Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Rosja, IO, taras i "Złoto Inków".

Ja wiem, że to bardzo niepolitycznie, nieludzkie i  w ogóle różne  „nie…”, ale bardzo się cieszę, że w końcu Ukraina ruszyła na rusów. Nie można ciągle siedzieć w kącie i dawać walić się po łbie. Z chamami trzeba po chamsku- walnąć w ryjek i rzucić ku…wą. Czytam wieści z ziemi ruskiej- wielka ewakuacja trwa. No i dobrze, jak ruski nie rozumieją, co robią ich sołdaty w Ukrainie, to niech na własnej skórze to poczują.

Olimpiada się skończyła, mam mieszane odczucia. Z jednej strony niedosyt medalowy, a z drugiej strony uważam, że za to, co dostają sportowcy od polskich związków sportowych to i tak wyniki są świetne. I nie chodzi tutaj o pieniądze, a o sposób traktowania sportowców, o związkowe kolesiostwo, kombinowanie, upokarzanie sportowców  oraz ogólną związkową zgniliznę. Od zawsze w polskich związkach liczyli się głównie ich działacze, potem było długo, długo nic, a na szarym końcu byli sportowcy.

Nie będę się dalej nad olimpiadą rozwodzić- „Show Must Go On”- turniej tenisowy goni za turniejem, jest co oglądać.

W ogrodzie zrobiło się paskudnie cicho i wczesnojesiennie. Nie wiem, gdzie te wszystkie skrzydlate się pochowały. Czasem zaśpiewają wilgi, nocami nadal piszczą sowy (a myślałam, że już dorosły) i dzięcioł od czasu do czasu rozdzierająco zachichocze.

Taras zrobiony, ale niewykończony, reszta w rozsypce, panowie zamilkli- ponoć spawają schody i balustrady. Nerwy mam zszarpane i mam serdecznie tego całego cyrku dość. A miało być tak pięknie- szybko, estetycznie, no wprost ślicznie: ”Niech się pani nie martwi, niech mi pani zaufa….”. Tylko, że nie na zaufaniu ma to polegać, a na realizowaniu dokładnie tego, co chcemy, czego panowie nie potrafią zrozumieć i wykonać. I wcale nie chodzi o kwestie techniczne, bo nasze propozycje są najprostsze oraz szybkie w wykonaniu i tak naprawdę nie ma żadnych przeszkód, by zrobić według naszego projektu, ale…”Niech mi pani zaufa….”

No dobra…dalej będzie o komosie ryżowej.

Komosa to taka roślina, która mi się niezmiennie kojarzy z łąką i poboczami dróg. Taki swojski wysoki zielony grubas z multum nasionek- ziarenek o właściwościach leczniczych. Polska komosa to po prostu lebioda. Dawniej, na wsiach, na przednówku, kiedy już skończyło się zboże, a nowego jeszcze nie było, gotowano z niej zupę ( z młodych łodyg i liści).

Natomiast ziarna komosy ryżowej (quinoi)- pseudozboża, wykorzystuje się w kuchni tak, jak kasze, czy ryż.

Quinoę zaczęto uprawiać w Ameryce południowej już 5000 lat temu. Jest ona odporna na niekorzystne warunki klimatyczne i glebowe, a jej zbiory są bardzo wydajne. Ze względu na jej wartości odżywcze nazywana jest „Złotem Inków”. W zależności od koloru ziarna wyróżnia się komosę białą, brązową, czerwoną i czarną.

 

„Komosa ryżowa należy do jednych z najbardziej wartościowych zbóż. Znana jest przede wszystkim jako bogate źródło takich mikroelementów jak magnez fosfor, żelazo, cynk, mangan. Dostarcza również organizmowi witaminy z grupy B – B1, B2 i B3. 100 g ugotowanej komosy ryżowej zapewnia również 10% zapotrzebowania organizmu na błonnik. Ziarna komosy zawierają w swoim składzie wszystkie składniki odżywcze, dlatego jest ona tak unikalna. Szacuje się, że aż 10% suchego ziarna stanowi białko, jest to więc jego doskonałe źródło, także dla osób na diecie wegańskiej i wegetariańskiej.”

Więcej o wartościach komosy ryżowej (a jest ich jeszcze sporo) znajdziecie w artykułach- linki pod postem.

Quinoa jest bezglutenowa. I ma niski indeks glikemiczny. Nie podnosi cholesterolu i nie podnosi poziomu cukru we krwi.

Ale uwaga- komosa pokryta jest saponinami i może wywołać reakcję alergiczną- biegunki, nudności, wymioty oraz bóle żołądka.

Komosy nie powinny jeść osoby z wrzodami żołądka oraz kamicą nerkową (posiada szczawiany). Osoby zdrowe mogą jeść komosę codzienne, osoby z dolegliwościami żołądkowymi – rzadziej.

Dłuższe i częste jedzenie quinoi powoduje wypłukiwanie minerałów- magnez, wapń itp. Czyli trzeba sobie dania z komosą dawkować tak, by nie przesadzić. Ale równocześnie quinoa ma działanie przeciwalergiczne.

Jest ona bardzo ława w przyrządzaniu. Stosuje się proporcję 2 części wody na 1 część komosy. U mnie 1 szklanka quinoi to dwie porządne porcje po ugotowaniu ( „puchnie” tak, jak ryż).

Przed gotowaniem można ziarna podprażać, ale ja się w to nie bawię. Natomiast warto komosę dobrze przepłukać zimną wodą, wtedy traci ona goryczkę. Najpierw gotuję wodę, potem do wrzątku wrzucam komosę i solę. Gotuję pod przykryciem- podczas gotowania wydziela zapach, który mnie drażni, ale nie należy się zrażać, bo ten zapach znika po ugotowaniu. Po 10 minutach gotowania, wyłączam palnik i pozwalam ziarnom nabrać objętości już bez gotowania (dokładnie tak, jak przy gotowaniu ryżu)- ziarna muszą wchłonąć całą wodę. Ugotowana komosa jest sypka, lekka, ma białą otoczkę wokół ziarna. Jej smak jest lekko orzechowy.

 

Komosę traktuję tak, jak ryż, ziemniaki lub makaron, czyli jemy ją z różnymi rodzajami mięsa i sałatek.

Na przykład  Bowl z quinoą, kurczakiem w tempurze i sałatką (papryka, ogórek zielony, pomidor, pietruszka, cebula + śmietana z koperkiem)

Ostatnio jedliśmy quinoę ze smażonym kurczkiem i ogórkami kiszonymi. Wydawało by się, że ogórek do komosy nie pasuje, ale wcale tak nie jest. Quinoa jest jednak trochę mdła- ogórek smakowo podbił danie. 

Ponieważ ugotowałam za dużo komosy, zrobiłam z niej kotleciki w sosie kurkowym- lubię mieszać różne jedzonko na pozór nie pasujące do siebie.

Kotleciki z komosy ryżowej.

Składniki z przepisu, ale ja, jak zwykle, dawałam je „na oko”

  • chili mielone - 1 szczypta
  • chleb żytni - 30 g/ (dałam bułkę tartą, którą sama robię z suszonych bagietek)
  • pieprz czarny - 1 szczypta
  • jajko - 2 szt.
  • świeży koperek - 25 g
  • oliwa z oliwek - 1 łyżka
  • parmezan - 80 g- (dałam twardy żółty ser nawet nie wiem jaki)
  • sól - 2 szczypty
  • woda - 375 g
  • komosa ryżowa (quinoa) - 135 g
  • ząbek czosnku - 2 szt.

Do podania

  • jogurt naturalny - 180 
  • świeży koperek - 5 g

1. Komosę ryżową płuczemy na sicie pod bieżącą wodą, odcedzamy, a następnie umieszczamy w garnku i zalewamy gorącą wodą. Dodajemy 1 szczyptę soli i oliwę. Gotujemy ok. 15-20 minut, aż komosa wchłonie całą wodę. Ugotowaną komosę odstawiamy do wystudzenia.

2. Wystudzoną komosę przekładamy do miski. Dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę, parmezan starty na tarce o drobnych oczkach, posiekany koperek, zmiksowany drobno chleb żytni, 1 szczyptę soli, pieprz i chili oraz rozmącone jajka. Całość dokładnie mieszamy, aż składniki się połączą.

3. Z przygotowanej masy za pomocą ringu do wycinania formujemy okrągłe, płaskie kotlety, które następnie smażymy na patelni na rozgrzanym oleju. Kotleciki smażymy ok. 5 minut z każdej strony, aż nabiorą złotego koloru. 

Nie bawię się w żadne „ringi”, tylko normalnie kulkę masy formuję na kotlecik.

 


4. Gotowe kotleciki z komosy ryżowej podajemy z kleksem jogurtu naturalnego. Z wierzchu dekorujemy świeżym koperkiem.


Sos kurkowy

Składniki:

- 250 g kurek świeżych lub mrożonych

- 1 ząbek czosnku,

- 1/2 cebuli

- 1-2 łyżki oleju,

- 1 łyżka masła,

- pęczek posiekanego koperku,

- 200 ml śmietanki słodkiej 18%

- opcjonalnie szczypta kurkumy

Wykonanie

- kurki oczyścić, umyć, pokroić na kawałki,

- w rondlu zeszklić posiekaną cebulę, potem dodać starty czosnek,

- dodać masło, a gdy się roztopi, wrzucić kurki, smażyć około 5minut, doprawić solą i pieprzem

- wlać śmietankę i zagotować, dodać kurkumę (dodaje złotego koloru), dodać posiekany koperek  i gotować jeszcze około 5 minut

 


 Gotowe kotlety z quinoi w sosie kurkowym.

 


https://go4taste.pl/blog/komosa-ryzowa-i-jej-wlasciwosci/

https://mass-zone.eu/komosa-ryzowa-n-236.html

 PS. 3 godziny wklejałam ten post i zdjęcia. Blogger robi okropne trudności, co zniechęca mnie coraz bardziej do prowadzenia bloga. Po raz kolejny odechciewa mi się robić tutaj cokolwiek.

 


10 komentarzy:

  1. Mnie tez smakuje ta komosa ( mnie pod nazwa kvinoa) i mam ja zawsze w kuchni. Dobra alternatywa dla ryzu, ktory niestety czesto zatyka skutecznie przewod pokarmowy.
    A jesien tez juz wyraznie czuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię ryż, lubię komosę, ale najbardziej lubię ziemniaki:):):)Gotuję różne rzeczy i staram się urozmaicać jadłospis. Jutro będą mielone, ale pojutrze może jakieś jedzonko z zagranicznej kuchni?

      Usuń
  2. Oczywiście, że Ukraińcy dobrze robią atakując. Ale to ogromny wysiłek i ryzykowne przedsięwzięcie, skoro atakują tam, gdzieś indziej brakuje żołnierza. Natomiast zdolność bojowa Ukrainy ataku na terytorium Rosji pokazuje słabość kolosa - jak każda patologia, Rosja kocha symbole i pokazówki, i tak pokazówka z pewnością nie jest im na rękę.

    Komosy chyba nigdy nie jadłam, usiłowałam zrozumieć opis, ale tylko mnie to skołowało (ma magnez, ale wypłukuje magnez, uczula, ale jest dobra przeciw uczuleniom ...),

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie cieszy, ze Ukraina daje po nosie Rosji, choćby był to tylko symboliczny gest a nie jest, chyba nie jest.
      Z ta komosą też byłam zdziwiona. Co opis to inaczej. W smaku dobra i od czasu do czasu ja robię, ale na jakieś właściwości lecznicze nie liczę.
      Piszą, ze dobra przy odchudzaniu- czy ja wiem, nie można przecież żyć tylko komosą, zwłaszcza, że ( tu wierzę) może w większej ilości szkodzić nerkom.
      W ogóle, kiedy czytam o właściwościach jakiegoś leku czy jakiejś rośliny to bardziej zwracam uwagę na szkodliwości niż na zalety. Na wyniki zalet trzeba czekać długo, a zaszkodzić może szybko. Czasem nieodwracalnie.

      Usuń
  3. Komoda u mnie często gości, lubię różne kaszę( poza gryczaną) ale kotletów nie robiłam jeszcze. Kotlety z jaj kocham, z ryb też, więc pewnie mi będą smakowały z czymś konkretnym jak sos właśnie albo ajvar.
    Igrzysk w ogóle nie oglądałam, ciesze się z sukcesów. Serbia ma wiecej medali od nas, tak na marginesie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komody nie mam, miała być komosa:)

      Usuń
    2. Wczoraj miałam trzy podejścia i wszystkie trzy komentarze poleciały w powietrze. Gratulacje dla Serbii.
      Robię kotleciki z różnych produktów. te bezmięsne wymagają ostrzejszych sosów lub surówek.
      Komody u nas są. Komoda to bardzo pakowny mebel i nie jest ciężkim grzmotem:)

      Usuń
  4. Ale pisz, pisz dalej, nie zniechęcaj się! Dziękuję za przepisy. Panów fachowców współczuję, bardzo trudno trafić na solidnych... cierpliwości... Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do mnie flowersblossominthewintertime.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie moje marudzenie, kiedy muszę się siłować z bloggerem. Nie wiem, co dalej z tarasem. Zobaczymy:):):)
      Byłam u Ciebie, czytam, ale i tam trudno było mi skomentować.

      Usuń
  5. Sos kurkowy i kotleciki - pychota!
    Czasami restauracje serwują, ale kurek w sosach mało!

    OdpowiedzUsuń