poniedziałek, 8 lutego 2021

Tu wracam we wspomnieniach

 Zima u nas taka sobie. Śnieg owszem, jest, ale około 10 cm. Na jego powierzchni, zrobiła się skorupa, która zapada się pod nogami, niszcząc buty i raniąc łapki Bezy. Ale temperatura jest znośna. Tylko -4 stopnie C i nie wieje już ten straszny, ostry wiatr od północy. Wczoraj wieczorem padał marznący deszcz- na chodniku zrobił się lód, a samochody aż się zaszkliły. Tyle o pogodzie na południowych krańcach kraju.  

Wyprawa do „przystani Ocalenie”, była również fajną wycieczką po regionie pszczyńskim. Z Ćwilklic wracaliśmy do domu okrężną trasą, przez Międzyrzecze, Pszczynę, Kobielice, Brzeźce, Wisłę Małą i Strumień,gdzie jeszcze skręciliśmy do Pawłowic, by zatankować (nie na Orlenie, bo te stacje omijamy teraz z daleka) i do domu na południe😀
Ziemia Pszczyńska, to moje rodzinne strony- pamiętam ją z wczesnych lat dziecięcych i młodzieńczych. Bardzo lubię jej krajobrazy. Teren jest lekko pofałdowany, są przestrzenie, które dają odetchnąć i nie przytłaczają tak, jak pagórki Ziemi Cieszyńskiej. Dwa razy przejeżdżaliśmy przez Puszczę Pszczyńską, która też kojarzy mi się z dzieciństwem, co wywołało takie sobie malutkie wspomnienia. Przejeżdżaliśmy obok "naszej' leśniczówki". Zmieniło się wszystko. Zrobiło się takie małe, malutkie i już bardzo obce.

Takie przestrzenie lubię. Oko "ucieka' daleko. Pola, zagajniki, rowy....

I jeszcze jeden zagajnik. Śmieszne są takie kępy kilku drzew w środku pól. Latem w takich zagajnikach lubią pomieszkiwać sroki i zające.

A tu gospodarz Kobielic zastosował ciekawy pomysł na oświetlenie drogi małym kosztem. Każda lampa jest wyposażona w solar i dodatkowo wiatrak.To droga z Kobielic do Brzeźc.

 Droga z Brzeźc do Wisły Małej. Taka normalna wiejska "polska droga", ale ja właśnie takie bardzo lubię, bo przecinają klimatyczne tereny. Brakowało mi tu widoku kilku zajęcy, jakiejś sarny czy drapoka nad polami. Tam, na dole, płynie Pszczynka.

Jadąc tą drogą przejeżdża, się przez most na Pszczynce, która wpada do Zalewu Łąka. Zdjęcie zrobiłam od strony Wisły Małej.

Wśród tych traw płynie rzeczka, potem pod mostem.
A z drugiej strony mostu jest zbiornik retencyjny Łąka.

W zasadzie to ten zalew jest na Pszczynce, bo rzeczka, za zaporą, płynie dalej.  Po drugiej stronie wody jest Łąka.

Zbiornik retencyjny wybudowano z myślą zasilania w wodę Jastrzębia Zdroju. No  i pewnie dlatego, by trochę Pszczynkę ujarzmić, bo jest to kapryśna rzeka, która bardzo często wylewała podczas deszczy i podtapiała pola. Ja pamiętam kilka, związanych z powodzią, momentów. Jeden z dzieciństwa, kiedy mieszkaliśmy w leśniczówce na skraju Puszczy Pszczyńskiej. Pamiętam (na ile 5 letnie dziecko może pamiętać takie rzeczy), jak poszłyśmy z mamą, przez las, na łęgi nad Pszczynką, by pozbierać ryby. Dziwnie to brzmi, ale tak było. Rzeka wylała aż pod sam las, a wije się wśród szerokich łęgów, a potem jej wody opadły, na łęgach pozostały małe stawki- w nich pełno ryb. To były lata 50te, zupełnie inna przyroda, niż teraz. Tereny dzikie, we wsi niedużo mieszkańców, a wieś daleko od leśniczówki. Nikt tych ryb nie zbierał. Zdaje się, gajowy powiedział o nich mamie. Nazbieraliśmy ryb do wiaderka, to jeszcze pamiętam, co dalej, nie wiem. Inny epizod, związany z powodzią, którą spowodowała Pszczynka- stoję w parku pałacowym w Pszczynie, na mostku, pod którym kłębią się szaro-bure wody. Aż kipi pod tym mostkiem i szum wody jest ogromny. Rzeka "idzie" równo z brzegami.  W niektórych miejscach, na trawnikach, stoi brudna woda. Widać też na ścieżkach ogromne kałuże. Powódź była wtedy solidna- Pszczynka zatopiła niektóre ulice Pszczyny. Ja jeździłam wtedy do Pszczyny, do szkoły i kiedy już można było, poleciałyśmy z koleżankami, do parku, zobaczyć rzekę. Teraz Pszczynka jest w mieście uregulowana, ale ja pamiętam ją dziko płynącą przez Park Dworcowy, zarośniętą krzakami i bardzo urokliwą. Zbiornik Łąka pewnie teraz chroni Pszczynę przed zalewaniem.  Pszczynka to taka średnia rzeczka, która wypływa w miejscowości Szeroka koło Jastrzębia Zdroju i wije się przez cały powiat pszczyński (ma ona około 43 kilometrów długości). Wpada do Wisły w Woli.

Jeszcze raz zbiornik, a za nim opuszczający się za drzewa balon. Pierwszy raz zobaczyliśmy go nad Pszczyną, kiedy wyjechaliśmy z puszczy w Jankowicach. Potem nam kilka razy mignął i niespodziewanie zobaczyliśmy go znowu.

Jednak tak naprawdę, to powodem do zatrzymania się nad zalewem, były łabędzie i kaczki. Zobaczyłam je i nie było zmiłuj- Jaskół zatrzymał samochód, a ja za aparat i na brzeg.
Kaczki, kaczuchy...

I łabędzie



Robiłam zdjęcia, zastanawiając się, czy aby te kaczki nie zamarzły w lodzie. Wydawało się, że nie, ale.. Jeszcze wieczorem męczyłam Jaskóła, gdzie by tu zadzwonić i zapewnić ptakom ochronę. Szedł duży mróz.  Ale Jaskół mnie uspokoił, że pewnie ptaki na zalewie  są monitorowane. Niemniej przegrzebałam Internet w poszukiwaniu jakiejś instytucji, która mogłaby im pomóc i ze zdziwieniem spostrzegłam, że jak kiedyś (lata 60/70te) w  tamtej okolicy były, co najmniej, trzy leśniczówki, to teraz jest jedna (Poręba) i nie nazywa się leśniczówka, tylko jakoś inaczej. Co za czasy, już nawet leśniczówek nie ma.
Potem pojechaliśmy taką malowniczą drogą i znów pokazał nam się balon. Pewnie wylądował nad Zalewem Goczałkowickim, W końcu ludzie tam szukają dodatkowych atrakcji, oprócz przespacerowania się po tamie i obejrzenia wód zalewu.
Zdjęć zalewu tym razem nie robiłam, bo był zamglony.