Zdarza się u nas, że spiętrzają się problemy. Po prostu działają
„Prawa Murphy'ego. Jeżeli przewidziałeś cztery możliwe awarie i zabezpieczyłeś się przed nimi, to natychmiast wydarzy się piąta, na która nie byłeś przygotowany. Sprawy pozostawione sobie samym zmieniają się ze złych na gorsze. Jeżeli wydaje się, że wszystko działa dobrze, to znaczy, że coś przeoczyłeś.”
Ale już się normalizuje, wszystko zaczyna grać i buczeć. Nie będę opisywała, co to takiego się plątało, bo w obliczu innych tragedii tego świata, są to błahostki. To znaczy teraz, jak już się wyprostowało, zaliczam je do zdarzeń, powiedzmy, wagi średniej. Głównie to sprawy techniczne, zdrowie na razie dopisuje, poza moimi dolegliwościami kręgosłupa i Jaskóła obolałymi kolanami, ale tego już się nie da „naprawić”. Jest to upierdliwe, bo głowa by chciała, a ciało mówi NIE. Często głowa „leci do przodu”, zaś nogi zostają w tyle jak u małego dziecka, i bęc- następuje otrzeźwienie.
No dobra, wyprostowało się, idziemy dalej. Ogród zastygł w jesiennej szarości. Z powodu zimna zaniechałam w nim porządki. Jednak planuję jeszcze coś zrobić- jedne rzeczy są konieczne, inne mogą poczekać do wiosny. Śledzę prognozy pogody, bo trzeba okryć młode ketmie przed mrozami. Na razie temperatura im nie zagraża. Nie chcę ich wcześniej okrywać- jak będzie cieplej, pod włókniną mogą się „zaparzyć”. Niby ta włóknina oddycha, niemniej do końca jest niewiadomą. Przynajmniej dla mnie.
Dzisiaj byłam na cmentarzu (ewangelickim) sprawdzić, czy nie trzeba posprzątać na grobach. Przeżyłam miłe zaskoczenie- mało plastiku, przeważają donice z chryzantemami i wrzosami. Tylko te szkaradne wielgachne znicze jeszcze mogłyby zostać zastąpione takimi bez ozdób. Ewangelicy z reguły nie przesadzają z dekoracjami cmentarnymi, niemniej od kilku kilkunastu lat, obserwowałam narastający trend pakowania ful wypas na groby wszelakich wieńców, wianeczków, stroików, wazonów z kwiatami. A wszystko to sztuczne, plastikowe, wrzaskliwe było. W tym roku groby stonowane, skromnie udekorowane. Być może pastor, który jest nastawiony bardzo ekologicznie, poprosił, by ograniczyć plastiki i „owieczki” posłuchały swego pasterza. Podobnie ma się sprawa z urnami- pastor poprosił, aby były ekologiczne, najlepiej drewniane i jego prośba jest na ogół spełniana.
Zauważyłam równie, że na nowych nagrobkach (tablicach) nie ma krzyży przy napisach. Pojawiają się rysunki stylizowanej róży, albo są tylko dane zmarłego.
Bardzo interesujący trend. Ciekawe, jakie ma podłoże.
Dzisiaj, po dwóch tygodniach mgieł i mżawki, które mocno ograniczały widoczność, zobaczyłam góry. I na polskich, i na morawskich szczyty się bielą. Śliczny widok.
Zaczęłam czytać „Zakopane artystek” Natalii Budzyńskiej. To o kobietach artystkach w różnych dziedzinach, które pierwsze pojawiły się w Zakopanem w XIX wieku i one „tworzyły”, wespół z panami artystami, to miejsce. Zakopane jako miejscowość mnie nie ciągnie. Byłam w Tatrach raz i wiem, że już tam nie pojadę. Nawet nie potrafię określić dlaczego. Jednak zawsze interesował mnie świat górali podhalańskich oraz świat bohemy zakopiańskiej, a także krakowskiej, zwłaszcza na przełomie XIX i XX w. Ta cała otoczka, ten klimat fin de sièclu, a potem Młodej Polski i w ogóle całego dwudziestolecia międzywojennego w literaturze, sztuce, teatrze oraz muzyce, jest niezwykle fascynujący. W kolejce do czytania czeka „Witkiewicz, ojciec Witkacego” również Natalii Budzyńskiej.
Utkałam przód poduszki. Podszyłam tył poszewki czarnym sztruksem. Tkana tkanina jest bardzo twarda, dlatego musiałam zszyć przód z tyłem ręcznie. Nawet nieźle całość wyszła.
A teraz tkam gobelin. Jakiś taki wariacki wychodzi. Już wiem, że źle położyłam pod osnową wzór do tkania. Z tym tkaniem jest tak- phi, łatwizna- naciągniesz osnowę, zrobisz zarobienie, a potem już przeplatasz i przeplatasz wątek. No nie, właśnie nie, wychodzą różne kwiatki podczas tkania. Zwłaszcza mnie, która jest samoukiem. A najgorsze, że internetowy zapas porad i wskazówek już się wyczerpał. Trzeba samemu sobie radzić, a jak nie wychodzi, to po porostu pruć i od nowa innym sposobem spróbować.
Ostatnie zdjęcie zjawiskowe!
OdpowiedzUsuńMyślę, ze krzyże znikają, bo wielu osobom nie po drodze z kościołem, coraz więcej osób z mojego otoczenia deklaruje wiarę, ale nie udziela się w kościele. Słyszałam tez, ze niektórzy proboszczowie nie zgadzają się na świeckie pogrzeby, choć groby rodzinne na cmentarzu parafialnym, robi się problem.
Kolory i układ na poduszce przypominają zachód słońca:-)
Taki październikowy wschód:) To chyba nie o deklarację wiary chodzi u ewangelików. Oni nie mają takiej zagwozdki ze swoim Kościołem, jak katolicy. Mają wolną wolę, czy chodzić do kościoła, czy nie, nikt ich nie naciska, nie ma obowiązku brania udziału w różnych kościelnych uroczystościach, nabożeństwach itp. To raczej oni sami decydują jak często i kiedy chodzić do kościoła.
UsuńO wystroju nagrobka również sami decydują i jak widzę, nie traktują krzyża jako koniecznie podkreślenie przynależności do Kościoła. To chyba raczej w drugą stronę idzie- nie epatuje się wszędzie krzyżem, by podkreślić swoją wiarę. Ewangelik nie poleci pod szpital wymachiwać krzyżem w obronie życia, jak to robią katolicy. Przy czym katolicy uważają, że jak machnie krzyżem to już jest to argument. Nie w Kościele protestanckim, gdzie krzyż też jest symbolem wiary, wielkim, bo tylko on często wisi nad ołtarzem- nie ma świętych, maryjki itp.
Inna sprawa- na cmentarzach ewangelickich ( zwłaszcza na wsiach) chowani są też ludzie niewierzący, bo pastorowie nie protestują- dla nich to zmarły człowiek, godny dobrego pochówku. Nie wiem, czy dopuszczają pochówek świecki, ale sami nie mają problemów z pogrzebem niewierzącego. Masz tylko opłacić pogrzeb ( większa taryfa niż dla tych, którzy płacą podatek), opłacać miejsce i stosować się do regulaminu cmentarnego.
Jeśli ten kilim.bedzie podobny do poduszki to.wyszlo bardzo fajnie:) Nie mam chwilowo.czasunna.druty/ szydełko i żałuję, bo to mnie uspokaja. Zostało prasowanie z rozrywek relaksujących.
OdpowiedzUsuńCzy w książce wspomniano o Zofii Stryjenskiej? Bardzo lubię pracę tej artystki, na dodatek z ciekawą i smutną biografią.
Jak się pisze bez okularów i na ekranie telefonicznym to wychodzi niechlujnie.
UsuńNie widzę niechlujstwa:):):):)Gobelin będzie inny, takie sobie drzewa. Był wzór (kubistyczny), był zamiar, ale jak zawsze, poleciałam własną wizją już na wstępie. Bedzie kolorowy ( trochę jednak kubistycznie), może się nie podobać. Ja mam dziwne wizje ( na przykład pchanie błyszczącej nitki- złotej, srebrnej itp. w hafty), ale tak bywa, trudno. To jest zabawa, dla mnie robione:):):):):).
UsuńJest cały rozdział o Stryjeńskiej: "Malarka Zocha". Nie przepadam za jej manierą malarską, ale trzeba przyznać, że dorobek ma bogaty.
Lubię Tatry, a chyba najbardziej lubiłam je zimą i wiele lat rok w rok bywaliśmy tam latem lub zimą. A poznałam je dopiero po ślubie, bo mój mąż był zarażony "wirusem wspinaczek" czyli był taternikiem. A "pokrowiec" na poduszkę jest świetny - bardzo mi się podoba. A ja jakoś nigdy nie polubiłam tkania. A teraz męczę szydełkiem czapkę - ciekawe czy zdążę przed zimą. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńTatry tylko z daleka:) Co nie znaczy, ze nie są piękne. Chyba świadomość tłumów na szlakach, skutecznie mnie zniechęca. Może w słowackie uda się kiedyś pojechać?
UsuńSłucham organizmu, co mi podpowiada jeżeli chodzi o robótki. Był okres, że tylko haftowałam i nie mogłam się od haftu oderwać. Teraz tkam i czuję się z tym bardzo dobrze. Mam imperatyw tkania. Może to reakcja na atakującą deperechę- nie dać się, zająć czymś spokojnym i absorbującym. Przeplatasz i oczywiście, że masz gonitwę myśli, ale i tak musisz się skupić na nitkach, co te chmurne myśli rozprasza. Na pewno zdążysz, zima poczeka, Nie wiem, jak dla Berlina, ale dla tutejszej okolicy prognozy nie są drastyczne.
My po prostu nigdy nie chodziliśmy tam gdzie łażą po Tatrach tłumy - np. ja nigdy nie byłam na Giewoncie no i jeździliśmy poza okresem wakacji szkolnych i tłumów nie bywało. A Tatry Słowackie- polecam, koniecznie z wjazdem na Łomnicę.
UsuńChyba wyjazd głównie:) Chociaż z moim lękiem wysokości może być różnie. Ja wiem, ze z góry lepiej widać piękno Tatr, ale mnie widok Tatr z poziomu doliny również imponuje. I tak sobie myślę, że nie ma obowiązku wszędzie bywać, tam, gdzie modnie, czy popularnie. Mnie już dawno przeszło przejmowanie się opiniami: "No wiesz, Tatr nie widziałaś", wygłaszanymi tonem wyższości.
UsuńTo nie do Ciebie, tylko ogólnie tak sobie myślę. Bo jest taka presja, że jak nie byłaś np. nad Adriatykiem, to "nigdzie" nie byłaś.
Mój dziadek mawiał w takich momentach: "A w Czarnkowie byłeś? Aaaaaa.... nie byłeś, toś ty synku .....widział".
Ale nie bierz tego do siebie, Cieszę się, że zwiedzaliście Podhale i słowackie Tatry, i że podobało Ci się.
UsuńTak przy okazji nasunęło mi się z tymi wyjazdami i zwiedzaniem. "Jeden lubi ogórki, inny ogrodnika Córkę".
ostatnio rozbawiłem panią w aptece farmaceutycznym Prawem Murphy'ego... zabawa polega na otwieraniu zwykłego pudełka z tabletkami... najpierw trzeba pomyśleć, co nam akurat potrzeba: wyjąć blister z lekami, czy ulotkę... potem otwieramy... okazuje się, że wbrew matematyce (prawie) zawsze otworzymy od tej drugiej strony... kolejki nie było, można było pobajerzyć, więc pani zrobiła kilka takich prób... za każdym razem otworzyła od tej drugiej strony, nie tej, co trzeba... jak mawiają górale: porobisko, czyli magia jakowaś...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
I tu trafiłeś w punkt, mnie też pudełko z lekami otwiera się zawsze nie z tej strony, co trzeba. faktycznie Porobisko lub jakowaś magia.
UsuńAle nam faktycznie zbiegło się kilka paskudnych rzeczy i cud, że mnie szlag nie trafił, bo nerwy mi jednak siadły i to zdrowo. Ale.... zawsze mogło być gorzej, prawda? I tego się trzymam.
właśnie lada godzina wyjeżdżam, już raz przez powódź nie wyjechałem, znaczy w końcu wyjechałem, ale gdzie indziej i na krócej, ale teraz to już mi się naprawdę nie chce żadnych powodzi, czy innych murphiosów...
UsuńNo to niech się teraz wyjazd uda:) Bez powodzi, śniegów i wichur:)
Usuń