Będzie krytykowanie, będzie zgryźliwie i będzie prześmiewczo.
Parking przed ogrodami Kapiasa zapełniony. Znaleźliśmy miejsce, zaparkowaliśmy i poszliśmy szukać restauracji. Okazało się, że jest restauracja, jest też kawiarnia, gdzie można napić się kawy, zjeść coś słodkiego.
Wejście do restauracji. Widzicie tę "piękną" dekorację z wielgachnym pluszakiem? Zaczyna się....
Zdążyłam zauważyć, że stały tam stoły 6 osobowe, przy których siedziały dwie, trzy osoby, a kolejka i tak czekała. Nie każdy lubi siedzieć przy stole z obcymi i chyba o to tym ludziom w kolejce chodziło. Nam zresztą również. Zastanawiam się, dlaczego nie postawiono też stolików 4 osobowych- miejsca było dosyć. Wkurza mnie taki komercyjny „przerób” na zasadzie „jak chcesz to zostaniesz, a jak ci się nie podoba to idź sobie”. Mam wrażenie, że sporo osób „poszło sobie” tak, jak my.
Zresztą wielu właścicieli traktuje swój biznes na zasadzie „Zawsze ktoś się znajdzie”, a nie na zasadzie „Udostępnię wiele możliwości, zaspokoję różne potrzeby, więcej ludzi przyjdzie”.
Podziwiamy, podziwiamy.....
Postanowiliśmy przejść się w głąb ogrodów. Przeszliśmy kawałek alejką, ale ja już byłam zniechęcona tym, co na wstępie zobaczyłam- malowanymi doniczkami, skrzynkami, w kolorach ostrych, kontrastujących i nieprzystających do roślin na rabatach, jakimiś plastikowymi ostro niebieskimi grabiami, wetkniętymi w iglaka.
Między rośliny powsadzano tandetne plastikowe pałki, motylki, jakieś ptaszki, wszystko obłażące z farby, w wypłowiałych kolorach oraz brudne. Na lekkim stoku za stawem wbite w ziemię pręty, na nich doniczki imitujące muchomorki.
To jest prawie tak pjykne jak plastikowe gerbery w kryształowym wazonie, postawionym na skrzynkowym telewizorze w latach 60. XX wieku. Zgroza.
Kolorowe wiszące skrzyneczki....ech.....Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie ten kawałek ogrodu bez kolorowych paskudztw. Sama zieleń plus piękne jesienne kolory i nic więcej nie trzeba. Jak można tak zepsuć tak urocze miejsce?
Już na wstępie, przy wejściu do ogrodów, za bramą, uderzyła mnie niesamowita ilość tandetnych figurek, kwiatuszków, doniczek i bógwiczego, nadźganych gdzie się da, pogrupowanych od Sasa do lasa.
Dyńki, a jakże.... plastikowe króliczki w skrzynce, a jakże....wiszące, malowane we wściekłe kolory, koszyczki na truskawki, tudzież plastikowe słoneczniki....wsio must be.
Zdjęcia maskują wypłowiałe kolory i brud, zwłaszcza na tych pałkach z lewej strony. Ptaszki by uszły, ale to tandetny odlew plastikowy. Ptaszki-koszmarki.
Mamy taką teorię- właściciel zamówił w Chinach kontener plastikowych "ozdób", część powtykał w ogród jako reklamę, a resztę sprzedaje w centrum. To się nazywa big deal. No i dobra, niech ma, ale ja przeżyłam szok estetyczny😀😀😢.
Może ktoś miał w tych dekoracjach jakiś zamysł, na mnie zrobiło to wszystko odpychające wrażenie. Festiwal kiczu i tandety. To przy wejściu i ciut dalej w ogród. Przyznam, że nie poszliśmy jeszcze dalej, gdzie być może ta nawała szmiry cichnie i są już normalne ogrody z roślinami do podziwiania, nawet bez pięknych kwiatów. A tak nawiasem, to nie wiem, czy jeszcze tam pojedziemy. Oglądałam film nakręcony w tych ogrodach latem i nic zaskakującego w nim nie znalazłam. Rośliny, które tam rosną, znam, układ alejek, budowle itp. jakoś mnie nie rajcują. Wolę naturalne arboreta, w których ogrodnicy starając się nie udziwniać, sadzą rośliny tak, by wyglądały jak najbardziej naturalnie i nie dźgają figurek tudzież dziwnej architektury ogrodowej między rośliny.
Natomiast podziwiam właścicieli Ogrodów Kapiasa za pomysł oraz niesamowitą pracę w stworzeniu interesującego miejsca wypoczynku w otoczeniu roślin. Pierwszy ogród powstał w latach 90., ale zalała go powódź i postanowiono go już nie odnawiać, założono ten, w którym byliśmy. Podobno ten stary miał zupełnie inny charakter. Myślę, że chodziło właśnie o jego naturalność i prostotę oraz pokazanie bogactwo ciekawych gatunków kwiatów czy krzewów.
W tym nowym widać, że wszystko nim idzie w kierunku komercji oraz pospolitości. Plac zabaw dla dzieci, który w ogrodach zainstalowano, ma przyciągnąć rodziny z maluchami. Idea niby dobra, ale czy o to chodzi, by spacerować wśród alejek kwiatowych mając za tło wrzaski dzieci na placu zabaw? I czy naprawdę wszędzie te place zabaw mają być montowane, bo to taka atrakcja? A co z ciszą, roślinami, rozmowami rodzinnymi, nauką przyrody itp.? Czyż taki ogród nie byłby idealnym miejscem, w którym dzieci poznają gatunki roślin i na tym głównie się skupiają, a nie na huśtawkach i lodach?
Jest taka zasada- zachowaj granicę w wymyślaniu cudów i wianków, bo zamęczysz tym innych. No i tam chyba złamano tę zasadę. Nie zawsze coraz nowsze „udziwnienia” są dobre. Ogród to ogród i w ogrodzie rośliny powinny królować, a nie plastikowe ważki czy ogromne półkoliste niebieskie „bramy”. Na filmach sprzed kilku lat, wszystko w ogrodach jest takie piękne, kolorowe, wymuskane i nie ma nawału tandety. Czyli coś nie pykło w ostatnich latach z tymi ozdobami, ktoś przesadził. I jeszcze jedno mi się nasunęło- ogrody ludzie zwiedzają przez okrągły rok, czyli te wszystkie ozdoby, architektura itp. powinny być na bieżąco (oczywiście w warunkach pogodowych, pozwalających na to- wiosną, latem, jesienią) odnawiane, malowane, po prostu zadbane. A tu nic z tego, jak wsadzono plastiki (motylki, kwiatki, pałki, lampki i jakieś figurki), przypuszczalnie dwa, trzy lata temu, tak sobie one płowiały i nikt tego nie wymienia. W „Zakątku ciszy”, stolik i siedziska pomalowano na kolor niebieski (mam wrażenie, że właściciele lubują się w tym kolorze, bo przeważa) i fajnie by było, gdyby pomalowano je na nowo, bo obłażą z farby.
Na ziemi położono płyty- kręgi plastikowe- witaj ekologio😢 Trawy piękne, niebieskie pudełka "mebelki" do chrzanu, jak pięść w oko. Może inny kolor? A może jednak normalna lub kamienna ławka, by stylem do traw pasowała?
A może te płyty plastikowe zamienić na okrągłe ( to co, że nierówne) kamienne? Albo wysypać alejkę szarym (białym) kamykiem. Po co ten szpan, silenie się na ... no właśnie, na co?
Nie przekonują mnie tłumaczenia, iż jest jesień, smutno, szaro i dopiero na wiosnę to będzie odnawiane oraz porządkowane. Ludzie teraz ogrody zwiedzają, teraz widzą te żałosne rzeczy tak samo, jak ja. Nie ma roślin i wszystko, co kaprawe, wylazło na wierzch. Brak kwitnących kolorowych roślin, które być może przytłumiają te niedociągnięcia latem, powinien wyostrzyć uwagę właścicieli na wygląd ogrodu jesienią i zimą.
Metaloplastyka połączona z kamieniem- te rzeźby akurat mi się podobały, ale cały efekt naturalności, popsuły powtykane w trawy wypłowiałe plastikowe kwiaty. Same trawy są tak piękne, że należało je zostawić bez dodatkowych "upiększeń". Ptaszory też mi się podobają. Taki, w naszym ogrodzie, wyglądałby dobrze. No a z prawej stronie pałeczki w kolorach bijących po oczach-fuj.
Nie tylko ja mam taką
opinię, znalazłam w Necie parę podobnych uwag do moich: tandeta, brud, wypłowiałe kolory...ktoś dodał (data z miesiąca letniego), że w stawie i w sadzawkach jest brudna woda, a ryby wypływają i z pyszczkami nad wodą, ciężko łapią powietrze. Fakt, woda w stawie brudna, ale ja się tego akurat nie czepiam, bo wymiana wody jest złożoną operacją i rzeczywiście lepiej to zrobić wiosną, niż w listopadzie.
O gustach się ponoć nie dyskutuje, jednak mnie nie tyle chodzi o brak gustu, co o niechlujstwo i chyba, tak napiszę to, w jakimś sensie lekceważenie zwiedzających, już o narażaniu się na krytyczne opinie nie wspomnę. A może należało przejść obok tych „wystawek” i jakoś to przełknąć? Może i tak, ale zaskoczenie było tak duże i ogromny dysonans między tym, czego oczekiwałam (elegancko zaprojektowany ogród z kamieniem, drewnem, trzciną- naturalnym budulcem, stonowany w barwach, by kolory roślin miały przewagę), a co zobaczyłam (i żeby te figurki, ptaszki skrzyneczki były w jakimś strawnym stylu, ale to jest takie wrzaskliwe odpustowo- przaśne), że nie mogłam, no po prostu, nie mogłam przełamać w sobie tej negacji.
Dla mnie ogród, to głównie rośliny, rośliny i jeszcze raz rośliny- wyeksponowane, dobrane pod jakimś względem, dominujące, a na końcu architektura ogrodowa, dyskretnie wkomponowana, nienachalna, stonowana w kolorach.
Zastanawiam się, czy nie za ostro piszę, jednak to jest tylko moja opinia, mój opis, moje wrażenia. Ktoś ma inne zdanie na temat tych ogrodów, nie mam zamiaru jego opinii negować.
Poszliśmy jeszcze do hali, gdzie sprzedawano rośliny, doniczki, ozdoby, figurki itp. I znowu dopadło mnie zniechęcenie- królował plastik, pospolitość, sztuczność oraz wysokie ceny. Jedynie donice były interesujące i nawet niedrogie. Może właśnie po donice tam wrócimy.
Więcej o tych ogrodach w:
https://www.slaskie.travel/poi/213165/ogrody-kapias
https://www.nocowanie.pl/ogrody_kapias,141829.html
https://fundacjamy.com/ogrody-kapias-robia-nam-wode-mozgu/
A w domu, na rozgrzewkę, zrobiłam czekoladę na gorąco, podaną w zwykłych szklankach z uszkiem, bo napoje podawane w filiżankach, a tak powinna być podawana gorąca czekolada, są na jedno oblizanie się, a ja chciałam napić się tej czekolady porządnie. W dodatku nie nauczyłam się odchylać małego paluszka podczas picia herbaty z filiżanki, a to poważne naruszenie etykiety „ą” i „ę”, mógłby ktoś o to zapytać, a potem zgorszyć, gdybym wyjawiła tę prawdę. Summa summarum, czekoladę piliśmy z pospolitych szklanek.
Za to rogale świętomarcińskie, kupione w „Żabce”, podałam na rodowej porcelanie z herbem „Gąska w pokrzywach”, czyli tak, jak na takie świąteczne ciasto przystało. A do tego obrusik kuchenny w różowe króliczki w kapelusikach zielonych. Miodzio eklektyczne.
Nazwa sklepu pięknie komponuje się z nazwą herbu, prawda? Czekolada super, rogale takie sobie, jednak czego oczekiwać po masowych wypiekach na użytek pospólstwa, co to nie ma materiału poznawczego, a rogal świętomarciński tylko z nazwy jest im znany, a nie z pochodzenia nazwy? Może być rogal maślany, może być świętomarciński? Zresztą ja również nie mam materiału porównawczego (smak, wygląd itp.), uznałam, że jak na wypiek, to ten rogal jest taki sobie, uszu nie urywa. Kupiłam je li tylko ze zwykłej ciekawości, bo pierwszy raz zobaczyłam je w sklepie. Tu na Śląsku nie ma zwyczaju obchodzenia Świętego Marcina oraz robienia takich wypieków. A i gęsiny, z tej okazji, też się nie je.
Przeczytałam sobie skąd się wziął ten zwyczaj w 11. listopada.
„Tradycja ta wywodzi się z czasów pogańskich, gdy podczas jesiennego święta składano bogom ofiary z wołów lub, w zastępstwie, z ciasta zwijanego w wole rogi. Kościół łaciński przejął ten zwyczaj, łącząc go z postacią św. Marcina. Kształt ciasta interpretowano jako nawiązanie do podkowy, którą miał zgubić koń świętego.”
Więcej w:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rogal_%C5%9Bwi%C4%99tomarci%C5%84ski
Spróbowałam słodkiego i wiem, że już nie powtórzę tego. To tak, jak z pączkami w tłusty czwartek- nie kupuję, bo nie lubię. Rogala też nie polubiłam. Przesłodzony, twardawy paskudny gniot. I nawet, jak ktoś by mi zaproponował prawidłowo wypieczonego, z wszystkimi dziwami w środku, to jestem na NIE.
A to taki pozytywny końcowy akcent z ogrodów- rośliny w nich są piękne, zwłaszcza grupy iglaków, a na liściastych ciągle królowały kolory.
U Kapiasa byliśmy zawsze latem, to i kwiatów było sporo, plastików nie widziałam, ale może wiele się zmieniło...
OdpowiedzUsuńW gastronomii jedliśmy tylko lody na powietrzu, a i tak trudno było o stolik.
W sklepie nic nie kupiłam, bo według mnie za drogie to wszystko, pomysł kompleksu ogólnie dobry, tylko może rutyna ich gubi?
Może rutyna, a może upiększanie i wydziwianie na siłę? Latem nie pojadę, choć korci, bo tam tłumy, a mnie tłumy męczą. No i co to za oglądanie, kiedy ciągle ktoś ci w kadr wchodzi, depcze po piętach, niecierpliwi się?
UsuńZimą to teren tylko spacerowy- miejsce, gdzie można pójść na spokojny spacer. Ja jednak wolę normalne arboretum, a nie ogrodowy plac rozrywki.
Dostaję "obłędu" gdy widzę dopięte do naturalnych krzewów plastikowe kwiatki, no ale nie da się ukryć, że niektórych to najzwyczajniej w świecie zachwyca. A w kwestii tych "marcińskich" przysmaków - osobiście to lubię tylko tort makowy, w którym nie znajdziesz ani grama ciasta. Jeszcze z czasów dzieciństwa pamiętam, że zawsze dostawałam "obtańc" za zjadanie z makowca tylko nadzienia a pozostawianie ciasta. No ale gdy już poszłam na swoje to zawsze robiłam tort makowy a nie "ciasto z makiem". Może się zmobilizuję i zrobię w tym roku na święta BN taki właśnie tort. Muszę tylko poszukać w swoich "archiwach" przepisu, bo już dawno nie piekłam tego tortu.
OdpowiedzUsuńTaki tort makowy, na podstawie 1cm ciasta, robiła moja mama. Prawie sam mak z bakaliami i oblany lukrem. Pychota. Lubię też śląskie kołocze makowe, gdzie jest mało ciasta, dużo maku i dużo p[osypki.
UsuńUpiecz, zrobisz przyjemność swoim:) My świat nie obchodzimy. Zresztą nie wiem, co zrobię do jedzenia, to na razie jest dla mnie odległy temat.
Do nas na święta, jak co roku zjedzie teściowa córki.No a nazwa "święta" to u nas oznacza, że będzie coś na kształt choinki (im dzieci starsze tym choinka bardziej symboliczna), będą pod choinką prezenty , a z tradycyjnych potraw to będą bakalie i może jakieś pierogi zdziałamy. Teściówka córki wróci do siebie po Nowym Roku. No i wigilia w pojęciu moich rodaków (tych co za Odrą żyją patrząc z Berlina) to też sam skandal, bo nie będzie na pewno postna, bo nikt z nas nie przepada za rybami. Święta są po to, żeby raz na jakiś czas razem posiedzieć i zajadać to co się lubi, nacieszyć się swą obecnością. I tyle u nas w kwestii świąt.
UsuńJak ktoś chce tradycyjnie, postnie, to nikt mu na przeszkodzie nie stoi. Zawsze dziwiło mnie takie zaglądanie komuś do talerza, sypialni, domu, a potem krytykowanie i narzucanie swojego wyboru. W mojej rodzinie nie wiedzą, że my świąt nie obchodzimy. Po prostu nikomu tego nie mówimy, a jak ktoś pyta to ucinamy w zarodku całą dyskusję i dziwienie się. Jeszcze parę lat temu robiłam stroik, teraz nawet tego nie robię. Czy mi brakuje wystroju i atmosfery? Chyba coraz mniej. Jestem zadowolona, że nie muszę się sprężać, szykować itp.
UsuńAle jak masz takie fajne towarzystwo zapowiedziane, no i wnuki, to wierzę, że lubisz to.
niezły randomowy bajzel różnych różności, faktycznie, nawet zakładając, że to będzie nowe i czyste, to ja nie chcę numeru do dealera u którego kupuje ten projektant...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Jaki projektant? Zapomnij, projektantowi trzeba zapłacić. To ktoś pomalował sposobem gospodarskim skrzynki, doniczki koszyczki itp. Natrudził się, a efekt tragiczny.
UsuńW Necie jest pełno filmików instruujących jak z niczego zrobić ozdobę. Widziałam jak z doniczek komponowali taczki, jakieś piramidki złożone kwietniczki, chłopki i babki itp. Tak samo radzą robić ozdoby np. z 5. l butelek po wodzie.
Ktoś się takiego czegoś naooglądał i myślał, że zrobi fajnie. Szkoda gadać.
Jeszcze nie jadłam dobrego rogala świetomarcinskiego, chyba do Poznania trzeba się wybrać na jedenastego.
OdpowiedzUsuńPośmialam się czytając o ogrodach, może taki był zamysł? Że z ciekawości i żądzy wprawienia się w dobry humor przybędą zwiedzający? Może to miało przyciągnąć dzieci? Nie wiem, ale.dla tej czarnej, plastikowej beki i donjczek- grzybków sama bym przyjechala:))))
Rogal jest tak samo przesadnie wzbogacony, jak te ogrody. Naładowano do rogala wszystko, co słodkie i mdłe- bakalie, olejek migdałowy, biały mak, lukier i jeszcze słodkie ciasto półfrancuskie. Dla mnie przeładowany.
UsuńNie wiem, czy by Cię te beki rozśmieszyły. Próbuję teraz podejść do tego humorystycznie i jakoś mi nie wychodzi. No nie wychodzi- po pierwsze- ekologia, po drugie preferowanie i promowanie plastikowego chińskiego kiczu jako ozdoby ogrodu. Może za daleko idę, ale wyobraź sobie- ktoś o poczuciu takiej estetyki wraca do siebie i zaczyna malować doniczki, rozmieszczać je w ogrodzie.... Jego ogród, jego wola, oczywiście. Ktoś inny to podłapie, potem jeszcze inny. Pamiętasz krasnale ogrodowe, czy cygańskie pałace?
Obserwuję tutaj dekoracje ogrodowe- ludzie stawiają figurki, donice itp, a potem zapominają to odnawiać i stoją takie szkaradziejstwa obtłuczone, obłażące z farby-. Tam w ogrodach też zapomniano, że trzeba to czyścić, malować na nowo, a wyblakłe po prostu usuwać.
To już było w latach 70, pamiętasz dekoracje z potłuczonych talerzy? 😄
UsuńTeraz też widuję klomby w oponach. Ja myślę, że kto.ma wyrobiony gust za Chiny Ludowe nie zrobi muchomora z miednicy, a reszta nie na takie pomysły wpadnie. Moja przesympatyczna sąsiadka w Bośni pomiędzy choinki powsadzała w ziemię swoje wyroby z porozcinanych zielonych, plastikowych butelek po piwie. Jest z tych choineczek taka.dumna, że jak mam jej powiedzieć, że to kicz?
Dekoracje z potłuczonych talerz i potłuczone lusterka na ścianach domów:)
UsuńLata 70 to ubóstwo w możliwościach dekorowania w ogóle. A nam dusze rwały się do kolorów, do inności, chcieliśmy uciekać od szarości PRLu. Te plastikowe gerbery, które wyśmiewam, to szkło dmuchane w kolorowe cętki ( teraz pozadane i drogie wróciło w łaski), wszystko to było wyrazem tesknoty do koloru. Kicz, owszem, ale jak inaczej miano dekorować dom? I nie uczono nas tego, co estetyczne, a co nie- gust wynosiło się z domu. Tam, gdzie cyganeria, gdzie bunt wyrażali sami rodzice, tam i spojrzenie na te dekoracje inne. Ja mam ciotkę plastyczkę, ona kształtowała moje spojrzenie na świat pod tym kątem. Gdy panie nosiły bistory, ona pięknie haftowała len i wełenkę, nosiła niepospolite ciuchy (miałam kilka po niej). Moja matka też była buntowniczką. Jako pierwsza we wsi zamieniła pościel białą, płócienną krochmaloną na kolorową pościel z kory lub bawełny. Ja sama sobie szyłam kolorowe cygańskie spódnice, bo te sklepowe odrzucały. tak gust wynosi się z domu. W moje kuzynki powielają w swoich domach to, co było w ich domach rodzinnych, a co raczej nie jest gustowne. No cóż nikt nikomu nie będzie rządził w jego domu. Milczę i ja:).
A z drugiej strony, czy dom koniecznie musi być "pod sznurek", urządzony zgodnie z modą i trendami? MY mamy bardzo eklektyczne wnętrza i robione pod naszą wygodę. Czasem ludzie są zdziwieni:):):):)
No i co powiesz sąsiadce? nic nie powiesz, tym bardziej, ze sama zrobiła i jest dumna. To jest dopiero sytuacja głupia- gdyby kupiła, może było by łatwiej, ale jak negować twórczość własną. Należy chwalić, że jej się chciało. Jedynie można dyskretnie napomknąć o ekologii, że plastik i że może z innego materiału ozdoby, ale czy to zrobi na niej wrażenie? Wątpię.
Nic nie powiem, bo jest naprawdę fajna babką, a te choinki są bardzo starannie wykonane. Ona też pięknie haftuje w zmijanjskim stylu, mam od niej obrus lniany.
UsuńA co najlepsze jak.sie sama umaluje i ubiera na imprezy to wyglada świetnie, jak na chrzciny i wesela" zrobiła" ja stylistka to.wygladala jak.wlasna babka.
Sąsiadka, nie stylistka:).
UsuńNie mam do stylistek zaufania. Oglądam na YT różne filmiki z poradami tych pań i jestem przerażona, czy raczej zdegustowana ich poradami. jest taki program "Mądra babcia" i tu już jakaś masakra stylistyczna ma miejsce. Sama sobie radzę i chyba nieźle mi to wychodzi.
UsuńJak taka fajna sąsiadka, to prechodząc patrz na zasadzie "nie widzę, nie słyszę":):): Ozdóbki można przeżyć, utratę fajnej sąsiadki gorzej.
Źle napisałam- oglądam od czasu do czasu, bo chcę wiedzieć, czy ta nieznośna maniera jej przeszła. Nie przeszła, a ja ciągle nie mogę wyjść ze zdumienia, jak można w taki sposób coś radzić i takie rzeczy radzić. Jedno jest niewątpliwe, ma swoje fanki i znalazła sposób na niezłe dorabianie do emerytury.
UsuńJa nie lubię radzić kiedy się nie znam. Ale może ta pani uważa, że się zna:)
UsuńTa pani miała pomysł na doradzanie starszym paniom. Na początku było to nawet fajne, ale potem zaczęła reklamować cuda niewidy - lekarstwa, kosmetyki, itp dla starszych osób, zaprasza lekarzy , ale na zasadzie porad "tego Wam w tym wieku absolutnie nie wolno". Ech.... poszukaj na YT Mądra Babcia, telewizja Silver.
UsuńKolor niebieski ponoć przyciąga komary i kleszcze z kolei odstraszają pszczoły i osy. Może o cos takiego chodziło w tych niebieskich meblach?
OdpowiedzUsuńTe meble niebieskie skutecznie mnie odstraszyły. One w ogóle nie pasują do takiego wystroju trawiastego. Tam powinno być coś w rodzaju siedziska kamiennego, drewnianego, albo ostatecznie te, ale np. w żółtym, brązowym lub innym ciepłym kolorze- bardziej neutralnym. Ten niebieski kolor "skradł" urodę trawy pampasowej, bo przyciąga wzrok na pierwszym miejscu.
Usuń