niedziela, 10 listopada 2024

Na koronie we mgle.

 

Dzisiaj wypad,  na obiad, do niedalekiej restauracji o wdzięcznej nazwie „Aleksandria” (Beza została w domu). Zaskoczeniem był pełny parking i mnóstwo ludzi w środku. Okazało się, że są rezerwacje stolików- urodziny (słychać było „Sto lat” od pobliskiego), jakieś inne uroczystości, ale były również wolne stoliki, bo lokal jest naprawdę duży i ma kilka sal. Obsługa szybka, karta bardzo bogata, ceny przystępne. Nie robiłam zdjęć jedzenia, bo wydawało mi się to trochę nieeleganckie w towarzystwie tylu ludzi. O dyskrecji zapomnij. Wybraliśmy zestaw ze schabowymi kieszonkami po góralsku (w mięsnych kieszonkach zapiekany oscypek]. Porcje były duże, jedzenie bardzo smaczne i gorące.

A potem Jaskół zrobił mi niespodziankę, zabrał w nieznane, a to nieznane okazało się wycieczką na koronę zapory Zalewu Goczałkowickiego. 

Krzyżyki:

- czerwony: dzisiejszy wypad,

- żółte: miejsca dotychczasowych wypadów,

-biały: wieża widokowa,



Mglisto, ziąb jak cholera, zawiewa znad wody lodowatym wiatrem, a ja jak wariatka, byłam tą całą scenerią zachwycona. 

 Z jednej strony zapory tajemnicze jezioro we mgle, z drugiej spokojne wody Wisły. 

Przede mną prościutka jak strzała promenada na zaporze. 



 Trochę wiedzy:





W królestwie ślepowrona



To, co podczas wypraw lubię najbardziej- ptactwo wszelkiej maści, jak z jednej, tak z drugiej strony zapory.



Kiedy wchodziliśmy na koronę, ludzi było niedużo, a kiedy wracaliśmy do samochodu, korona zapełniła się spacerowiczami, zaś parking samochodami. Widać wielu ludziom nie przeszkadza, w wypadach w teren, mgła, wiatr i ziąb.

 Nie przeszliśmy się do końca promenady. Po około 50 metrach, zaraz za drugą śluzą, zawróciliśmy. Nawiasem mówiąc przez drugą śluzę, z głośnym szumem, przepływała woda do koryta rzeki.

 Mnie zgrabiały ręce, bo trzymałam w nich aparat, a potęgowany wilgocią ziąb był trudny do wytrzymania (rękawiczki w kieszeni- przeszkadzające przy filmowaniu i robieniu zdjęć. Jaskół też przemarzł. Zresztą byliśmy ograniczeni czasem, a Jaskół zapowiedział jeszcze jedną niespodziankę do ogarnięcia. Mnie i tak podobał się ten krótki pobyt na zaporze, więcej chyba nie zobaczylibyśmy- mgła i robiło się coraz mroczniej.

 Tą niespodzianką okazały się Ogrody Kapiasa. Jotka wie, o czym piszę. A w Ogrodach Kapiasa miała być gorąca czekolada i słodkości. O tym jednak w następnym poście.

21 komentarzy:

  1. Klimat taki bardziej halloweenowy:) Po krzyżykach wnioskuje, że parę razy już tam byliście. Ja nawet wolę w chłodzie i zimnie spacerować, nie mecze się tak.
    Oscypki kocham, chociaż w mojej okolicy chyba są wersje krowie głównie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam, gdzie żółte, od dzikiej, leśnej strony zalewu bywamy często. na koronę nie ma co się pchać, bo tam zawsze pełno ludzi, głośno, a i nie ma tak naprawdę, co oglądać- zbiornik bardziej interesujący jest tam, gdzie bywamy. Pogoda była taka sobie, mnie nie przeszkadza mgła czy chłód. Jednak idący od wody ten chłód był mocniejszy i długo nie wytrzymaliśmy.
      Oscypki krowie? Gdzie, w Bośni? Oscypek powinien być z owczego mleka, chociaż teraz to są głównie cyganione -pół owczego, pół krowiego. Nie mam pojęcia, czy z krowiego mleka miałby taki smak, jak z owczego. Tutaj nie podejrzewam o szwindle, bo dostawcy owczych serów mieszkają niedaleko, a hodowle owiec w górach zaczęto mocno reaktywować.

      Usuń
    2. W Lublinie:) A w Bośni są sery owcze mnogie, ale nie oscypki, niestety.

      Usuń
    3. I te z mlekiem krowim nie mają już tego smaku.

      Usuń
    4. Oscypkopodobne, a nie oscypki. Zresztą nazwę sobie zastrzegli górale zakopiańscy. Nawet nasi tutejsi nie powinni używać tej nazwy, choć ich sery wcale nie są gorsze, a ich historia jest wspólna (Wołosi).
      Z sera owczego wyrabia się jeszcze bundz (bunc) i ja ten bardziej lubię od oscypków oraz bryndzę. Mleko krowie nie powinno się w tych serach znaleźć.

      Usuń
    5. O nie, bundz czy bunc- nie:)))

      Usuń
    6. Nie?????:):):):) Naprawdę nie????:):):) Nawet z chlebem posmarowanym świeżym masłem a na to plaster bundzu lekko posolony? Ja jeszcze lałam na to miód, albo dawałam plastry zielonego ogórka i lałam miodek na to. MNIAM :):):)

      Usuń
    7. No nie mogę uwielbiać każdego rodzaju sera:)))) Nie toleruje też kajmaku, Serbowie się nim zajadają, a dla mnie jest za tłusty i pachnie( i smakuje) jak znoszone skarpety pielgrzyma.

      Usuń
    8. Kajmak w ograniczonej ilości może być, z serami też różnie. Nie znoszę tzw. tworóżka z kminkiem. Nawet nie wiem, czy poprawnie nazywam ten ser- taka gumowata żółto- zielonkawa konsystencja. Moja mam robiła takie, kiedy kończyła się świeżość białego sera- smażyła go do płynnej postaci i dodawała kminku, potem ser tężał. Brrrrrr....
      Za oscypkami też nie przepadam, za to lubię bardzo wszelkie sery "pleśniowe".

      Usuń
    9. O ten to uwielbiam, tak zwany zgliwiały ser z kminkiem!

      Usuń
    10. Gdybyśmy razem usiały do biesiadowania, to nasz stolik byłby bardzo bogato zastawiony:):):):):) Tym, co tylko Ty lubisz, tym, co tylko ja lubię i tym samym co smakuje i Tobie, i mnie.:):).

      Usuń
  2. Byłam dwa razy na zbiorniku, bardzo mi się tam podobało, choć w taki czas jeszcze nie byłam, ale pogoda listopadowa nie jest dla nas przeszkodą:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie byłaś z drugiej strony, tam gdzie dzicz. Korona fajna do spacerowania, widoki rozległe, niemniej... wiesz, o co mi chodzi:)
      Widzę, że i Tobie taka pogoda nie przeszkadza. No, bo co tu ma przeszkadzać- ubrać się ciepło i tyle. A mgły? Zawsze coś do zobaczenia się znajdzie i we mgle.
      Wczoraj doszłam do wniosku, że tam przydałaby się moja kurtka-sztormiak. I ciepła i chroni przed wilgocią

      Usuń
  3. Ten zbiornik słynny ostatnio w tym roku ale z buforu a teraz ma, jak się okazało, inne walory i ciekawostki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słynny? Nic mi nie wiadomo. Chodzi o powódź? Owszem, przed opadami zrzucono z niego trochę wody, tak na spokojnie. podczas opadów zbierał wodę z części Beskidów, która niosła Wisła, ale wierz mi, byliśmy tam w tydzień po powodzi, a wody w miejscach, które systematycznie odwiedzamy było tyle, co przed wielkimi opadami.
      Myślę, że mogłyby przejść jeszcze ze dwie takie "powodzie" z taka ilością opadów, a woda ledwo by się podniosła.
      Świat przyrodniczy wokół zbiornika i na zbiorniku jest bogaty, bardzo bogaty.

      Usuń
    2. No popatrz a w TV całkiem inne opowieści o wielkiej mocy zbiornika za miliony.

      Usuń
    3. O jakiej mocy mówią? A może pomyliłaś z tym pod Raciborzem? Bo Goczałkowicki naprawdę nawet w połowie nie był zapełniony podczas tej powodzi. Faktycznie jego możliwości są wielkie. Nie dostarcza też już wody do aglomeracji śląskiej. Łapie wodę i jest ostoja ptactwa.

      Usuń
  4. Do Goczałkowic mam jakiś taki malutki sentyment, chociaż tylko przez nie przejeżdżałem. Odrobina romantyzmu, wspomnień z młodych lat co to się rozjechały w świat zaraz po maturze. Typowe, ileż to filmów o tym nakręcono.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):):):):) u nas też się rozjechały, nawet przed maturą, a potem się to nagle wszystko skleiło i tak trwa:):):) Same Goczałkowice są mi nieznane, korona zapory bardziej.

      Usuń
  5. No niestety "skiepściła się" jesień, u mnie też mocno chłodnawo, odczuwalna temp. teraz to +2, choć na termometrze widzę 5, jest duża wilgotność i wiatr powiewa od wschodu. Ładną miałaś wycieczkę, tylko szkoda, że przemarzliście - oby tylko nic złego z tego się nie zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano skiepściła się nam ta jesień. Od kilku dni mglisto i zimno. Bywa przy gruncie -1, ale da się wytrzymać. Przemarzliśmy, ale co moje to moje- jezioro we mgle jest piękne. Tam, gdzie wiatr, niska temperatura i woda, tam trudno nawet ciepłe ubranie nie pomoże. Chyba tylko ten sztormiak zimowy, ale nie będę sprawdzała.

      Usuń