„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

środa, 14 maja 2025

Ciągle coś się dzieje.

 

 Ostatni tydzień nabity działaniami różnymi. Najpierw tzw. gabaryty- wywalić wszystko, co zbędne przed bramę w określonym dniu (środa). Zbierają w całej wsi. Mało tych gratów było, bo w zeszłym roku robiliśmy generalnie porządki w piwnicy oraz na strychu. W tym tylko stary parawan, którego nie chce mi się odnowić (ramy z drewna, nowe ścianki z materiału), i dwa stare dywaniki do wyrzucenia.

W czwartek, przy OSP, odbierali „szmaty”- te, nie nadające się do użytku. Mieliśmy wór, który nie załapał się do „Przystani”- kołdry i poduchy. Dorzuciliśmy stare gumiaki, inne buty i coś tam jeszcze. Przy okazji przetrzepałam, po raz kolejny, szafy i uzbierały się następne wory, ale już rzeczy, które poszły do kontenerów PCK. A wydawało mi się, że w zeszłym roku zrobiłam skuteczny porządek z ubraniami, wyrzucając bez litości wszystkie te, do których np. miałam jeszcze schudnąć lub je przeszyć. Marzenia o schudnięciu prawie nigdy się nie spełniają, a przeszywać już mi się nie chce. Zwłaszcza, że mam pełno nowych tkanin  z przeznaczeniem do szycia ciuchów rozmaitych.

Chałupa wyczyszczona z rupieci, półki z ciuchami nabrały pierwotnego poziomu.  

Zwijam przędzę do tkania. A ponieważ  nie mam motowidła, to po jakimś czasie zwijania wygląda to tak. 

 Mógłby Jaskół trzymać ręce w zastępstwie motowidła, ale ja nie chcę. Wiem jak, po pewnym czasie, bolą ręce, trzymane w jednej pozycji, podczas zwijania włóczki. Sama tak musiałam je trzymać, kiedy matka nie miała motowidła. Potem urządzenie kupiła i skończyła się udręka dla moich rąk. Mogłabym też motowidło kupić, jednak dla takiej ilości włóczki, jaka mi jest potrzebna, następny „grat” w domu stałby się tylko zawalidrogą. A tak nawiasem, ciągle szukam jak najlepszej przędzy do tkania. Według tkaczek można wykorzystać każą, no prawie każdą, bo te miękkie sweterkowo- chustowo- czapkowo- rękawiczkowe, tylko utrudniają tkanie. Naciągają się, ślizgają po osnowie i często rozwarstwiają. Przędza do tkania ma być ostra, średniej grubości. Znalazłam taką, jednak jej kolory są do…. Przytłumione, jakby wyblakłe. W dodatku sklep sprzedaje jednorazowo 20 dag jednego koloru i nie ma opcji zmniejszenia gramatury. Zanim się zorientowałam, zamówiłam tę przędzę- 10 kolorów. Teraz mam po dwie grube kule z każdego koloru. 

Przykładowo takie.

Ona nie nadaje się do wzorów o drobnych szczegółach. Może doświadczona tkaczka potrafi taką na gęstej osnowie drobniutkie detale tkać, ja, na razie, czegoś takiego nie umiem. Dobrze, że cena dosyć przystępna, ale tkać będę tą przędzą  do świętego nigdy i o jeden dzień dużej.

Porcje galaretki zrobionej wczoraj. Staramy się "dokarmiać" nasze kolana, dostarczać im kolagenu. Galaretkę robię z różnymi składnikami- jajkiem, kurczakiem, pieczarkami lub ogórkami marynowanymi, groszkiem konserwowym, z łososiem... Co pod ręką akurat się znajdzie. Szybko znika. Ja jem czasem dwie dziennie.  Czy faktycznie pomaga? Nie wiem, natomiast wiem, że na pewno nie zaszkodzi. No i nie tuczy.


  
Wyhaftowałam bluzkę.

 Zwykła bluzka z sieciówki, która miała naszyte kwiatki, nic specjalnego. Wydawała mi się smętna w tej jednostajności wzoru. Użyłam nici multikolor, do każdego kwiatka inny odcień i wyszło coś takiego. Niestety nie mam zdjęcia bluzki sprzed haftu. Było, ale gdzieś przepadło, nie potrafię, w tej ilości zdjęciowych plików, go odnaleźć.

Jak zwykle, zdjęcia nie oddają kolorów rzeczywistych. Bluzka nabrała sznytu, ale na zdjęciach tego nie widać. 

Zabieram się do haftu na drugiej bluzce.Tym razem jeansowej.

Dolce vita Bezki. Uwielbia leżeć w tym miejscu. Słoneczko grzeje, płytki chłodzą, woda szumi, wiaterek muska…. Namiastka strumyczka towarzyszy nam od czasu, kiedy zainstalowaliśmy stawek w ogrodzie  (może z 10 lat temu?). Stawek się nie sprawdził, woda szybko zieleniała, mimo częstego zmieniania. Poza tym był dosyć daleko od domu i raczej nie mieliśmy zwyczaju przy nim siadać. Potem zbiornik podryły nornice, zamuliły wodę ziemią, na koniec plastikowy basenik pękł i skończył się stawek. Ale pozostała fontanna. Szukałam jakiegoś ładnego pojemnika, by ją do niego włożyć. Niestety te, które nam się podobały, są poza zasięgiem kasowym. W końcu uznaliśmy, że nie będziemy mnożyć bytów- plastikowa miska (do czegoś była nam kiedyś potrzebna) też dobra. W ostateczności kolorem dobrana do płytek, a fontanna spełnia swoje zadanie- szumi i pluska przyjemnie.

 Dzisiaj, na dole ogrodu, przysiadła kukułka. Fajne to. Nagrałam trochę jej kukania.


I jeszcze ruda.

 O ogrodzie w następnym poście.

 

24 komentarze:

  1. Dobrze wyszła ta bluzka!!! Bardzo mi się podoba! A ja się przymierzam (niczym pies do jeża) żeby sobie zrobić bransoletkę z trzema małymi prostokątnymi "kostkami" malachitu w roli głównej. Już trzeci dzień tak się przymierzam. Ostatnio oglądałam filmiki z maciupkimi wiewiórkami, takimi mocno oswojonymi, bo to takie co im się wypadło z gniazda i się wychowały w "sztucznych warunkach" - przesłodkie, tylko te pazurki mnie nieco przerażają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, czytam, że przymierzasz się, przymierzasz się... czekam na wynik końcowy... czekam...
      Robisz świetne rzeczy biżuteryjne, pomysły masz super.
      Wiewiórki tylko na filmikach i z daleka są takie śliczniunie. Kiedyś zrobiłam zbliżenie wiewióry na zdjęciu i dotarło do mnie, jakie ona ma straszne pazury. Kiedyś w Łazienkach Królewskich trafiła mnie taka jedna ruda pazurami w łydkę- orzechy wychciewała. Miałam jeszcze długo ślad po tych pazurach. Zęby też ma mocne i ostre. To jest straszliwy drapieżnik- wyjada jaja, pisklaki z gniazd.

      Usuń
    2. No popatrz - a malutkie wiewiórczaki wyglądają tak słodko, że się ręka do nich sama wyciąga. Nie wiedziałam, że one w mięsie też gustują.

      Usuń
    3. Głównie pisklaki jedzą, ale to raczej, kiedy nic dookoła nie znajdą. Teraz widuję je na sosnach, gdzie obgryzają młode pączki. To wszystko jest walką o byt- natura.

      Usuń
  2. Ślicznie haftujesz, tkasz, gotujesz… czytam, że także szyjesz!! W dodatku to wszystko na wysokim poziomie! Czy jest coś, czego nie umiesz zrobić?👏 Niezmiennie podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest. Nie potrafię się bronić przed złymi ludźmi. A to wszystko, co robię, to lata praktyki i poszukiwań. No i od takiej 12 latki byłam zmuszona często radzić sobie sama- dostawałam zadanie do wykonania, ale pomocy prawie żadnej.
      I jeszcze jedno- moją zasługą jest tylko to, że wykorzystuję to, co dała mi natura- jakieś tam zdolności.

      Usuń
  3. Bluzka zupełnie odmieniona, dawno temu tez tak ozdabiałam bluzki, dobre wspomnienia!
    Zawsze cos u Ciebie inspirującego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię dodawać coś od siebie, Zazwyczaj są to hafty. Fajne rzeczy można zrobić z nijakich. Szkoda, że te kolory na zdjęciu są wyblakłe. A moje inspiracje , z kolei, biorę z Netu, ale zawsze je przerabiam według swojej wizji.

      Usuń
  4. Też bym chciała fontannę, może namówię męża:) Uwielbiam zdjęcia szczęśliwych psów!
    Zwijalam ostatnio kule włóczki, robię szalik z kwadratów babuni dla koleżanki, kupiła piękne kolory, ale wełna gruba i mszysta, oczek nie widać i pobijam rekordy prucia 😀
    Bluzka bardzo fajnie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fontanna spełnia swoje zadanie nawet w takiej przaśnej misce. Siadam sobie na tarasie, wystawiam pyszczor do słońca, ptaki śpiewają, woda ciurka, żyć nie umierać.
      Te kwadraty babuni do szału mnie kiedyś przywiodły. Robiłam na szydełku. Zrobiłam dwa i trzasnęłam wszystkim. Podziwiam, bo na drutach chyba jeszcze gorzej się to robi. I chyba jednak z bawełny lub takie włóczki dobrze skręconej oraz w miarę „czytelnej”.
      Ja się teraz zastanawiam na włóczką jedwabną. Kie licho, nigdy nie miałam.

      Usuń
    2. Na szydełku robię te kwadraty i ekstra mnie odstresowuja:)
      Ale tak, włóczka dobrze skręcona daje widoczne oczka.
      Ja do haftu chyba bym nie miała cierpliwości, chociaż kto wie?

      Usuń
    3. Jak masz cierpliwość do drutów i szydełka, to do haftu też będziesz miała. Ja nie mam cierpliwości do krzyżyków, może inaczej, niezbyt je lubię. Masz schemat i musisz się go trzymać. A ja lubię "pobujać w robotkach według mojej wizji. Ale mam jeszcze mnóstwo kanwy i powinnam się zmusić, by ją jednak zahaftować.

      Usuń
  5. Ludzie robią naprawdę piękne rzeczy z tymi fontannami :) Widziałam na przykład (i bardzo mi się spodobało) jak ktoś na figurce ogrodowej umieścił okrągłą donicę, pomalował wszystko na biało, wlał wodę i umieścił tam fontannę. Wyglądało bezbłędnie! Jak jakaś prawdziwa, zdobiona fontanna :)
    Sama chcę takie coś zrobić bo fontanna leży i się kurzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie mają świetne ogrodowe pomysły. Ja już to mam za sobą. Teraz trzeba mi prostych rozwiązań i jak najmniej pracy w ogrodzie.

      Usuń
  6. O, skubana! - pomyślałam, widząc zdjęcie bluzki. Zachłysnęłam się tym dziełem, nie powiem i zaparło mi dech (dobrze, że nie stolec) z wrażenia. Masz talent!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, bluzka, jak bluzka, ale myślę sobie- Frau miała niedawno żołądkowe przeboje to może dobrze było by, żeby jednak gdzie nie gdzie zaparło? No i oczywiście zaraz otrzeźwienie- nie, teraz jej tego nie trzeba, wtedy miałam to powiesić. Pomogłabym jej konkretnie.
      Następnym razem poprawię się, spróbuję zdążyć na czas

      Usuń
  7. Bluzka nabrała kolorów, fajnie bo masz sklepową ale wyjątkową - taką, której nie ma już nikt 😊 a galaretki robię też bardzo często na rosole, mam wtedy obiad i danie na śniadanie lub kolację za jednym razem 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bluzka miała naszyte szare kwiaty. Najpierw mi się spodobała z tym haftem, ale potem zobaczyłam, że jest smętna, więc dodałam jej kolorków. Galaretki są koniecznością, bo nam kolana wysiadły i trzeba je wzmacniać. Nie chcemy suplementami, wolimy galaretki. Jak nie mam rosołu, to robię wywar na kostce rosołowej. Jeszcze się nam nie znudziły.

      Usuń
  8. Z wiekiem obrastamy w rzeczy. Z rozrzewnieniem wspominam czasy gdy obóz harcerski przeżyłem z jednym niezbyt wielkim plecakiem. Niestety to się już nie wróci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dłuższego czasu redukuje, wyrzucam, przebieram, a i tak ciągle jest co do wyrzucenia. Jednak to raczej drobniejsze rzeczy są. Stare zużyte szmaciska zawsze będą, bo na bieżąco się je odkłada. Na dłuższe wyprawy samochodem swoich ciuchów biorę mało, ale rzeczy tzw, niezbędnych do życia i co to mogą się przydać, zawsze się nazbiera ponad potrzebę.

      Usuń
  9. Jesli masz koty, to one zwężają ubrania nocami w szafach: ]. Och i przypomniałaś motowidło, kiedy mieliśmy jeszcze owce, ciocia Reginka przędła wełnę na kołowrotku, nawet mnie trochę nauczyła, a tatko zrobił motowidło mamie, a ja, pamiętam, robiłam na nim karuzelę dla lal, bo wtedy wesołe miasteczko to był taki cud, na który się czekało rok, a i nie zawsze się doczekało / miasteczko było, tylko rodzice nie zawsze mogli się wybrać/, więc to motowidło, było taką namiastką, ze ja nie mogę, ale lalki przeżyją zamiast mnie lub inaczej, ja będę w ich plastikowych głowach :D. ależ to były śliczne czasy! tak wewnętrznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie mieszkają niebożęta i one z tymi ubraniami figle po nocach wyczyniają. Kiedyś śmignął mi przez holik, pogroziłam mu palcem, ale tylko zachichotał i schował się za komodę.
      Kiedy mieszkałam w leśniczówce ( ta leśniczówka to całe moje dzieciństwo i młodość, dlatego ja tu ciągle przywołuje), rodzice też hodowli owce. Mój brat nagminne ujeżdżał takie młode barany. To odrębna historia.
      Przynajmniej raz w roku przyjeżdżali zmówieni panowie do strzyżenia i te owce strzygli prawie do skóry. Potem taką brudną wełnę mama prała w wannie ( strasznie cuchnęło) suszyła i zawoziła do przędzenia. Wełna wracała w motkach. A dalej już czytałaś- najpierw my służyliśmy za motowidło, potem matka kupiła takie rozkładane, szare plastikowe. Jeszcze było, kiedy likwidowałam mieszkanie po rodzicach. I głupia wyrzuciłam je zamiast zabrać do siebie. Ale kto to przewidział, że będę tkała i ona się teraz przyda?
      A matka robiła na drutach, z tej ostrej wełny, rajtuzy ( bez stóp) dla nas- dziewczyn i wszystkim swetry, czapki, szaliki, rękawiczki.
      W tamtych czasach to było świetne, bo wełniane rzeczy grzały jak piec, a przecież wtedy były porządne mrozy.
      Ja jestem uczulona na wełnę, strasznie mnie te ciuchy gryzły i ciągle było wojna o to, bym je założyła. Nie znoszę wszystkiego, co ma w sobie choć gram wełny. I popatrz, tkam czystą wełną, nie mam alergii. Chyba dlatego, że tak tylko moja skóra na nią reagowała.

      Usuń