piątek, 30 sierpnia 2024

A tymczasem nie żyję już w kołowrotku jak ten chomik.

 Takie ładne papryczki rosną na górnym balkonie- ponoć są jadalne, ale żal je zrywać.


Upałów ciąg dalszy. W sumie można się przyzwyczaić do wysokiej temperatury, zwłaszcza, że wieczory i ranki są chłodne, wręcz rześkie. Tak sobie myślę, że będzie mi brakowało tego ciepełka. I ciepłe  ciuchy znowu będzie trzeba ubierać- warstwy, góry ciuchów, nakładać na grzbiet, buty zamiast klapek...

Wczoraj posadziłam, obok tarasu, czerwone rudbekie. 

 


Dzisiaj uporządkowałam grządkę przed tarasem. Stare róże zostały uratowane, przetrwały remont i głęboką niechęć do nich, panów „majstrów”. Między nimi zasadzę prusznik i azalię. Niech tylko te upały się skończą. 

Fasolka dojrzewa w ilościach niesamowitych. Wczoraj Młoda przyniosła nam ogromną michę zielonej, a  dzisiaj zagotowałam 4 słoiki tejże w solance. Sporo fasoli jest zamrożone. 

 

No i w sumie to jest piękne, piękne jest właśnie to, że teraz piszę sobie o fasolce, o różach, o ogrodzie i nie muszę już myśleć o tym, że za chwilę zacznie się kołowrót- dzwonek, dziennik, klasa, lekcja, dzwonek, dyżur, dzwonek, dziennik, lekcja, dzwonek… konferencja, szkolenie, wywiadówka, douczanie, konferencja, kurs, douczanie wywiadówka, konsultacje…. apel, akademia, konkurs, zajęcia pozalekcyjne…konspekty, plany, programy, sprawozdania, klasówki, kartkówki, dyktanda, odpytywanie. Brrrrrrrr…. Ech…. No, a uczelnia???? Nic lepiej- ćwiczenia, wykłady, prezentacja, przygotowanie się…. konferencja, artykuł, konsultacje… w koło Macieju. Skończyłam pracę na uczelni w momencie, kiedy wprowadzono, chyba na wzór podstawówek, multum papierów- plany, programy, wymagania, i punktoza, punktoza, punktoza…. Stwierdziłam, że to nie dla mnie- żadnej perspektywy rozwoju naukowego, za to oranie i jakieś kompletnie niepotrzebne wymagania, a studenci… Drugie Ech….

Dopóki pracowałam, to pracowałam i już, dopiero z perspektywy czasowej widzę, jak to w ogóle wyglądało. No nędznie, po prostu nędznie i to nie z winy nauczycieli.

 Powoli zapominam, że kiedykolwiek, kogokolwiek uczyłam. I to jest właśnie piękne, to odcięcie się od tamtej pracy zawodowej. Niesamowite uczucie- 30 lat w zawodzie i można o tym zapomnieć. A wydawało się, że to niemożliwe. Owszem możliwe, ale ja odcięłam się zupełnie od tego środowiska, zupełnie. Nie utrzymuję kontaktów z żadną nauczycielką, z którą pracowałam.

 I to była właściwa decyzja. Żadnych wspominek, żadnych opowiadań o współczesnych problemach, żadnego utyskiwania. NUL!

Takie kwiaty ma jedna z tych starych róż.

Przed domem pelargonie przeżywają "drugą młodość", mimo upałów- kwitną tak obficie jak na początku lata.

I jeszcze niecierpek (to pijaczyna, potrzebująca dużo wody)- bardzo mi się podoba, w przyszłym roku posadzę ich więcej. 

 No dobra, jutro jedziemy pooglądać piękne charty- wystawa psów się szykuje. A potem może jeszcze jakiś park i pałacyk.


 

19 komentarzy:

  1. Nie, nie można się przyzwyczaić do upałów)))
    Ja w ogóle nie wiem, czemu tyle osob ma problem z ubieraniem się zimą? Przecież to jest fajne, można.zakryc różne mankamenty i w ogóle jest ciekawej niz narzucić tylko sukienczynę. I jeszcze się człowiek tak nie poci jak latem.
    Nie nauczałam nigdy, ale wiem, że to absolutnie nie dla mnie, brak mi cierpliwości i umiejętności przekazywania wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do ogromnych upałów, ale tak z 24 stopnie mogło by być:) Ja nie lubię zimowych ciuchów, bo jednak krępują ruchy w jakimś sensie. no i ubieraj, rozbieraj w kółko Macieju. Owszem, to pocenie się wkurza na maksa i tu masz rację.
      Jak napisze, że mnie matka wrobiła w nauczanie, to nie uwierzysz:):):) A jak uciekłam na uczelnię i pracowałam tam jako asystent, to los i tak potem narzucił mi powrót do podstawówki. Czasem nie ma się ostatecznego wpływu na decyzje, zwłaszcza, jak cię zakrzyczą, zatupią i nie liczy się, że ty nie chcesz, bo masz fanaberie, a przecież co ci szkodzi dzieci uczyć. I tak wylądowałam na uczelni, ale już zupełnie w innym charakterze:):):):). Kończyłam studia z zupełnie innym planem pracy zawodowej i plany planami, a życie i tak poszło swoim torem. Dopóki uczyłam, to nie zastanawiałam się nad sensem mojej pracy- im dalej w staż zawodowy, tym mniej było myśli, by pracę zmienić. Dostałam potężnego kopa od losu ( ja mówię, że mój Anioł Stróż wściekł się i wykopał mnie z Oświaty) i na szczęście skończyłam z tym kieratem. Ale wpadłam w drugi, co zakończyło się ostatecznie depresją i twardym postanowieniem, że absolutnie do żadnego szkolnictwa na żadnym szczeblu już nie wrócę.

      Usuń
    2. Moja mama została lekarzem, bo było to marzenie babci. W czasach młodości babci medycyny nie można bylo studiowac w Lublinie, a jej tata się.nie.zgpdIl.na.wyjazd do stolicy. Ja zatem, na przekór sugestiom babci i taty, na medycynę nie poszłam, a żałuję teraz. Studia były ciężkie, a płaca jest duuuuzo mniejsza. I takie to są te młodzieńcze wybory:)

      Usuń
    3. Mnie się marzyła mikrobiologia:):):):)Ale i praca kaowca w tamtych czasach mi się podobała- masz dom wczasowy, w nim wczasowiczów, organizujesz im czas wolny itp. Masz swoje pomysły, swój czas, nikt nad tobą nie stoi, jesteś w miejscowości wypoczynkowej. A wtedy w planach, z moim drugim mężem, jeszcze przed ślubem ( też po tych studiach) , mieliśmy "zaopiekowanie się" jakimś schroniskiem, domem wczasowym, itp. Były możliwości. No, niestety. On wybrał inną pracę (straszny zawód dla mnie), a potem musiałam się dostosować i wyszło, jak wyszło. Presja rodziny był nie do przeskoczenia.

      Usuń
    4. O tak! Prowadzenie schroniska w Bieszczadach razem z ukochaną osobą bardzo by mi się podobało - tak idealistycznie, bo może ekonomia by nas zabiła.

      Usuń
    5. W latach 70. schroniska bardzo dobrze prosperowały, takie prawdziwe schroniska z wrzątkiem, miejscem "na podłodze", czy piętrowymi łóżkami. Zero komercji full dla prawdziwych turystów. No cóż, ani nie był to ten bardzo "ukochany', ani ja nie miałam siły przebicia.

      Usuń
  2. ja mam porównanie w domu. Mąż jeszcze pracuje, a ja już dwa lata na luzie i sama się dziwie, jak dawałam rade w tym kołowrotku, zwłaszcza że szłam do pracy już w sierpniu, bo czekały tysiące podręczników. W czerwcu i wrześniu podręczniki śniły mi się po nocach...
    Pięknego zwiedzania, my po ostatnich sierpniowych wypadach, ale w planie jeszcze wrześniowe. Tymczasem czekam na odwiedziny wnuka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podstawówce, jeszcze na początku lipca, była konferencja, a potem dwa tygodnie w sierpniu przed rozpoczęciem roku już się kręciło po szkole- zawsze coś było do zrobienia. Jak byłam dyrektorem, to przez wakacje chodziłam do szkoły, bo czekała nas frontowa wizytacja- to się inaczej nazywało, ale już nie pamiętam jak. Zresztą dyrekcja podczas wakacji pilnuje remontów, różnych innych odkładanych na ten czas spraw itp. Gadanie, że nauczyciel ma ponad dwa miesiące wakacji jest przecież nadużyciem. Jest określona liczba dni urlopu i jeszcze coś takiego "do dyspozycji dyrektora". Poza tym w domu też się człowiek przygotowywał do rozpoczęcia roku- rozkłady materiału( wtedy jeszcze nie pisane komputerowo gotowce) itp. Podręczniki rozprowadzane przez bibliotekę to bajka z horrorem w tle. Na uczelni rok trwał od października do końca lipca i wakacje były bardziej luźne, bez tych nasiadówek przed i po roku szkolnym. Można już było złapać oddech. Ale ja byłam kierownikiem praktyk studenckich i we wrześniu dopinałam praktyki w placówkach.
      Wyjazd niespodziewany i nie wiem, jak w upale oraz z tym moim kręgosłupem to przeżyję. Ale bardzo chcę te charty zobaczyć, bo to moja ulubiona rasa. Potem, w październiku planujemy jeszcze wyjazd na Słowację- jednodniowy:)

      Usuń
    2. Charty są takie eleganckie! Ale ja mam słabość do terierów, szczególnie Airedale, Welsh i Lakeland.

      Usuń
    3. Ja wszystkie psy lubię. pies to pies, każdy ma swój wdzięk i charakter. Terierki też fajne:) Fusate i zadziorne:)

      Usuń
    4. Mój nieżyjący już Sniff był prawie terierem, był takim moim i tylko moim psem, nie dał się nigdy przekupić smaczkami.
      Charta nigdy nie miałam, a z moim upodobaniem do spania i leżenia to nie rasa dla mnie:)

      Usuń
    5. Charty zawsze mi się podobały. Bardziej rosyjskie niż afgańskie. A teraz zakochana jestem w whippetach, greyhoundach i deerhoundach (chartach szkockich) oraz wilczarzach irlandzkich.
      Ale- Beza, Beza ponad wszystkie rasy:):):):)

      Usuń
  3. Do 28 stopni ciepła jakoś jeszcze wyrabiam - niestety powyżej zdycham. Wczoraj ledwo pokonałam 2 razy pół kilometra a było ze 28 stopni.A kiedyś to 35 wcale mi nie przeszkadzało. Piękne Twoje kwiatuszki - no cóż, powtórzę się - masz prześliczny ogród!!!! A co do tarasu - mnie się podoba a Ty - po prostu się przyzwyczaisz i szybko go pokochasz. Serdeczności posyłam;)
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba nauczyć się żyć z upałem, bo to będzie stały element polskiego lata. trzeba będzie się pogodzić z trzebieniem przez wichury drzewostanu, bo to też jest coraz bardziej powtarzalne. Taras nabierze szyku ze schodami i barierami:) Jest przestronny i wygodny, no i po prostu jest:):): A to jest cenne, kiedy chce się złapać oddech, a nie ma się ochoty wychodzić na trawnik.

      Usuń
  4. Niestety, u nas noc nie wychładza mieszkania bo mury są bardzo nagrzane.
    Ja swoich inżynieryjnych nawyków odzwyczajałam się kilka dobrych lat i jeszcze czasem mi się odbijają czkawką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieczory i poranki są już chłodne. Rano mocno wietrzymy, wpuszczamy chłód, potem szczelnie zamykamy i ten chłód w murach trzyma do wieczora. Trochę trwało zanim "odchorowałam" zawód nauczycielski. Było, minęło. Nie utrzymując żadnych kontaktów ze środowiskiem, rzeczywiście skutecznie chronię się przed jakimikolwiek dyskusjami o oświacie itp. Nie czuję potrzeby powrotu do tych problemów. Czytam, o tym, co się dzieje w oświacie i szkolnictwie wyższym, ale jest to obok mnie.

      Usuń
  5. Wiem, o czym piszesz. Pochodzę z rodziny nauczycielskiej i chyba nie muszę już nic dodawać. To bardzo trudny i wyczerpujący zawód a zawsze niedoceniany i traktowany po macoszemu.Wiem, że i nauczyciele bywają różni, ale i ci najlepsi bynajmniej nie są dopieszczani...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem trzecie pokolenie nauczycieli w rodzinie- mój dziadek uczył, matka i ja. Dziecko nauczycielki to też horror. Nie chciałam być nauczycielem. Nigdy o tym nawet nie myślałam. Chodziłam do sportowej szkoły i trenerem potem też nie chciałam być. A jednak... dobrze, że ten czas się skończył zanim mnie zawód wykończył.
      I wiesz, bycie sklepową, po tych nauczycielskich zmaganiach, jest całkiem przyjemne, zwłaszcza jak się ma własna firmę i sklep:):):):)

      Usuń
  6. O, też nauczycielka i też mierzi Cię na samą myśl o powrocie do pracy.... Witaj w klubie! Czy Tobie te wakacje też minęły w mgnieniu oka? Serdeczności! 😘

    OdpowiedzUsuń