„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

11 listopada 2025

A tymczasem nieprzyzwoite luzy.

 

 

Cytat z fejsa: ”Dlaczego introwertykom mówi się zawsze- wyjdź z domu, otwórz się na ludzi, a ekstrawertykom nie mówi się, zamknij w końcu mordę i zastanów się nad sobą? Dlaczego???? Dlaczego??????”

A ja zapytam jeszcze, dlaczego zawsze słucha się „głośnych”, nachalnie „rozpychających się łokciami” ludzi, choć często pieprzą głupoty, uprawiają słowotok, konfabulują (mnóstwo wśród nich mitomanów i narcyzów), a tych stojących z boku, którzy mają naprawdę coś mądrego do powiedzenia, olewa się?

Co jest w naturze ludzkiej takiego, że ludzie wolą oglądać i czytać  o chamskich zachowaniach, a te kulturalne, normalne "omijają boczkiem"? Dlaczego ludziska podniecają się „ponad normę” sensacjami? Jakkolwiek by to tłumaczyć, to preferowanie ekstrawertyków, chamów i sensatów trąca czymś niezdrowym.

To było krótkie „Słowo na niedzielę”, bo w sumie są to pytania retoryczne.

Obserwuję, jak wiewiórki kursują po tarasach. Brzeg tarasu dużego, na piętrze, jest doskonale widoczny z miejsca, gdzie siedzę przy komputerze. Podnoszę głowę i widzę śmigającego na tarasie rudzielca. Z tego miejsca mam również widok na zachodzące jesienią i zimą słońce.

 Taki widok, przez drzwi małego tarasu, też mam często. Najpierw na czarny bez, potem na tuje i dalej przez parking na lipy przy płocie.

To są małe moje radości- takie codzienne widoki. I jeszcze poranne oraz popołudniowe przeloty rybitw, czasem gęsi, nad domem. I jeszcze codziennie rano lecąca, kracząca wniebogłosy, ciotka wrona (codziennie leci tylko jedna, ciekawe czy ta sama), jakiś interesujący suchelec, zerwana wiatrem pajęczyna, dziwny grzyb, czy zaschnięty kwiat róży. To wszystko poprawia mi humor, cieszę się, że jest mi dane dostrzegać takie drobne akcenty w przyrodzie.

Drapole rozpoczynają jesienne nasiady w ogrodzie. Przyłapałam jednego na kontemplowaniu ogrodu u sister wielkie ucho. Piękny, naprawdę piękny drapol. A czujny jak diabli- kiedy cichutko (tak mi się wydawało) otworzyłam drzwi balkonowe, by zrobić wyraźniejsze zdjęcie, ptaszor cicho poderwał się z gałęzi i lotem koszącym skierował się w głąb ogrodu. 

Jastrząb.  

 Od początku września schudłam 3 kilo. Sama nie wierzę, ale tak jest. W październiku wystraszyłam się, że coś za szybko chudnę (chudnięcie ponoć zwiastuje choroby), no bo jakże to, tak szybko ma być efekt? Ja tu przygotowana na długotrwałe oczekiwania na wynik, patrzę na wagę, a tam już 1,5 w dół. Zrobiłam wszystkie możliwe badania z krwi. Głęboka norma- we wszystkich, tylko cholesterol lekko podwyższony. 

 Recepta? Ano odrzuciłam cukier i słodycze. Organizm już się przyzwyczaił do tego stopnia, że jak sobie pozwoliłam na zjedzenie ciastka dubajskiego, to mega mnie po nim zemdliło- z tej słodyczy, bo dobre było. Nie ciągnie mnie do słodkiego, chociaż raz na jakiś czas drożdżówkę, czy inne ciacho z lubością pożrę. I na tym moja przyjaźń ze słodyczami  kończy się. Nie jem masła, nie jem żółtego sera, a pleśniowe ograniczyłam, smaruję chleb białym serem (biały ser+ kwaśna śmietana 12%- nie żadne tam gotowe serki do smarowania) lub humusem, jem mniejsze porcje- to nie jest dieta ŻP, po prostu jem mniejsze porcje. Jem częściej małe „co nie co”, byle tylko zatrzymać spadek cukru (przy hipoglikemii trzeba się bardzo pilnować, bo jak cukier spadnie, to potem zaczyna się dramat). Obiady też zmieniły charakter- więcej zup, makaronów (bez sosów), jajka w różnej postaci, chińskie stir fry, jakieś łazanki, mniej mięcha, a jak już to kurczak, indyk, no i ryby oraz ograniczanie olejów i innych tłuszczów do smażenia, a mięso często pieczone w piekarniku, do tego surówki i dużo warzyw oraz ograniczam ziemniaki chociaż tu akurat cierpię, bo ja kocham ziemniaki i wszystko co ziemiaczane. Robię również galaretki warzywno- mięsne, kalorii w tym niedużo, a doskonale zabijają głód. Włączyłam do diety mielony ostropest- ziarno mielę sama- który poprawia pracę wątroby (mówię wam rewelacja- ostropest obniża cholesterol, wzmacnia wątrobę, a efekty są szybko widoczne). Jem sporo zielonych grejfrutów oraz kiwi. Co jeszcze? Ano ruszam się dużo- prace ogrodowe (przysiady, wspinanie na palcach, skłony itp.) oraz prace domowe bez opieprzania się- najlepiej spala się kalorie podczas mycia okien:):):):):). Wszystko w tempie wymuszającym trochę wysiłku. To wszystko bez napinki, bez paniki, że muszę schudnąć, bez paniki- znowu się nie mieszczę w... A tak, no właśnie, przymierzałam dżinsy rozmiar 44-46 i zjechały mi z tyłka. No dobra, górą nasi, myślę sobie. W takim razie mam jeszcze drugie 40-42. Wciągam, OK, jadę na zakupy, a dżinsy przy chodzeniu bezczelnie zjeżdżają mi z dupeńki. Rany... coś tam chyba będę musiała zaszyć, choć przy dżinsach to trudne ze względu na podwójne szwy. Nie wiem, czy to efekt chudnięcia przy tych mniejszych- może to krój sprawia, że nie trzymają się na pupie? A z drugiej strony, one kiedyś były opięte na udach, a teraz tam są nieprzyzwoite luzy. Zobaczymy.

W każdym razie cieszymy się, ja i mój kręgosłup, tudzież moje kolana, z efektów wdrożonego planu schudnięcia choć trochę.

Wreszcie skoszono, z dwóch stron ogrodu, kukurydzę. Zrobiło się przestrzennie jasno i widać znów góry czeskie.

Zaliczyliśmy dwie wyprawy w teren, ale "o tem potem".
 

07 listopada 2025

Jeszcze ciągle świat się złoci, rudzieje i brązowieje

 Obraz na winiecie jest tak ogromny, że możecie się poczuć tak, jakbyście stali nad brzegiem tego rowu. Te trawy są obłędne.

"Jak wszyscy to wszyscy i babcia też"-  fotki przedstawiają księżyc w Borsuczej pełni, na zachodnim niebie, wczoraj o 6 rano.
A tak wyglądał wczoraj około 18. Księżyc ogromny, nocą tak mocno świecący, że ogród można było przemierzać bez latarki.

Zimą podczas pełni są mrozy, jesienią bardzo chłodne poranki. Oczywiście wszystko przy bezchmurnym niebie.

Powoli kończy się złota jesień. Coraz mniej liści na drzewach. Obserwuję przez drzwi tarasu, jak z dnia na dzień liście katalpy ze złotych stają się brzydko rude, schną i opadają. Na brzozach też coraz mniej złota.

Poranne i wieczorne chłody robią swoją paskudną robotę, każą roślinom zwijać się i gotować do zimy.

Codziennie siedzę w ogrodzie, głównie przycinając krzewy. Wiosny, w ostatnich latach, były nieprzewidywalne pogodowo i można się spodziewać powtórki. Wolę większość prac zrobić teraz, niż później się denerwować, że czegoś nie zdążę- coś przerośnie, zachwaści się, wybuja lub zmarnieje. Bardzo nie lubię, jak mi się nawarstwiają prace i trzeba potem nadganiać. A mówię tylko o pracach koniecznych, bo te mniej ważne już dawno nauczyłam się ciut lekceważyć i przesuwać.

Koniecznie na dużym ekranie. Myślę, że Wam się spodoba.


Wieczorami, podczas spacerów, z Bezą, po ogrodzie, spotykam młode jeże. Jeszcze we wrześniu martwiłam się, że takie maleństwa nie przeżyją zimy (przy paleniu stosu suchelców, odkryliśmy norę lęgową jeża- było tam 6 małych- szybko nad nią zrobiliśmy daszek i zasłoniliśmy łętami), a teraz stały się już dosyć dorodne i żwawo tuptają, by wyjść z kręgu światła latarki. No, niestety, już około 18 trzeba po ogrodzie poruszać się z latarką. Ja tam potrafię chodzić i bez latarki, bo znam każdy kąt, ale właśnie ze względu na jeże, by któregoś nie nadepnąć, oświetlam ścieżki. Dwa razy w październiku próbowałam malucha, którego spotkałam, nakarmić kocią karmą. Stawiałam przed jego nosem spodeczek z mięsem i odchodziłam. Po godzinie jeżyka nie było, a karma pozostała nietknięta. I tak mi się wydaje, że w takich naturalnych półdzikich warunkach, jaki jest nasz ogród (las i dużo przestrzeni), jeże nie potrzebują dokarmiania- mają mnóstwo różnorodnego terenu do łowów. Co innego w malutkim ogródku, gdzie wszędzie chodzą ludzie, a jedzonka malutko. Tam pewnie zjadłyby karmę bez marudzenia.

Tej jesienie ani nie kosiłam trawników (ostatni raz kawałek przed tarasem chyba na początku września), ani nie grabię liści. Nigdzie. Pod liśćmi żyją rozmaite robale, którymi żywią się jeże i ptaki. Nie będę stworzeniom wygrabiała stołówki. A na wiosnę i tak z tych liści prawie nic nie zostanie. Jedyny minus rzadkiego koszenia trawnika jest taki, że nie płoszone przez kosiarkę (drgania ziemi) nornice i krety, zrobiły z trawnika poligon- trzęsawisko. Ale niech sobie tam ryją. My i tak chodzimy utartymi ścieżkami

Znieśliśmy, z dużego tarasu do piwnicy, donice z amarylisami. Liście zasychają, a cebule wiosną przesadzę do nowej ziemi.

Oglądamy WTA Finals- niestety, Iga znów taka sama. Zabrzmi to obrazoburczo, ale tyle meczów Igi obejrzałam, że odważę się powiedzieć- dziewczyna jest mało lotna. Jak się wyuczyła na początku kariery siłowej gry, tak dalej gra, a reszta tenisistek poszła do przodu. U Igi wyuczone ruchy (schematy ruchowe), zasiedziałe w głowie wskazówki poprzedniego trenera i zero finezji, zero skrótów, lobów, zagrywek takich, by pogonić po korcie przeciwniczkę. Niezrozumiałe są dla mnie jej słowa: „Nie oglądam meczy moich przeciwniczek, robi to za mnie ekipa”. Nie ogląda, to znaczy nie widzi potknięć, błędów, sposobów gry przeciwniczek. Wydaje mi się, że samo stwierdzenie trenera: „Wiesz, ona gra tak i tak, więc ty zagraj tak....”, nie wystarczy. Oglądając mecze, sama wiele by zobaczyła, być może i to, czego nie dostrzeże trener. Czasem jakiś niuans może zdecydować o sposobie gry.

Nie jestem ekspertem, ale widzę, co się dzieje na korcie. Zobaczyłam prawie wszystkie jej mecze, w ostatnich trzech latach i chyba to wystarczy, by wyrazić swoją opinię o grze Igi.  Zbyt często teraz, jak na zawodniczkę takiej rangi, przegrywa. A najnowsze rankingi  opierają się na nerwowym liczeniu punktów- spadnie, czy nie spadnie.

Poszewki na jaśki wyhaftowałam. Najpierw miała być jedna, potem dwie no i zrobiły się trzy.  Nie wiem, dlaczego zdjęcia wyszły takie przyżółcone. Może to światło w pokoju zawiniło? Kolory przekłamane- szkoda, bo ładnie je dobrałam. Lepszych nie będzie, bo poszewki poszły "na służbę" do Młodej



 Haft, jak haft, z jednej strony trudny, bo trzeba liczyć, z drugiej strony szybciutko się haftuje.

Trochę szczegółów na fotkach, a więcej (technika haftowania, nici, igły itp.) będzie na moim drugim blogu 





 


A tak to normalny dzień- Jaskół pojechał po towar, Beza drzemie przed domem, ja ogarniam chałupę, w planach wycieczka w ciekawe ruinki.

Niesamowicie szybko przeleciał mi październik, a i listopad się rozpędza.