„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

czwartek, 3 lipca 2025

Bardzo długi post bez narzekania

 

Czy należy narzekać na upały w słoneczny lipcowy dzień, kiedy to upały są wpisane w polskie lato? Chyba nie. Trzeba sobie tylko inaczej zaplanować dzień. Wczoraj, świtem, podlałam cały ogród kwiatowy wodą z węża- głównie hibiskusy pod brzozami, bo tam drzewa wypijają roślinom ozdobnym wodę. A skoro lałam wodę tam, to podciągnęłam wąż w inne miejsca i póki był w nich jeszcze cień, lałam obficie wodę pod rośliny. Dzisiaj przerwa, w nocy ma przyjść deszcz. Kiedy już podlałam, to doszłam do wniosku, że przy stosunkowo przystępnej temperaturze, mogę wykosić kolejny kawałek ogrodu. O 9 uznałam- starczy tego nagrzewania się- do wieczora trzeba siedzieć w domu. Dzisiaj rano wycięłam przekwitłe kwiaty i uciekłam przed słońcem do domu. Teraz chyba większość tych, którzy mają domy, przesiaduje na tarasach, bo taras to takie fajne przedłużenie pokoju na czas letni.

Mamy dwa tarasy, ale taras wschodni podczas mocnych upałów jest wyłączony do 14.( wtedy nasuwa się na niego cień) - białe płytki odbijając słońce, oślepiają, a temperatura na nim przekracza 40 stopni. Wyobrażam sobie to piekiełko, gdyby taras był wyłożony dechami kompozytowymi, w dodatku ciemnobrązowymi, jak planowaliśmy- można by na nich ćwiczyć taniec na „rozżarzonych węglach”. Podobno mocno nagrzany kompozyt cuchnie. Nie dane było mi sprawdzić, kafle są ciepłe, w cieniu szybko stygną i ich smrodkiem nie czuć. Nad tarasem jest balkon, dlatego jego część jest jakby zadaszona, ale to nie chroni przed mocnym słońcem. Planowaliśmy kupić roletową markizę, by osłaniała więcej powierzchni. Zrezygnowaliśmy, ponieważ doszliśmy do wniosku, że i tak do południa na tym tarasie nie przesiadujemy, a markiza oszpeciłaby fasadę. Rozwija i zwija się ją za pomocą korby. Wszelkie korby budzą we mnie sprzeciw od kiedy w mieszkaniach królował „jamnik”, z podnoszonym za pomocą korbki blatem, który można było rozkładać. Coś okropnego, większego szkaradziejstwa meblowego nie widziałam i chociaż był on bardzo praktyczny, ta korba traumatycznie utkwiła mi w pamięci jako coś, czego nigdy nie będę miała w pobliżu. No i tym sposobem markiza odpadła w przedbiegach. Możemy jeszcze postawić parasol i tak, od czasu do czasu, robimy. Na tym tarasie trzeba jeszcze pomalować kolumny.

Taras duży (duży to tylko nazwa, bo oba są spore), południowy, dobrze ocieniony wysokimi świerkami, jest do późnego popołudnia chłodny. Tam sobie można siedzieć do woli w takie upały, ale ja tam nie lubię przebywać, bo za tarasową ścianą urzęduje „wielkie ucho” i nie można czuć się na luzie. Taka sytuacja.  
Schody z dużego tarasu do
ogrodu. Po lewej stronie urzęduje "wielkie ucho" czyli moja siostra z mężem. Schody są systematycznie malowane i systematycznie łuszczą się. Można zeskrobywać stara farbę, szlifować, a i tak nowa farba po jakimś czasie odłazi. Na razie dałam sobie z malowaniem spokój. Na tarasie rower stacjonarny, a za nim mały wędzok (wędzi się w ogrodzie, a nie na tarasie). Na obu tarasach mamy normalne meble- dwa fotele rozkładane (duży taras) i dwa krzesła+ stół (taras mniejszy). Tyle nam do szczęścia- siedzenia, picia herbaty czy soków, jedzenia posiłków i gapienia się na ogród tudzież niebo- potrzeba i na tym poprzestaniemy. 
I trzy skrzynki wzdłuż płotu- zabezpieczenie, by duży pies z sąsiedztwa nie właził do nas. W tej są begonie, w następnych szczypiorek i trzy krwawniki, które po raz trzeci przesadzałam, ratując przed ślimakami. 
Kawałek dużego tarasu.
I jeszcze amarylisy, które zakwitły na dużym tarasie. Zakwitły trzy, a jest ich 10.


Czyli na upały nie narzekamy, a wręcz odwrotnie, to dni, kiedy można się wygrzać przed czasem, kiedy deszcze, śniegi oraz mrozy dokuczają. Oczywiście wygrzać na zasadzie- idę na 10-15 minut na słońce, a potem uciekam do chłodnego domu. Kiedyś jeden z klientów, kiedy narzekałam na upał (o, jak to się moje preferencje temperaturowe z wiekiem zmieniają), powiedział- „Wolę upał, bo przed nim można się schronić, a przed zimnem nie zawsze”. I to jest prawda- jak są mocne mrozy, to nawet w dobrze nagrzanym domu prędko wychładza się, a pod drzewami (fajny cień i chłodek w upał), mróz dokucza tak samo, jak na otwartej przestrzeni. Jednak za upałami nie tęsknie i w sumie nie lubię, kiedy temperatura skacze powyżej 26 stopni. W domu rolety zaciągnięte, porobione uchyły lub rozszczelnienia- jest w nim przyjemny chłód. Tak naprawdę, to najlepiej czyta mi się w chłodnej zacienionej sypialni, w pozycji horyzontalnej, nic tego w upał nie przebije.

Młode sowy przestały nawoływać rodziców, drozdy już tylko rankiem i wieczorem śpiewają i to też na pół gwizdka. Jeszcze muchołówki śmigają za muchami- muszą wykarmić pisklaki, chyba to już ostatni lęg.


 

Udało mi się sfilmować pustułki i sroki na dachu chłodni. Ten dach to jak dobra scena- raz wrony, innym razem pustułki i sroki. Może jeszcze coś się tam podzieje. Filmy kręcone są na dużym przybliżeniu, bo chłodnia jest  odległa od płotu naszego ogrodu o jakieś 200 metrów. No i ręce już nie wytrzymują dłuższego trzymania aparatu w jednej pozycji. 

 

Kupiliśmy sokowirówkę- stara się rozleciała. Jaskół kupił w hurtowni skrzynkę ogromnych jabłek i worek marchwi, a ja teraz przerabiam to witaminowe dobro na sok. Obiady też takie bardziej lajtowe- ziemniaki z kefirem, makaron z serem, racuchy z jabłkami, jakaś zupa- nie chce się jeść w takich wysokich temperaturach.



Poza tym czytam, tkam nowy gobelin (tym razem na największej ramie z wcięciami- ciągle uskuteczniam zaległą włóczkę) i oglądamy Wimbledon.

Podoba mi się aktualne podejście do polityki prof. Gadacza. Taką postawę staram się przyjąć (kiepsko mi to idzie) od przegranych przez Trzaskowskiego wyborów, ale nadal czytam te wszystkie doniesienia o działaniach polityków z różnych opcji. I czytam „analizy”, trafne spostrzeżenia, opisy, opinie na temat tego, „co, kto, jak i po co”.

Tadeusz Gadacz

Proponuję chętnym stoicki dystans, który mnie osobiście dał ogromną ulgę. Skoro pomimo moich starań prezydentem Polski zostanie alfons, a nie mam już na to wpływu, to niech będzie alfons. Jeśli zatwierdziła jego wybór nielegalna Izba Sądu Najwyższego, to niech robi co chce. Jeśli marszałek Hołownia zwoła Zgromadzenie Narodowe i przyjmie jego przysięgę, to nie moja sprawa. Niech obciąży to jego sumienie i jego karierę polityczną. Jeśli dojdzie do wcześniejszych wyborów, to i tak nie mam na to wpływu. Przestępstwa PiSu nie zostaną rozliczone? Przecież tego nie zmienię. Jeszcze bardziej upadnie praworządność, to niech upada. Gdy za dwa lata dojdą do władzy faszyści, to niech rządzą. Widocznie na nich zasługujemy. I teraz jest mi o wiele lżej. Wszedłem w głębszą relację z naturą. Obserwuję ptaki. Zamierzam wokół domu zamieścić poidełka dla motyli. Powróciłem do nieprzeczytanych książek i do tych, których jeszcze nie dokończyłem pisać. Jest tyle cudownych rzeczy. Szkoda życia, które jest zbyt krótkie, do uczestnictwa w ustawkach polityków. A Polska? Jeśli przyjdzie taki moment, że będzie mnie potrzebować, w co wątpię, to mnie znajdzie. Co za cudowne poczucie wolności.”


 

Racuchy z jabłkami- najprostsze z najprostszych

Składniki:

  • 2 całe jajka

  • 400 ml kefiru

  • 300g mąki

  • łyżeczka sody

  • 3 łyżki cukru

  • 350g jabłek (można mniej, można więcej)

  • olej do smażenia


     

    1. Kefir zmiksować z jajkami, dodać sypkie składniki (dodaję jeszcze trochę cukru wanilinowego, a mniej cukru zwykłego).

    2. Jabłka obrać i zetrzeć na grubej tarce, dodać do ciasta, wymieszać.

    3. Smażyć nieduże placuszki na rozgrzanym oleju. Placki kłaść nieduże i płaskie, bo wyrastają i mogą się nie dopiec w środku, kiedy nałożymy grubą warstwę ciasta na olej.

    4. Można posypać cukrem pudrem po ostygnięciu.

Dochodzi 16 i jest 37 stopni w cieniu, uffffff....


piątek, 27 czerwca 2025

Nie mogłam sie oprzeć,

 musiałam to tutaj puścić. Najlepsza z wersji, jakie znam.


 Pada spokojny deszcz po dniach upałów. Nie było gwałtownych burz, te przeszły, jak zwykle, "dołem" i "górą". Była za to, w poniedziałek,  ogromna wichura i spadło kilka kropli deszczu.

 
Patrzę na korony drzew i widzę, że po dotychczasowych tegorocznych wichurach, gałęzie są "przetrzepane", a na nich dużo mniej liści-
widać prześwity na niebo za drzewami, czego dotąd nie było o tej porze. Liście nie opadły, one są po prostu dużo mniejsze, takie bardziej rachityczne.  
 
Odcinam się od tej wsi. Nie jestem pewna, czy ktoś mi nie plunie w twarz za to, że wieszam protuskowe info. na Facebooku. I nie ręczę za siebie, gdyby mnie ktoś sprowokował. Po co kusić licho i tak ich mam serdecznie dosyć, by nie powiedzieć bardziej dosadnie w.... odwłoku. I postanowiłam nie iść na wybory samorządowe.  Od kilkunastu lat radnymi zostają ci sami ludzie i dokładnie nic dla wsi nie robią. Skoro nic się nie zmienia, to mój głos i tak nic nie zmieni. Burmistrzowa, która "przecina wstęgi" już trzecia kadencję (w dwóch wyborach miała sensownych kontrkandydatów, ale ludzie lubią "stare, poznane"), wyjechała na stołek z poglądami lewicowymi, teraz stała się propisowska. Teraz to ona celebrytka, a jej działania skupiają się głównie na dopieszczaniu gminnego miasteczka, zamiast sołectw w gminie. Nasi, wiejscy radni potulnie się z tym zgadzają, nie ma pracy na rzecz wsi- ręka, rękę myje, nie wychylajmy się, bo może coś od nas będą chcieli. A mieszkańcy wyraźnie nie chcą, jest im wygodnie tak, jak jest- ze starymi lampami przy drogach, z dziurawymi drogami wiejskimi, z fatalnie funkcjonującym ośrodkiem zdrowia, z nic nie dzianiem się we wsi jeżeli chodzi o jakąś kulturę, spotkania, występy itp.   Koło Gospodyń "dla siebie", szkoła "dla siebie", Klub sportowy (piłka nożna) "dla siebie"- żadnej współpracy, żadnego wyjścia do ludzi. Sołtys grubo ciosany, obraził się na mieszkańców, kiedy apelowali w gminie o lustro przy drodze, bo go pominęli- najpierw mieli przyjść do jaśnie pana z tą sprawą, a nie przyszli no i sołtys postarał się, by na zebraniu RG wniosek odrzucono, bo według niego lustro tam nie jest potrzebne. Sprawa z sołtysem jest jakaś dziwna- wybrano innego człowieka, ale on zmarł. Przed śmiercią prosił obecnego sołtysa, by ten przejął jego obowiązki. A ten sam niechętnie przyznał, że wziął tylko dlatego, że tamten go prosił i "musi jakoś to przetrwać". Ot i tak wygląda sołtysowanie w naszej wsi- z jednej strony sodówa strzeliła do łba, a z drugiej"musi  przeczekać".
Może postawa moja nie jest prospołeczna, ale nie widzę powodu, by dokładać mój głos do wiejskiego marazmu.
 
Zaczęły się wakacje. Dla mnie to już tylko pusta informacja, bez emocji. Nic nie wnosi w moje obecne życie, a tamto, zawodowe, już daleko za mną.
Trochę ogrodu.



 Widok z tarasu (mniejszego- wschodniego) na część ogrodu "kwiatowego".