ale do tej pory nie było okazji...
      za to specjalistkami od różnych egzotycznych zestawów gastronomicznych są kobiety w ciąży, u nich śledź ze słodką bitą śmietaną to normalka... sam za to nie będąc w ciąży dotarłem do razowca z serkiem topionym i dżemem truskawkowym, to było na jakimś monstrualnym kacu poimprezowym, a że (alkoholowe) imprezowanie uznałem kiedyś za nudne, to raczej nie powtórzę tego doświadczenia...

      Usuń
    5. Czekoladę z wasabi jadłam, taka sobie. Wolę samo wasabi:)Nawet nie wiem, czy miałam jakieś dziwne połączenia jedzenia , kiedy była w ciąży. Nie znosiłam tego stanu i chciałam jak najszybciej przez ciążę przejść. Żadne celebracje i podsuwania jedzonka.
      Buchtę babcia piekła dosyć często- smarowało się kromki masłem ( domowym) i popijało kawą zbożową, herbatą lub mlekiem.
      Patrzyłam na przepis, bardzo prosty, tylko znaleźć ochotę na pieczenie.

      Usuń
    6. buchta drożdżowa, ale znalazłem też buchtę w drugim znaczeniu jako rodzaj pampucha... najlepsze pampuchy, zwane bao, robiła i sprzedawała z wózeczka pewna Wietnamka na Stadionie... były nadziane jakimś mięsem, grzybami mun i fasolą mung, taką małą zieloną, Wietnamczycy mówili na nią "soja"... było świetnie przyprawione i tanie, więc często miałem z tego drugie śniadanie... bao jadłem też w Paryżu na święcie l'Humanite ze stoiska wietnamskiego... ale były przyprawione pod gust "eurpejski", nieostre, więc już nie były takie dobre...

      Usuń
    7. Pampuchy, to kluski na parze i takie znaczenie jako pierwsze wyskakuje w wyszukiwarce.
      Podsunąłeś mi pomysł z tym wietnamskim nadzieniem. Trzeba będzie spróbować.
      W wietnamskich przepisach nie znalazłam tych klusek, może to jakiś europejski krojcok ? Na razie bigos "dochodzi" na blasze- dzień pierwszy :):)

      Usuń
    8. krojcok... znaczy potrawa eklektyczna, synkretyczna? :)
      pochodzenie bao, albo raczej mantou jest chińskie, ale rozpowszchniły się na całym Dalekim Wschodzie... technicznie można je wykonać na dwa sposoby: albo w formie otwartej, takiej kanapki, jak burgery z fast foodu, albo w formie zamkniętej, po prostu pampuch faszerowany... te, które jadłem na Stadionie i w Paryżu były tego drugiego rodzaju... a z samym farszem można poeksperymentować: różne rodzaje mięsa, może być też boczek, fasolka i grzyby też rozmaite, co tylko nam fantazja podpowie...

      Usuń
    9. p.s można też wege, bez mięsa... ostatnio w Dino odkryłem fajne kotlety sojowe, za grosze dosłownie, niecałe 4 złote z opakowanie na dwie osoby... zalewamy wrzątkiem: bulionem, albo wodą z jakimś przyprawami, zostawiamy na jakieś 10 - 20 minut, potem smażymy, dusimy, albo dusimy w mikrofali, fajnie wychodzą z uprzednio smażono-duszonymi pieczarkami na przykład, a potem możemy nimi napchać takiego pampucha, przy czym nieźle jest te kotlety wcześniej pokroić na drobniejsze kawałki, bo większe potrafią się gumować w ustach jeśli się nie dosmażyły dostatecznie...

      Usuń
    10. Może lepszy pampuch faszerowany? No i chyba łatwiej się go je niż "kapiącego sosem" burgera.
      Krojcok to taka krzyżówka np. dzieciak z Cieszynioka i Ślązaczki:):):):)
      Pampuch polski nadzienie wietnamskie.
      Kotlety sojowe smażyłam już 25 lat temu, kiedy okazało się, że młodsze dziecię jest uczulone pokarmowo. Były niezłe. Pewnie współczesne są o niebo lepsze.
      Muszę się rozejrzeć za nowymi wariantami jedzonka.

      Usuń
  7. A ja jestem może dziwna, ale nie lubię drożdżowego ciasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupne drożdżowe nie zawsze mi podchodzi. Domowe ciasto drożdżowe w naszych domach nie istniało do momentu, kiedy Młoda zaczęła piec chleby. moja mama nie piekła, ja nie piekłam drożdżowego. Jadłam przeważnie u babci, no ale jej drożdżowe to majstersztyk był.

      Usuń
    2. Ja nawet najlepszego nie za bardzo...

      Usuń
  8. Babcia Emilia piekła pączki na smalcu. Piekła, czy smażyła? Kiedyś moja mama, podczas smażenia pączków, wylała na siebie gorący tłuszcz- smalec właśnie. Długo leczyła oparzenia, na szczęście udało się wyleczyć je tak, że nie pozostały blizny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa smażenie w głębokim tłuszczu. Masz rację, poprawię w tekście.
      Biedna Twoja mama, oparzenie tłuszczem jest jednym z gorszych, bo tłuszcz przylgnie do skóry i nim zneutralizujesz, to już robi rany.

      Usuń
    2. na głębokim oleju można smażyć langosze, popularne placki /H, SK, CZ/, jak podaje Ciotka Wiki sprzedawane ponoć są na dworcach w Bielsku B. i Cieszynie(!) :)

      Usuń
    3. */wróć, errata, ma być w barach fast foodowych, dworce sam niechcący dośpiewałem...

      Usuń
    4. Nie bywam w barach fast foodowych, ale langosza jadłam. Czy ja wiem, taki sobie:). Nawet nie wiem, czy na dworcu w Cieszynie jest jakiś bar:)
      Olej też musi być dobry. Ja na razie smażę na ryżowym, rzadziej na kokosowym.Trudno dobrać taki mocny i ekologicznie produkowany.

      Usuń
  9. Piekę wszystko, tyle że coraz bardziej mi się nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oczywiście zgodnie z Twoim zaleceniem pominęłam przepis :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):):) Czyli jesteś mistrz pieczenia (nie mylić z pieczeniarzem). Mam nadzieje, że się nie zblamowałam tym opisem, w oczach mistrza:)

      Usuń
  11. Jestem bezglutenowcem, więc piekę głównie różne owsiane przegryzki- albo na bazie mąki owsianej albo drobnych płatków owsianych. Albo na bazie mąki z ciecierzycy. No i tego to nie piekę na drożdżach, to ciasta na proszku. A paczków to jakoś nigdy nie lubiłam bo nie wiem czemu ale zawsze były z lukrem a ja nie lubię lukru. Serdeczności;)
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, bezglutenowcy mają trochę pod górę, ale już rynek jest tak zapełniony w bezglutenowe, że można coś wybrać. Ciasta na proszku też piekę. Te pączki ze sklepów czy cukierni są bardziej tłuste, ciężkie i często gumowate. No i nadzienie, choć do wyboru, dosyć skąpe. Dlatego rzadko je kupujemy.

      Usuń
  12. Do ciast pieczonych stosuję mąkę 750 lub więcej, z drożdżowymi się nie cackam i wychodzą cudnie, z biszkoptami tak pół na pół. I zawsze gonię z kuchni wszystkich bo przeciąg jest wrogiem ciast w trakcie rośnięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych mąk jest tyle, że głowa boli. Na razie dostosuję się do rad Młodej, bo ona już ma doświadczenie. Potem zacznę trochę eksperymentować. To dotyczy pieczenia chleba. Inne ciasta mam w miarę opanowane i sprawdzone.

      Usuń