Wczoraj słuchaliśmy z Jaskółem bluesa- nagrania na YT. Dzisiaj czytam- zmarł John Mayall. W takich momentach zaczynam odczuwać mocny dyskomfort, jakiś dysonans psychiczny, nie pustkę, bo to uczucie zarezerwowane jest dla chwili, kiedy zabraknie kogoś, na kim nam zależało, kogoś bliskiego, kogoś, kto był w naszym życiu choćby nawet nieczęsto.
Kiedy umiera mój ulubiony aktor, ceniony muzyk, chcę protestować- nie, jeszcze nie teraz, jeszcze zrób coś nowego. Niedawno umarł Jerzy Stuhr- nie chciałam tu nic pisać, bo mnóstwo ludzi się odezwało, jaki to żal i jaka duża strata. W takich momentach wolę milczeć- zbyt dużo emocji, zbyt wielki smutek. A nawała osobistych wynurzeń na temat śmierci cenionego artysty powoduje w końcu, że kolejne wyznanie, kolejna publiczna ”żałoba”, kolejne „ja też…”, spłyca powagę śmierci, banalizuje stratę.
Jak to dobrze, że teraz mamy możliwość posłuchać utworów muzyków, którzy już odeszli. Możemy to robić, kiedy tylko przyjdzie nam ochota posłuchać dobrej muzyki. I jak dobrze, że możemy pooglądać filmy, sztuki, w których występują nieobecni już wśród żywych aktorzy.
Jon Mayall
„Piosenkarz, gitarzysta, harmonijkarz i klawiszowiec. Jego kariera trwała prawie siedem dekad, pozostając aktywnym muzykiem aż do swojej śmierci w wieku 90 lat. Mayall był często nazywany „ojcem chrzestnym brytyjskiego bluesa ”
Wklejam krótką informację na temat bluesmana- cytat z Wikipedii, nie mam dzisiaj ochoty na tworzenie osobistych notatek.
„John Mayall (ur. 29 listopada 1933 w Macclesfield, zm. 22 lipca 2024 w Kalifornii[1] ) – brytyjski multiinstrumentalista (grał na gitarze, instrumentach klawiszowych, harmonijce), kompozytor, bluesman, pionier muzyki rockowej. W 2024 wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame[2].
John Mayall urodził się w rodzinie Murraya Mayalla – gitarzysty i entuzjasty jazzu. Od najmłodszych lat słuchał amerykańskich bluesmanów takich jak Leadbelly, Albert Ammons, Pinetop Smith czy Eddie Lang i sam uczył się gry na fortepianie, gitarze i harmonijce.
Po ukończeniu college’u Mayall odsłużył trzy lata w armii brytyjskiej w Korei. W 1956 zaczął grać bluesa w półprofesjonalnej grupie The Powerhouse Four, a następnie w The Blues Syndicate. Pod wpływem Alexisa Kornera przeniósł się do Londynu i utworzył tam John Mayall’s Bluesbreakers.
Mayall był przeciętnie o dziesięć lat starszy niż pierwsze pokolenie muzyków brytyjskiego rock and rolla i rocka i w momencie, gdy ten się narodził miał już wieloletnie doświadczenie muzyczne. Nic zatem dziwnego, że stał się nestorem sceny rockowej w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Mayall był też pierwszym, który sięgnął do korzeni muzyki rockowej – bluesa i zainicjował styl blues rock. W jego grupie John Mayall & the Bluesbreakers, która była swoistą wylęgarnią i szkołą talentów, występowali tacy muzycy jak Eric Clapton i Jack Bruce (później w Cream), Peter Green, John McVie i Mick Fleetwood (później założyciele Fleetwood Mac), Mick Taylor (później zastąpił Briana Jonesa w The Rolling Stones), Jon Hiseman (później założyciel grupy Colosseum), Jon Mark i Johnny Almond założyciele grupy Mark-Almond i wielu innych. Większość uczniów Mayalla później znacznie przewyższyła go popularnością.
Pod koniec lat sześćdziesiątych, po komercyjnym sukcesie odniesionym w Stanach Zjednoczonych, Mayall przeprowadził się do Laurel Canyon w Los Angeles wtapiając się w lokalną scenę blues rocka i jazz-rocka.
W roku 2005 został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/John_Mayall
Bardziej obszerne informacje na temat muzyka znajdziecie tu:
miałem kiedyś znajomego, który miał ksywę "Mayall", ale bynajmniej nie z powodu grania, bo nie umiał grać, tylko dlatego, że udało mu się wkręcić na koncert w Polsce w '80 roku, co wcale wtedy nie było takie łatwe...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
A ja wtedy nie wiedziałam o tym koncercie. Zresztą miałam wtedy przełomy życiowe i nie w głowie był mi blues. Teraz, teraz tak, teraz w końcu mogę sobie słuchać tego, co lubi, co chcę, a blues to jest główny nurt w muzyce,który kocham (oprócz poważnej i wszelkich odmian rocka)
UsuńTak, odchodzą legendy, coraz mniej już ich niestety....
OdpowiedzUsuńA jeśli lubisz bluesa to zapraszam do nas na Suwałki Blues Festival. Serdeczności 🤗
Dziękuję, nie w tym roku, ale zapamiętam, że taki festiwal jest organizowany. Kiedyś słuchałam utworów- byłam też na jednym- Rawy Bluesa, ale odkąd Dudek zaczął popierać konserwatywną prawicę i wygłaszać jakieś kosmiczne androny, raczej mi z jego festiwalem nie po drodze.
UsuńTo jest inny rodzaj żalu, po kimś znanym inaczej niż jako rodzina czy przyjaciel. Nigdy nie widziałam na żywo Jerzego.Stuhra, a jednak smutek. Widziałam Andrew Fletchera z Depeche Mode i Jego śmierć w wielu 60 lat, nagła, w jakiś sposób mnie dotknęła.
OdpowiedzUsuńJest wiele rodzaju smutku w duszy człowieka- i psa.
Zastanawiam się nad tymi rodzajami żalu. Inny rodzaj, czyli jaki? Mniej głęboki? Krótszy? A może Tobie chodzi raczej o cierpienie? Nie, cierpienie jest chyba "zarezerwowane" dla bliskich. Chociaż....
UsuńŻal i smutek u mnie ma jeden poziom, nie potrafię wyobrazić sobie głębszego czy płytszego żalu lub smutku.
A, poczekaj... ktoś czuje lekki żal albo żal taki, że serce mu się ściska... Czy o to chodzi?
UsuńChyba o to natężenie właśnie chodzi. Cierpienie to.zbut mocne słowo, żal ma lżejszy kaliber sam w sobie, ale może ulec stopniowaniu.
UsuńSmutek bo odszedł człowiek, żal, bo już nic nowego nie stworzy:)
UsuńTak, między stwierdzeniem z żalem: "No trudno, taka jest kolej rzeczy," a stwierdzeniem z żalem: "Bardzo mi go brakuje" jest jednak różnica.
A żal łamiący serce? Moim zdaniem to już nie żal, aż tak mocny to zal nie jest.
UsuńTo, co łamie serce to chyba cierpienie, rozpacz. Mimo wszystko żal ma mniejszą rangę.
UsuńCzęsto słucham bluesa - a tak prawdę mówiąc nie wiem jak mogłam kiedyś funkcjonować bez włączonej kurtyny dźwiękowej. Ostatnio moja "kurtyna dźwiękowa" to muzyka "rozrywkowa" lat 50; 60; 70. Chyba nadrabiam zaległości, bo kiedyś to mi brakowało na to czasu. Ostatnio "odkryłam", że madame Rodowicz jest ode mnie 2 lata młodsza. Gdy mieszkała kiedyś przy tej samej ulicy co ja to byłam więcej niż pewna, że jest ode mnie co najmniej 8-10 lat starsza. Wiesz - jedyną sprawiedliwością tego świata jest to, że każdy z nas odejdzie w jakiś inny wymiar.
OdpowiedzUsuńJa tu mam non stop podkład "sportowy", bo jak nie tenis, to siatkówka, LA, moto GP, kolarstwo szosowe... A teraz będzie Olimpiada i w ogóle sportowy szał":):):) Już się cieszę:):) Muzyka lat, o których piszesz, też mi się podoba, ale częściej jednak słucham bluesa lub rocka, a jak mam chandrę, to puszczam sobie Rachmaninowa, albo Chopina.
UsuńWcale mi nie spieszno do takiej "sprawiedliwości" :):):)
Mało znam ten gatunek.
OdpowiedzUsuńGdy umiera artysta, to chyba ceny jego albumów idą w górę, a rodzina kłóci się o prawa autorskie...
Blues zawsze i wszędzie:):):) Myślę, że takiej klasy artyści maja wcześniej wszystko ułożone prawnie. Czy ceny albumów rosną? Nie mam pojęciq, bo nie kupuję, ale chyba masz rację.
Usuń