Ograniczanie, a może już
zakaz zgromadzeń, zastanawianie się- iść do kościoła, nie iść. Tu akurat
uważam, że jak ktoś jest naiwnie
przekonany, że w Domu Bożym nic mu się nie stanie, to niech leci i łapie
te zarazki. Do kościoła chodzą ludzie z anginą, zagrypieni, ale chodzą- do
pracy nie pójdą, do szkoły nie poślą dzieci, ale do kościoła idą, bo jakby
inaczej. A w Wielkim Poście wydaje im się, że są szczególnie chronieni przez
tych z góry. O naiwności ludzka, szkoda, że te zarazki, wirusy bakterie o tej
„ochronie boskiej” nie wiedzą. Woda święcona, która jest z kranu i wszyscy w niej paluchy maczają, hostia do
ręki podawana brudną ręka, twarz w twarz przy wychodzeniu z kościoła, wspólne
głośne modlitwy oraz śpiewy, kiedy to odchodzi „wydychanie wzmożone”- nic to, „wszystko w ręku Boga i najświętszej
Panienki”. Jak Bóg zechce to nie ochroni, jak Bóg zechce, to ocali. A Bozia nie
„wtrąca się” do katolików na całym świecie, to akurat tu będzie pilnowała
polskich? Kto w wierzy?
Maseczki? Przeczytałam na
stronie GIS, że te maseczki w ogóle nie chronią przed wirusem, co najwyżej
przed pyłem, ale cały świat je nosi i jest to jakaś izolacja przy kontakcie z kichająco- smarkającym. U
nas to w sumie nie ma maseczek, nie ma problemu, że nie chronią. Robić maseczki
z biustonoszy? Ktoś przytomnie zapytał: „Koronkowy może być? A może push up
lepiej ochroni?”. Maseczki wykupiono, to zaraz biustonoszy zabraknie.
Chusteczek dezynfekujących też już w sklepach nie uświadczysz. Jakaś babeczka,
przede mną, przy kasie, w ostatniej minucie spostrzegła się, że ma chusteczki do
obcierania pupy niemowlęcej, a ona chciała takie do rąk. Ręce to chyba
przyjdzie dezynfekować lizolem, bo płynów odpowiednich do tego też już
brak. A w ogóle to ręce myć tak długo,
jak długo trwa odśpiewanie Happy Birthday, natomiast dozownik naciskać łokciem-
spróbuj nacisnąć dozownik łokciem, kiedy w marketach wisi on nad umywalką, a w
domu też mam powieszony dosyć wysoko. Nie naciskać kciukiem radzi taki jeden,
który nie potrafi pogodzić się, że już nie jest na „stołku”. Niby racja, ale
jak ja naciskam kciukiem, to potem ten kciuk myję, mój następca robi tak samo,
czyli nie mamy potem kontaktu z dozownikiem- po naciśnięciu kciukiem, tenże
kciuk, czy też wskazujący (środkowy mamy przeznaczony do innego celu) myjemy
odśpiewując Nappy Brithday i po sprawie. Słusznie ktoś zauważył, robiąc
odpowiedniego mema-
łokieć służy nam do odbijania korka z butelki z czyściochą.
Czy ktoś jeszcze pamięta, jak fachowo robili to budowlańcy lub inny fizyczni w
przerwie „na papieroska”, albo wujo na imprezie rodzinnej? Teraz korki
plastikowe, z dozownikiem, takie szmery-bajery, w najgorszym przypadku
elegancka zakręteczka, tak producent dba o łokcie konsumentów.
W naszym
narodzie tak już jest, ze panika nie wynika z zagrożenia ewentualnym złapaniem
choróbska, a głównie z obawy przed
zniknięciem ze sklepów dóbr konsumenckich. Jedni lecą po masło, inni po olej
(ponoć staniał), a jeszcze inni robią zapasy cukru. Tych ostatnich to nawet
rozumiem- zabraknie butelek z procentami, to zawsze sobie nożna je z zapasów
cukru upędzić. Tak, cukier to podstawa.
W szkołach same dylematy- rozpoczął się
sezon wycieczkowy no i co teraz? Jedni mówią wyjeżdżać, nic nie będzie, drudzy
zastanawiają się, kto ewentualnie pokryje koszty, kiedy do wycieczki nie
dojdzie, jeszcze inni boją się wchodzić
na teren szkoły, a co dopiero wybierać się w świat szeroki, w dodatku z bandą
nieprzewidywalnych indywidualistów. W kuratoriach telefony szaleją, bo co
zbiorówka to problem. A ja się zastanawiam, o co w tych szkołach takie larum
się podnosi- nie pokonała ich Zalewska, to i ten w koronie nie da rady.
Jeden z klientów podzielił
się z Jaskółem dobrą radą- należy dużo pić, wtedy spłukuje się wirusa do
żołądka, a tam soki trawienne go pożrą z tą całą koroną. Na co Jaskół
stwierdził, że można połączyć środki zapobiegawcze- zamiast ręce myć spirytusem
i pić płyny, należy od razu zapijać spirytusem wirusy.
No to co? Chyba pojadę po ten spirytus, zanim go
zabraknie.
Zdjęcia memów z Internetu