No cóż, zarzekała się żaba, że do wody nie skoczy i chlup… tylko kręgi po powierzchni się rozeszły. Nie znoszę robić przetworów, no nie lubię i już, ale okazało się, że moje nielubienie nic nie znaczy wobec urodzaju. A marnować jedzonka to ja jeszcze bardziej nie lubię. Miałam przestać na dwóch słojach ogórków małosolnych, a zrobiłam ich 8- sukcesywnie, w miarę zjadania już gotowych. Do tego doszły 3 słoiki fasolki szparagowej w słonej zalewie oraz 12 słoików ogórków octowych. Dereń w tym roku szybciej dojrzewa, owoce opadają. Pozbierałam, ile się dało, bo on nierówno dojrzewa- są dwa słoiki kompotu.
Okna- po 4 miesięcznym przesuwaniu ich mycia (bo to upały, bo to remont tarasu, bo to „dziś nie chce mi się”, „ogród teraz ważniejszy”), zostały w zeszłą sobotę, do południa, umyte. Och… ślicznie czyściutkie i prawie pachnące- w takim stanie przetrwały raptem 3 godziny. Późnym popołudniem zrobiło się szaro, potem sino biało i spadła taka ulewa, jakiej w życiu nie widziałam (no może tylko wtedy, kiedy chmura się nad domem urwała i zalało całą piwnicę na wysokość 30 cm). Nawiasem mówiąc, za każdym razem, kiedy widzę za oknem nieprawdopodobny szkwał, mówię ”No czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałam”, po czym następna ulewa jest jeszcze gorsza. Ta w sobotę to było coś niewyobrażalnie strasznego. Lało, wiało, wichura niosła pył wodny, który stworzył białą ścianę. A potem spadło niebo- deszcz o blaszany dach walił z taką siłą, iż myślałam, że krokwie nie wytrzymają i dach zawali się, a my w tym huku nawet tego nie zauważymy. Ja naprawdę czegoś takiego, do soboty, nie przeżyłam. Trochę grzmiało, ale wiatr oraz szum deszczu głuszyły wszystko. Drzwi tarasowe na obu tarasach (tarasy zadaszone), były mokre od góry do dołu. Okna zalane z trzech stron (czwarta ściana jest wspólna z „bliźniakiem” siostry)- burza przyszła z południowego wschodu, a zalało również okno od północy. Drzewa prawie kładły się i już „widziałam” ogromne straty w ogrodzie. Wszystko trwało może pół godziny, może ciut dłużej. Przeleciało, ucichło, tylko deszcz lał jeszcze dosyć długo. Nie, nie ma strat w ogrodzie- kilka suchych gałęzi spadło z sosen i tyle. Ale po raz pierwszy widziałam położoną trawę „pod górę”. I to pod brzozami, na miedzy między drzewami.
Przeważnie woda spływając po stoku, kładzie trawę zgodnie z kierunkiem spływu- w dół. Podczas tej burzy wiatr przyczesał trawę w górę stoku. Dziwny widok.
Wiatr szedł „po ziemi” i przygiął również kwiaty, teoretycznie nie do ruszenia, bo wyższe krzewy je chronią.
Ucierpiał tulipanowiec- następny pień złamał się wpół. Pozostał jeszcze jeden pień, ale ten jest osłabiony, odkryty i pewnie przy najbliższej wichurze też się złamie. Szkoda, piękne drzewo, niezwykłe kwiaty, no żal.
W tym roku dalszych wypraw nie będzie (chyba). Majowy wypadek Jaskóła skutecznie je ograniczył. W dodatku przedłużający się remont tarasu i obłędne upały dołożyły swoje. Poranne spacery z Bezą również odpadły. Po 9 robi się już gorąco, a asfalt i pobocze są nagrzanie do niemożliwości. Zamiast przyjemności spaceru byłaby katorga z wywieszonymi, z powodu gorąca, językami, jak u Bezy tak i u mnie.
Dlatego dłuższe chodzenie nie wchodzi teraz w grę. Odzywa się też mój kręgosłup, mocno nadwyrężony w czasach, kiedy opiekowałam się „leżącą” matką. Nie mogę dłużej chodzić i dłużej stać. Po każdej dłuższej akcji w spionizowanej pozycji, muszę się położyć. Nie powiem, żeby mi to jakoś przeszkadzało (tylko ten tępy ból). Po prostu zwolniłam tempo, a to, co trzeba zrobić rozkładam na raty. Da się.
W tych przerwach czytam, czytam, czytam…Ostatnio skończyłam „Dziady i Dybuki” Kurskiego, teraz czytam „Łabędzie” Dehnela, a w kolejce czeka multum nowych pozycji.
Ogromne tomiszcza, mnóstwo stron, a jednak po przeczytaniu chciało by się jeszcze i jeszcze:)
Dom szczelnie pozamykany, by nie wpuścić gorącego powietrza do środka. Ale noce teraz są ciepłe- dzisiaj 20 stopni o północy i nawet poranki oraz wieczory, które w sierpniu bywają chłodne, nie są w stanie tego ciepła wymieść. Prognozy zakładają jeszcze jedną falę upałów w końcówce sierpnia, a potem ciepły wrzesień. Po ostatniej straszliwej ulewie, połączonej z takim huraganem, że momentami tylko pył wodny niósł się, jestem w stanie uwierzyć, że teraz na pewno klimat nam się zmienił. Niestety na gorszy. Lubię ciepło, ale mój organizm źle reaguje na letnie słońce. Kiedyś tego nie miałam, teraz się zmieniło. I to słońce też jest inne, bardziej „nagrzane’, prażące, wręcz nieprzyjemne. No i te nawałnice… gwałtowne, niebezpieczne, nieobliczalne…
A dzisiaj, w nocy, ulewa, rano deszcz, teraz słońce. W powietrzu czuć schyłek lata, zaraz zacznie się lato babie.
Co w o grodzie?
Od dwóch tygodni kwitną wrzosy. Te starsze, bo te zasadzone wiosną ledwo zipią. Na dziewięć sadzonek przyjęły się trzy i to tak ledwo, ledwo.
Nie dosadzam, nie warto się denerwować, że znów jakaś roślina "nie wypaliła".
Na karaganie dojrzałe strąki. Jest ich dużo mniej niż w zeszłym roku.
Za to czerwona leszczyna mocno obrodziła. I co z tego, kiedy orzechy niejadalne, bo w nich siedzą robaki. Wiewiórki wyprowadziły się z ogrodu. No cóż, gniazdowanie krogulca, skutecznie je wypłoszyło.
Pigwa dopiero dojrzewa, a ten pigwowiec ma już dojrzałe owoce.Na jarząbach i jarzębinie, w tym roku, mnóstwo owoców- pięknych, dorodnych czystych bez plamek.A ketmie przy bramie zakończyły kwitnienie. Te mniejsze, w ogrodzie, jeszcze pięknie kwitną
Na jednym krzaku dwa kolory. W dodatku białe kwiaty są pełne, filetowe są puste.
Jeszcze są dwa gatunki, ale tym nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Może w przyszłym roku uda się:)
Nie zakisiłam nawet ogórków, nie miałam kiedy lub nie było chęci.
OdpowiedzUsuńOpasłe te tomiszcza, ale i ja teraz więcej czytam, bo coraz mniej opiekuje się wnukiem, coraz starszy i bardziej odporny.
Jesień widać na każdym kroku. Ja najgorzej znoszę zmiany frontów, czasem co dwa dni...
Rosły, to robiłam przetwory. Przeważnie patrzę przy zakupie książki, ile ona ma stron. No takie zboczenie:):):) Czytam bardzo szybko i książkę, która ma około 250 stron łykam w dwa dni. Dlatego nie kupuje "cienkich" książek, no chyba, że naprawdę mi na niej zależy.
UsuńFajnie, że wnuczek rośnie, szykuj się na "udzielanie odpowiedzi" w ogromnej masie:):):)
Te upały i mnie dają w kość, na spacery tylko rankiem i wieczorem i to nie na długo. Upał tak przyspiesza i skraca dojrzewanie i owocowanie, że nie zdążam z momentem gdy jest wysyp. Tylko czekam na jesień bo i babie lato zapowiada się upalnie.
OdpowiedzUsuńŻadne spacery teraz nie wchodzą w grę, dopóki się temperatura nie unormuje. Tak, wrzesień też ma być bardzo ciepły, ale przynajmniej te ranki będą chłodniejsze.
UsuńJak ja Ci zazdroszczę tego ogrodu! I tych słoików nawet - ja w ogóle nie robię, w sumie nie mam z czego, może gdybym miała... Przykro mi z powodu strat. I dbaj o siebie bo zdrowie mamy tylko jedno! Buziaki!
OdpowiedzUsuńNo ogród fajny, ale "chodzenia" wokół niego jest sporo:) nawet, jak go utrzymujemy w na wpół dzikim stanie. Moje zdrowie już jest nie do naprawienia. Przynajmniej w części kręgosłupa. SKS, niestety:):):)
UsuńMyłam okna kilka razy, bo nawet lubię, i a to deszcz spadł, a to remont ulicy :)
OdpowiedzUsuńPrzetworów robić nienawidzę i nie robię, za to moja teściowa i mąż bawią się w produkcję i chwała im za to.
Psisko moje męczy się się w upały strasznie, a jeszcze w domu pampers go grzeje...czekamy razem na jesień.
Okna myje głównie Jaskół. On jest wysoki, nie potrzebuje drabiny, a ja muszę na "kaczorku" stawać. No i te hektary szyb też są dla mnie trudnością. Ale ostatnio myliśmy wspólnie. One nie potrzebują częstego mycia- co 3 miesiące wystarczy, ale przeciągaliśmy no i były bardzo brudne.
UsuńPsisko w pampersie? Jak to znosi? W sumie to jest jakieś wyjście dla chorującego psa. Pomiziaj go za uchem od nas:):):)
Prawie wszyscy moi seniorzy nosili pampersy, Bajdenek też już nie trzyma moczu. Zakładamy zwykły dziecięcy tylko zakleja się na bokach i zabezpiecza całość bandanką i jest ok, pan nawet nie zauważa, a jest mu wygodniej, szczególnie podczas relaksu na łóżku. Mnie, oczywiście, też😊
UsuńTo jest wyjście:):) Mam nadzieję, ze nie będę musiałam Bezie zakładać, ale kto wie? Teraz jest tyle fajnych rzeczy,które psu choremu ułatwiają życie. Nic tylko się cieszyć:)
UsuńNo cóż, kataklizmy pogodowe nie tylko mnie dotknęły. Ostatnie burze z wichurami powaliły moją starą śliwę tak pechowo, że konar trafił w altankę ogrodową i mini szklarnię. Za to po raz pierwszy zebrałem kilkanaście kg. śliwek bez konieczności wchodzenia na drzewo. :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że ogród masz piękny, a do tego te hektary szyb ... Ja okna myję dość często taką automatyczną myjką, która sama łazi po szybach. Nie jest to doskonałe, ale ...
Pozdrawiam
Przykre z tą szklarenką. Człowiek się nachodzi, dba, a potem jedna wichura i po ptokach. Mam nadzieję, że da się to niedużym kosztem naprawić. My mamy pod drzewami foliaki jako magazyny, ale na razie nic się nie dzieje z nimi podczas wichur. Jednak zagrożenie spadającymi konarami jest. Z takich śliwek to chyba tylko wino wyjdzie- poobijanie na kompoty się raczej nie nadają.
UsuńHektary szyb są do ogarnięcia. Paskudne było tylko to, że zabrudziło je zaraz po umyciu.
Zastanawiałam się nad kupnem takiej myjki. Już drugi rok to trwa. Roomba też nie jest doskonała, bo trzeba jej pilnować, a jednak ułatwia robotę. Myjka wprawdzie rogów nie wymyje (chyba), ale i tak większość pracy wykona za nas.
Okazało się, że śliwki prawie wcale nie ucierpiały, bo amortyzację dały gałęzie i liście, a kilkanaście śliwek rozdeptaliśmy przy usuwaniu konarów. Nie wszystkie jednak dojrzały. Problem jest z altanką, bo jest za wcześnie, aby ją zutylizować, i jednocześnie za późno, aby jeszcze z niej bezpiecznie korzystać.
UsuńMyjki nie są drogie, ja mam "...liectroux...", pełnej nazwy nie podam, bo konkurencja. Myjka fajna, chociaż chińska, ale po roku pracuje ciężej i chyba trzeba będzie ją wymienić na nową ... chińską. ;)
Do wiosny jakąś decyzję w sprawie altanki podejmiecie. Obejrzałam kilka filmów z myjkami różnymi. Ta decyzja musi dojrzeć, albo wścieknę się na niedogodności i zapadnie w danym momencie. Musi być dobra. Czasem warto dopłacić i mieć więcej. Pod tym kątem też kupuję sprzęt- jak ma sporo opcji, których nie wykorzystam, to nie kupuję. Tylko taki kupuję, który wykorzystam w pełni.
UsuńMoje wszystkie boszówki wykonane są w Chinach, a mimo to, są bardzo dobrej jakości:):)
UsuńOgród- jak zawsze- imponujący!
OdpowiedzUsuńNas jakoś szczęśliwie w tym roku kataklizmy pogodowe omijały, poza upałami oczywiście, ale one były wszędzie. I nadal mamy niedowiarków, którzy nie wierzą w zmianę klimatu- a ten proces wyraźnie przyspiesza...
W tym roku przetworów nie robiliśmy, poza pomidorami.
Ogród był wspaniały:):):) No nie, był po prostu inny. Teraz więcej trawników, krzewów, a mnie grządek do odchwaszczania. Jeszcze parę miejsc muszę tak zakomponować, by nie trzeba było koło nich "chodzić".
UsuńDotychczas odczuwałam zmianę klimatu głównie zimą, kiedy szło mniej opału. Teraz już tę zmianę wyraźnie widać. Te upały, wichury, nawałnice- nawet w takiej pogodowej "dziurze", w jakiej my mieszkamy, zdarzają się coraz częściej.
Tego lata uczę się organizować życie podczas upałów- domowe , ogrodowe i zakupowe.
Śliczna pcółka :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, jak Ty to robisz. U nas deszczu już prawie najstarsi ludzie nie pamiętają, co to jest i jak wygląda. Alerty RCB obiecują, obiecują i... NIC!
Na Podkarpaciu nie ma deszczu? Owszem, byłaś nad morzami, kiedy radary w tych miejscach były czerwone, a błyskało się, że hej. No chyba, że mieszkasz tak, jak ja, w dziurze "dziurze pogodowej"- burza na południu, burza na północy, a u nas ledwie kilka kropel spada. Obserwuje radar codziennie, bo wiem, kiedy np. zwijać pranie ze sznura. Radary RCB są dla całej Polski tak na wsiatkij słuczaj.
UsuńNo niestety, im więcej cyferek na liczniku lat tym gorzej się znosi upał- kiedyś to nawet bym nie zauważyła, że jest nieco ponad 30 stopni. A w tym samym czasie gdy ja mam w Berlinie ponad 30 na termometrze to moi mieli tylko kilkanaście na......południu Francji. U mnie przed domem dęby burgundzkie zrzucają na potęgę jeszcze zielone żołędzie, podwórkowe brzozy mają coraz więcej żółtych liści, młodsze drzewa, które mają jeszcze nieco krótsze korzenie zaczynają cierpieć na niedobór wody i schną im gałęzie. Wmawiają nas, że się klimat zmienia z naszej winy, ale to nie do końca prawda. Wiemy, że teraz jesteśmy w końcówce epoki lodowcowej, a z rzeczy, które też mają wpływ na to, co się dzieje na Ziemi to wiadomo, że jądro Ziemi zwalnia swe obroty względem płaszcza Ziemi. Ale raczej nie wie nikt czy i w jakim stopniu szkodzi ten stan naszej planecie. W tym roku na całym globie są niepokojąco silne ulewy i związane z tym błyskawiczne powodzie. Serdeczności ślę;)
OdpowiedzUsuńanabell
Taaaaa... właśnie, człowiek niewątpliwie przyczynia się do degradacji planety, ale to raczej Kosmos decyduje o tym, co nastąpi. Przesunięta oś Ziemi, latające planetoidy, wybuchy na Słońcu- to tak potężne siły, że nasze ograniczanie się w różnych zakresach jest o kant trzasnąć. poza tym Europa się ogranicza, a Azja ma to w głębokim poważaniu. Tak czy siak, klimat zmienia się i tylko subiektywne odczucia mogą ocenić czy na gorsze, czy na lepsze. Ja nie mogę przebywać na tak ostrym słońcu, ale lato lubię i nie mam nic przeciwko ocieplającym się pozostałym porom roku. Trzeba nauczyć się w takim klimacie żyć, sadzić odpowiednie rośliny itp.
Usuń