Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Kminek, a może Kminkula, a nie Kminek- takie tam śmichy


Dzisiaj tylko -2 stopnie mrozu, a w południe około 0 stopni. Trochę oddechu, bo ostanie – 18 dało nam nieźle w kość. Mimo to, w sklepie cały czas ciepło. Jaskół naprawił oryginalny (dla domków holenderskich) piecyk gazowy  toteż nareszcie mamy ciepło i sucho. W domu też cieplutko- palimy łupanym dębem. Niesamowita oszczędność, nawet po przeliczeniu wszystkich opłat: za drewno, przywóz, drwala, który pociął ogromne  szczapy. W zeszłym roku o tej porze już zamawialiśmy kolejne tony flotu. Teraz została jeszcze połowa z kupionego pod koniec wiosny. Nawet, gdy zamówimy w lutym nowe drewno, i tak będziemy do przodu. Super. A teraz sypie drobny śnieżek. Ohyda, paskudztwo- FUJ! Nawet baśniowe śnieżno- srebrne widoki nie są w stanie sprawić, żebym polubiła zimę. Nie cierpię zimna i już!
Przed mrozami pojawiła się w na trawniku wiewióra. Chyba Kminek, ale już w zimowej szacie. Futerko miał podbite szarym puchem. Taki posiwiały deczko wiewiór też jest prześliczny. Jaskół zaobserwował, że Kminek władował się do wywietrznika obok okna sypialni. Tego samego, z którego Bazylka (?) wynosiła młode. No i mamy zgryz- czy Kminek to aby on, a może to jest Kminkula? No, bo czy samiec wiewiór zna miejsce, gdzie rodzą się młode wiewiórki? A ewidentnie ładował się w wywietrznik, jakby znał to miejsce bardzo dobrze.
Ktoś pomyśli- Jaskółka, to już nie ma większych zmartwień- zastanawia się, która wiewiórka jest babiszonem, a która posiada męską płeć. Ano, wolę już sobie o takich duperelach myśleć niż po raz kolejny wałkować w łepetynie „wielkie i doniosłe sprawy polityczne tego kraju”, które- słuchanie (radio) i czytanie (prasa)- już uszami mi wychodzą.
W ubiegły piątek zauważyłam klucz gęsi. Leciały bardzo wysoko. Poranne słońce podświetliło im skrzydła, posrebrzyło. Wyglądały jak duży, wolno sunący na niebie samolot. Przepiękne. Ciekawe, dlaczego tak późno leciały. Kierowały się najpierw na zachód, a potem nagle skręciły w stronę południa. Szkoda, że nie miałam aparatu przy sobie.
Trochę mroziku
 Mroźne złoto.

 Trochę kryształków.

 I widok na południowy- wschód. Las w rzeczywistości jest daleko. Co najmniej kilometr w linii prostej. Ale prosto do niego nie można się dostać- trzeba zrobić duże koło,ominąć ogromne pola, a potem wejść na leśne dróżki. Fajnie wyglądają znaki drogowe- trochę symboliczne jest to ich "odwrócenie".

 Mój ulubiony fragment krajobrazu w mroźny poranek. "Ciągnie" ta dal.
 Widok z okna. Nie wiem, dlaczego wyszło na niebiesko. Zdjęcie robiłam w otwartym oknie.
Musiałam te zimne zdjęcia przełamać czymś bardziej optymistycznym :) Chata w słonecznikach. Zdjęcie robiłam z okna samochodu. Domek stoi gdzieś na Trasie do Krakowa :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz