Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 15 lutego 2023

A tymczasem nie dajmy się oszukiwać.

Połowa lutego za nami. Od początku stycznia wrednie się ułożyło. Najpierw Jaskół potem ja. Wirus sprzedany przez klienta, który prychał, kaszlał- dopiero żona wywaliła go z drzwi, bo on twardo stał przy ladzie  i „częstował” zarazkami.

Jaskół łagodniej, mnie ścięło na amen. Gardło zadarte, przepona obolała, brak tchu i sił. Dwa antybiotyki i teraz, powolutku, podnoszę skrzydła do lotu.

Ogród zastygł w oczekiwaniu wiosny. Jeszcze przed chorobą widziałam narcyzy, które dosyć wysoko wyszły oraz śnieżyczki w pączkach. Takie malutkie przy ziemi, ale już pączki miały.

A dzisiaj wyglądały tak. 

W lasku.

Przed tarasem.

  Narcyzy też są już większe. Te wyszły na trawniku przed laskiem.

 Oczar od stycznia kwitnie, jak oszalały, a kalina pachnąca, która miała teraz zakwitnąć, zakwitła w grudniu i „straciła” wiosenne pączki. Szkoda.


Przez drzwi balkonowe widzę liście ciemierników, podnoszące się, nabierające kolorów po ostatnich mrozach. 

Dzisiaj zrobiłam im zdjęcie. Ten ma bardzo dużo pączków, u innych jeszcze ich nie widać.


Czekamy na drwala- dużo tui do wycięcia, dwie sosny ze złamanymi czubami i kilka grubych gałęzi.

Ma przyjść też inny, który ze zwyżki obetnie czuby tui, rosnących pod drutami elektrycznymi. I co jeszcze? Ano taras, czekający już drugi rok na remont. Trzeci „fachowiec” zdeklarował się do pracy. Czekam na chwilę, kiedy będzie sobie można przebierać w „fachowcach”, a oni staną się obowiązkowi, bo nie będą mieli pracy. Tak, zabrzmiało to obrzydliwie, ale tak niesumiennych ludzi, to w innych zawodach szukać ze świecą.

Orzech w promieniach zachodzącego słońca.

Dzisiaj po raz pierwszy od miesiąca, poszłam z Bezą na spacer po ogrodzie. Było tak fajnie, że nie chciało mi się wracać do domu


Na jednym z modrzewi jest gniazdo wiewiórki.

A to dowód (zwłaszcza dla mnie), że jednak wiewiórka w ogrodzie mieszka. Jedna, a może dwie.
 
Na razie pokazuje się jedna i nie podchodzi już tak blisko domu jak te, które mieszkały na strychu, łaziły po tarasach i balustradach.

A, i jeszcze jedno, może się komuś przydać- zaczęłam kupować „chemię” w internetowym sklepie z chemią niemiecką. Kupowałam wszystko normalnie w tutejszej sieciówce i za każdym razem coś się pogarszało. Wyprane pranie było takie sobie, płyn do płukania, kiedyś gęsty, teraz lał się jak woda i w ogóle nie było znać, że go używałam, gramatura w pojemnikach coraz mniejsza, cena za to coraz wyższa. W dodatku, mimo „mycia’ pralki kąpielami piorącymi w ekstra czyszczącym płynie, pozostawały po każdym praniu jakieś strzępki, brudy, a pralkę było paskudnie czuć starymi szmatami- czyszczone filtry, odpływy i żadnego rezultatu.  Wyprane rzeczy też miały taki zapaszek.

Czytałam kiedyś o tym, że Czesi się zbuntowali i zaskarżyli koncerny chemiczne, iż oszukują- posyłają do ich kraju proszki do prania gorszej jakości. No i wyszła wtedy sprawa chemii dostarczanej do Polski. Niemcy twierdzili, że zrobiono badania rynku i Polki powiedziały, iż wolą ciut gorszy proszek, ale tańszy. To było parę lat temu, ale ja nie narzekałam, trochę się zdziwiłam- tyle.

Teraz jednak przypomniałam sobie o tym i się zbuntowałam. Żadnego wyboru, masz kupować dziadostwo. Nie lubię wyrzucać pieniędzy na buble, a chemię to ja lubię mieć taką, która się sprawdza, a nie udaje, że „czyści”.

 

W grudniu zaryzykowałam i kupiłam pierwsze kapsułki do prania w Internecie- produkt miał info, że pochodzi z Niemiec (są też produkty z innych państw). Tak, oczywiście, było ryzyko, bo jak sprawdzę, że ktoś mnie nie natnie? Nie naciął. Już po otwarciu torby z kapsułkami, było widać różnicę nie tylko w kolorach kapsułek, ale w zapachu (po wypraniu zapach się utrzymywał). Rzeczy teraz piorę w 30 stopniach i są czyste, pachnące. Płyn do płukania jest gęsty, a pralka po wyjęciu prania, jest czysta i pachnie.

Rewelacyjnie sprawdził się płyn do mycia szyb. Wymyłam okna przed świętami, a jeszcze do teraz nie ma na nich kurzu.

Cena? Porównywalna do bubli w sklepach i gramatura, jak przed kombinowaniem- litr, a nie 0,9 w cenie litra.

Opłata za przesyłkę niewysoka i rozkłada się na zamówione produkty. Jeżeli na cały dom zużyłam centymetr płynu w spryskiwaczu, a zapłaciłam tak, jak za płyn kupiony w polskim sklepie, ale tego polskiego wypryskałam przeważnie ćwierć butelki (takiej samej), to o czym my mówimy?

"Post bez Bezy to post stracony"- Beza styczniowa.


Jutro piekę chrust. Nie przepadamy za pączkami, wolimy chrust.

Przepis podałam TU. Ostatnio natknęłam się na filmik, na którym "babcia" (jest taka babcia, która aktywnie doradza starszym paniom, co i jak w różnych tematach- mnie ona nie kręci, nie lubię jej gwiazdorzenia)radziła jak piec faworki. Obejrzałam, posłuchałam, przepis ten sam, ale chrusty robiła wielkie. Nieważne- jedna rzecz mnie zastanowiła i może jutro skorzystam z tej rady. Otóż babcia radzi, by wyrobione ciasto, zamiast walić wałkiem, by je napowietrzyć, należy przepuścić przez maszynkę do mięsa. Przepuściła i faktycznie jej faworki po upieczeniu miały takie powietrzne purchle. Moje też mają, ale mniejsze.  

I jeszcze trochę kolorków.Tak kwitła od października do końca listopada. Teraz "odpoczywa".



 

 

 

 

 

 

32 komentarze:

  1. Ja kupuje tez niemiecką chemię przez stronę FH German, świetne produkty i niektóre rzeczy mają nawet tańsze niż w sieciowkach, na przykład moje ukochane ściereczki do mycia okien Viledy. Ostatnio tata dostał czekoladę Wedla i niespodzianka- już nie 100 g, a 80, kosteczki subtelne, cena ta sama. I tak z wieloma rzeczami jest...
    Życzę powrotu do formy, bo wiosna coraz bliżej😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ciągle męczy mnie kaszel i słaba jestem, ale mam już dosyć leżenia w łóżku, powoli ogarniam "obejście". Pogoda słoneczna, wczoraj 10 stopni +. Jeszcze trochę i do ogrodu ruszę
      Teraz bardzo wiele produktów ma zmniejszoną gramaturę za cenę, która lekko się tylko podniosła- niby atut ta cena, ale produktu mniej. Coraz częściej też są różne tańsze zamienniki w produktach, co pozwala producentom zachować cenę, ale nas się "truje" bylejakością. Czekolady się zmniejszyły, płynów w butelkach mniej, ale opakowania, pudełka takie same, jak przedtem. Otwierasz opakowanie "duże', a tam połowa produktu.
      Trzeba teraz uważnie czytać etykiety i nie dawać się naciąć.
      Ja już pod koniec lat 80. kupowałam niemiecką chemię na specjalnym stoisku w domu towarowym- poezja, "sama myła". Potem pojawiła się ta sama chemia normalnie w sklepach i też jeszcze była dobra, a teraz to szkoda gadać.

      Usuń
  2. Czy możesz dać namiary gdzie można zamówić taką chemię. Będę wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpiszesz w wyszukiwarkę hasło- chemia niemiecka sklepy internetowe i wyświetlą Ci się adresy.
      Ja kupuję w
      https://chemia-forma.pl/ Mam nadzieję, że nie robię kryptoreklamy:)

      Usuń
    2. Ale patrz na kraj pochodzenia przy produkcie, bo handlują także tymi z Polski.

      Usuń
  3. U nas podobnie, styczeń i luty pod znakiem chorób.
    Muszę te chemiczne rewelacje z Niemiec wypróbować, są u nas takie sklepiki.
    Za wypiekami karnawałowymi nie przepadam, wolę małe co nieco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas chrust to właśnie takie małe co nieco, bo raczej nie pieczemy ciast ( głównie na urodziny). Obłędne pączki piekła moja babcia, na smalcu i z powidłami, teraz takich nie ma, a tych kupnych gniotów nie lubię.
      Są stacjonarne sklepy z chemią niemiecką w pobliskich miastach, ale jakoś mi nie po drodze.
      Wypróbowałam i jestem zadowolona.

      Usuń
  4. Ciekawy patent z tą maszynką.

    A wiewiórki są de best

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszynkę muszę wypróbować. Tym bardziej, że mam ochotę na chrust, a nie mam siły stłuc ciasta, co jest gwarantem chrupiących ciastek.
      Wiewiórka cieszy, ale trochę żal czasów, kiedy buszowało ich tutaj pięć, w porywach:)
      Siedziałam sobie przy kompie, a tu wiewiór drapie szybę pazurkami i zagląda do pokoju. Super:)

      Usuń
    2. A wyobraź sobie, że nagle widzisz, jak taki wiewór na drugim wysokim piętrze drze ci narzuty na kanapie:)

      Usuń
    3. Narzuty na kanapie? Gniazdo chciała zrobić? Hmmmm...One potrafią łazić po gołej ścianie, akrobatki. Nie wiem, co zrobiłabym, bo kanapy żal, ale kocham rudasy też:)
      Nasze grzebały w donicach i wyrzucały ziemię na taras. Nawet jak już miałam w donicach kwiaty, szukały orzechów.

      Usuń
  5. U nas łańcuch zakażeń wygląda następująco: Syn - synowa - wnuczka - żona.... ja trzymam się dzielnie niczym żołnierze Westerplatte. Odpukać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stary wiarus się nie poddaje:):) I nie poddawaj się:):)
      Ale na to dziadostwo nie ma rady. Myśmy wprawdzie nie mieli covida, a ostre wirusowe zapalenie oskrzeli, ale było tak, jak przy pierwszym covidzie+ straszliwy kaszel, którego przy covidzie nie miałam prawie w ogóle. Ten kaszel mnie wykończył:( Spanie na siedząco mam opanowane perfekt.

      Usuń
  6. kiedyś nie miałem powodu narzekać na chemię higieniczną z Lidla, ale w mojej nowej okolicy do Lidla daleko, za to jest niezły i niedrogi sklep z takimi zajzajerami, pani dumna i blada, że u nich "tylko polskie", co na mnie nie robi wrażenia, ważne, żebym był zadowolony z zakupów i faktycznie tak jest...
    kwiatki imponujące, jak na porę roku, a Beza imponująca tradycyjnie, rutynowo, jak zwykle... no, i pojawienie się rudych również warte odnotowania...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. babcia do chrustów, czy faworków nie używała chyba maszynki, zresztą nie pamiętam, jak to robiła technologicznie, bąble jednak były spore... za to inna babcia piekła takie ciasto "przez maszynkę" i wychodził zakalec, ale to właśnie tak miało być, taki specjalny zakalec, a ciasto faktycznie aż samo się jadło, takie było dobre...

      Usuń
    2. Na mnie nie działa hasło "Dobre, bo polskie". Kupuję polskie, jak uznam, że warto. Jeżeli jest polski bubel, to nie mam zamiaru wspomagać "narodowych"oszustów", tylko dlatego, że jest to produkt polski.
      Ciasto na faworki napowietrza się długim tłuczeniem weń wałkiem. I pewnie Twoja babcia tak robiła. Ja dzisiaj spróbuję puścić przez maszynkę i zobaczymy, co z tego wyjdzie:).
      Ciasteczka przepuszczone przez maszynkę też piekłam, takie "piaskowe" w smaku.
      Ten krzak ciemiernika jest najstarszy. Kupiłam wtedy cztery różne, ale sklep mnie oszukał i wart sadzenia był tylko ten krzaczek. Dokupiłam i teraz zobaczymy jak zakwitną.
      Beza uwielbia śnieg. Łaziła na ten taras i siedziała na nim zadowolona.
      Ile jest wiewiórek, zobaczymy niebawem, idzie wiosna i wtedy szaleją:)

      Usuń
    3. to jest pusty slogan, bo nie ma praktycznie na rynku produktu, także spożywczego, o którym można by powiedzieć, że jest "czysto polski", poza tym wszystko trzeba brać pod uwagę, nie tylko komponenty...
      gdy były śniegi to miałem ubaw obserwując koty, jak sobie z tym radzą, najzabawniejszy był Kudłaty /zwany "Wiewióra"/, który postawił na masę, parł jak spychacz i w końcu utknął, w końcu po namyśle przeszedł na skoki, ale to jest kawał dużego kota i kociej gracji wiele w tym nie było...
      Rude odbudują populację szybko, niedługo usłyszysz tupot na strychu, czy poddaszu...
      sklepy ogrodnicze nie dają zbyt dużej gwarancji na swoje produkty, a jak coś nie wzejdzie, zmarnieje, coś pójdzie nie tak, to reklamacji zero, zawsze zwalą na klienta, na jego błędy w uprawie... głównie to jest kwestia przechowywania... na przykład weed - shopy trzymają nasiona w lodówkach, efekt jest taki, że jak wykiełkuje i wyrośnie połowa, to można sobie pogratulować miana "szczęściarz", to jest taka tajemnica poliszynszyla, o której na forach zielarskich nikt nie pisze, bo każdy się boi etykietki, że słaby grower z niego...

      Usuń
    4. Mam sprawdzone sklepy ogrodnicze, ale nie mieli ciemierników. No i wtopiłam w innym. Drogie i tylko jeden był dobry. Te drugie są kupione w innym i na razie się przyjęły.
      Nie wiem, czy rudasy jeszcze pojawia się na strychu. na razie coś tam mieszka- może tchórz, może kuna. Zachowuje się w miarę cicho, tylko brudzi.
      Wyobrażam sobie sierściucha w głębokim śniegu. Patrzysz- biała płaszczyzna i tylko koci ogon sunie w tej bieli:)

      Usuń
    5. może to wyjaśnia tajemnicę wcześniejszej wyprowadzki rudasów?... jakieś kunowate, czy coś w tym stylu się zalęgło?... trzeba uważać na auto, bo takie bestie lubią kable gryźć, coś je kręci w zapachu wozu... ale skoro jest Beza na obiekcie, piesica aktywna?... niezła zagadka...
      ten nasz Kudłaty Smok akurat wypłoszył kunę od sąsiadów, wystarczyło kilka patroli po okolicy, a mieszkała u nich jakieś dwa, trzy lata...

      Usuń
    6. Pewnie tak, pewnie rudasy poczuły się zagrożone. Spróbujemy z sierścią Bezy- wyczeszemy psicę i futro porozrzucamy na strychu. kunowate po autach ganiały- były odbicia szłapek, ale szkód nie narobiły. W zeszłym roku prawie zderzyłam się na parkingu z trzema tchórzami. Takie podrostki gnały z pola za drogą wprost do naszego ogrodu, a potem do sąsiada.
      Koty są u sąsiadów, ale czy kuny i tchórze się nimi przejmują? Za ogrodem, ze 100 metrów w prostej linii od naszego domu, jest opuszczony dom i tam pewnie siedzą całe stada tych drapieżników. Mają jeszcze do dyspozycji budynek gospodarczy.

      Usuń
    7. bo generalnie na wsi kuny z kotami nie wojują, jakoś się omijają, w końcu u nas jest jeszcze pies sweter i inne koty, ale ten akurat jest wyjątkowy, jak dwa koty, a kłaki mu jeszcze dodają rozmiarów, do tego dość aktywny, więc ta kuna pewnie uznała, że jest "nowy szeryf w mieście" i lepiej się wyprowadzić...

      Usuń
    8. :):):):) Mądra kuna, instynkt ma w porzo. Nie wiem, jak nasze drapy reagują na Bezę, ale chyba też mają respekt, bo jednak niezbyt nachalnie się pokazują.
      Rudasy mogły się tez wynieść, bo jeden sezon (przedostatnie lato) w lasku miał gniazdo krogulec. Może niezbyt starym zaszkodził, ale młode mógł wyżreć.

      Usuń
  7. Widać,że mieszkasz na południu..u mnie ślady wiosny znacznie mniej widoczne.Ten oczar przepiękny..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko na południu, ale w jakieś niszy klimatycznej- dużo zjawiska nas omija, a latają bokami:)

      Usuń
  8. Gosposia nie rozumie. Jaki płyn, jaka firma, co jest dobre a co nie i chyba ma rację . Trzeba sprawdzić ,żeby wiedzieć a jak sprawdzić kiedy poprawność polityczna nie pozwoliła Pani na reklamę.Co jest dobre ? Gdzie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podałam linka do sklepu. W nosie mam poprawność polityczną, która tak naprawdę nie ma tu nic do gadania.
      "Szukajcie ( w komentarzach), a znajdziecie"

      Usuń
  9. Proszek do prania od lat mam prosto z Niemiec, bo często jeździliśmy, mamy tam przyjaciół, ale też i nasz przyjaciel Niemiec rodowity berlińczyk, mieszkający w Pl od lat, jak tylko odwiedza swoje miasto, to robi dla nas zakupy. Gdzieś niedawno była informacja, że te praktyki gorszej jakości mają już nie być stosowane i do wszystkich krajów ma iść chemia jednakowej jakości. Ale od kiedy, to nie wiem.
    Tak, wiosnę w ogrodzie już widać, a nawet czuć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś koleżanka też przywoziła nam duże pudła niemieckich proszków, ale teraz już do Polski nie jeździ. Czytałam, że te praktyki mają być ukrócone, ale to dotyczyło żywności. Jak będzie ze środkami czystości? Może też w końcu to unormują?

      Usuń
  10. Od pięciu lat "żyję" tylko na niemieckiej chemii, więc mogę tylko powiedzieć to, że każdy produkt , który jest produkowany na eksport (czyli jest podpisana umowa handlowa) musi być zgodny z normami produkcyjnymi kraju, z którym jest podpisana umowa. I te proszki, które były importowane zgodnie z podpisanymi umowami normami, odpowiadały polskim normom, które są naprawdę inne od norm niemieckich, ty samym te proszki były mniej skuteczne.Pracowałam kilka lat w informacji naukowo-technicznej i stąd taka mądra jestem, bo normalizacją też się tam zajmowałam. Piękne jest to zdjęcie drzewa orzechowego, a Bezkę to ma się ochotę pomerdać buszując w
    tym gęstym futrze! Serdeczności posyłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I potwierdziłaś to, co pisałam- normy są tutaj inne. Zbuntowałam się, kiedy wszystko zaczęło cuchnąć po praniu. I nie żałuję, że kupuję teraz oryginalną niemiecką. Poza tym, jej naprawdę mniej się zużywa, a skutki są widoczne.
      Beza uwielbia pieszczoty, to taka przylepa:)

      Usuń
  11. Popatrz jak to dobrze posłuchać mądrego, mam ten sam problem z chemią. Zwiastuny wiosny masz piękne i wyraźne, u nas jeszcze szaro buro. Wiewióreczka na swoim prywatnym terenie to radość dla oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemcy zawsze byli dobrzy w środkach czystości u na różnie bywało.U nas ciepło raczej. nie było huraganów, oblodzenia, ani wielkich opadów, choć ogłaszano alerty dla naszego regionu.
      Ptaki zaczynają śpiewać, głównie sikory i szczygły. Robi się fajnie:)

      Usuń