sobota, 2 listopada 2024

Obszar "Natura 2000", czyli kogoś należało by zdrowo huknąć.

 


Wczoraj wymarzona pogoda na spacery z Bezą w terenie. Tym razem, zrywając z tradycją (wyjazdy dopołudniowe), wybraliśmy się w teren po południu. Musieliśmy przejechać przez wieś, obok obu kościołów, a że pora była na mszę cmentarną, to pobocze zostało zastawione samochodami, wszędzie było pełno kręcących się ludzi w jakimś lekkim oczadzeniu. No cóż, trzeba poszukać wujka Józka, a tam idzie sąsiadka z dzieciakami, trzeba się ukłonić, tu wózek zaklinował się między kostki chodnika, gdzie indziej wieniec obsunął się z ręki, zahaczył o znicz, ten poleciał na chodnik i roztrzaskał się z hukiem.

Od dawna, w to święto, unikam cmentarzy oraz okolicy w ich pobliżu. 

 Przejechaliśmy spokojnie, a potem już nad stawy droga prosta. Beza uwielbia takie wycieczki. Wykurzyła z samochodu jak tylko sprawdziliśmy, że nie ma w pobliżu jakiegoś psa. 


 

Poszliśmy groblą nad samym stawem. Pogoda piękna, słońce schodziło już ku zachodowi, co akurat nie było fajne, bo świeciło prosto w oczy (staw był z tej strony), a światło było jeszcze ostre.



 Planowaliśmy groblą obejść staw i może wejść w kawałek lasu. Jednak nie przewidzieliśmy, że niedaleko zainstalowano armatki hukowe (by straszyć ptaki na stawach hodowlanych) i co parę minut odzywał się głośny wystrzał. Strzelały dwie armatki ze strony w którą szliśmy i jedna armatka, gdzieś z tyłu nas. Beza zaczęła się niepokoić, a potem wyraźnie bać. Biegała po grobli od Jaskóła do mnie i nie miała zamiaru zająć się np. obwąchiwaniem terenu.  Początkowo myśleliśmy, że jednak się przyzwyczai, ale nic z tego, zaczęła drżeć i gdyby nie my, to uciekłaby w popłochu do samochodu (albo- straszne- w świat). Denerwowała się również, kiedy ryby, wyskakujące nad powierzchnię wody z głośnym pluskiem w nią wpadały. Robiły to często, przypuszczalnie w poszukiwaniu tlenu. W oddali była maszyna napowietrzająca wodę, pewnie niewystarczająco, staw zamulony, glony w nim to i tlenu rybom brakowało. 

Na tafli umieszczono bojki w kształcie krasnali czy innych ludzików😂😂😂, mają odstraszać ptaki. Nie mam pojęcia, ile ptaków odstraszyły, ale sporo jeszcze ich kręciło się po stawie oraz nad stawem.

Przy brzegu pływały śnięte ryby- widok nieprzyjemny.

Dla Bezy plusk rzucających się ponad lustro wody ryb, był  dźwiękiem zupełnie nowym, a że stała na górze grobli, ryby wykonywały te ewolucje błyskawicznie, to nie potrafiła określić pochodzenia dźwięku. Pierwszy raz coś takiego słyszała. To wzmagało jej niepokój.

Zrobiliśmy kilka zdjęć, nakręciliśmy filmy i postanowiliśmy nie męczyć Bezy dalszym spacerem. 

Zrobiło nam się jej szkoda. Trudno, może innym razem tu przyjedziemy, a może w ogóle, bo miejsce interesujące, ale psom nieprzyjazne.

Po godzinie wróciliśmy do domu. 

Taka piękna droga, pod koranami starych dębów, prowadzi do Wodnej Doliny.

Jeszcze trochę zdjęć stawu i jego okolicy.
 
Dzikie gęsi przy tablicy z informacjami na ich temat, czyżby chciały nanieść jakieś poprawki?

Perspektywa skróciła obraz, ale na zdjęciu są stawy, jeden za drugim. Wzdłuż grobli, którą szliśmy, w dole, biegnie szutrowa droga, a za nią znajduje się sporo stawów. 

Trawę na groblach wypasają owce, które hoduje właściciel Wodnej Doliny. 

Na środku stawu jest wyspa. Kiedyś hodowano na niej króliki. Futrzaki biegały dziko po całej wyspie i mnożyły się na potęgę. Staw zmienił się w ciągu 15 lat. Dawniej można było wypożyczyć rower wodny i popływać na nim po całym stawie. Do dyspozycji były również kajaki oraz łódka. O królikach na wyspie wiem właśnie stąd, że podpłynęłyśmy z Młodą na rowerze wodnym do brzegu wyspy i zobaczyłyśmy stado długouchych różnej maści oraz wielkości. Teraz w miejscu, gdzie był pomost z kajakami łódką i rowerami, jest urządzenie napowietrzające wodę.



W dali widać drugie urządzenie napowietrzające wodę.

Więcej ptactwa wodnego było przy lesie, po drugiej stronie stawu.

Beza ewakuuje się do samochodu.

I jeszcze dygresja. Tu wszędzie są stawy hodowlane bardziej lub mniej zarybione. I w związku z tym są one oblegane przez ptactwo wodne. Stawy te znajdują się na obszarze „Natura 2000”. Czy to nie dziwne, że akurat na obszarze chronionym prawnie, strzela się z armatek, by płoszyć ptaki, które były powodem objęcia obszaru ochroną? Niedawno toczyła się walka mieszkańców domów, położonych nad bardzo dużym stawem z jego właścicielem, który zainstalował armatkę niecałe 50 metrów od domów. Co się okazało? Pozwolenie na montowanie armatek wydaje Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Czytałam pismo z urzędu do mieszkańców- uzasadnienie- właściciel jest narażony na straty hodowlane z powodu nadmiernego żerowania ptaków, dlatego dostał pozwolenie na płoszenie ich za pomocą  armatki hukowej. Brak słów.

Na stawie pływały krzyżówki i inne ptactwo wodne, na grobli stały dzikie gęsi, nad stawem latały rybitwy. Nie widziałam ani jednej czapli a zawsze ich tam pełno było. Te huki dochodzą aż do nas, do ogrodu. Przyznam, że nie same huki, choć też i one, są denerwujące. Najbardziej wkurza mnie świadomość płoszenia ptaków w ich naturalnym środowisku prawnie objętym ochroną i szczerze mówiąc, w nosie mam zyski właścicieli stawów.


 

 

 

 

2 komentarze:

  1. pierwsze słyszę o czymś takim, znaczy o płoszeniu ptaków ze stawów hodowlanych... zacząłem się zastanawiać, czy to się w ogóle kalkuluje, ale nie znam cen takiej amunicji, czy nie bardziej się opłaca wynajęcie sokolnika z jastrzębiem, ale tu też nie znam stawek, tylko co mnie tak naprawdę obchodzą zyski właściciela stawu?... tu faktycznie ważniejsza jest kwestia eko i w tym momencie ta cała sytuacja śmierdzi jakąś schizofrenią: ta sama instytucja chroni ptaki i jednocześnie zezwala na zatruwanie im życia...
    czyżby inspektor miał jakieś udziały w tych stawach, czy jakoś po linii rodzinnej to idzie, może jakieś łapówy są tam grane?...
    ????????...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle nie rozumiem tego uzasadnienia. Fakt, że tu jest mnóstwo stawów hodowlanych, fakt, że ptaszory wyżerają narybek i dorosłe ryby, ale.... to jest obszar chroniony bezwzględnie.
      No i hodowcy protestują i piszą i uzyskują zgody na armatki. Tylko wiesz, jak to z tym dłuższym oddziaływanie jest- po pewnym czasie ptaki przestały się bać i zrywać gdy huknie. Inne poleciały naz zalew i okoliczne, spokojniejsze stawy. A huki są nadal, ludzi i zwierzaki denerwują. Niby mają określone godziny, tylko który hodowca się nimi przejmuje.

      Usuń