Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 13 stycznia 2024

Azjatyckie ognie piekielne

Ostatnio szukałam słodyczy innych od tych wszystkich czekoladowych lindlowych, wedlowych tudzież ferreroroscherowych. A ponieważ oglądam „rolki” z fajną Japonką, która opowiada o życiu w Japonii, pokazuje różne gadżety, omawia zwyczaje, potrawy, słodycze itp., postanowiłam zajrzeć do sklepów z produktami azjatyckimi. No i wpadły mi w oko japońskie ciasteczka mochi. Zaraz potem „poleciałam w Internety” zobaczyć, czy da się takie ciasteczka zrobić w domu. Owszem, jest wiele przepisów na nie, łatwych, trudniejszych- wszystkie z bardzo łatwo dostępnych produktów. Ale nie będę robiła czegoś, kiedy nie znam smaku produktu. Kupiłam pudło ciasteczek mochi. 

 Ciasteczka ryżowe dosyć mdłe, tylko nadzienie odznacza się bardziej wyrazistym smakiem, raczej nie przypadły mi do gustu. Poza tym trzeba uważać, bo one ciągną się niemiłosiernie i można się nimi zadławić. Ogólnie mogą być i jak najdzie mnie ochota, to zrobię, ale jęzora nie urywają.

Jeden z przepisów na ciasteczka mochi

„Mochi – ni to kluski, ni ciasteczka – są japońskim przysmakiem, który mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni obowiązkowo spożywają w noc sylwestrowo-noworoczną. Zgodnie z tradycją ma to im zapewnić pomyślność na cały rok.

Nic nie stoi na przeszkodzie, by mochi jeść przez cały rok. Te ciastka robi się ze specjalnej mąki ryżowej mochiko lub shiratamako (mąki z ryżu kleistego). Tradycyjnym nadzieniem zaś jest pasta anko robiona z czerwonej fasoli azukis.

  • 115 g mąki mochiko (lub 100 g mąki shiratamako)
  • 100 g mąki ziemniaczanej lub skrobi ryżowej
  • 50 g cukru pudru
  • 180 ml wody
  • dżem truskawkowy
  • Ustawiamy miskę, w której będziemy wyrabiać ciasto, na garnku z gorącą wodą, tak by miska nie dotykała wody. ­
  • Na parze do mąki mochiko dodajemy cukier i energicznie mieszając, powoli wlewamy wodę, tak by nie było grudek w cieście.
  • Zostawiamy ciasto na parze na 15–20 minut. W tym czasie masa powinna zmienić kolor z białej na lekko przeźroczystą.
  • Po tym czasie ściągamy miskę z ciastem ryżowym z kąpieli wodnej. Ciasto wykładamy na  arkusz pergaminu obsypany skrobią ryżową albo ziemniaczaną.
  • Gdy ciasto ostygnie, wałkujemy je – wałek również obsypujemy skrobią.
  • Rozwałkowane ciasto chłodzimy w lodówce przez 15 minut.
  • Po kwadransie wyjmujemy ciasto i wykrawamy krążki za pomocą szklanki o dużej średnicy. Każdy krążek otrzepujemy z nadmiaru mąki.
  • Na każdym krążku kładziemy łyżkę dżemu truskawkowego. Ciasto zwijamy w kulę, zbierając je od góry do dołu (jak pampuchy czy knedle). Możemy dodatkowo obtoczyć ciastka w wiórkach kokosowych, kakao, kolorowych posypkach itp.
  • Mochi przechowujemy w lodówce – w papilotkach.
  • Świeżo przygotowane mochi są dość klejące, przez co trudne do przełknięcia, dlatego warto jeść je małymi kęsami.

 W ciągu roku natomiast Japończycy jedzą mochi z różnym nadzieniem – i słodkim, i wytrawnym. Pojawiają się więc wersje, zwłaszcza zeuropeizowane, z czekoladą, masą orzechową, twarogiem albo wątróbką czy innym nadzieniem wytrawnym”*

Na YT są filmy, jak takie ciasteczka wykonać, wystarczy wpisać temat w wyszukiwarkę YT.

 Nie jeździmy do miast, by włóczyć się  (w dobrym znaczeniu tego słowa) po restauracjach z potrawami z różnych stron świata, ale dzisiaj kuchnie wielkiego świata są na wyciągnięcie ręki. Wybór jest  taki: kupić gotowce lub samemu pichcić z kupionych produktów w internetowych sklepach „tematycznych”.

Oprócz ciasteczek mochi, kupiłam wszystko, co potrzeba do zrobienia sajgonek, które bardzo lubię, produkty do różnych dań kuchni koreańskiej, które chcę zrobić  oraz gotowiec (też z kuchni koreańskiej).

 Kto by się oparł takiej zachęcie?

„Yopokki, kluski ryżowe w łagodnym sosie Jjajang 2x140g marki Young Poong

Yopokki, czyli błyskawiczne danie topokki to koreański przysmak od prawdziwych specjalistów w tej dziedzinie. Daj się skusić na prawdziwy rarytas - ciągnące, ryżowe kluseczki oblepione wciągającym, słodko-wytrawnym sosem, rodem z "miasteczka" tteokbokki, seulskiego Sindang-dong.

Sposób przygotowania:

Przełóż do rondelka porcję klusek ryżowych oraz sos, dolej 100-120 ml wody i doprowadź do wrzenia. Zmniejsz płomień i gotuj przez ok. 5 minut, aż sos zgęstnieje do apetycznej konsystencji a kluseczki staną mięciutkie i sprężyste. Mm, pycha!”

Trochę słów o historii powstania Yoppoki;
Tteokbokki, czyli po koreańsku 떡볶이, jest znanym i lubianym daniem, które podaje się na obiad. W Korei tteokbokki można kupić w snack-barach, czyli bunskijip. Potrawa dostępna jest także na straganach ulicznych nazywanych pojangmacha.

Według podań i legend tteokbokki znane było już w XIV wieku, kiedy swoje panowanie rozpoczęła dynastia Joseon. W ówczesnych przepisach zamiast pasty gochujang, która jeszcze nie była znana, używano sosu sojowego. Średniowieczne tteokbokki było wzbogacane wołowiną. Nie brakowało też warzyw.

Tteokbokki w dzisiejszej formie powstało przez przypadek. Właścicielka restauracji Ma Bok Lim omyłkowo wrzuciła kilka ryżowych klusek do ostrego sosu. Po spróbowaniu okazało się, że powstało pyszne ostre danie, które bardzo szybko trafiło do menu restauracji. W takim samym tempie zyskało rzeszę fanów, a przepis powędrował do różnych regionów Korei.

Obecnie kluski ryżowe koreańskie znane są w całej Korei. W zależności od regionu przygotowuje się różne wersje tego smacznego dania. Jednym z przykładów jest tteokbokki smażone na głębokim tłuszczu, które jest wyjątkowo chrupiące. Z kolei w jajang tteokbokki pastę gochujang zastępuje się boczkiem i śmietaną, a rabokki to wersja z dodatkiem makaronu ramen.”

Przepis:

  • Przepis na tteokbokki nie jest trudny. Kilka prostych kroków i pyszne tteokbokki jest gotowe.
  • To szybki przepis na tteokbokki. Koreańczycy potrafią zrobić je w nie więcej niż pięć minut.
  • Lista składników nie jest długa. Większość produktów potrzebnych do zrobienia domowego tteokbokki jest w sklepach przez cały rok. Koreańskich klusek ryżowych czy pasty gochujang szukaj w sklepach na półkach z produktami kuchni świata. Koreańskie produkty spożywcze są również dostępne w sklepach internetowych.
  • Jak podawać tteokbokki? W Korei tteokbokki podaje się w głębokich miskach.
  • Jak jeść? Tteokbokki powinno jeść się pałeczkami.
  • Z czym podać tteokbokki? Jednym z najpopularniejszych dodatków jest kimchi, czyli kiszona kapusta o ostrym smaku.

 Składniki na tteokbokki

2 i 1/2 szklanki bulionu warzywnego
500 g koreańskich klusek ryżowych
100 g zielonej fasolki szparagowej
2 cebule dymki
2 ząbki czosnku
2 łyżki pasty gochujang
2 łyżki sezamu
1 łyżka cukru trzcinowego
1 łyżka sosu sojowego
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Przygotowanie dania tteokbokki

  • Kluski ryżowe opłucz w zimnej wodzie.
  • Dymkę pokrój w drobną kostkę. Czosnek drobno posiekaj.
  • Bulion warzywny zagotuj. Dodaj pastę gochujang, cukier trzcinowy, sos sojowy, fasolkę szparagową, czosnek i dymkę. Dopraw solą i pieprzem. Dokładnie wymieszaj.
  • Dodaj kluski ryżowe. Doprowadź do wrzenia, a następnie zmniejsz ogień i gotuj około 8 minut. W tym czasie koreańskie kluski powinny zmięknąć, a sos zredukować i stać się gęsty.
  • Podawaj posypane sezamem na obiad lub lunch.

Na podanej stronie jest film, na którym krok po kroku autorka demonstruje jak zrobić Yoppoki.**

Kiedy szukałam przepisu na te ryżowe kopytka okazało się, że baza jest taka sama ( kopytka), ale dodatki do sosu są różne.

„W tteokbokki, prócz kopytek i ostrego czerwonego sosu, przeważnie pływają również „fish cake”, czyli koreańska wersja naszej ryby faszerowanej, oraz… jaja ugotowane na twardo. Te ostatnie mają za zadanie równoważyć pikantność dania, a przy okazji uzupełniają je w białko. Spotkałam się również z barową wersją tteokbokki serwowaną w miejscach szybkiej obsługi (bunsikjip). Przeważnie są wtedy z dodatkiem makaronu instant czy parówek. W wersji restauracyjnej, czyli bardziej eleganckiej – widziałam nawet tteokbokki z owocami morza oraz warzywami i wołowiną.”***

Można je również jeść z różnymi przystawkami.

Zatem zrobiliśmy sobie Yoppoki według podanego przepisu- kopytka, woda, sos i do woka. Przy okazji wypróbowałam wok, który ostatnio kupiłam z myślą o robieniu dań azjatyckich.

I gotowiec do zjedzenia



Podgrzaliśmy, sos się pięknie zagęścił, nawet pachniał ładnie. Przełożyłam kopytka do miseczek i… dla mnie zaczął się dramat. Wszystkie ognie piekielne siedzą w tym sosie (napisano, że łagodny??!!!! NAPISANO!!!).  Nawet, smakowo obojętne, kluseczki ryżowe nie złagodziły tego palenia w ustach. Zjadłam połowę porcji i doszłam do wniosku, że jednak tak bardzo nie zgrzeszyłam, by się torturować tym sosem w ramach pokuty. Obiad zakończyłam szybko podgrzanymi flaczkami. Natomiast Jaskół dzielnie zjadł swoją porcję, potem jeszcze trochę mojej. Zawsze mówiłam, że on ma bardziej wyparzone pyszczysko, niż ja.

Konkluzja- ryżowe kopytka jak najbardziej, „łagodnemu” oryginalnemu  sosowi zdecydowane NIE. Kopytka mogą być z każdym innym sosem np. grzybowym.

Robiliśmy danie z dwóch porcji, można jeszcze zamiast dwóch porcji sosu, dodać tylko jedną. W sumie można pokombinować, by złagodzić ostrość sosu. Wszystko przed nami.

*https://beszamel.se.pl/przepisy/ciasta-bazowe/jak-zrobic-mochi-najnowszy-kuchenny-hit-oto-przepis-na-mochi-rodem-z-japonii-re-nDGa-6SR1-Dkbt.html

**https://www.mniammniam.com/przepis-na-tteokbokki-

*** https://nakarmionastarecka.pl/tteokbokki-koreanskie-kopytka-w-ostrym-sosie-v/

https://lamarida.pl/2017/11/18/koreanskie-kluski-ryzowe-na-ostro-kopytka-tteokbokki/


 

63 komentarze:

  1. Nie przepadam za azjatyckimi daniami- te pikantne dla mnie za ostre a słodkie-za słodkie. Często co prawda robię "chińszczyznę" w woku, robię też sporo dań hinduskich, ale nie szafuję przyprawami ani słodkimi ani ostrymi. Nałogowo codziennie spożywam łagodne curry ("walę" do wszystkiego łącznie z jajecznicą), kurkumę, cynamon, kardamon, ale trudno powiedzieć, że to indyjska kuchnia. Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z azjatyckich to tylko sajgonki i sushi dotychczas poznałam. Nie miałam pojęcia, ze oni tak strasznie ostro jadają. Ostatnio jedliśmy koreańska konserwę rybną i też była piekielna. Wszystkie wymienione przez Ciebie przyprawy ( i wiele innych) mamy u siebie w sklepie. Mam nieograniczone możliwości komponowania ich w jedzeniu. Uwielbiam grzyby mum, daję je nawet to polskich potraw:):):):)

      Usuń
  2. Ja uwielbiam sushi i kuchnie hinduska, ale z rodzaju jak najmniej ostre. Reszta mnie jakoś nie pociąga.
    Ale.chetnie czytam co tam się je na świecie, niektóre rzeczy próbuje odtworzyć, a nawet zmodyfikować pod swój smak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam zbyt wiele potraw azjatyckich. Kiedy robiłam doktorat, chodziłyśmy z promotorką do knajp chińskich, ale możliwości wyboru przecież, za jednym pobytem, są ograniczone, a ja wtedy byłam zachwycona kurczakiem w ich wykonaniu. Zwłaszcza to ciasto, w jakim był smażony kurczak, mnie intrygowało. Teraz wiem, że oni mieszają dwa rodzaje mąki i ciasto wtedy jest bardziej "szkliste", chrupiące.
      Te koreańskie kopytka nadają się jako baza do wielu wariacji jedzonkowych. jednak zrobię je sama z mąki ryżowej, bo mam wrażenie, że te gotowce są twardawa, a domowe będą bardziej pulchne.

      Usuń
    2. To poproszę recenzję 🙂

      Usuń
    3. Kopytek Twojej produkcji z mąki ryżowej. Sama nie zaeksperymentuję ;)

      Usuń
    4. Jeszce nie robiłam, kupiłam gotowe i one były trochę twardawe. To tak samo jak kupujesz polskie kopytka- gotowce, coś mają w sobie takiego, że nie są tak miękkie jak robione w domu. Niektóre wskazówki mówią, że Yoppoki należy przed gotowaniem trochę namoczyć. No nie wiem, może to jest to? Na razie nie mam mąki ryżowej, za to makaronów ryżowych sporo:):):):)

      Usuń
    5. Tu jest przepis na same kluski, ale widzę, że mnóstwo przepisów dotyczy tylko sosu i bazuje na gotowch kluskach.
      Przepis na koreańskie kluski ryżowe

      Składniki:

      400 g kleistej mąki ryżowej (mepssalgaru),
      1 łyżeczki soli,
      1 szklanka gorącej wody,
      odrobina oleju sezamowego.

      Sposób przygotowania:

      W misce wymieszaj mąkę ryżową z solą. Dodaj wodę i całość dokładnie wymieszaj - masa powinna być kleista.
      Masę przełóż do wyłożonego papierem do pieczenia bambusowego koszyczka do gotowania na parze i gotuj przez około 25 minut.
      Na desce do krojenia albo stolnicy rozsmaruj olej sezamowy (jeśli nie masz go w swojej kuchni, może być zwykły olej roślinny).
      Przełóż ugotowane ciasto i tłuczkiem delikatnie je rozbij, aż stanie się elastyczne i będzie miało gładką konsystencję.
      Uformuj ciasto w takim sam sposób jak na kopytka. Owiń każdą z rolek z nich w folię spożywczą i włóż do lodówki na godzinę, aby stężało.
      Po tym czasie pokrój na zgrabne ruloniki. Podawaj z sosem."
      https://polki.pl/przepisy/obiad,kluski-ryzowe-koreanskie-tteokbokki-przepis-na-azjatycki-obiad,10437741,artykul.html

      Usuń
    6. Przepis dałam jen pro případ, bo może komuś się jednak przyda:)

      Usuń
    7. A wiesz, ,że się skusze, mam wszystkie składniki.

      Usuń
    8. O nie! Brak bambusowego koszyczka!

      Usuń
    9. I pałeczek pewnie też:):):):): Klapa, wielka klapa!:):):):)

      Usuń
    10. Paleczki są, za kazdym razem, jak zamawiamy sushi na wynos, dostajemy kilka kompletów:)

      Usuń
    11. Bambusowy koszyczek zastąpisz normalną miską, nawet plastikową. Nigdy nie jadłam pałeczkami:):) Ręce mi się trzęsą:):):):):)

      Usuń
    12. Ja też widelcem zawsze:))

      Usuń
    13. Widelec to widelec a nie wymysły bambusowe:):):):) Ciekawe jak jedzą pałeczkami stuletni chińscy starcy? Nie kpię, autentycznie mnie teraz zainteresowało, bo tam w Azji jest mnóstwo takich starych ludzi, i w miarę sprawnych.

      Usuń
    14. Jestem pewna, że nie sprawia im to problemu:)

      Usuń
    15. Przyjechałaś już do Polski? Są szanse na dokończenie wielkiej sprawy zdrowotnej?
      Chińczycy to twardziele, stare ręce nie są przeszkodą w jedzeniu pałeczkami. Na filmie widziałam, że oni ryż jedzą też palcami wprost z miseczki. Robią takie kulki, maczają w sosie i zajadają:):):)

      Usuń
    16. Pod koniec miesiąca wracamy.
      Szanse są tak na okres wakacyjny z operacja, ale nic pewnego, wszystko zależy od krwi. A ja mam w dobie zła krew:)(

      Usuń
    17. Jasne... zależy do czego odnieść słowo "złą":):):) A tak nawiasem, kto Ci tak bardzo napsuł tej krwi? Dawaj go tu!
      Pewnie już bierzesz coś na poprawę wyników, teraz tylko czas i oby to szybko w zdrowiu zleciało.

      Usuń
    18. Biorę, kontrola w lutym. Dziękuję za wirtualne wsparcie:)

      Usuń
    19. No wiesz, że zawsze, nieustannie, permanentnie et cetera....i zakończę banalnym; będzie dobrze, bo musi być:):):), ale ten banał naprawdę działa, bo niesie w sobie ogromny potencjał wiary:):):)

      Usuń
  3. uwielbiam dalekowschodniowszczyznę /Chiny, Japonia, Korea, Wietnam/ dowolnego rodzaju, ale z ostrością staram się nie przeginać, bo kiedyś byłem wręcz "uzależniony" od chili etc, ale gdy dorobiłem się wrzoda dwunastnicy /ze złożonych przyczyn/ odstawiłem tą przyprawę, zacząłem jej używać dopiero po kilku latach "abstynencji", ale z dużym umiarem, wyczuciem, nie tak hardkorowo, jak poprzednio...
    p.jzns :)
    mam wodę, przestaliśmy się patyczkować i wymieniliśmy pompę, a co dalej nie wiem, w poniedziałek wyjeżdżam i przez tydzień to nie mój kłopot...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że pompa działa. Brak wody na dłuższą metę jest wkurzający i męczący.
      Nie lubię chili, a te azjatyckie są głównie w oparciu o tę ostrą przyprawę. Po prostu będę ją ograniczała, by żarełko było strawne i nie paliło przełyku.

      Usuń
  4. Najbardziej lubię chyba chińskie dania, japońskie czy koreańskie znam mało.
    Sama nigdy nie robiłam, bo o składniki u nas trudno, zresztą odtworzyć oryginalny smak?
    Chyba niemożliwe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Składniki kupisz w sklepach internetowych, jest ich sporo. Najpierw wyszukałam przepisy, a potem zamówiłam produkty. Myślę, że i oryginalny smak odtworzysz, bo te produkty są dokładnie takie, jakie potrzebujesz, żadne podmianki czy zamienniki.

      Usuń
    2. https://sloneczko-sklep24.pl/pl/c/Smaki-ORIENTU-i-nie-tylko/415
      wybór niezły, a ceny?... wcale nie takie tragiczne, a nawet czasem przyjazne:
      https://sloneczko-sklep24.pl/pl/p/Pasta-Miso-Awase%2C-ciemna-1kg-Hikari-Miso/14274
      całe kilo za grosze, taniej nie ma nigdzie, a to jest zapas na dobre pół roku...

      Usuń
    3. Zajrzałam do polecanego przez Ciebie sklepu. Faktycznie centy są normalne. Zresztą coś jeść trzeba i trzeba kupić do tego normalne, nasze produkty, dlatego gdy patrzę na ceny w sklepach z produktami świata, stwierdzam, że za polskie tak samo zapłaciłabym.
      Mam w zakładce kilka linków do tych sklepów i zawsze coś tam mogę kupić.

      Usuń
  5. Ja bardzo polubiłam i wprowadziłam na stałe do swojego menu kimchi.Robie sama,często w wersji mocno uproszczonej.Nie pamiętam dnia bez kimchi:)) Zdarza mi się jechać poznym wieczorem do delikatesów po gotowe w słoiku, jeśli nie mam na następny dzień. Ale przeważnie robię sama,większy słoik , jeśli chce miec bardziej oryginalny smak,kupuje przyprawy w sklepach Kuchnie świata.Baza to kapusta pekińska,a ta jest wszędzie.Lubie też sushi,przewaznie kupuje na wynos.Nie przepadam za zbyt ostrymi przyprawami,nie jadam słodkiego.Nie pamiętam już dokładnie,co jadłam będąc w Chinach,ale tam na pewno wybór potraw może przyprawić o zawrót głowy.I te smaki bardzo nieoczywiste. Bardzo apetycznie te japońskie ciasteczka wyglądają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciasteczka japońskie wyglądają apetycznie i są nawet zjadliwe- otoczka z ciasta ryżowego jest ciągnąca i w zasadzie bez smaku. Całość robi nadzienie, a te bywają przeróżne. Wydaje mi się, że należy mochi nadziewać nadzieniem o wyrazistym smaku. To orzechowe, owszem, ale za słabe, owocowe lepsze. Mochi można podsuszyć, wtedy twardnieje i je się je kawałkami.
      Mam kimchi w słoiku, jeszcze nie jadałam, jak mi zasmakuje, to pewnie będę robiła je sama.
      Te wszystkie ostre potrawy można złagodzić, ale ja lubię mieszać np. ryżowe kluseczki Yoppoki zrobię z sosem grzybowym.
      Przyprawy mamy swoje a te sosy i octy kupuję włąśnie w takich sklepach, o jakim mówisz.

      Usuń
  6. Z azjatyckich dań lubię tylko sajgonki i zawsze o nie proszę w orientalnych miejscach ale nigdy nie robiłam ich sama. Ale sushi to całkiem nie moja bajka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sajgonki bardzo lubię i mam zamiar zrobić je sama. Sushi odpada, bo Jaskół nie lubi morskich "specjałów', a w nich dużo tego jest- "glony, wodorosty", ryby itp. Dla siebie samej nie chce mi się robić.

      Usuń
  7. O, nie. Co to, to nie! Żadne żarcie azjatyckie! Nie dośc, że wstrętne, to jeszcze w składzie podejrzane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie namawiam, bo co kto lubi:):):):) Podejrzane bo... surowe ryby, zielone algi, żrące chilli i wasabi, i w ogóle... Faktycznie nie brzmi zachęcająco:):):):)
      A Francuzi jedzą żabie udka , O!!!!! :):):):)

      Usuń
    2. Francuskie jedezenie też jest wstrętne! Jak zobaczyłam półsurową rybę i krwistą wędlinę, to o mało się nie pohaftowałam. I nawet śniadania nie potrafią podać przyzwoitego, deseru też nie. Fuuu!!!

      Usuń
    3. P. S. Chilli i wasabi są OK.

      Usuń
    4. Akurat francuskiego jedzenia nie znam. Kiedyś jadłam żabie udka, ale nie wiedziałam, że coś takiego jem. nie powiem, delikatne było mięsko, ale...wolałabym, by skakało sobie po łące lub siedziało w wodzie.
      Hmmmm....ciasto francuskie owszem, ale czy ono jest faktycznie francuskie?
      Ponoć starożytni grecy takie ciasto wypiekali jako placki. Francuz podał przepis na nie dużo, dużo później:):):). Mule, małże czy inne.... nie wiem, raki, umieram ze zgrozy kiedy czytam jak się je gotuje:(:(:(:, może krewetki?

      Usuń
    5. No właśnie! Żeby skakało po łące albo pływało w wodzie. Sama lepiej bym tego nie ujęła. I też umieram ze zgrozy. A osmiornice jedzone żywcem? Ludzie to bestie!

      Usuń
    6. Bestie, ale zaraz ktoś tu zapyta, a co ze świnkami, krówkami, kurkami itp. mam ciągle mieszane odczucia, ale nie czuję się winna tego, że lubię mięso.
      I powiem szczerze nie rozumiem tego wywyższania się wege nad innymi. ja im się do jedzenia nie wtrącam i nie oskarżam o jedzenie rzeczy, które nie zawsze są eko.
      Mnie tylko bulwersuje sposób przyrządzania mięsa- kraby, raki, ośmiornice, małże... tego nie powinno się tak robić, to powinno być humanitarne, jeżeli już jest.

      Usuń
    7. Myślisz, że rzeźnie są humanitarne? Albo wsiowe świniobicie?

      Usuń
    8. Nie wiem, czy są humanitarne, wsiowe świniobicie bywa różne, ale powiedz mi, co zmieni, że przestanę jeść mięso. Musieliby wszyscy przestać je jeść. Zresztą nie mam argumentów, przyznaję, ale lubię mięso i nie mam zamiaru tłumaczyć się z tego, że jestem mięsożerna. Na argumenty eko mam kontrargumenty, bo uprawy również nie są ekologiczne, dlatego wege niech się tak nie chwalą tym eko. Jedyny argument za wege jest właśnie ten- brak humanitaryzmu w ubojniach i o humanitarny ubój należy walczyć, bo hodowle były, są i będą. Ciekawa jestem jak rozwiązaliby problem odłowu ryb morskich tudzież tych wszystkich "owoców morza", przecież to też jest niehumanitarne.

      Usuń
    9. Nie mam pojęcia, jak rozwiązać ten problem. Nie jestem od zbawiania świata, nie znam sie na ekologii ani nikogo nie przekonuję do swoich poglądów i przyzwyczajeń. Po prostu nie chcę brać w tym udziału, to wszystko.

      Usuń
    10. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że zostawiłam tu komentarz. Może wpadł do spamu? Są blogi, na których Blogger uparcie mnie tam wrzuca.

      Usuń
    11. Dopiero teraz znalazł się w spamie. Codziennie sprawdzam i od razu uwalniam.
      Ja nie czuję się przekonywana przez Ciebie. A na przekonywanie innych jestem już odporna, bo każdy ma swój świat i swój odbiór jego, co niekoniecznie musi się zgadzać z innymi światami i poglądami. Najwyżej mogę przyjąć do wiadomości argumentację, przemyśleć i jak mi brzmi dobrze, to czuć się przekonana:):) Ale nigdy dlatego, że ktoś zmusza mnie do widzenia świata takim jakim ten ktoś go widzi.
      Na ekologię też patrzę z rezerwą. Dopóki mówiło się o szanowaniu przyrody, o szanowaniu życia zwierząt, nie niszczeniu środowiska, to było normalniej. A kiedy nastał szał nazywania wszystkiego "ekologia, ekologicznie', to jakby diabeł w ludzi wstąpił ( i w tych za ekologią i w tych wyśmiewających ekologów). Ale niektóre inicjatywy ekologów szanuję i popieram. Nawet te, kiedy kładą się na drodze, blokując ruch, bo nie chcą dopuścić do degradacji środowiska. I uważam, że gdyby nie oni, to ludzie czasem nie zdawali by sobie sprawy z tego, co czynią i jakie to ma znaczenie dla środowiska.
      Sama, tam gdzie mogę, staram się żyć ekologicznie i też bez przeginania. Ja żyję tylko raz i nie będę się szczególnie ograniczać tam, gdzie inni mają to na potęgę w nosie. Tu odrobina mojego egoizmu występuje.

      Usuń
    12. Mnie nie motywuje ekologia, tylko cierpienie i bestialskie mordowanie zwierząt. Ale ogólnie, abstrahując od jedzeniamięsa, szeroko pojętej ekologii mówię stanowcze "TAK".

      Usuń
    13. Wyciągnęłam Cię ze Spamu:):):) Myślę, że mówiąc o ekologii mamy to samo na myśli.
      Też chciałabym, by nie było to bestialskie, ale jak się rozejrzysz wokoło, to pełno masz zwyrodnialców postępujących wobec zwierząt bestialsko. Oczywiście to nie jest dobre wytłumaczenie na jedzenie mięsa. I pisałam, mam dylematy, i ograniczam mięso, ale z niego nie zrezygnuję.
      To w ogóle jest trudne, bo jestem za zakazem hodowli futerkowych, jestem za zakazem nadmiernych polowań, a jak przychodzi do chowu świń, kur,, czy bydła, to się zacinam chociaż jest mi niefajnie.

      Usuń
  8. Zjem właściwie wszystko co nie jest golonką i rybą smażoną (tę jem ale się nie cieszę). :) A bardziej szczegółowo to w poprzednim życiu byłem Włocho-Japończyko-Wietnamczykiem, bo lubię dania z tych stron.

    Mochi jadłem w sierpniu jak spotkałem się z pewną ważną dla mnie osobą. Nic specjalnego. Chyba wolę wszystkie dania z tamtych stron ale raczej wytrawne. Słodycze jakoś mnie nie przekonują.

    Pozdrawiam!
    Mozaika Rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te ciasteczka trudno nazwać słodyczą, chyba raczej przekąską, ale faktycznie nie powalają smakiem. Mnie dania azjatyckie odstraszają ostrością, ale można je złagodzić i wtedy są jadalne:)
      Dzisiaj zrobiłam po raz pierwszy sajgonki- kolosalna różnica w smaku między kupnymi i domowymi na + dla domowych:)

      Usuń
    2. Może w Azji jada się przekąski takiego typu, sycące bardziej niż u nas, zapychające wręcz.

      Jest wiele dań, które nie są ostre, w sosach słodko-kwaśnych, jakichś bardziej sojowych. W poprzednim miejscu zamieszkania miałem możliwość jedzenia wietnamskich dań w naprawdę dobrym wydaniu i szerokim wyborze. Tutaj , w nowym miejscu są dwa bary w pobliżu, jednak raczej odstraszają wyglądem. W innym byłem, jednak jakość pozostawiała wiele do życzenia. W sumie ciekawe jest to, że w Polsce większość tego typu barów serwuje dania z Wietnamu.

      Sajgonki to nie byle co, trzeba uważać, aby nie przesadzić z tłuszczem na przykład.

      Usuń
    3. Smażę na oleju ryżowym. Nie wciągnęły go wiele:) Zazdroszczę Wam, w dużych miastach, różnorodnych restauracji. Nie jestem smakoszką, ale czasem coś innego chciało by się zjeść. Ogarniam to, zatem, domowymi sposobami:)

      Usuń
    4. Aha. Widać w niektórych miejscach stosuje się zły/stary olej (przechodzony w sensie). W tym barze co miałem w poprzednim miejscu zamieszkania możliwość korzystania całkiem dobre były tzw. spring-rollsy w papierze ryżowym, z kawałkami kurczaka, krewetką, warzywami surowymi typu ogórek, papryka i z makaronem chińskim (tym białym). Zupełnie inne podejście do formy sajgonki, bez smażenia/pieczenia. Oczywiście mięsa były obrobione termicznie. :)

      W sumie jak się umie i ma się chęci oraz czas to czemu nie próbować. :)

      Usuń
    5. Stary olej, przesmażony- dlatego unikam w restauracjach czy fast foodach smażonych potraw.
      Spring- rollsy? Brzmi interesująco.

      Usuń
    6. Wydaje mi się, że w tym ,,moim" barze co pisałem o nim wcześniej było względnie dobrze z olejem. Nie czułem potem jakichś sensacji żołądkowych czy coś.

      Przypomniało mi się jak dwa razy wpakowałem się na ostre papryczki. Raz nad morzem z Rodzicielką, a raz na Wigilii u rodziny, jakieś 10-15 lat temu. Pierwsza moja przygoda była przez mój upór, bo chciałem mieć chilii na pizzy. Oczywiście pierwszy kęs wyrzucił mnie z butów, chyba z kwadrans dochodziłem do siebie. A na Wigilii to było tak, że pani domu postawiła na stole papryczki o wdzięcznej nazwie malinowe. Jak zjadłem jedną to myślałem, że głowa mi odleci w Kosmos, krawat, kołnierzyk koszuli musiałem od razu odpinać, ratowałem się z pół godziny. Powinno być oddzielne miejsce w piekle dla ludzi nazywających rzeczy groźne w sposób nie budzący grozy, tak jak w przypadku tych papryczek. Powinny mieć nazwę Ponury i Ostry Kosiarz czy coś podobnego. :)

      Usuń
    7. :):):):):)) Dobre z tym piekłem:):):):) Też miałam przygodę z papryczkami. Kuzyn dał mi na kanapce, a ja myślałam, ze to ta słodka jest. Opisałeś swoją reakcję, to ja już nie będę, ale ognie piekielne przeleciały przeze mnie, Ratowałam się wodą, ale długo jęzor i przełyk miałam wyparzone. Dlatego, kiedy czytam "chilli", to trzymam się od nich daleko. Są jeszcze papryczki habanero i jalapeno, dwa razy ostrzejsze. Mamy klienta, który kupuje habanero kilogramami, bo ponoć lubi takie ostre. Brrrrrr....
      Ale na opakowaniu sosu do kluseczek ryżowych napisano "łagodny". No to jak to jest łagodny sos to mówcie mi Fausty Cycpel.

      Usuń
    8. Podobno produkty mleczne najlepsze są na takie pieczenie od papryk wszelakich. Nie wiem, bo nie próbowałem już później. :D

      Takie opisy też są groźne, może być tak przecież, że ktoś jest uczulony na kapsaicynę czy inne ostre składniki w papryczce. Nie zawsze jest czas czy możliwość czytania w sklepie całego składu. I wtedy może być nie za wesoło już dla kogoś.

      Oglądałem parę filmików jak śmiałkowie próbują dań z wielką dozą pikantności (liczone w milionach SHU, czyli w specjalnie skali ostrości, gdzie papryka słodka ma 0, chilii może kilkaset itd.). Jakoś mnie to nie przekonuje do ostrego. I dziwię się po co tworzy się coraz ostrzejsze papryki.

      Usuń
    9. Też nie przepadam za ostrymi potrawami. Ale są tacy "smakosze", co to im więcej ostrego, tym lepiej. Teraz wiem, że kuchnia azjatycka jest na ogół pikantna i trzeba brać poprawkę przy gotowaniu takich dań- łagodzić je, zmniejszać ilość ostrych przypraw.
      Zresztą nie tylko dania azjatyckie są ostre, węgierski gulasz również jest piekielny. A ten najlepiej złagodzić czeskimi knedlikami:)

      Usuń
    10. W sumie to najlepiej uważać ze wszystkim. :) A jeśli już to w umiarkowanych porcjach, jeśli się lubi.

      Usuń
    11. To po prostu urozmaica jedzenie. A ja czasem lubię coś nowego wprowadzić do kuchni:)

      Usuń
    12. Urozmaicenie tak, jednak ognie piekielne w ustach już nie. Przynajmniej dla mnie.

      Usuń
    13. :) Czyli mamy punkt wspólny w kuchni.

      Usuń