Wczoraj wymarzona pogoda na spacery z Bezą w terenie. Tym razem, zrywając z tradycją (wyjazdy dopołudniowe), wybraliśmy się w teren po południu. Musieliśmy przejechać przez wieś, obok obu kościołów, a że pora była na mszę cmentarną, to pobocze zostało zastawione samochodami, wszędzie było pełno kręcących się ludzi w jakimś lekkim oczadzeniu. No cóż, trzeba poszukać wujka Józka, a tam idzie sąsiadka z dzieciakami, trzeba się ukłonić, tu wózek zaklinował się między kostki chodnika, gdzie indziej wieniec obsunął się z ręki, zahaczył o znicz, ten poleciał na chodnik i roztrzaskał się z hukiem.
Od dawna, w to święto, unikam cmentarzy oraz okolicy w ich pobliżu.
Przejechaliśmy spokojnie, a potem już nad stawy droga prosta. Beza uwielbia takie wycieczki. Wykurzyła z samochodu jak tylko sprawdziliśmy, że nie ma w pobliżu jakiegoś psa.
Poszliśmy groblą nad samym stawem. Pogoda piękna, słońce schodziło już ku zachodowi, co akurat nie było fajne, bo świeciło prosto w oczy (staw był z tej strony), a światło było jeszcze ostre.
Planowaliśmy groblą obejść staw i może wejść w kawałek lasu. Jednak nie przewidzieliśmy, że niedaleko zainstalowano armatki hukowe (by straszyć ptaki na stawach hodowlanych) i co parę minut odzywał się głośny wystrzał. Strzelały dwie armatki ze strony w którą szliśmy i jedna armatka, gdzieś z tyłu nas. Beza zaczęła się niepokoić, a potem wyraźnie bać. Biegała po grobli od Jaskóła do mnie i nie miała zamiaru zająć się np. obwąchiwaniem terenu. Początkowo myśleliśmy, że jednak się przyzwyczai, ale nic z tego, zaczęła drżeć i gdyby nie my, to uciekłaby w popłochu do samochodu (albo- straszne- w świat). Denerwowała się również, kiedy ryby, wyskakujące nad powierzchnię wody z głośnym pluskiem w nią wpadały. Robiły to często, przypuszczalnie w poszukiwaniu tlenu. W oddali była maszyna napowietrzająca wodę, pewnie niewystarczająco, staw zamulony, glony w nim to i tlenu rybom brakowało.
Na tafli umieszczono bojki w kształcie krasnali czy innych ludzików😂😂😂, mają odstraszać ptaki. Nie mam pojęcia, ile ptaków odstraszyły, ale sporo jeszcze ich kręciło się po stawie oraz nad stawem.
Przy brzegu pływały śnięte ryby- widok nieprzyjemny.
Dla Bezy plusk rzucających się ponad lustro wody ryb, był dźwiękiem zupełnie nowym, a że stała na górze grobli, ryby wykonywały te ewolucje błyskawicznie, to nie potrafiła określić pochodzenia dźwięku. Pierwszy raz coś takiego słyszała. To wzmagało jej niepokój.
Zrobiliśmy kilka zdjęć, nakręciliśmy filmy i postanowiliśmy nie męczyć Bezy dalszym spacerem.
Zrobiło nam się jej szkoda. Trudno, może innym razem tu przyjedziemy, a może w ogóle, bo miejsce interesujące, ale psom nieprzyjazne.
Po godzinie wróciliśmy do domu.
Taka piękna droga, pod koranami starych dębów, prowadzi do Wodnej Doliny.
Jeszcze trochę zdjęć stawu i jego okolicy.
Dzikie gęsi przy tablicy z informacjami na ich temat, czyżby chciały nanieść jakieś poprawki?Perspektywa skróciła obraz, ale na zdjęciu są stawy, jeden za drugim. Wzdłuż grobli, którą szliśmy, w dole, biegnie szutrowa droga, a za nią znajduje się sporo stawów.
Trawę na groblach wypasają owce, które hoduje właściciel Wodnej Doliny.
Na środku stawu jest wyspa. Kiedyś hodowano na niej króliki. Futrzaki biegały dziko po całej wyspie i mnożyły się na potęgę. Staw zmienił się w ciągu 15 lat. Dawniej można było wypożyczyć rower wodny i popływać na nim po całym stawie. Do dyspozycji były również kajaki oraz łódka. O królikach na wyspie wiem właśnie stąd, że podpłynęłyśmy z Młodą na rowerze wodnym do brzegu wyspy i zobaczyłyśmy stado długouchych różnej maści oraz wielkości. Teraz w miejscu, gdzie był pomost z kajakami łódką i rowerami, jest urządzenie napowietrzające wodę.
W dali widać drugie urządzenie napowietrzające wodę.
Więcej ptactwa wodnego było przy lesie, po drugiej stronie stawu.
Beza ewakuuje się do samochodu.
I jeszcze dygresja. Tu wszędzie są stawy hodowlane bardziej lub mniej zarybione. I w związku z tym są one oblegane przez ptactwo wodne. Stawy te znajdują się na obszarze „Natura 2000”. Czy to nie dziwne, że akurat na obszarze chronionym prawnie, strzela się z armatek, by płoszyć ptaki, które były powodem objęcia obszaru ochroną? Niedawno toczyła się walka mieszkańców domów, położonych nad bardzo dużym stawem z jego właścicielem, który zainstalował armatkę niecałe 50 metrów od domów. Co się okazało? Pozwolenie na montowanie armatek wydaje Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Czytałam pismo z urzędu do mieszkańców- uzasadnienie- właściciel jest narażony na straty hodowlane z powodu nadmiernego żerowania ptaków, dlatego dostał pozwolenie na płoszenie ich za pomocą armatki hukowej. Brak słów.
Na stawie pływały krzyżówki i inne ptactwo wodne, na grobli stały dzikie gęsi, nad stawem latały rybitwy. Nie widziałam ani jednej czapli a zawsze ich tam pełno było. Te huki dochodzą aż do nas, do ogrodu. Przyznam, że nie same huki, choć też i one, są denerwujące. Najbardziej wkurza mnie świadomość płoszenia ptaków w ich naturalnym środowisku prawnie objętym ochroną i szczerze mówiąc, w nosie mam zyski właścicieli stawów.
pierwsze słyszę o czymś takim, znaczy o płoszeniu ptaków ze stawów hodowlanych... zacząłem się zastanawiać, czy to się w ogóle kalkuluje, ale nie znam cen takiej amunicji, czy nie bardziej się opłaca wynajęcie sokolnika z jastrzębiem, ale tu też nie znam stawek, tylko co mnie tak naprawdę obchodzą zyski właściciela stawu?... tu faktycznie ważniejsza jest kwestia eko i w tym momencie ta cała sytuacja śmierdzi jakąś schizofrenią: ta sama instytucja chroni ptaki i jednocześnie zezwala na zatruwanie im życia...
OdpowiedzUsuńczyżby inspektor miał jakieś udziały w tych stawach, czy jakoś po linii rodzinnej to idzie, może jakieś łapówy są tam grane?...
????????...
p.jzns :)
Ja w ogóle nie rozumiem tego uzasadnienia. Fakt, że tu jest mnóstwo stawów hodowlanych, fakt, że ptaszory wyżerają narybek i dorosłe ryby, ale.... to jest obszar chroniony bezwzględnie.
UsuńNo i hodowcy protestują i piszą i uzyskują zgody na armatki. Tylko wiesz, jak to z tym dłuższym oddziaływanie jest- po pewnym czasie ptaki przestały się bać i zrywać gdy huknie. Inne poleciały naz zalew i okoliczne, spokojniejsze stawy. A huki są nadal, ludzi i zwierzaki denerwują. Niby mają określone godziny, tylko który hodowca się nimi przejmuje.
no jasne, ptaki z czasem te huki potraktują jak regularne zjawiska naturalne typu burza, przyzwyczają się i zaczną olewać... przyszło mi do głowy pokrycie stawów jakimiś sieciami, ale to chyba technicznie jest słabe do wykonania i konserwacji, no i ptaki się mogą zaplątywać... niestety, jest to wyraźny punkt konfliktu Natury z ludzką, cywilizowaną gospodarką, sytuacja bardzo podobna do pastwisk pod lasem, gdzie jest ostoja wilków... kompromis raczej niemożliwy do osiągnięcia...
UsuńTu nie ma kompromisu. To jest obszar chroniony i ptaki mają tutaj pierwszeństwo. Pytanie, kto wytyczył obszar ochronny wiedząc, że to są stawy hodowlane, a hodowle istnieją od dziesiątków lat? Problem dotyczy dużego obszaru, chociaż armatki stoją przy kilku stawach. Huki roznoszą się w obrębie kilometra ( w linii prostej) na pewno, bo my je słyszymy. Huki nie tylko płoszą ptaki, ale i zwierzynę w przyległych do stawów lasach oraz dokuczają ludziom. Dla kilki ton ryb zaburza się ekosystemy, bo przecież ptaki przez pewien czas przestają bywać na tych stawach i spełniać swoją rolę, obojętnie jaką. I nie jest tak, że ptaki uciekają selektywnie- zostają te, a boją się inne. Wszystkie są płoszone.
UsuńSiatki są kosztowne oraz niehumanitarne, bo, jak piszesz, ptactwo będzie się w nie zaplątywać. Bojki na stawach też nie pomagają.
I jeszcze jedna sprawa- na płoszenie armatkami jest wyznaczony czas- trochę rano i trochę wieczorem. No i co? Albo płoszymy, albo się bawimy w płoszenie.
Dla mnie sprawa jest jasna- jak jest obszar „Natura 2000” to nie ma żadnego płoszenia, żadnej ingerencji w przyrodę, żadnych zezwoleń na szkodzenie jej.
więc może jednak ten wspomniany sokolnik?... miasto Sopot na przykład oszczędza w ten sposób na szorowaniu obfajdanego przez mewy i rybitwy molo...
UsuńSokół nie zapoluje na czaple, duże gęsi, krzyżówki itp. Wiesz, ile tego siedzi na wodzie? Sokół łapie wróble, gołębie ( dlatego się go w miastach zatrudnia) i inne mniejsze ptaki. To na stawach nie chwyci. Musiałby być jastrząb albo myszołów.
Usuńsokolnicy układają także większe ptaki, jak np. jastrzębie...
Usuńno tak, tylko że to może rozwiązać jedynie kwestię hałasu, ale to całe ptactwo coś jednak musi jeść i gdzieś gniazdować, gdzieś się musi podziać, czyli wychodzi na to, że nie ma miejsca i na ptaki, i stawy rybne zarobkowe... chyba że pan inspektor znajdzie jakąś inną miejscówkę i zbuduje tam akwen dla ptaków... może na swojej posesji? LOL...
...
to wcale nie jest żart... na Ziemi zaczyna brakować miejsca na wszystko... znana jest historia rysia iberyjskiego... kiedyś odtworzono populację tego wymierającego gatunku... tylko potem okazało się, że w całym regionie nie ma wolnego terenu, żeby te koty introdukować, osiedlić je gdzieś...
Przykro mi z powodu Bezy, mogła mieć fajny spacer.
OdpowiedzUsuńO płoszeniu ptaków pierwsze słyszę, ale ludzkość miewa dziwne pomysły :).
Niestety, Beza boi się huków, chociaż widzę, że ostatnio, kiedy chodzimy po ogrodzie to tych z daleka dochodzących boi się już mniej. Kiedyś wiała do domu, jak usłyszała choćby daleki grzmot lub huk.
UsuńTo jest znana metoda chroniąca ryby w stawach hodowlanych. Niektórzy stawiają armatki przy polach z uprawami np. soi, by płoszyć żerujące na niej ptaki.
Armatka huknie, i zamilknie, chociaż jest to barbarzyństwo, to tylko spłoszy. Tutaj zdarzało się, że zdesperowani hodowcy strzelali do ptaków. Ubili w ten sposób kilka czapli.
To u nas coś huczy u sąsiada jak idzie burza, chyba działko przeciwgradowe. Żal mi zwierzakow w Sylwestra, nie lubię huków, a fajerwerków nie oglądam, nie interesują mnie.
UsuńDziałko przeciwgradowe? To tak często grad tam pada? Na samą myśl o Sylwestrze już cierpnie mi skóra. U nas jeszcze strzelają w Nowy Rok i przez parę dni później. Wściec się można.
UsuńHmmmmmm.... w sumie wystarczy jeden szalony gradowy opad i pole zniszczone. Może te działko ma jednak sens?
UsuńChyba ma, sąsiad nie nadużywa:)
UsuńStrzelają i u nas kilka dni, niestety.
U nas strzelają też w odpust katolicki i kilka dni po- koniec czerwca. I nie ma na to rady, bo jak doniesiesz kto ( a strzela sąsiad) to cię zlinczują.
UsuńTego hałasu na obszarze chronionym nie rozumiem, ale podobnie było w Kruszwicy.
OdpowiedzUsuńTeren Nadgoplańskiego Parku Tysiąclecia zamieszkały kormorany i gęsi i wkrótce okazało sie, że kormorany wyjadają hodowcom ryby. Nie słyszałam natomiast, by ktoś z armatek strzelał dla postrachu.
Owszem, kormorany to wielkie szkodniki i sieją w hodowlach spustoszenie. Mnie chodzi głównie o to, ze jak jest obszar chroniony, obejmujący ochroną ptaki, to nie powinno być żadnego ich płoszenia. Nawet w obronie hodowli. To jest sytuacja patowa i pewnie będzie tak trwało, dopóki nie wynajdzie się innego, humanitarnego, sposobu ochrony hodowli przed ptakami.
UsuńObszar ochronny, moim zdaniem również, powinien być chroniony przed ludzką ingerencją. Ewentualnie powinna być ona minimalna. Działka obronne na pewno być tam nie powinny.
UsuńNo nie powinny, a są. Ludzie protestują nie ze względu na ptaki i że obszar chroniony, a głównie dlatego, że IM huki przeszkadzają. Ochrona ptaków? To nie ta świadomość :(:(:(:(
UsuńSpacer piękny, szkoda że niezbyt miły dla Bezy. Uważam też, że obszar prawnie chroniony powinien być chroniony naprawdę a nie na niby.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, bala się i to mocno, ale dzisiaj była w lesie i sobie zrekompensowała lęki:).
UsuńChyba naprawdę mamy papierowe państwo?
Mój pies, który był psem myśliwskim (bo jamniki to wszak psy myśliwskie) też się szalenie bał huków. Bo tak naprawdę to nawet psy z ras myśliwskich też trzeba wpierw nauczyć by się owych huków nie bały -tak kiedyś wyczytałam. Ciekawe i nieco dziwne z tą "hukową" ochroną stawów hodowlanych - nie spotkałam się jeszcze z czymś takim a widziałam już w życiu kilka stawów hodowlanych - ba- nawet łaziłam groblami pomiędzy tymi stawami i zbierałam maliny i jeżyny, którymi groble były obsadzone. Ciekawe jak sobie radzą z tym problemem w innych częściach Europy.
OdpowiedzUsuńPsy myśliwskie boją się wystrzałów, ale trwają przy nodze, bo tak są wytresowane- dopiero na rozkaz myśliwego wolno im się ruszyć. Mieliśmy wyżły, jamniki, wszystkie bały się strzelania.
UsuńTe armatki to wymysł chyba ostatniej dekady. Ja rozumiem, że ptaki wyżerają, ale jak przepis to przepis. A swoja droga podobno populacja kormoranów ( które tutaj pojawiły się jakieś 15 lat temu) wzrosła dwukrotnie. Zazwyczaj żerują na Zalewie Goczałkowickim, jednak rybką z hodowlanego stawu też nie pogardzą.
To są tak zwane działania pozorowanie urzędników. Tylko czy jak jest wilk syty to owca dalej cała?
OdpowiedzUsuńNo nie, teraz jest wilk syty i... wilk syty. Nie śledzę całej sprawy od początku to nie wiem, jak dalej się to toczy. Huki nadal słychać. i tak będzie do świątecznych odłowów. Niektóre stawy już nie mają wody- spuszczono ją na okres zimowy. na wiosnę cały cyrk się rozpocznie od nowa.
UsuńTo jakiś dramat. O_O Obszar natura 2000 jest jednocześnie rezerwatem ciszy z tego co wiem.
OdpowiedzUsuń